Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 10 marca 2018

Zagadki "Olbrzyma" w Górach Sowich



Zamek "Książ" wciąż zagadką w tyn co się kryje pod ziemią

Już od dawna zastanawiałem się nad tym, czy powracać do tego tematu. O zagadkowej i niezidentyfikowanej do końca osobie inżyniera Antoniego Dalmusa, jednego z głównych budowniczych kompleksu „Riese”, spisano już całe tomy. Sam osobiście rozwijałem gdzie się tylko dało ten frapujący wątek. Drugą zagadką, mniej znaną, ale niemniej interesującą, jest korespondent „Trybuny Wałbrzyskiej”  z 1959 roku o nazwisku Ryszard Makowski. To właśnie on przesłał redakcji w parę lat po cyklu artykułów Z. Mosingiewicza o podziemiach Gór Sowich sensacyjne informacje o tym, że Antoni Dalmus żyje i ma się dobrze, że przekazał mu  wiele interesujących szczegółów o „Riese”.

To był plon długotrwałych poszukiwań Ryszarda Makowskiego. Powinny one poruszyć „niebo i ziemię”, by jak najszybciej odsłonić tajemnice tego kompleksu. Niestety, nic takiego wówczas się nie stało, mimo że jak donosi Redakcja TW po opublikowaniu materiałów zgłosili się ludzie, którzy kiedyś, w przeszłości, mieli coś wspólnego z tymi podziemiami. Przede wszystkim byli to robotnicy i więźniowie zatrudnieni przy drążeniu podziemnych tuneli. Tajemnicą „Riese” zainteresowało się także „Polskie Radio” i popularny tygodnik „Świat” przysyłając do redakcji TW specjalnych wysłanników. Znamiennym było  jednak to, że po ukazaniu się kilkuczęściowego reportażu nie zgłosił się nikt z tzw. czynników oficjalnych. Nikt nie zabrał głosu. Po prostu sprawę podziemi traktowano jako coś nieistniejącego.

Z relacji Ryszarda Makowskiego wynikało, że Antoni Dalmus był inżynierem, głównym energetykiem w jednym z dużych zakładów przemysłowych na Opolszczyźnie, w Prudniku. (Przypominam, to miało miejsce w 1959 roku). Liczył sobie już wtedy 65 lat życia. Był typowym służbistą - „ordnung mus sein”, „Dienst is Dienst”... Przez wiele lat służył w wojsku. Miał ukończone dwa fakultety: Technichchochschule - Berlin i Technischebauhochschule - Wiedeń.

W okresie I wojny był w wojsku w stopniu leutnanta wojsk technicznych. W ostatniej wojnie nosił mundur majora, ale funkcje które zajmował były ważniejsze niż stopień wojskowy. Miał doskonałą pamięć. Dokładnie pamiętał wszystkie daty. Bez zająknienia wymieniał wysokość racji żywnościowych jakie pobierali robotnicy i więźniowie pracujący pod ziemią i na powierzchni. Pamiętał nazwiska Żydów, którzy w celach samobójczych rzucali się pod koła pociągu. Znał nazwiska osób, które przechowywały zbiegów, dopomagały im w uzyskaniu cywilnego ubrania fałszywych dokumentów. Znał wiele ciekawych szczegółów, ale nie pamiętał lub nie chciał pamiętać wiele innych istotnych faktów...

Znał osobiście wielu dygnitarzy III Rzeszy. Często bywał w sztabach, gdzie przez jakiś czas był doradcą w sprawach budownictwa fortyfikacyjnego. Jego serdecznym przyjacielem był słynny „lis pustyni”, który tak dobrze dał się poznać Anglikom pod El Alamein w Libii - generał Rommel. Z generałem tym, już po jego powrocie z Afryki wielokrotnie spotykał się na terenie Francji w czasie budowy „Wału Atlantyckiego”.

wybetonowana część podziemi "Osówki" w Głuszycy
 
Po zwycięskiej ofensywie wojsk radzieckich gdy front szybko zbliżał się do granic byłych Prus Wschodnich naczelne dowództwo niemieckich sił zbrojnych zdecydowało przenieść kwaterę Hitlera na inne tereny. Rozważano wiele możliwości jej lokalizacji. Były różne propozycje, ale wybór jednak padł na okolice Wałbrzycha. Dlaczego?... Podobno zadecydowało położenie geograficzne. Proszę sprawdzić na mapie. Linia proste przeprowadzone od Przylądka Północnego (Norwegia 25 południk) na wschód od Greenwich do Przylądka Passera (Włochy, Sycylia 15 południk) i do miasta Ufy znajdującego się na krańcach Europy przed górami Ural krzyżują się  w pobliżu Wałbrzycha.

