Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 26 listopada 2016

O mojej wsi Trzeboszowice w gminie Paczków


ozdoba wsi - kościół Św. Jadwigi



Przeglądając stary numer „Literatury” z lutego 2000 roku (parę numerów z tego roku udało mi się przechować jako, że był to początek nowego stulecia) natknąłem na wiersz „Rada starego jogina” Łukasza Nicpana,  który natchnął mnie do wspomnień z dzieciństwa.

Oto pełny  tekst wiersza:

Tak w telewizji radził stary jogin:
jeśli chcesz dożyć sędziwego wieku
jeszcze raz przeżyj jeden dzień z dzieciństwa
godzinę po godzinie, minutę po minucie
odgrzebując spod gruzu wspomnień

wytężam pamięć, opuszczam powieki
przygasa światło w lożach półkul obu
cichnie dyskretne kasłanie lektorów
w czyjejś lornetce ćmi połysk ostatni
następnie ciemność z wolna się rozjaśnia

rozwibrowawszy mydliny w miednicy
babka z rozmachem w gąszcz pokrzyw je chluśnie
pokrzywy zasyczą się pianą w szeleście –
i na tym scena nagle się urywa

co było dalej?
co było na obiad?
prażuchy?
zupa ta czy może tamta?

nic nie pamiętam
tylko te mydliny
i szelest pokrzyw

nie dożyję setki


Wytężam pamięć. Usiłuję przywołać obrazy z dzieciństwa. Inny poeta, Tymoteusz Karpowicz, nazwał je pięknie  -  powidoki. Niestety, znalazły się już teraz za podwójną zasłoną. Jedna zasłona to upływ lat, wielu dziesiątków lat, druga, to zużycie pamięci. Obie działają jak gruba kurtyna, której nie można ruszyć.
Ale przy wzmożonym wysiłku coś tam się wyłania. 

To piękna, duża wieś na Ziemiach Odzyskanych. Nasz dom murowany, prawie że nowy, obok stodoła, obora, a za nimi ogród z drzewkami owocowymi, krzewami porzeczek i agrestu, grządkami warzyw i kwiatów. Ten powidok jest całkiem wyraźny, namacalny, nie uległ degresji czasu. Mam przed oczyma wieś nad rzeką i pola, i łąki, i pobliski lasek z boiskiem sportowym, gdzie kopaliśmy piłkę.

Moje wspomnienia, zdaję sobie z tego sprawę, są na dzisiejsze czasy tak anachroniczne, że aż wstyd o nich mówić. Jeśli  powiem, że w 1945 roku do pierwszej klasy szkoły powszechnej w mojej wsi poszedłem „uzbrojony” w tabliczkę ebonitową do pisania i specjalny rysik, to oczywiście nikt w to nie uwierzy. A moje okruchy wspomnień wskazują, że pełny kałamarz i obsadkę z metalowym piórkiem użytkowałem dopiero w klasie trzeciej. Podłogi w szkole były pokryte tak zwanym pyłochłonem, czyli były wymoszczone czarną mazią. Wchłaniała ona nie tylko kurz, ale była też odporna na rozlewany dość obficie atrament, cieknący strumykami z dębowych ław szkolnych. Na przerwach graliśmy na podwórku „szmacianką”, czyli imitacją piłki zrobionej z mocno związanej szmaty. W ogóle prawdziwa piłka skórzana była moim niedościgłym marzeniem. Skończyłem szkołę powszechną i dalej marzyłem o tym, że może kiedyś uda mi się zaimponować kolegom prawdziwą piłką. W szkole średniej było już lepiej, bo mogliśmy na „wuefie” i na zajęciach sportowych grać prawdziwymi piłkami.

Pognaliśmy niewyobrażalnie daleko do przodu. Dziś sześciolatki idą do szkoły też z tabliczkami, tylko one noszą nazwę tablety. Zamiast „Elementarza” Falskiego MEN powinien umieścić w Internecie pierwszą książkę do nauczania informatyki. A w ogóle nasza szkoła w porównaniu do postępów techniki na Zachodzie jest tak samo zacofana jak ta tuż po wojnie, nawet jeśli to było na Ziemiach Zachodnich.


Rozczuliłem się wspomnieniami z odległych jak Antarktyda lat mojego dzieciństwa i młodości. Ale się tego nie wstydzę. Mam ważny powód by dziś zrobić wyjątek i zaprzątnąć uwagę moich Czytelników miejscowością spoza  regionu wałbrzyskiego. Ale Opolszczyzna to nasze bliskie sąsiedztwo. Nasi wędkarze jeżdżą często nad jezioro Otmuchowskie, bo tam można liczyć na udane połowy. Po drodze mijają Paczków, typowe średniowieczne miasteczko, w którym można podziwiać mury obronne i zabytkowy kościół-twierdzę z głęboką studnią wewnątrz świątyni. Z Paczkowa jest już blisko nad jezioro, a zarazem do mojej wsi o nazwie Trzeboszowice. Okazuje się, że wsi, z której mogę być dumnym. A dlaczego?
Ze wzruszeniem czytam na internetowej stronie facebooku, co następuje:

Sołectwo Trzeboszowice zostało liderem programu Odnowy Wsi w konkursie rozstrzygniętym podczas Dni Powiatu Nyskiego. Kolejne miejsca zajęły Czarnolas i Charbielin, a wyróżnienia przyznano Hajdukom i Jasienicy Dolnej. Zwycięzca otrzymał nagrodę w kwocie 3,5 tys. zł.

Zdaniem Jacka Tarnowskiego - naczelnika wydziału rolnictwa w nyskim starostwie – Trzeboszowice, to wieś „kompletna”. Inicjatywa i solidarność mieszkańców są kluczem do sukcesu, czyli wspólnych, skutecznych inicjatyw. To przeważyło w ocenie komisji konkursowej.

- Ludzie wyszli z domów, otworzyli się na potrzeby swojej wioski, wspomagają dzieci, młodzież, to nasze największe osiągnięcie – mówi Katarzyna Motyka, sołtys Trzeboszowic, radna Paczkowa i lider Odnowy Wsi.

W ciągu kilku lat udało się mieszkańcom Trzeboszowic pozyskać od gminy i zrewitalizować park. Powstały alejki spacerowe, miejsca do spotkań, olbrzymi plac zabaw, wiata. Takich inicjatyw było wiele, wioska pięknieje.

Dodajmy, że wszystkie sołectwa powiatu nyskiego aktywnie włączyły się w obchody powiatowego święta. Gospodynie w ludowych strojach rozstawiły stragany na dziedzińcu muzeum. Były domowe ciasta, wędliny, pierogi, bigos i inne potrawy regionalne. Wszystko do bezpłatnej degustacji.

W internetowej Wikipedii czytam o mojej wsi: 

Założenie wsi przypada na 1293 rok, kiedy to powstała osada rolna pod nazwą „Swemenicz”, składająca się z 59 małych gospodarstw. W późniejszych latach trzy razy zmieniono nazwę wsi, tuż przed wojną – Schwamelwitz,  a obecna nazwa Trzeboszowice obowiązująca od 1947 roku. Według rejestru na listę zabytków wpisany jest dwór z 1800 roku oraz kościół pod wezwaniem  Św. Jadwigi, wybudowany w stylu neogotyckim z 1888 roku.

Cieszę się z tego sukcesu, bo moja wieś jest mi nadal bliska. Tam mam rodzinę i przynajmniej raz do roku jeżdżę na groby moich rodziców. Wieś Trzeboszowice jest mi bliska, podobnie jak wywodzącemu się z niej mojemu kuzynowi, Zdzisławowi Kurzei, długoletniemu konserwatorowi zabytków w Legnicy, który mnie powiadomił o bezsilności w próbach ratowania maleńkiej, barokowej kapliczki w Trzeboszowicach. Opolska konserwator uznała, że nie jest ona wpisana na listę zabytków i żadne argumenty i dokumenty będące w posiadaniu konserwatora z Legnicy nie potrafią jej przekonać. Kapliczka popada w ruinę, trzeba ją odnowić. A przecież nie jest to aż tak wielki wydatek. Ta kapliczka przy gospodarstwie p. Marczyka w Trzeboszowicach pełniła od lat swoją religijną i symboliczną rolę. Sam pamiętam jak robiliśmy porządki i składali kwiaty, gdy od czasu do czasu przybywał tam ksiądz i wierni na modlitwę. Wiem, że mój głos w tej sprawie nie na wiele się zda, ale spróbować trzeba, choćby dlatego:

„Gdy zawołasz bez wahania:
Nie to się nie uda,
To odpowiem: Bądź Polakiem!
Polak wierzy w cuda!

Może więc zdarzy się taki cud jeśli do pomocy w tej sprawie uda się przekonać arcybiskupa Alfonsa Nosala, znanego w kraju byłego ordynariusza diecezji opolskiej, który swego czasu przyczynił się do uratowania Krzyżowej.

Moim sędziwym słuchaczom proponuję, próbujcie odświeżać swoje wspomnienia z minionych lat. Nie poddawajcie się upływowi czasu i zamieraniu pamięci. Zróbcie taki test – jeden, dwa, trzy zapamiętane od początku do końca dni z dzieciństwa. Jeśli się uda, to będziecie mieli pozytywne poczucie, że jeszcze sporo lat życia przed wami. A jeśli to się działo tutaj, u nas, na ziemi wałbrzyskiej i macie w pamięci interesujące szczegóły z pierwszych lat powojennych, dajcie sygnał do powiatu i  bądźcie pewni, odwiedzi was Łukasz Kazek. Ten sympatyczny entuzjasta z Walimia poszukuje „eksponatów” do muzeum mówionego powiatu wałbrzyskiego. Podzielcie się z nim swymi wspomnieniami, utrwalicie je na taśmie. To bardzo ludzkie, nobilitujące. Pomyślcie, jeszcze za życia i już w muzeum. Miłych wspomnień i satysfakcji po spotkaniu z  Łukaszem!

A do wsi „kompletnej”, Trzeboszowic, wybiorę się na wiosnę, by przy ładnej pogodzie odświeżyć wspomnienia i nacieszyć się tym jak wioska pięknieje dzięki inicjatywom mądrych gospodarzy.


4 komentarze:

  1. Fajny tekst i te Twoje wspomnienia z lat dzieciństwa.Nie masz się czego wstydzić bo przeżycia mieliśmy podobne/rocznik wojenny/.Podobnie jak Ty często wspominam dawne czasy.Ostatnio spotkałem kolegów z lat pięćdziesiątych ub.wieku i trochę moje wspomnienia zostały odświeżone.Być może kiedyś coś na ten temat napiszę tym bardziej,że zostałem zachęcony przez Ciebie i moich znajomych.Niestety wiele moich wspomnień nie nadaje się do publikacji,o tym już rozmawialiśmy.A wracając do Twoich Trzeboszowic to rzeczywiście jest to ładna zadbana wieś.Kiedyś przez tą wioskę przejeżdżałem kiedy był objazd na trasie Paczków-Otmuchów.A jak na wiosnę będziesz w Trzeboszowicach to pamiętaj,że po drodze jest Piława Górna i wspólnie z Ireną zapraszamy do nas.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie z tego zaproszenia skorzystam. Póki co delektuję się jabłuszkami z Piławy Górnej i myślę, jak to dobrze mieć prawdziwych przyjaciół. Zaskoczyłeś mnie tym przejazdem przez Trzeboszowice, bo rzeczywiście wieś jest na uboczu przejezdnej trasy Paczvków - Otmuchów. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. A ja myslalam, ze jest Pan zwiazany z ziemia walbrzyska od zawsze;)
    Panie Stanislawie, pozwolilam sobie Pana wspomniec w swoim wpisie o Pszczynie, zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za pamięć i pozdrowienia, a dzięki temu za miłe chwile spędzone w Pszczynie i Goczałkowicach dzięki swietnym fotografiom i spisanych wrażeniach w interesujacym jak zwykle blogu p. Ewy - Ikropki. Pozdrawiam !

      Usuń