Zaskoczę dziś
moich Czytelników tekstem napisanym dwa lata temu przy okazji Święta Niepodległości,
który jak się wkrótce okaże nie stracił wiele na swej aktualności. Oto dosłowna
treść tamtego felietonu:
Siedzę sobie
i denerwuję się, o czym tu napisać w dzień świąteczny, by nie zniechęcić tych
internautów, którzy nawet w takim momencie dziejowym jak Święto
Niepodległości zdobywają się na hart ducha i najwyższe ryzyko, jakim jest
zajrzenie do mojego bloga. Trudno jest przewidzieć, co tam autor nowego
„wymodził”, czym próbuje zabłysnąć, czy warto było tracić czas świątecznego
relaksu. Tymczasem pod wrażeniem tego, co mnie dziś czeka, a pochwalę się, że
zostałem imiennie zaproszony na obchody Święta Niepodległości i w moim mieście
Głuszycy, i w sąsiedniej Jedlinie-Zdroju, nie jestem w stanie skupić myśli i
wyzwolić z siebie choćby odrobiny twórczej weny. „Jeżeli możecie nie pisać, nie
piszcie” - pamiętam taką sentencję wybitnego pisarza, skierowaną do
swoich uczniów, adeptów sztuki pisarskiej, a ja czuję, że mogę nie pisać. Ale
nie mogę zawieść moich Czytelników. W dodatku, w taki dzień.
Nagle
dostrzegam w sobie przebłysk inteligencji. Przecież mogę wyręczyć się,
wyjątkowo dziś przy święcie, dwoma drobniutkimi tekstami mojego prasowego guru,
Michała Ogórka. Obydwa felietoniki cyklu „Ogórek przed niedzielą” pochodzą z
dwóch ostatnich numerów „Gazety Wyborczej” ( 4 i 10-11 listopada). To są w
mojej ocenie prawdziwe majstersztyki dowcipu i satyrycznej trafności
spostrzeżeń. Wychodzę z założenia, że nie wszyscy czytają „GW”, a nawet
przeglądając gazetę można łatwo pominąć drobniutkie miniaturki w dolnym rogu
gazety, a to byłaby niepowetowana strata.
Jeśli nie
wierzycie, no to poczytajcie:
„Znów przed naszą erą”
„Unia Europejska
wraca do antyku i to wcale nie z powodu wieku i wigoru swoich przywódców. Jak w
starożytności pierwsza, sama nie wiedząc dlaczego i będąc dla siebie
niespodzianką, upada Grecja. Następni w kolejce Rzymianie – tradycyjnie nie
umiejący przeprowadzić cięć we własnym zakresie – znów czekają na Germanów, aby
przyszli z północy, przeprowadzili ostrą kurację oszczędnościową i zacisnęli im
pasa na szyi.
Polska w tym
okresie dopiero czeka na chrzest, który ma ją wydobyć z niebytu. Jest to i dziś
program gospodarczy prawicy.
„W Polsce
można do czegoś dojść tylko, jeśli się zginęło. Na szczęście niekoniecznie
osobiście; można przez krewnych. Już w PRL-u mówiło się: stracił na wojnie nogę
brata. Teraz za utratę męża – wchodzi się do Sejmu. Nawet ostentacyjnie
antymartyrologiczna Wanda Nowicka zostaje wybrana na wicemarszałka Sejmu
dopiero za to, ze ktoś z jej rodziny został zamordowany w Katyniu.
Osobnym
przypadkiem jest Zbigniew Ziobro, który oświadczył, że przelewał krew za PiS.
Zapomniał tylko dodać, czyja to była krew”.
Jeśli ktoś
po wyborze tych fragmentów z felietoników Ogórka powie, iż jestem antypisowski,
to odpowiadam, że tylko w stosunku do jego hybryd (PiS-bis, PiS-trio). PiS- uno
nie wchodzi w rachubę. Udzielam też azylu politycznego jednoosobowej mutacji
PiS-Dorn. A w ogóle dziś mamy święto wszystkich Polaków, i tych
prawdziwych, i tych POmieszanych, a nawet tych co wolą Pali(ć)kota, byle był z
salonów Jarosława.
Najweselej
świętują ludowcy, dla nich 11 listopada to powtórzenie Zielonych Świąt, znów więc
zagrają orkiestry strażackie na cześć swego Prezesa, geniusza-wynalazcy, który
jako jedyny w Polsce wie jak się robi z małego – duże lub z byle czego – coś.
Czułbym się
całkiem miło i wesoło, gdyby mi w oczach nie tkwiła pełna zadumy i melancholii
twarz byłego Marszałka Sejmu, Grzegorza Schetyny. To któreś z kolei Święto, w
którym stojąc na bocznym torze historii zadaje sam sobie hamletowskie pytanie: Być albo nie być ?
Ale mimo wszystko -
Wesołych Świąt !
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Fot. Zbigniew Dawidowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz