dawny kurort - w poszyciu leśnym |
Dziś
wskażę inny kierunek weekendowej eskapady w najbliższe okolice, równie
obiecujący i ciekawy, jak proponowany wcześniej Walim, Jedlina-Zdrój, czy Głuszyca. Opowiem o zaszytym w lasach i górach, nieomal odciętym
od świata uroczysku, którego przedwojenną sławę i znaczenie roztrwonili powojenni
polscy gospodarze. Gdy wydawało się, że wszystko przepadło po przemianach
sierpniowych w kraju dotarł i tu ożywczy prąd, a od paru lat miejscowość ta przeżywa swoistą
reinkarnację. Zanim jednak zdradzę tajemnicę, gdzie chcę Państwa zaprosić,
pozwolę sobie na krótką, podnoszącą na duchu płeć piękną, maleńką dygresję.
Zbyt
mało się mówi i pisze o roli kobiet w historii regionu wałbrzyskiego. Wyjątek
stanowi księżna Daisy, angielska arystokratka Mary
Therese Olivie Cornwallis-West, poślubiona w 1892 roku przez dyplomatę i
podróżnika, hrabiego Rzeszy Hansa Heinricha XV von Hochberga księcia von Pless,
właściciela Pszczyny i Książa. Daisy, uważana za jedną z najpiękniejszych
kobiet w księstwie Walii, to wybitna osobowość w dziejach zamku Książ. Urządziła w nim na wzór angielski piękne
ogrody, dbała o czystość i higienę pałacu, pobudowała gustowne łazienki przy
pokojach gościnnych, organizowała bale charytatywne fundując sierociniec,
przychodnię dla matek pracujących, szkołę dla ubogich dziewcząt. Jej
działalność charytatywna w okresie II wojny światowej zasługuje na szczególny
podziw i uznanie. Nie godziła się nigdy ze zbrodniczą polityką A. Hitlera. M.
in. po kryjomu dostarczała do obozu Gross Rosen paczki żywnościowe dla więźniów.
O
księżnie Daisy wiemy już wiele, jej postać wpisała się na trwałe w historię zamku Książ i Wałbrzycha. A w pobliżu Książa w lasach Lubiechowa jej imieniem
nazwane zostało urokliwe jeziorko.
Coraz
lepiej poznajemy historię okolicznych miejscowości wokół Wałbrzycha. Okazuje
się, że w ich rozwoju kobiety odegrały niepoślednią rolę.
W
ratowaniu zamku Grodno w Zagórzu Śląskim zapisała się złotymi zgłoskami w II
połowie XIX wieku baronowa Emile
von Zedlitz und Neukirch. To dzięki jej operatywności zbudowano obok zamku
schronisko z gospodą i otwarto zamek do zwiedzania przez turystów.
Do
powstania uzdrowiska w Jedlinie-Zdroju w 1723 roku przyczyniła się walnie Charlotta żona ówczesnego właściciela Jedlinki, generała barona
von Seherr-Thossa, od imienia której wzięło nazwę miasto- uzdrowisko Bad
Charlottenbrunn. To właśnie ona była inicjatorką zagospodarowania źródeł wody
mineralnej i zbudowania sanatorium, w
którym była pierwszym zarządcą.
Podobnie
ma się sprawa z przekształceniem w uzdrowisko zaszytej w zaciszu gór i lasów,
spokojnej wsi służebnej Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko k. Mieroszowa),
należącej wcześniej do pobliskiego zamku
Radosno.
Domyślacie
się już Państwo, że jest to proponowany przeze mnie kolejny cel
sobotnio-niedzielnej eskapady. A moja dygresja o roli kobiet w dziejach regionu
wałbrzyskiego znajduje tutaj w Sokołowsku swoje apogeum.
Przełom
w dziejach Sokołowska nastąpił bowiem w roku 1849, gdy zjechała tu na
wypoczynek hrabina Maria von Colomb, siostrzenica
feldmarszałka von Blüchera. Jako zwolenniczka nowatorskiej wówczas metody
wodolecznictwa, zwróciła uwagę na czystość tutejszych wód i powietrza, łagodny
mikroklimat, uległa też niezwykłemu urokowi krajobrazów. Otworzyła więc zakład
wodolecznictwa. To właśnie ona skłoniła swego szwagra, dr Hermanna Brehmera do utworzenia tutaj
uzdrowiska. Dr Brehmer był prekursorem nowej metody klimatycznego leczenia
gruźlicy płuc, uznał to miejsce za idealne. W 1855 roku uruchomił pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium
przeciwgruźlicze, w którym zastosował metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego,
osiągając zdumiewające wyniki. Sokołowsko zyskało później światową
sławę jako „śląskie Davos”, chociaż powinno być odwrotnie, bo właśnie
szwajcarskie Davos powstało na wzór Sokołowska.
W
latach 1861-62 otworzono nowe, ogromne sanatorium, obecny „Grunwald”, utrzymany w stylu mauretańskim. Dr Brehmer
propagował czynne leczenie: codzienne spacery, umiarkowany wysiłek fizyczny na
świeżym powietrzu, zdrowe żywienie. Wokół sanatorium powstały parki z licznymi
pawilonami, altankami, fontannami i rzadkimi okazami drzew. Dbano też o
rozrywki dla kuracjuszy, m. in. spektakle teatralne, koncerty.
Najbliższym
współpracownikiem dr Brehmera w latach
1874-80 był polski lekarz, internista, który twórczo rozwijał, a potem
kontynuował metody leczenia swego mistrza jako profesor Uniwersytetu
Warszawskiego, założyciel Polskiego Towarzystwa Przeciwgruźliczego. Nazywał się
dr Alfred Sokołowski To właśnie na jego cześć
po wojnie w 1945 roku miejscowość ta otrzymała nazwę Sokołów Śląski, zmienioną
następnie na Sokołowsko.
Wróćmy
jeszcze do historii. W II połowie XIX wieku rosnąca sława uzdrowiska
przyczyniła się do jego spontanicznego rozwoju. Wznoszono nowe pensjonaty,
hoteliki, restauracje. Obok „Grunwaldu” cieszył się powodzeniem kolejny duży
obiekt sanatoryjny, zwany dziś „Orzeł Biały”. Wspaniale zaprojektowany i urządzony park przy „Grunwaldzie” sięgał aż
powyżej pensjonatu „Villa Rosa”, gdzie znajdowała się sadzawka ze złotymi rybkami.
Sokołowsko stało się kurortem zdolnym zachwycić przybyszów wrażliwych na piękno
przyrody i architektury. Choć leczenie w sanatorium było drogie, przybywali tu
chorzy z szerokiego świata. Z całych Niemiec, z ziem polskich, z ogromnej Rosji
( dla których zbudowano specjalnie małą cerkiewkę) i z Węgier, z zimnej Szwecji
i wilgotnej Holandii, a nawet słonecznej Italii, czy odległej Ameryki
Północnej. W 1887 roku przebywało tu 730 kuracjuszy. Dr Brehmer jako pierwszy w Sokołowsku
udowodnił, że gruźlica płuc jest chorobą uleczalną. W okresie międzywojennym
modne stało się narciarstwo biegowe, zbudowano też skocznię narciarską.
W
Sokołowsku, podobnie jak w Szczawnie bywali słynni ludzie, m. in. z Zakopanego
przybył Tytus Chałubiński z ciężko chorym na gruźlicę synem Franciszkiem.
Niestety syna nie udało się już uratować. Dr Chałubiński rozsławił ten górski
zdrój, położony w balsamicznej kotlinie Gór Suchych, na obszarze całego
Królestwa i Galicji, dzięki czemu z tutejszego leczenia uzdrowiskowego korzystali
też chętnie Polacy. Przeniósł też
nowatorskie metody leczenia gruźlicy do Zakopanego.
Ze
znanych postaci życia kulturalnego warto wspomnieć jednego z najwybitniejszych
malarzy śląskich, prof. Johanna Maksymiliana Avenariusa, który pozostawił po
sobie malowidła w kościele i sanatorium.
Sokołowsko
szczyci się tym, że mieszkał w nim po wojnie przez kilka lat w związku z
chorobą ojca słynny reżyser
Krzysztof Kieślowski. Tu chodził do szkoły, tu zmarł jego ojciec i jest pochowany na
mieroszowskim cmentarzu, tu nakręcił po latach film „Prześwietlenie” o chorych
na gruźlicę, który na przeglądzie filmów dokumentalnych we Włoszech wzbudził
duże zainteresowanie. Sam Kieślowski często wspominał ze wzruszeniem lata
dzieciństwa i wracał chętnie do Sokołowska.
W
pierwszych latach Polski Ludowej uzdrowisko przeżywało regres. Próbował go
ratować od 1956 roku zasłużony dla Sokołowska, dr Stanisław Domin. Udało mu się odremontować sanatorium „Orzeł Biały” i
„Chrobry” oraz szereg innych budynków uzdrowiska. Nie zdołał uratować potężnego „Grunwaldu”, który z roku
na rok ulegał dewastacji.
Od
kilku lat coś drgnęło w próbach restaurowania dawnej świetności uzdrowiska.
Powoli ale skutecznie dokonuje się proces rewitalizacji. Dowiadujemy się o tym
z nadzieją i radością, że znalazło Sokołowsko swoich mecenasów i dobroczyńców.
Wprawdzie droga jeszcze daleka, ale aktywna społeczność wiejska przy pomocy
władz samorządowych Mieroszowa z zapałem i ofiarnością wspomagają wszystkie
służące rozwojowi inicjatywy. Sokołowsko staje się coraz bardziej zadbane,
odrestaurowane, piękniejsze.
Trudno
przewidzieć w jakim stopniu dawna sława Sokołowska sytuuje miasto Mieroszów w
gronie najbardziej operatywnych i skutecznych gmin turystycznych regionu
wałbrzyskiego. Mieroszów jak przystało na miasto przygraniczne pracuje nad
poprawą swego wizerunku już od lat. To właśnie w gminie Mieroszów można było
znacznie wcześniej niż gdzie indziej znaleźć godziwe warunki do rozwoju
wypoczynku, sportu i rekreacji Tu najwcześniej rozwinęła się przyjazna i na niezłym
poziomie gastronomia. Wystarczy wymienić hotel i restaurację „Darz Bór” w
Rybnicy Leśnej, pensjonat „Leśne Źródło” w Sokołowsku, hotel „Eden” w
Kowalowej, nie mówiąc o schronisku górskim „Andrzejówka”. Mieroszów dał się
poznać w całym kraju z masowej imprezy sportowo-rekreacyjnej „Bieg Gwarków” w
narciarstwie biegowym, organizowanej od wielu lat na zmianę pod Waligórą
na Przełęczy Trzech Dolin obok
„Andrzejówki”, albo też w Sokołowsku.
Sokołowsko
powoli wkracza na drogę odbudowy. To ogromnie ważne dla reaktywowania
uzdrowiska, a co za tym idzie – funkcji leczniczej, wypoczynkowej i
turystycznej gminy. Takie szanse ma Mieroszów skutkiem otwarcia drogowego
przejścia granicznego w Golińsku z Czechami, a także przejścia pieszego i
rowerowego Mieroszów-Ždanov, które znacznie skróciło drogę do atrakcji
turystycznych Gór Stołowych w Czechach i Gór Suchych w Polsce. Mieroszów ma do
zaoferowania piesze i rowerowe wycieczki w okoliczne góry, punkty widokowe,
turystyczne wiaty na szlakach, schroniska i kilkanaście punktów
gastronomicznych. W samym mieście godne obejrzenia jest zabytkowe centrum z
kaskadowym rynkiem i podcieniami, kościół parafialny św. Michała Anioła z XV w.
i inne zabytki. Na terenie gminy warto zwiedzić starą kuźnię w Różanej,
drewniany kościółek Św. Jadwigi w Rybnicy Leśnej, schronisko górskie
„Andrzejówka”, ruiny zamku Radosno na drodze do Sokołowska, a także niewielką
cerkiew prawosławną wraz z Galerią Słowiańską w Sokołowsku. Mieroszów utrzymuje
przyjazne kontakty z czeskim, przygranicznym Meziměstí. Jak się dowiadujemy
owocem tej współpracy w I etapie jest projekt budowy wspólnej dla obu miast
hali sportowej, traktowanej jako kompleks rekreacyjno-turystyczny, ale projekt
dotyczy także innych przedsięwzięć sprzyjających rozwojowi turystyki i rekreacji.
No
i Mieroszów ma obok siebie Sokołowsko, do którego nie dojedzie na szczęście
żaden tir, bo nie zmieści się pod wiaduktem kolejowym, jedyną drogą prowadzącą
do zdroju. Ile jeszcze wody popłynie rwącym nurtem Sokołowca zanim powróci
dawna świetność „śląskiego Davos”, nim w stawie przy „Villa Rosa” pojawią się
znów złote rybki, a wałbrzyski baedeker
doniesie, że Mieroszów, to urocze, turystyczne miasteczko koło Sokołowska,
kurortu o światowej sławie ?
Nie jestem pewien,
czy udało mi się zachęcić Państwa, by spędzić weekend w Sokołowsku. Myślę, że
warto spróbować. I koniecznie trzeba po przyjeździe odstawić samochód i
wyruszyć na wycieczkę pieszo,
spacerkiem, bez pośpiechu. Warto przy okazji zwrócić uwagę na otaczające dawny
zdrój ze wszystkich stron, majestatyczne krajobrazy lasów i gór.
Sokołowsko, to
enklawa ciszy i spokoju w Górach Suchych, miejsce wyjątkowe o swoistym
mikroklimacie, czystości powietrza i wody, wspaniałych warunkach do uprawiania
malej turystyki, rekreacji i wypoczynku. A gdybyśmy przy okazji zawadzili też o
coraz to piękniejsze miasteczko Mieroszów i poznali inne atrakcje turystyczne,
o których wspomniałem wyżej, to takiej wycieczki nie zapomnimy przez długie
lata.
Panie Stanisławie, w moim poście o Pszczynie zalinkowałam artykuł, którego autor, pisząc o Daisy, oparł się na Pana tekście:)
OdpowiedzUsuńchyba Pan tego nie zauważył?
http://www.ksiaz.com.pl/wspomnienia-o-ksiezniczce-daisy