W jednej z audycji radia „złote przeboje” mówiłem o Wałbrzychu, że to nie jest takie sobie, zwykłe, byle jakie miasto. Próbowałem przekonać do tego słuchaczy wskazując na ciekawą historię, niezwykłe walory położenia geograficznego, piękno przyrody, bogactwo zabytków architektury i frapujące wielu górników i eksploratorów tajemnicze podziemne sztolnie. Miałem tu na uwadze pojawiające się coraz częściej w literaturze popularno-naukowej przypuszczenia o wyjątkowej roli Wałbrzycha w przemyśle zbrojeniowym Niemiec w czasie II wojny światowej.
Mówiłem wtedy, że widzę
Wałbrzych, jako miasto niespełnionych szans i nadziei, że jestem przekonany, iż
ukazanie prawdy o Wałbrzychu wcześniej,
czy później nastąpi, że spełni się sen lokalnych patriotów, przesiedleńców z
różnych stron Polski i świata, którzy
docenili zalety tego zagadkowego miasta i nie utracili wiary w odkrycie wciąż
jeszcze intrygującej tajemnicy z nieodległej przeszłości.
To drzemało we mnie od dawna,
nadzieja że stanie się coś niezwykłego, że wreszcie ktoś się otrząśnie z
letargu i niemocy , że jakimś cudem uda się odsłonić prawdę o tym, co się
działo w czasie wojny pod ziemią w Wałbrzychu, a oczom wielu malkontentów i
niedowiarków ukaże się wreszcie miasto niezwykłe, o tajnej roli w przemyśle
zbrojeniowym, miasto które mogło odegrać w historii Niemiec Hitlerowskich rolę
nadzwyczajną. Zabrakło być może kilku lub kilkunastu miesięcy, by przygotowywany
od dawna i niebywale zintensyfikowany pod koniec wojny plan uruchomienia
„cudownej broni” będącej w stanie powstrzymać ofensywę aliantów, stał się
faktem realnym i tragicznym dla Europy i świata. I to mogło stać się właśnie
tu, w Wałbrzychu, w naszym, dla wielu mieszkańców biednym, ponurym, zaniedbanym,
byle jakim mieście. To nie jest tytuł do chwały, zarówno dla byłych niemieckich
włodarzy miasta, jak i dla współczesnych
samorządowców, że w ich mieście mógł się „urodzić” produkt masowej zagłady ludzkości,
którego skutki odczuli tak dotkliwie nieco później na własnej skórze mieszkańcy
Hiroszimy i Nagasaki. Ale nie chodzi tu o chlubę, lecz ukazanie tego, co się
naprawdę działo w kopalnianych szybach, co było realne i prawdziwe, a zostało
zasłonięte tajemnicą wojskową po to, by zatrzeć ślady, a zarazem ukryć
świadectwa, świadczące namacalnie o zbrodniczych zamiarach przywódców III
Rzeszy Niemieckiej. Chodzi też o to, żeby przeciąć wreszcie krąg domysłów,
plotek i fantasmagorii o podziemiach wałbrzyskich, które obracają się jak
szkiełka w kalejdoskopie i bawią tylko wyobraźnię nie przynosząc ze sobą
żadnego skutku.
Co się więc takiego zdarzyło? Przecież
w Wałbrzychu nic się nie dzieje szczególnego. Galeria „Viktoria” funkcjonuje w
pełnym rozkwicie, Wałbrzyskie Muzeum Przemysłu i Techniki zmieniło swój image,
stając się Starą Kopalnią, miejscem kultury, rozrywki i wypoczynku, Lisia
Sztolnia pozostaje nadal kanałem odpływowym, a Góra Parkowa cieszy się powodzeniem wśród wagarowiczów Zespołu Szkół
nr 2 jak za dawnych dobrych czasów PRL-u.
