Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 6 marca 2018

Niezwyczajne rozterki młodego Hłaski

Jolanta Maria Kaleta gościła u nas w CK ze swoimi książkami

 Już któryś raz zachęcam wspaniałomyślnych Czytelników mojego blogu  do bliższego kontaktu z dobrą książką. Użyłem tutaj epitetu -”wspaniałomyślnych” - i nie jest to żaden komplement. Jeśli są jeszcze tacy wyjątkowi pasjonaci czytania, których stać na kliknięcie strony „tu jest mój dom”, dowodzi to trafności tego sformułowania. W dzisiejszym wirtualnym świecie  dominacji mediów  fono -wizyjnych wszystko co pisane schodzi na plan dalszy. Wiem, że większość  z Czytelników, to moi bliscy znajomi, dawne i teraźniejsze przyjazne dusze. Czytają teksty blogowe, bo mają to we krwi. A to że mnie znają pozwala im coraz częściej przycisnąć na facebooku pod linkiem postu - „to lubię”. I wtedy moja dusza rwie się w obłoki na skrzydłach głuszca.

Ale tak było dotąd. Dziś właśnie coś we mnie zadrżało, poczułem sygnał ostrzegawczy, czy robię dobrze agitując moich bliskich do czytania klasyków.

A wszystko to z powodu Marka Hłaski (1934-1969)  i jego kontrowersyjnej książki „Piękni dwudziestoletni”. Myślę, że o Marku i jego książce nie muszę się rozpisywać. Od dawna weszła do kanonu najwybitniejszych bestselerów naszej literatury powojennej, a jej autor stał się postacią legendarną, bo rzadko się zdarza by przeżywszy zaledwie 35 lat odegrać tak ważną rolę w historii literatury polskiej.

„Piękni dwudziestoletni” (1966 r.), to rodzaj autobiografii, a zarazem manifestu pokolenia młodzieży z połowy lat pięćdziesiątych. Pokolenia październikowego, do którego też mam powody się zaliczać. Rok 1956 zakotwiczył się w mojej pamięci, choć patrzę dziś po wielu latach na to wszystko z przymrużeniem oka. Chyba warto będzie o tym napisać, ale to innym razem.
Oto co pisze Marek Hłasko o swym nadzwyczajnym wyjeździe do Wrocławia w 1954 roku, wkrótce po ukazaniu się jego głośnej książki „Baza Sokołowska” (miał wtedy 20 lat), a tuż przed awansem na redaktora pisma „Po prostu”, które w październikowych wydarzeniach  1956 roku w Warszawie odegrało tak wielką rolę:

„Wyjechałem więc do Wrocławia, gdzie zamieszkałem u wuja. Miałem trzymiesięczne stypendium i trochę pieniędzy, które dostałem ze „Sztandaru Młodych” za moje opowiadanie „Baza Sokołowska”. Był to piękny czas, byłem nareszcie sam, mogłem czytać, pisać, chodzić do teatru – ale nie wiedziałem co mam robić najpierw. Kiedy zaczynałem pisać - zdawało mi się, że powinienem czytać, gdyż pomoże mi to w pisaniu, kiedy czytałem, zrywałem się i wybiegałem na miasto, gdyż wydawało mi się, że powinienem podglądać ludzi i wtedy znów wydawało mi się, że tracę czas na rozmowy, a przecież powinienem pisać  -  Chryste Panie, myślałem że zwariuję. Czytałem jednego dnia Misia Czeszkę; drugiego  -  Balzaka; potem odrywałem się do Dostojewskiego, aby czytać słownik Lindego; nocami szukałem wuja i znów wracałem do moich książek. Nie wiem, ile książek przeczytałem tego roku we Wrocławiu; przypuszczam że kilkaset. I z każdym dniem wiedziałem mniej; i z każdym dniem popadałem w rozpacz, że nigdy nie przeczytam tego co powinienem przeczytać. Wreszcie dano mi Gombrowicza do czytania i wtedy już oszalałem zupełnie”.

Boję się, że coś podobnego może spotkać tych, którzy poważnie potraktują moją zachętę do czytania wielkich dzieł literatury polskiej i światowej. Takie spontaniczne, żarłoczne rzucenie się w świat literackiej fikcji i fantasmagorii może przynieść nieodwracalne skutki. Odlecimy z euforią w  krainę imaginacji  i fantazji, gdy tymczasem trzeba w domu posprzątać, pozmywać naczynia, pomyśleć o zakupach, nie mówiąc o innych obowiązkach rodzinnych i służbowych.

Przeczytanie Biblii, albo też „Wojny i pokoju” Tołstoja, albo wszystkich trzech części trylogii Sienkiewicza, owszem jest potrzebne, ale róbmy to rozsądnie i z umiarem. A jeśli już, to zalecam by nie czynić tak jak Hłasko, to znaczy skakać z kwiatka na kwiatek, dziś Balzac, a jutro Dostojewski, a do tego jeszcze Linde z alfabetycznym indeksem języka polskiego. I nie należy wtedy myśleć o problemach dnia powszedniego. Oddajemy się fabularnej treści książki  i jej artystycznej oprawie całą swą osobowością.

Póki co proponuję na rozgrzewkę Marka Hłaskę i jego epos „Piękni dwudziestoletni”. Przeniesie on nas w krainę równie magiczną i  mistyczną, choć przecież nie tak odległą, ale dla wielu z Państwa zupełnie nieprawdopodobną, bo rozgrywającą się w egzotycznym dziś dla nas kraju nad Wisłą i Odrą. Nie do wiary, że działo się to niespełna sześćdziesiąt lat temu i że w tej fałszywej, zakłamanej, absurdalnej grze zwanej demokracją ludową uczestniczyła elita życia kulturalnego i literackiego stolicy. Marek Hłasko był jednym z pierwszych pisarzy, którzy potrafili to dostrzec i mieli odwagę  o tym napisać. Zapłacił za to wysoką cenę, jaką stało się życie na emigracji. Nie trwało ono zbyt długo, o pierwszych latach tułaczki czytamy w jego książce. Warto do niej zajrzeć do czego zachęcam w przeświadczeniu, że jej przeczytanie nie zabierze nam zbyt wiele czasu i nie spowoduje takiej reakcji, jak u Hłaski „Ferdydurke” Gombrowicza.

A dla amatorów książek sensacyjnych, których akcja rozgrywa się w naszej okolicy, proponuję „W cieniu Olbrzyna” lub „Riese” tam gdzie śmierć ma sowie oczy”. Obydwie książki wrocławskiej pisarki Jolanty Marii Kalety potrafią nie tylko nas przenieść w tajemniczy świat powojennej rzeczywistości ziemi wałbrzyskiej, ale też zafascynować dramatycznymi losami bohaterów książki, bo przecież jesteśmy ich  emanacją.

Nadal jestem przekonany co do tego, że czytanie nie szkodzi, a wręcz odwrotnie  -  czyni nas lepszymi.


2 komentarze:

  1. Żeby tylko nam życia starczyło na przeczytanie tych najbardziej wartościowych książek.
    Dziękuję za tekst. Zawsze myślę, że Twój aktualny tekst jest najlepszy. A potem okazuje się, że nastepny jest jeszcze lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie mam żadnych wątpliwości, bo najlepsze teksty znajduję co rusz pod adresem: stokrotkastories. blogspot.com Jeśli ktoś nie wierzysz, proszę się osobiście przekonać. Ja to czynię z ukontentowanioem od dłuższego czasu.

      Usuń