Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

poniedziałek, 28 listopada 2016

W drodze do dawnej świetności


dawny kurort  - w poszyciu leśnym


Dziś wskażę inny kierunek weekendowej eskapady w najbliższe okolice, równie obiecujący i  ciekawy, jak  proponowany wcześniej Walim, Jedlina-Zdrój,  czy Głuszyca. Opowiem  o zaszytym w lasach i górach, nieomal odciętym od świata uroczysku, którego przedwojenną sławę i znaczenie roztrwonili powojenni polscy gospodarze. Gdy wydawało się, że wszystko przepadło po przemianach sierpniowych w kraju dotarł i tu ożywczy prąd,  a od paru lat miejscowość ta przeżywa swoistą reinkarnację. Zanim jednak zdradzę tajemnicę, gdzie chcę Państwa zaprosić, pozwolę sobie na krótką, podnoszącą na duchu  płeć piękną, maleńką dygresję.

Zbyt mało się mówi i pisze o roli kobiet w historii regionu wałbrzyskiego. Wyjątek stanowi księżna Daisy, angielska arystokratka Mary Therese Olivie Cornwallis-West, poślubiona w 1892 roku przez dyplomatę i podróżnika, hrabiego Rzeszy Hansa Heinricha XV von Hochberga księcia von Pless, właściciela Pszczyny i Książa. Daisy, uważana za jedną z najpiękniejszych kobiet w księstwie Walii, to wybitna osobowość w dziejach zamku Książ.  Urządziła w nim na wzór angielski piękne ogrody, dbała o czystość i higienę pałacu, pobudowała gustowne łazienki przy pokojach gościnnych, organizowała bale charytatywne fundując sierociniec, przychodnię dla matek pracujących, szkołę dla ubogich dziewcząt. Jej działalność charytatywna w okresie II wojny światowej zasługuje na szczególny podziw i uznanie. Nie godziła się nigdy ze zbrodniczą polityką A. Hitlera. M. in. po kryjomu dostarczała do obozu Gross Rosen paczki żywnościowe dla więźniów.

O księżnie Daisy wiemy już wiele, jej postać wpisała się na trwałe w historię zamku Książ i Wałbrzycha. A w pobliżu Książa w lasach Lubiechowa jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko.

Coraz lepiej poznajemy historię okolicznych miejscowości wokół Wałbrzycha. Okazuje się, że  w ich rozwoju  kobiety odegrały niepoślednią rolę.

W ratowaniu zamku Grodno w Zagórzu Śląskim zapisała się złotymi zgłoskami w II połowie XIX wieku baronowa Emile von Zedlitz und Neukirch. To dzięki jej operatywności zbudowano obok zamku schronisko z gospodą i otwarto zamek do zwiedzania przez turystów.

Do powstania uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju w 1723 roku przyczyniła się walnie Charlotta żona ówczesnego właściciela Jedlinki, generała barona von Seherr-Thossa, od imienia której wzięło nazwę miasto- uzdrowisko Bad Charlottenbrunn. To właśnie ona była inicjatorką zagospodarowania źródeł wody mineralnej i zbudowania sanatorium,  w którym była pierwszym zarządcą.

Podobnie ma się sprawa z przekształceniem w uzdrowisko zaszytej w zaciszu gór i lasów, spokojnej  wsi służebnej Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko k. Mieroszowa), należącej  wcześniej do pobliskiego zamku Radosno.

Domyślacie się już Państwo, że jest to proponowany przeze mnie kolejny cel sobotnio-niedzielnej eskapady. A moja dygresja o roli kobiet w dziejach regionu wałbrzyskiego znajduje tutaj w Sokołowsku swoje apogeum.

Przełom w dziejach Sokołowska nastąpił bowiem w roku 1849, gdy zjechała tu na wypoczynek hrabina Maria von Colomb, siostrzenica feldmarszałka von Blüchera. Jako zwolenniczka nowatorskiej wówczas metody wodolecznictwa, zwróciła uwagę na czystość tutejszych wód i powietrza, łagodny mikroklimat, uległa też niezwykłemu urokowi krajobrazów. Otworzyła więc zakład wodolecznictwa. To właśnie ona skłoniła swego szwagra, dr Hermanna Brehmera do utworzenia tutaj uzdrowiska. Dr Brehmer był prekursorem nowej metody klimatycznego leczenia gruźlicy płuc, uznał to miejsce za idealne. W 1855 roku uruchomił pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium przeciwgruźlicze, w którym zastosował metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego, osiągając zdumiewające wyniki. Sokołowsko zyskało później światową sławę jako „śląskie Davos”, chociaż powinno być odwrotnie, bo właśnie szwajcarskie Davos powstało na wzór Sokołowska.

W latach 1861-62 otworzono nowe, ogromne sanatorium, obecny „Grunwald”, utrzymany w stylu mauretańskim. Dr Brehmer propagował czynne leczenie: codzienne spacery, umiarkowany wysiłek fizyczny na świeżym powietrzu, zdrowe żywienie. Wokół sanatorium powstały parki z licznymi pawilonami, altankami, fontannami i rzadkimi okazami drzew. Dbano też o rozrywki dla kuracjuszy, m. in. spektakle teatralne, koncerty.

Najbliższym współpracownikiem dr Brehmera  w latach 1874-80 był polski lekarz, internista, który twórczo rozwijał, a potem kontynuował metody leczenia swego mistrza jako profesor Uniwersytetu Warszawskiego, założyciel Polskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego. Nazywał się dr Alfred Sokołowski To właśnie na jego cześć po wojnie w 1945 roku miejscowość ta otrzymała nazwę Sokołów Śląski, zmienioną następnie na Sokołowsko.

Wróćmy jeszcze do historii. W II połowie XIX wieku rosnąca sława uzdrowiska przyczyniła się do jego spontanicznego rozwoju. Wznoszono nowe pensjonaty, hoteliki, restauracje. Obok „Grunwaldu” cieszył się powodzeniem kolejny duży obiekt sanatoryjny, zwany dziś „Orzeł Biały”. Wspaniale zaprojektowany i   urządzony park przy „Grunwaldzie” sięgał aż powyżej pensjonatu „Villa Rosa”, gdzie znajdowała się sadzawka ze złotymi rybkami. Sokołowsko stało się kurortem zdolnym zachwycić przybyszów wrażliwych na piękno przyrody i architektury. Choć leczenie w sanatorium było drogie, przybywali tu chorzy z szerokiego świata. Z całych Niemiec, z ziem polskich, z ogromnej Rosji ( dla których zbudowano specjalnie małą cerkiewkę) i z Węgier, z zimnej Szwecji i wilgotnej Holandii, a nawet słonecznej Italii, czy odległej Ameryki Północnej. W 1887 roku przebywało tu 730 kuracjuszy. Dr Brehmer jako pierwszy w Sokołowsku udowodnił, że gruźlica płuc jest chorobą uleczalną. W okresie międzywojennym modne stało się narciarstwo biegowe, zbudowano też skocznię narciarską.

W Sokołowsku, podobnie jak w Szczawnie bywali słynni ludzie, m. in. z Zakopanego przybył Tytus Chałubiński z  ciężko chorym na gruźlicę synem Franciszkiem. Niestety syna nie udało się już uratować. Dr Chałubiński rozsławił ten górski zdrój, położony w balsamicznej kotlinie Gór Suchych, na obszarze całego Królestwa i Galicji, dzięki czemu z tutejszego leczenia uzdrowiskowego korzystali też chętnie Polacy. Przeniósł  też nowatorskie metody leczenia gruźlicy do Zakopanego.

Ze znanych postaci życia kulturalnego warto wspomnieć jednego z najwybitniejszych malarzy śląskich, prof. Johanna Maksymiliana Avenariusa, który pozostawił po sobie malowidła w kościele i sanatorium.

Sokołowsko szczyci się tym, że mieszkał w nim po wojnie przez kilka lat w związku z chorobą ojca słynny reżyser Krzysztof Kieślowski. Tu chodził do szkoły, tu zmarł jego ojciec i jest pochowany na mieroszowskim cmentarzu, tu nakręcił po latach film „Prześwietlenie” o chorych na gruźlicę, który na przeglądzie filmów dokumentalnych we Włoszech wzbudził duże zainteresowanie. Sam Kieślowski często wspominał ze wzruszeniem lata dzieciństwa i wracał chętnie do Sokołowska.

W pierwszych latach Polski Ludowej uzdrowisko przeżywało regres. Próbował go ratować od 1956 roku zasłużony dla Sokołowska, dr Stanisław Domin. Udało mu się odremontować sanatorium „Orzeł Biały” i „Chrobry” oraz szereg innych budynków uzdrowiska. Nie zdołał  uratować potężnego „Grunwaldu”, który z roku na rok ulegał dewastacji.

Od kilku lat coś drgnęło w próbach restaurowania dawnej świetności uzdrowiska. Powoli ale skutecznie dokonuje się proces rewitalizacji. Dowiadujemy się o tym z nadzieją i radością, że znalazło Sokołowsko swoich mecenasów i dobroczyńców. Wprawdzie droga jeszcze daleka, ale aktywna społeczność wiejska przy pomocy władz samorządowych Mieroszowa z zapałem i ofiarnością wspomagają wszystkie służące rozwojowi inicjatywy. Sokołowsko staje się coraz bardziej zadbane, odrestaurowane, piękniejsze.

Trudno przewidzieć w jakim stopniu dawna sława Sokołowska sytuuje miasto Mieroszów w gronie najbardziej operatywnych i skutecznych gmin turystycznych regionu wałbrzyskiego. Mieroszów jak przystało na miasto przygraniczne pracuje nad poprawą swego wizerunku już od lat. To właśnie w gminie Mieroszów można było znacznie wcześniej niż gdzie indziej znaleźć godziwe warunki do rozwoju wypoczynku, sportu i rekreacji Tu najwcześniej rozwinęła się przyjazna i na niezłym poziomie gastronomia. Wystarczy wymienić hotel i restaurację „Darz Bór” w Rybnicy Leśnej, pensjonat „Leśne Źródło” w Sokołowsku, hotel „Eden” w Kowalowej, nie mówiąc o schronisku górskim „Andrzejówka”. Mieroszów dał się poznać w całym kraju z masowej imprezy sportowo-rekreacyjnej „Bieg Gwarków” w narciarstwie biegowym, organizowanej od wielu lat na zmianę pod Waligórą na  Przełęczy Trzech Dolin obok „Andrzejówki”, albo też w Sokołowsku.

Sokołowsko powoli wkracza na drogę odbudowy. To ogromnie ważne dla reaktywowania uzdrowiska, a co za tym idzie – funkcji leczniczej, wypoczynkowej i turystycznej gminy. Takie szanse ma Mieroszów skutkiem otwarcia drogowego przejścia granicznego w Golińsku z Czechami, a także przejścia pieszego i rowerowego Mieroszów-Ždanov, które znacznie skróciło drogę do atrakcji turystycznych Gór Stołowych w Czechach i Gór Suchych w Polsce. Mieroszów ma do zaoferowania piesze i rowerowe wycieczki w okoliczne góry, punkty widokowe, turystyczne wiaty na szlakach, schroniska i kilkanaście punktów gastronomicznych. W samym mieście godne obejrzenia jest zabytkowe centrum z kaskadowym rynkiem i podcieniami, kościół parafialny św. Michała Anioła z XV w. i inne zabytki. Na terenie gminy warto zwiedzić starą kuźnię w Różanej, drewniany kościółek Św. Jadwigi w Rybnicy Leśnej, schronisko górskie „Andrzejówka”, ruiny zamku Radosno na drodze do Sokołowska, a także niewielką cerkiew prawosławną wraz z Galerią Słowiańską w Sokołowsku. Mieroszów utrzymuje przyjazne kontakty z czeskim, przygranicznym Meziměstí. Jak się dowiadujemy owocem tej współpracy w I etapie jest projekt budowy wspólnej dla obu miast hali sportowej, traktowanej jako kompleks rekreacyjno-turystyczny, ale projekt dotyczy także innych przedsięwzięć sprzyjających rozwojowi turystyki i rekreacji. 

No i Mieroszów ma obok siebie Sokołowsko, do którego nie dojedzie na szczęście żaden tir, bo nie zmieści się pod wiaduktem kolejowym, jedyną drogą prowadzącą do zdroju. Ile jeszcze wody popłynie rwącym nurtem Sokołowca zanim powróci dawna świetność „śląskiego Davos”, nim w stawie przy „Villa Rosa” pojawią się znów złote rybki, a  wałbrzyski baedeker doniesie, że Mieroszów, to urocze, turystyczne miasteczko koło Sokołowska, kurortu o światowej sławie ? 
    
Nie jestem pewien, czy udało mi się zachęcić Państwa, by spędzić weekend w Sokołowsku. Myślę, że warto spróbować. I koniecznie trzeba po przyjeździe odstawić samochód i wyruszyć na wycieczkę  pieszo, spacerkiem, bez pośpiechu. Warto przy okazji zwrócić uwagę na otaczające dawny zdrój ze wszystkich stron, majestatyczne krajobrazy lasów i  gór.  

Sokołowsko, to enklawa ciszy i spokoju w Górach Suchych, miejsce wyjątkowe o swoistym mikroklimacie, czystości powietrza i wody, wspaniałych warunkach do uprawiania malej turystyki, rekreacji i wypoczynku. A gdybyśmy przy okazji zawadzili też o coraz to piękniejsze miasteczko Mieroszów i poznali inne atrakcje turystyczne, o których wspomniałem wyżej, to takiej wycieczki nie zapomnimy przez długie lata.

1 komentarz:

  1. Panie Stanisławie, w moim poście o Pszczynie zalinkowałam artykuł, którego autor, pisząc o Daisy, oparł się na Pana tekście:)
    chyba Pan tego nie zauważył?
    http://www.ksiaz.com.pl/wspomnienia-o-ksiezniczce-daisy

    OdpowiedzUsuń