Biorąc pod uwagę ewentualną inwazję Amerykanów na zachodzie, miejsce to było znacznie oddalone od Atlantyku. Z południa kwaterę broniły liczne pasma górskie a przede wszystkim Alpy. Od neutralnej Szwecji i Bałtyku Niemcy czuli się zabezpieczeni. Nikt nigdy nie przypuszczał, że ze wschodu związek Radziecki przysłowiowy jak mówili Niemcy „kolos na glinianych nogach” - potrafi się nie tylko bohatersko bronić, ale i atakując trafić w samo serce III Rzeszy, do Berlina. Sztab niemiecki widać wszystko przewidywał, ale nie liczył się z wielką zwycięską ofensywą Armii Czerwonej.

W roku 1943 wyznaczono miejscowości i okolice w których miały się mieścić betonowe schrony siedziby Hitlera, Goeringa, Himmlera i innych dostojników. Wybór padł na Góry Sowie (Eulen Gebirge). Latem 1943 roku do Walimia, Jugowic, Nowej Rudy, Ludwikowic, Głuszycy, Jedlinki i Wałbrzycha przyjechali niemieccy geolodzy. To oni właśnie ostatecznie orzekli, że Góry Sowie są górami starymi, niepodlegającymi już gwałtownym ruchom tektonicznym.

W październiku tego samego roku przytransportowano duże ilości różnego sprzętu budowlanego. Narody podbite dostarczały odpowiedniej siły roboczej. Specjalistów od podziemnych tuneli i betonowych budowli sprowadzono z Włoch, Francji, Norwegii, Austrii i naturalnie z Niemiec. Fachowcy ci, to długoletni pracownicy zatrudnieni przy budowie osławionej „Linii Zygfryda” (niemiecki odpowiednik francuskiej Linii Maginota), Wału Atlantyckiego, kwater w Berchtesgaden, w Kętrzynie i innych tego typu inwestycji.

„Nasz” major A.D. przyjechał do Walimia wprost z Cherbourga, gdzie nadzorował budowę ostatnich umocnień Wału. Oddelegowany został po to, aby „zrobić porządek na tej baustelli” (w Walimiu). Tak mieli się wyrazić jego zwierzchnicy. A trzeba tu powiedzieć, że na budowach tych panował bezład i korupcja. Kradzież materiałów i artykułów żywnościowych była na porządku dziennym.

W tym czasie (jesień 1943 roku) w Jedlinie, w byłej rezydencji pewnego barona (pałac w Jedlince), znajdowała się główna siedziba generalnego zarządcy budowy - generała Majera. Tu także, w tej miejscowości, znajdował się obóz dyspozycyjny - rozdzielczy (obok Fabryki Papy) siły roboczej - więźniów i robotników. Była to główna baza zaopatrzeniowa, materiałów budowlanych, sprzętu, mieszkali tu najlepsi różnego rodzaju fachowcy. Stąd kierowali oni byli na poszczególne odcinki robót.

podziemne sztolnie Osówki
 
O rozmachu tej kolosalnej inwestycji i tempie tej budowy niech świadczy fakt, że przy drążeniu podziemi pracowały 23 wielkie firmy. Między innymi firmy (Weiss und Freilag”, dalej „Filip Holzman”, „Dywidag” i inne). Te wszystkie firmy (różnych specjalności) miały do swej dyspozycji 38 tysięcy robotników. Według słów majora A.D. zatrudnionych tu było 18 tys. Żydów, 12 tys. Włochów. Do pozostałej reszty zaliczano Polaków (ale nie Żydów obywateli polskich), Ukraińców, Rosjan i Serbów. Poza Żydami, których przywieziono tu z gett całej podbitej Europy, pozostali robotnicy to byli przeważnie ludzie pochwyceni w ulicznych łapankach. Poza 38 tysiącami więźniów i przymusowych robotników pracował tu liczny nadzór techniczny, administracyjny, brygada Organizacji Todt oraz około 5 tysięcy wachmanów z oddziałów SS. Ogółem liczba zaangażowanych przy tej gigantycznej budowie ludzi sięgała 50 tys. !

Roboty wykonywano nie tylko ręcznie (tania siła robocza) ale i przy pomocy najnowszych w tym czasie maszyn budowlanych. Wystarczy tu wymienić ogromne agregaty prądotwórcze, potężne kompresory poruszające tysiące pneumatycznych wiertarek drążących skały, elektryczne sprężarki itp., itp.

O pośpiechu przy tej budowie świadczy to, że normalnie na budowach używa się 300-400 litrowe betoniarki. Przy tej inwestycji używane były betoniarki o pojemności 4 tys. litrów, a więc 10 razy większe niż normalne.

Ryszard Makowski podaje dalsze szczegóły życia obozowego Żydów i robotników. Największy obóz znajdował się przy kamieniołomach w Głuszycy. Przy stacji kolejowej Głuszyca Górna był obóz liczący około 300 kobiet żydowskich. Zatrudnione były przy innych pracach... Duży obóz znajdował się w Jugowicach Górnych, następnie w Kolcach (Fabryka Dywanów), obok stacji Ludwikowic. Obowiązki „kapo”w tych obozach pełnili przeważnie sami Żydzi, z czasem Niemcy, kryminaliści. Jak nas poinformował A.D. w Głuszycy Dolnej w obozie kapem był sam rabin. Z zawieruchy wojennej podobno ocalał, a obecnie przebywa w Izraelu. Cieszył się on wielkim uznaniem Żydów jak i Niemców.

Odkrycia Ryszarda Makowskiego były na owe czasy rzeczywiście rewelacyjne, Może zbyt fantastyczne i dlatego potraktowane jak baśń „z tysiąca i jednej nocy”. Rzecz dość dziwna, bo o Antonim Dalmusie znacznie wcześniej w TW napisał dość sporo Z. Mosingiewicz. Trudno pojąć z jakich powodów Antoni Dalmus zyskał ochronę osobistą ze strony bezpieki, skutkiem czego niemiecki oficer i  inżynier budowy „Riese”  mógł  spokojnie po wojnie przebywać i pracować w Polsce. 

Ryszard Makowski dał się uwieść A.D, którego ideą fix, jak się okazuje, było wyprowadzenie w maliny wszystkich zainteresowanych podziemiami w Górach Sowich, że to miała być kwatera Hitlera. Chodziło o ukrycie militarnego przeznaczenia Riese. Ale wszystkie inne szczegóły dotyczące rozmachu tej inwestycji i warunków, w jakich była realizowana są jak najbardziej prawdopodobne. Szkoda, że o Ryszardzie Makowskim wiemy tak niewiele, a przecież warto docenić jego trud w odsłonięciu tajemnic kompleksu „Riese”.

Myślę, że warto powracać przy każdej okazji do zagadek ostatniej wojny w Górach Sowich, tak ważnych z chwilą, kiedy wreszcie po upływie półwiecza nieco szerzej otwarły się wrota zainteresowania i oficjalnych dociekań badawczych związanych z tajemniczą niemiecką inwestycja militarną w Górach Sowich.

Z ogromnym aplauzem przyjąłem wiadomość, że jeszcze w tym roku jesienią zostaną otwarte  podziemia zamku Książ. To może stanowić dobry wstęp do dalszych poszukiwań. Wiadomo przecież, że do zwiedzania udostępniona będzie tylko część podziemnej budowli. Pozostała jest zablokowana zawałem, a jego usunięcie nie jest łatwe z uwagi na to, że w książańskich podziemiach znajduje się biuro badawcze ruchów górotwórczych i trzęsień ziemi Instytutu Naukowego z Warszawy. Być może pojawią się ludzie, którzy znajdą rozwiązania pozwalające dotrzeć do zamkniętej części podziemi. Tylko w ten sposób można będzie odsłonić największą zagadkę „Riese”.

 
zagospodarowana część "Podziemnego Miasta" Osówka


2 komentarze:

  1. Staszku.Kolejny bardzo dobry tekst na temat"Riese".Jak na historyka przystało potwierdzasz swoją wiedzę dostępnymi zródłami. Ciekawa jest osoba Antoniego Dalmusa,inżyniera,który zajmował się od 1943 r. budową kompleksu Riese,a następnie po wojnie zacierał ślady przeznaczenia tego kompleksu.Zaraz tą Twoją wiedzę udostępniam moim znajomym.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne karty historii... z zainteresowaniem - otwieram, dziękuję - za treść bogatą. Pozdrawiam... Staszku :)

    OdpowiedzUsuń