To nieprawda, że w Wałbrzychu nic
się nie dzieje szczególnego. Właśnie stała się rzecz zdolna obrócić wlokące się
jak żółw koło historii i uczynić z Wałbrzycha centrum zainteresowania całego
świata. Już nie będzie do Wałbrzycha przyjeżdżał reżyser Andrzej Wajda, w celu odszukania na peryferiach sypiących się kamienic,
refleksów dawnego świata, by uwiarygodnić prawdopodobieństwo fabuły filmu
„Panna Nikt”. Dziś może przyjechać z mrożącą krew w żyłach akcją odgrzebania
„złotego pociągu” w podziemnych lochach Wałbrzycha, by przy okazji odsłonić
prawdziwy obraz tego wyjątkowego pod każdym względem miasta. Ale można się
spodziewać, że będzie to raczej ponownie, znakomity Bogusław Wołoszański, który
z ziemią wałbrzyską związał się, jak sam powiedział, nierozerwalnie
Mówię to z pełnym przekonaniem i
mocą, że „cudowny pociąg” jest tylko i wyłącznie preludium do odsłonięcia
kolejnych tajemnic Wałbrzycha. Są one ukryte tak samo pod ziemią i wymagają
spokojnego, rozsądnego działania, by odkryć i pokazać całą prawdę o militarnych
planach przywódców Rzeszy Niemieckiej w czasie II wojny światowej, a zarazem
odsłonić kolejne, niezwykle atrakcyjne miejsce przyciągające turystów z całego
świata.
Zdarzyła się rzecz, która jest w
stanie poruszyć najbardziej niewzruszony
fundament wiedzy o próbach nuklearnych III Rzeszy. A sprawą tą
interesują się historycy i pasjonaci na całym świecie. Dziś możemy powiedzieć,
że wiemy już na ten temat o niebo więcej niż dotąd. Mamy potwierdzenie, gdzie
m. in. znajdowały się laboratoria doświadczalne broni jądrowej i gdzie miało
się znajdować centrum przemysłu zbrojeniowego Niemiec Hitlerowskich. Otóż
właśnie, gdzie?
Odpowiedź na to pytanie nasuwa
się sama. Oczywiście w Wałbrzychu.
To właśnie Wałbrzych stał się miejscem lokalizacji gigantycznego planu przeniesienia do podziemi przemysłu zbrojeniowego
III Rzeszy znanego pod kryptonimem
Rüdiger, cytuję:
„Ta nazwa elektryzuje w południowo-zachodniej Polsce każdego kto
choćby się tylko otarł o tematy związane z eksploracją i rozwiązywaniem
tajemnic drugowojennej historii tego regionu. Rüdiger to na Dolnym Śląsku
tajemnica tak wielka i nieomal równie sławna jak piramidy egipskie”.
Zacytowałem dwa pierwsze zdania z
15-tego rozdziału książki Jerzego
Rostkowskiego „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i
Szczawna-Zdroju, wydanej w 2011 roku przez Dom Wydawniczy Rebis w Poznaniu.
Ta książka dla naszego środowiska wałbrzyskiego, to rewelacja. Nie znam równie
intrygujacej, dobrze napisanej i frapującej książki związanej z najnowszą historią
Wałbrzycha i okolic. Książka w sposób przekonywujący, oparty na dużej wiedzy,
logicznych wnioskach po wieloletnich poszukiwaniach daje odpowiedź na szereg
zagadek związanych z rolą i znaczeniem Wałbrzycha w hitlerowskich planach
wojennych dotyczących produkcji
najnowocześniejszej broni nuklearnej.
Wprawdzie można mieć zastrzeżenia
co do tego, czy nazwa Rüdiger jest na D. Śląsku tak sławna jak piramidy
egipskie, ale są ku temu przesłanki, aby tak się niebawem stało. Wszystko zależeć
będzie od tego, jak lokalne władze miejskie i powiatowe potraktują niezwykle
ważne i wstrząsające odkrycia autora książki i czy potrafią wyciągnąć wnioski,
z wyjątkowej szansy na promocję miasta i przyciągnięcie do Wałbrzycha setek
tysięcy turystów z kraju i zza granicy.
To co się dzieje z odkryciem miejsca lokalizacji „złotego pociągu” jest do tego
zachętą. Potrzebne są odważne decyzje i skuteczne działania z wykorzystaniem
znajomości tematu i zaangażowania samego autora książki i bliskich mu pasjonatów – eksploratorów.
Nigdy dotąd nie było takiej
szansy, bo wszelkie domysły i
podejrzenia miały charakter hipotetyczny. Dzięki badaniom autora książki stają
się one nieomal dowodami. Wystarczy tylko
potwierdzić je empirycznie, odsłaniając przynajmniej część ukrytych
pokopalnianych sztolni i podziemnych korytarzy, zgodnie ze wskazówkami Jerzego
Rostkowskiego.
