Słynny deptak w Parku Zdrojowym |
Zanim opowiem cos niecoś o „perle
naszych uzdrowisk” - Szczawnie-Zdroju, spróbuję stworzyć odpowiedni nastrój, bo
o szczawieńskim kurorcie nie da się pisać językiem podręcznika historii.
Przypomnę więc romantyczne zdarzenie z przeszłości, które jak sądzę zachęci
jeszcze mocniej do zainteresowania się jego historią.
Rozpocznę od fragmentu wiersza:
„Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci,
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,
Słuchaj - bo to są najlepsi poeci…”
Wytrawni znawcy naszej literatury
odkryli od razu, że jest to początek wiersza
znakomitego wieszcza z epoki Romantyzmu, Juliusza Słowackiego i nosi
tytuł „W pamiętniku Zofii Bobrówny”.
Wiersz pisany wczesną wiosną 13
marca 1844 roku do albumu Zosi, córki Joanny Bobrowej, z którą poeta przyjaźnił
się w ostatnich latach swego życia był w dalszej swej części wyrazem
przejmującej tęsknoty do ojczyzny, do której sam Słowacki nie mógł powrócić,
tak jak zamierzała to uczynić jego znajoma z całą rodziną.
Dlaczego przypominam ten wiersz
Słowackiego i wymieniam z imienia jego adresatkę, Zofię, a także jej matkę
Joannę Bobrową. Czy mają one coś wspólnego z nasza ziemią wałbrzyską, której z
reguły poświęcam moje opowieści? Okazuje się , że sam Juliusz Słowacki nie, ani
też bezpośrednia właścicielka sztambucha, Zosia.. Natomiast jej mama, Joanna Bobrowa - tak. Jest ona bowiem bohaterką niezwykle
pięknego i wzruszającego romansu, którego miejscem było nasze podwałbrzyskie
uzdrowisko – Szczawno Zdrój.
Gdyby tu chodziło tylko i
wyłącznie o panią hrabinę Bóbr-
Piotrowicką z Wołynia, zarejestrowaną wraz z córkami w maju 1838 roku w księgach pensjonatu „Pod Topolą” w Salzbrunn i jakiegoś jej
przypadkowego amanta, można byłoby darować sobie ten incydent. Ale jej
adoratorem był człowiek niezwykłej miary, trzeci z plejady naszych największych
romantyków w literaturze polskiej, obok Mickiewicza i Słowackiego -
26-letni wówczas autor „Nieboskiej komedii”
Zygmunt Krasiński.
Nie ma żadnej wątpliwości, że
tutaj w szczawieńskim kurorcie miało miejsce utajnione spotkanie dwojga osób
znających się już wcześniej i bardzo zakochanych w sobie. Problemem było to, że
hrabina Joanna Bobrowa była już osobą zamężną, a jej adorator, młodszy od niej
o kilka lat poeta miał pełną świadomość tego, że nie jest to miłość do zaakceptowania
i ze względów moralnych i prestiżowych przez jego rodzinę.
Przyjrzyjmy się na moment temu,
kim był Zygmunt Krasiński i kobieta która podbiła jego serce.
Zygmunt pochodził z jednego z
najstarszych rodów magnackich w Polsce. Ojciec jego, Wincenty Krasiński był generałem początkowo w służbie
napoleońskiej, a potem w wojsku Królestwa Kongresowego. Wówczas to przeszedł na
służbę cara. Przed wybuchem powstania listopadowego w 1830 roku 18-letni
Zygmunt wyjechał za granicę na dalsze studia. Nie mógł pogodzić się z tym, że
ojciec jego stanął po stronie wojsk Wielkiego Księcia Konstantego. Efektem
głębokich przeżyć poety, rozdarcia wewnętrznego i krytycznej oceny współczesnej
rzeczywistości był jego dramat „Nieboska
komedia” napisany w 1833 roku. Utwór ten należy do najwyższych arcydzieł
dramaturgii polskiego romantyzmu, porównywany do III części „Dziadów” Adama
Mickiewicza.
Młody 21-letni Zygmunt Krasiński zyskał więc dużą sławę w
środowiskach polskiej emigracji popowstaniowej, zwłaszcza że nie zamierzał
wracać do zniewolonej ojczyzny. W dwa lata później napisał kolejny dramat
romantyczny p.t. „Irydion”. Wówczas to zaprzyjaźnił się z Juliuszem Słowackim,
doceniając w pełni jego geniusz poetycki.