Przyjrzyjmy się najpierw autorowi
książki.
Jerzy Rostkowski z Warszawy nie jest historykiem, lecz jednym z
najlepszych polskich eksploratorów. Pasją Rostkowskiego jest Dolny Śląsk.
Opublikował wiele książek sławiących krajobrazy i architekturę tego regionu.
Jego sentyment do Dolnego Śląska wiąże się z nagromadzeniem ukrytych w podziemiach tajemnic jak w żadnym innym
regionie Polski. Jak pisze Tadeusz A. Kisielewski w przedmowie książki: „Żaden
z polskich historyków deklarujących swoje zainteresowanie badaniem
hitlerowskich zbrodni wojennych nie tylko nie może się wykazać podobnym
osiągnięciem, ale choćby inicjatywą przybliżającą do niego.”
I rzeczywiście w książce
znajdziemy potwierdzenie znajomości przez Jerzego Rostkowkiego wielu innych
dziedzin nauki poza historią i geografią,
n. p. górnictwo głębinowe, geofizyka, topografia, minerstwo,
bronioznawstwo, technologia materiałów wybuchowych. Materiał do książki był
gromadzony przez lata, a poprzedziły go częste wizje lokalne i kontakty z wielu
tutejszymi poszukiwaczami, znawcami przedmiotu, pasjonatami, no i na koniec
osobiste penetracje rozlicznych miejsc w Wałbrzychu i okolicach.
O tajemnicach Dolnego Śląska czasu II wojny
światowej oraz o niemieckiej bombie atomowej opowiada sam Jerzy Rostkowski w
interesującym wywiadzie udzielonym Łukaszowi Grzesiczakowi , opublikowanym w internetowych
goglach:
Łukasz Grzesiczak: Czy nie boi się Pan
zarzutu, że nie jest Pan historykiem, a jedynie zwykłym poszukiwaczem sensacji?
Jerzy
Rostkowski: Nie, ponieważ staram się maksymalnie udokumentować to, o czym
piszę. Wielokrotnie próbowano mi zarzucać wprowadzanie elementów wątpliwych do
moich książek. Tak było również w przypadku Podziemi III Rzeszy, jest tam
bowiem bardzo dużo nowych faktów, rzeczy wręcz nieprawdopodobnych. Zawodowi
historycy natomiast często zarzucają mi brak bibliografii. Staram się zatem
umieszczać w publikacjach mnóstwo zdjęć, podawać jak najwięcej odniesień do
źródeł w postaci dokumentów. Wszystkie relacje jakie posiadam są nagrane, bądź
spisane, i potwierdzone. Zwykle nie wystarcza mi ogromne prawdopodobieństwo
jakiegoś zdarzenia. Muszę mieć jego wyraźne, przynajmniej trzykrotne,
potwierdzenie od osób, które się nie znają.
Czuje się Pan historykiem?
Nie. Czuję się miłośnikiem historii.
Na czym polega ta różnica?
Nie chciałbym obrazić moich kolegów historyków,
akademickich zawodowców, przed którymi chylę czoło. Wydaje mi się jednak, że do
pracy prawdziwego historyka można dołożyć coś jeszcze, odrobinę własnej
dociekliwości potwierdzonej badaniami terenowymi, pasję, umiłowanie regionu, o
którym się pisze. Chodzi więc o umiłowanie historii, a nie o czyste jej
przekazywanie. No i język. Tego suchego języka naukowców nikt, oprócz
specjalistów, nie przeczyta. To jak tu mówić o popularyzowaniu regionu?
Mówił Pan o umiłowaniu nie tylko
historii, ale także rejonu, o którym się pisze. Zapytam więc o tę książkę,
Podziemia III Rzeszy opowiadają o Wałbrzychu i jego okolicach: skąd
zainteresowanie akurat tym obszarem? Proszę również powiedzieć jak wyglądały
badania tam prowadzone? Jakie największe dla Pana samego niespodzianki odkrył
Pan właśnie tam?
Dla mnie największą niespodzianką jest to, co
dzieje się w tej chwili. Jestem obecnie szefem grupy badawczej. To
stowarzyszenie, które grupuje pasjonatów z różnych dziedzin, ponieważ, choć to
może wydać się niewiarygodne, niejednokrotnie w naszych badaniach musi
uczestniczyć n. p. saper. Oczywiście wszyscy członkowie mają stosowane
uprawnienia do działań. Jest też ważne, że moje książki nie powstałyby w tak
dopracowanej formie, gdybym był sam. Stowarzyszenie, któremu mam przyjemność i
honor przewodzić, to zgromadzenie dolnośląskich fanatyków, takich samych jak
ja. My musimy odkrywać coś nowego. To pasja, hobby i wieloletnie
zainteresowania nas wszystkich…
Skąd jednak u Pana takie zainteresowanie
Dolnym Śląskiem?
…Cieplice to dzisiaj dzielnica Jeleniej Góry,
kiedyś samodzielne uzdrowisko, gdzie pracował mój Ojciec. Zawsze dużo jeździłem
po Polsce, jeszcze jako amator, zanim napisałem jakąkolwiek książkę. Wyjątkowo
urzekł mnie Dolny Śląsk. To jest miejsce, gdzie można znaleźć najpiękniejsze
widoki, najwspanialszych ludzi. Owszem, negatywy też się zdarzają. Jest to
jednak miejsce szczególnie urokliwe i, jak się wydaje, również wyjątkowo
zapomniane oraz przez lata zaniedbane. Cieszę się zatem, że jest nas, tych
rozkochanych w Dolnym Śląsku, coraz więcej. Nie traktuję moich kolegów po
piórze jako konkurencji. Wręcz przeciwnie. Uważam, że im więcej jest nas,
pasjonatów, tym lepiej dla samego Dolnego Śląska, jest on bowiem ciągle krainą
absolutnie niewykorzystaną turystycznie. Proszę zobaczyć jak wielkie pieniądze
zarabiają określone tereny w Niemczech czy we Francji, jeśli posiadają w
zanadrzu tajemnice II wojny światowej. Przecież wokół takiego kompleksu, jaki w
tej chwili będziemy badać, mogą powstawać hoteliki, sklepiki, kawiarenki.
Wystarczy spojrzeć ile zarabiają podziemia Sandomierza, które mają się przecież
nijak do podziemi wałbrzyskich. Kto z polskich turystów jadących do Chorwacji
lub Egiptu słyszał o zamku Czocha? Taki sondaż robiłem na warszawskim lotnisku.
Na 100 zapytanych osób NIKT nie udzielił prawidłowej odpowiedzi.
To tylko fragment interesującej rozmowy, by nie
przedłużać dojścia do sedna książki o Wałbrzychu. Zachęcam do przeczytania
całości wywiadu w goglach.
Przejdę teraz do meritum.. Co takiego nadzwyczajnego znajdujemy w
książce o Wałbrzychu Jerzego Rostkowskiego, wyznaczającego nowy etap poznawczy
wojennej historii miasta i jego najbliższych okolic ?
Zacznijmy od wyjaśnienia, co się
mieści w tajnej nazwie Rüdiger.
Jerzy Rostkowski przytacza w swej
książce informację otrzymaną od wałbrzyskiego eksploratora, pasjonata wojennych
tajemnic III Rzeszy, Tomasza Jurka:
„Rüdiger…położony w odległych podziemnych wyrobiskach
pokopalnianych, miał się stać podziemnym laboratorium jądrowym. Do obiektu,
który był samowystarczalny, wyposażony we wszystkie agregaty prądotwórcze,
ogrzewanie olejowe, własne ujęcie wody, doprowadzono pod ziemią kilkanaście
kilometrów sieci energetycznej dużej mocy z elektrowni Wałbrzych. Obiekt
również posiadał podziemną kolej łączącą go z Wałbrzychem. Poszczególne
pomieszczenia oddzielały stalowe śluzy, otwierane za pomocą specjalnych
kodowanych przepustek. Rüdiger posiadał bezpośrednią łączność telewizyjną z
wszystkimi instytujami III Rzeszy oraz Führerhuptquartieren (FHQ), realizowaną
poprzez centralę w podziemiach Fürstenstein…”
Powstają więc teraz kolejne
pytania. Czy rzeczywiście ten gigantyczny projekt został przez Niemców
zrealizowany, a jeśli tak, to gdzie się znajduje w Wałbrzychu, gdzie jest to
tajemne miejsce, czy zostało odkryte?
W dwóch rozdziałach książki (15 i
16) Jerzego Rostkowskiego znajdziemy mnóstwo szczegółów ilustrujących niezwykle
żmudne i uciążliwe dochodzenie do sedna sprawy. Finał dociekań
teoretyczno-doświadczalnych autora książki jest dla nas zaskakujący. Dlaczego
tak zaskakujący? Bo dotyczy nie tego, co
znajduje się na powierzchni, ale tego co pod ziemią. W Wałbrzychu mamy do
czynienia nie z jedną fabryką zbrojeniową w wyrobiskach kopalnianych, lecz z całym podziemnym kompleksem fabryk
połączonych podziemnym systemem komunikacyjnym. Najważniejszą rolę w tym
systemie odgrywała właśnie Lisia
Sztolnia, łącząca centrum kompleksu z
rozsianymi po wszystkich szybach kopalnianych Wałbrzycha tajnymi
fabrykami. Pod miastem mamy na określonym poziomie
410 m.
w dół zdumiewający labirynt podziemnych
sztolni i hal fabrycznych nie mający nic wspólnego z wydobyciem węgla.
Wybiegają one daleko poza administracyjne granice miasta, m. in. do Książa. I
jeszcze rzecz najważniejsza - Centrum tego podziemnego miasta znajduje się, co
wydawać by się mogło najmniej prawdopodobne, też w środku Wałbrzycha – właśnie pod Parkową Górą i Harcówką, miejscem
spacerów dorosłych i zabaw dzieci i
młodzieży. Tu mogą znajdować się do dziś nietknięte ludzką ręką ślady
laboratorium zbrojeniowego, które udało się
w ostatniej chwili zablokować i zamaskować, ale na pewno nie zniszczyć,
bo przecież wciąż tliła się w świadomości Niemców iskra nadziei, że Adolf
Hitler odwróci losy wojny, a nawet jeśli nie, to i tak będzie można tu jeszcze
powrócić. Drugie takie ważne miejsce doświadczalne związane z produkcją
najnowocześniejszej broni znajduje się pod ziemią na samym początku Sobięcina, tam gdzie dziś króluje Galeria Viktoria, a skąd dość
blisko podziemnymi chodnikami zarówno do
centrum jak i do szybów dawnej kopalni Viktoria.
To co powiedziałem wyżej, to
zaledwie skrót, zwięzła komasacja obszernych dociekań autora, udokumentowanych
interesującymi rozmowami z wałbrzyskimi inżynierami górnictwa i świadkami
różnych zdarzeń powojennych, wskazujących na
istnienie „drugiego, podziemnego Wałbrzycha”, o którym do dziś
niewiele wiedzieliśmy. Takie książki
jak „Podziemia III Rzeszy” Jerzego
Rostkowskiego rzucają wiązkę światła na mroczne tajemnice niemieckiej
Wunderwaffen (cudownej broni) w
Wałbrzychu. To fascynująca historia, tak samo jak fascynująca jest książka,
najważniejsza jak sądzę, w całej twórczości Jerzego Rostkowskiego, może być najważniejsza także dla
Wałbrzycha.
Jak dobrze się stało, że sensacyjna
informacja o „złotym pociągu” w sezonie ogórkowym poruszyła cały medialny świat
tak mocno, że dziś nie da się już odłożyć planów odsłonięcia prawdy o
Wałbrzychu. A potwierdzi ona w całej rozciągłości, że jest to miasto wyjątkowe i
dotąd zupełnie niedoceniane, a jak sądzę m.in. dlatego, że położone na
peryferiach zdominowanego przez Wrocław - Dolnego Śląska i zapatrzonej w siebie
Warszawę - stolicę Rzeczpospolitej.
Witam! Staszku dziękuję za tak wielką a jednocześnie podaną w pigułce wiedzę na temat podziemnego Wałbrzycha, a przede wszystkim znaczenia tego miasta w niemieckich planach wynalezienia Wunderwaffen /cudownej broni/ w latach 1933-1945.Od lat piszesz historię Ziemi Wałbrzyskiej i wielokrotnie wspominałeś jak wielkie znaczenie dla Niemców miał Wałbrzych i Góry Sowie.Robiłeś to bardzo nieśmiało bo jako historyk /prymus na naszym roku/ nie posiadałeś wówczas wystarczających materiałów żródłowych na których mógłbyś oprzeć swoje przypuszczenia.Ale jedno jest bezsprzeczne.Ty zwróciłeś uwagę na badania sejsmologiczne PAN w podziemiach Zamku Książ - czemu i komu miały służyć?A ponadto przypominasz doskonałą pozycję Jerzego Rostkowskiego "Podziemia III Rzeszy" o całym podziemnym kompleksie fabryk zbrojeniowych połączonych ze sobą systemem komunikacyjnym.
OdpowiedzUsuńA odnośnie "złotego pociągu" to musi być cos na rzeczy ponieważ wczoraj wieczorem właśnie w tym miejscu gdzie może stać tajemniczy pociąg wybuchł pożar,pomimo pilnujących policjantów i straży kolei.Poczekamy zobaczymy.Wprawdzie prace muszą jeszcze potrwać ale za kilka miesięcy powinniśmy poznać prawdę.Tym czasem jest okazja wypromować tak jak piszesz Wałbrzych i Ziemię Wałbrzyską a w promocji Ty masz duże zasługi.POzdrawiam
Jestem zażenowany tak miłym komentarzem. Przeceniasz Bronku moje zasługi, ale nie powiem, że mi serce nie zadrżało, zwłaszcza że tak pięknie to napisałeś. Muszę to wprawić w złotą ramkę na "wieczną czci pamiątkę". Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję !
OdpowiedzUsuńStaszku!Pięknie to tylko Ty umiesz pisać w oparciu o prawdę historyczną.Natomiast ja piszę swój komentarz bez żadnych brudnopisów i piszę to z czym się zgadzam lub nie.Ale staram się to robić obiektywnie.Jak to co piszesz jest moim zdaniem dobre lub b.dobre to chwalę i udostępniam innym aby mieli podobną wiedzę jak ja - oczywiście czytając Twój blog.A,że byłeś najlepszy /w duecie z Maurycym/ na naszym roku to było bezsprzeczne i nie podważalne a dla mnie chluba,że mam takiego przyjaciela.Serdecznie pozdrawiam.
UsuńZ netu:
OdpowiedzUsuń"To skandal co wyprawia Generalny Konserwator Zabytków.Obiecał,że do końca roku pokaże mi
dokumentację Riese wyciągniętą z Polskiego Archiwum,było to z 12 lat temu,czyli nie tak dawno."
"W latach 80-tych podszedł do mnie starszy mężczyzna.Miał przy sobie około 30 centymetrowy
plik map pochodzących XlX i XX wieku-opowiada Zbigniew Gryzot(68 l)kustosz Muzeum Przemysłu
i Kolejnictwa w Jaworzynie Śląskiej.-Na kilku oznaczonych swastyką zakreślono kółko wokół
61,2 km trasy kolejowej.Był tam zjazd na prawo,prowadzący w kierunku zamku Książ."
27 stycznia 1945 roku pociąg sanitarny Luftwaffe jadący z Lipowa-lazne(Lindeweise)w Czechach
do niemieckiego Cottbus...
www.facebook.com/noworuders/posts/403678736460481
Polecam więcej niezwykłych historii i zagadek na tej stronie:
www.facebook.com/noworuders
thirdreichruins.com/riese.htm
-podobne miejsce/projekt:
thirdreichruins.com/jonastal.htm
Pozdrawiam.
Generalnemu konserwatorowi zabytków Wałbrzych powinien kiedyś postawić pomnik. Nikt tak jak on nie przyczynił się do tego, że wreszcie w sprawie odsłonięcia tajemnic wojennych na ziemi wałbrzyskiej zaczł się jakiś ruch. Jak dotąd wszystko kończyło się na gadaniu i pobożnych życzeniach, że ktoś spadnie z nieba i za nas to zrobi.Jeśli nawet nie uda się odnaleźć w tym miejscu pociągu, to przynajmniej będziemy mieli pewność, że tam właśnie go nie ma. Natomiast nikt już nie odbierze Wałbrzychowi tej popularności, którą zyskał na całym świecie, co musi spowodować wzrost ruchu turystycznego o jakim tudno było dotąd pomarzyć. A poza tym Wałbrzych ma jeszcze inne tajemnice, do czego staram się przekonać moich Czytelników.
OdpowiedzUsuńHenryk otwiera nam oczy na równie frapujące zagadki Nowej Rudy. Dolny Śląsk jest jak się okazuje nowym poletkiem doświadczalnym dla poszukiwaczy złota, jak za dawnych dobrych czasów.