Zygmunt Krasiński wiele
podróżował po Europie, mieszkał na zmianę w Genewie, potem w Rzymie. Zaglądał
też od czasu do czasu do rodzinnej Opinogóry
pod Ciechanowem. Dla podreperowania
zdrowia bywał częstym gościem głośnych w Europie kurortów.. Pozwalała mu na to
pomoc materialna zamożnej rodziny magnackiej, zwłaszcza że ojciec i po
powstaniu cieszył się wielkimi względami cara. Bywał też w słynnych Zahajcach w
powiecie krzemienieckim na Wołyniu w dworku marszałka wołyńskiego Teodora
Bóbr-Piotrowickiego, gdzie mógł w skrytości ducha podziwiać i adorować uroczą
jego żonę i matkę dwóch. córek, Zofii i
Ludwiki.
Joannę Bobrową poznał za
granicą w Rzymie w 1834 roku i od razu zapłonął romantyczną miłością. Subtelna,
egzaltowana, rozkochana w poezji dama wprawiała poetę w niezwykłą ekstazę, to
jej dedykował pierwodruki „Nieboskiej komedii” i „Irydiona”. W miarę upływu
czasu neurasteniczna, gotowa na rozwód z mężem Joanna stała się dla Zygmunta
Krasińskiego ciężarem, bowiem miał on pełną świadomość, że takiego związku nie
zaakceptuje jego ojciec, którego cenił i kochał i z którym musiał się liczyć.
Zanim spotkał się ze swoją
wybranką w Szczawnie, dwa lata wcześniej w1836 roku w wierszu „Chciałbym anioła
widzieć” pisał:
„Chciałbym anioła widzieć na tym grobie,
kędy sny nasze leżą pogrzebane,
co by mi czasem zaśpiewał o tobie,
jak śpiewa tułacz pamiątki kochane;
Ach, głos twój gdyby ponad moim czołem
Ozwał się, lecąc od dalekiej strony,
Choć raz się ozwał, wiatrami niesiony,
Ten głos twój byłby mi takim aniołem !”
Przyjrzyjmy się przez chwilę jak
wyglądało tajemne spotkanie stęsknionych kochanków w szczawieńskim zdroju.
Sanatorium "Gigant" w Szczawnie-Zdroju |
Zygmunt Kraiński wraz z
przyjacielem Konstantym Danielewiczem, z zawodu lekarzem, zamieszkał w hotelu
„Korona” (dzisiejsza „Korona Piastowska”), miał więc do swej ukochanej parę
kroków. Spotykali się kilka razy dziennie, starając się wykorzystać maksymalnie
ten krótki, zaledwie dziesięciodniowy czas na spełnienie miłosnych uniesień. O
takiej chwili marzył młody poeta przez cztery lata od momentu poznania, czemu
dawał wyraz w wierszach lirycznych, podobnie jak ongiś Francesco Petrarka w
sonetach „Do Laury”. A ponieważ „Laura” Zygmunta Krasińskiego była kobietą
czułą i wrażliwą na piękno poezji, wydawało się że ta miłość przezwycięży
wszystkie przeszkody.
Niestety, to właśnie tu w
Szczawnie młodzieńcza miłość Krasińskiego znalazła swoje apogeum. Świadczy o
tym fragment listu pisanego ze Szczawna
do przyjaciela:
„Nie kochać jej nie jest w mocy mojej. Im słabsza, im smutniejsza, im
coraz bardziej tracąca piękność dawną, tym mocniej lgnie moje serce do niej.
Dzień cały minął mi z nią, jak sen pełen tęsknoty… Wczoraj zeszło mi z nią,
przy niej zejdzie mi dzisiaj podobnie…Nieszczęsny ten, kto z naiwnością
dziecka, z marzeniem o szlachetności, targnął się na cudze prawa, żonę od męża
oderwał, matkę od dzieci… Jam to uczynił, myśląc szalony, że na tej drodze
poezja i wiosna.”
Pomimo miłosnego zauroczenia
pojawiają się u Zygmunta wyrzuty sumienia, świadomość że ten związek nie ma
przed sobą przyszłości.
Jakoż i tak się stało wkrótce
potem, przy czym odbyło się to na skutek zdecydowanej ingerencji jego ojca. Poeta wzbraniał się pokąd mógł, aż
w końcu uległ. Ale jeszcze przez jakiś czas będzie żył ułudą, że uda mu się
wrócić do swej bogini młodzieńczych natchnień.
Jak to często w życiu bywa
ostateczną tamę tej egzaltacji postawiła inna kobieta. A była nią, sławetna
„rusałka podleskich jarów”, rozwiedziona z synem znanego targowiczanina
piękność, słynąca z talentów malarskich, wokalnych i muzycznych, wytworności,
majątku i umiejętności łamania męskich serc – znana w literaturze i historii –
niejaka Delfina z Potockich.
To nasza rodzima, polska femme
fatale.
Kochał się w niej Juliusz
Słowacki, a także Fryderyk Chopin, który zadedykował jej słynny koncert f-moll.
Teraz dobił do tej plejady adoratorów także Zygmunt Krasiński. Romans Zygmunta
i Delfiny ciągnął się właściwie do lat
pięćdziesiątych, kiedy to coraz bardziej Krasiński zapadał na zdrowiu. Uważał
swoją wybrankę za typ „najpoetyczniejszej”, a zarazem najrozumniejszej kobiety
i prowadził z nią obfitą artystyczno - intelektualną korespondencję, stanowiącą
do dziś przykład polskiej romantycznej epistolografii.
Do niej adresował w 1844 roku
wzruszający wiersz:
„Módl się ty za mnie, gdy przedwcześnie zginę
za winy ojców i za własną winę!
Módl się ty za mnie, by mnie i w mym grobie
nie opiekielnił żal wieczny po tobie!
Módl się ty za mnie, bym u Boga w niebie
po wiekach wieków kiedyś spotkał ciebie
i tam przynajmniej odetchnął wraz z tobą,
bo mi tu wszystko trudem i żałobą…
Módl się ty za mnie! - Jam cię kochał wiernie
I tak jak bezmiar bezmierny – bezmiernie…”
Ale wróćmy jeszcze na moment do
tej pierwszej miłości Krasińskiego, Joanny Bobrowej. Musiała być równie
niepospolitej urody, skoro mimo dostrzeżonej przez Zygmunta w cytowanym liście
„traconej piękności”, potrafiła także zawrócić w głowie podobnie jak Delfina,
samemu Juliuszowi Słowackiemu. Przez wiele lat była jego natchnieniem i
uosobieniem kobiecości, stąd piękne liryki, jak ten do córki Zosi cytowany na
wstępie mojej opowieści. Samej Joannie poświęcił Słowacki wiersz „Do pani
Joanny Bobrowej” i w ten sposób wprowadził ją na trwałe do literatury polskiej
fasada wschodnia zamku Książ |
Szczawieński exodus Zygmunta
Krasińskiego znalazł swoje ucieleśnienie w relacji z wycieczki do zamku Książ,
pierwszym w języku polskim opisie tej malowniczej warowni, cytuję:
„Wczoraj wieczorem poszliśmy z Konstantym do Książa, zamku starego, o
milę stąd. Przystęp doń, okolony gęstym borem, przypominającym okolice, które
zwykle opisuje Jean Paul. Nagle stajesz nad głębokim przepaścistym jarem, w
dole strumień huczy, boki spadziste, nastrzępione jodłami. Pośrodku jaru wznosi
się opoka równie odległa od brzegów. Na niej gniazdo arystokratyczne grafów
Hochbergów, zachowane w całości zewnątrz i wewnątrz”.
Opis jest znacznie obszerniejszy,
dotyczy nie tylko widoku zewnętrznego zamku, ale i wewnętrznych sal i komnat,
włącznie z Aulą Maksymiliana. Można o tym dowiedzieć się więcej z książki
naszego znakomitego wałbrzyskiego
historyka i pisarza, Alfonsa Szyperskiego „Polacy w dawnym Szczawnie i Starym
Zdroju”. Zdaję sobie sprawę z tego, że niełatwo dotrzeć dziś do tej
książeczki, a ponieważ stanowi ona dla mnie inspirację do lepszego poznania
przeszłości naszego regionu, mam nadzieję, że tą opowieścią zachęcę Państwa do
bliższego kontaktu z tego rodzaju literaturą.
Zaś o przeszłości Szczawna-Zdroju
coś niecoś w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz