Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 10 maja 2015

Zamiast epitafium ku czci Władysława Bartoszewskiego



 

Udało mi się pozyskać dla moich Czytelników interesujące i bardzo osobiste wspomnienia o zmarłym tak nagle, a tak bardzo  nam bliskim profesorze Władysławie Bartoszewskim. Wspomnienia są dla mnie bezcenne, bo pochodzą od podobnego jak profesor Bartoszewski idealisty i patrioty, skromnego i otwartego na świat, dr. Witolda Pronobisa.

Miałem niezwykłe szczęście zetknąć się z Witoldem, na początku lat 90-tych przez jego książkę „Polska i świat w XX wieku", z której uczyłem się historii Polski na nowo, a następnie w 2008 roku, kiedy odwiedził dom moich sąsiadów, gdzie mogłem poznać go osobiście. Udało mi się przeprowadzić wywiad, publikowany w moim blogu i w „Gazecie Głuszyckiej”, a także w radiu „złote przeboje”, a przy okazji kolejnej wizyty w roku 2014 w Głuszycy, doprowadzić do spotkania mieszkańców w CK MBP w Głuszycy z niezwykłym człowiekiem, jakim jest dr Witold Pronobis. Tematem spotkania była jego nowa książka „Generał Grot. Kulisy zdrady i śmierci”.

Dziś mam kolejną niespodziankę –  oto dla Państwa interesujący wywiad z Witoldem  Pronobisem,  historykiem, byłym dziennikarzem polskiej sekcji Radia Wolna Europa, na temat osoby, której niedawna śmierć poruszyła nie tylko Polaków.
                                                    
- Panie Witoldzie, 24 kwietnia zmarł prof. Władysław Bartoszewski, dla wielu ludzi na całym świecie, niepodważalny autorytet moralny i naukowy. Ponieważ – jak wiem-  przez wiele lat łączyły was bliskie kontakty zawodowe i towarzyskie , choćby za sprawą ścisłej współpracy na falach Rozgłośni RWE, chciałbym zapytać o pańską reakcję na tę smutną i mimo poważnego wieku profesora, niespodziewaną wiadomość o jego śmierci?

- Witold Pronobis: Władysław Bartoszewski nie był pracownikiem etatowym RWE, ale regularnie współpracował z tą Rozgłośnią, uznając ją za niezwykle ważną i przez wiele lat praktycznie jedyną instytucję, stwarzającą możliwość docierania, z pominięciem cenzury, do polskiej opinii publicznej.  Od końca lat pięćdziesiątych, ale przede wszystkim po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w grudniu 1981 r. – wykorzystywał fale RWE by móc wspierać niepodległościowe aspiracje Polaków. Oczywiście narażał się na szykany i prześladowania ze strony władz PRL-u, ale jego znane nazwisko i autorytet na całym świecie, uniemożliwiały zastosowanie bardziej dotkliwych represji. Były w Polsce dwie osoby o takim specjalnym statusie, mianowicie Stefan Kisielewski i właśnie W. Bartoszewski, którym władza nie potrafiła skutecznie zamknąć ust. Gdy w początkach lat 80-tych dostał propozycję wykładów na Katolickim Uniwersytecie w Eichstätt, niedaleko Monachium, w Bawarii, skorzystał z tego zaproszenia i wyjechał. Zresztą za zgodą władz PRL-u, która uważała to za dobrą okazję pozbycia go się z Kraju. Nie przypuszczano w Warszawie, ze będzie tam miał on jeszcze lepszą niż na miejscu okazję do kontaktów z Polakami -  właśnie za sprawą fal RWE.

- Czy dopiero tam właśnie – w Bawarii, zatknął się pan z profesorem?

- Prof. Bartoszewskiego znałem już z kraju.  Był wówczas wykładowcą Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie, ale wykładał  także, na tzw. „latających uniwersytetach”, z którymi miałem styczność w Warszawie  w czasach przed-solidarnościowych. Dlatego gdy nagle, ponownie, spotkaliśmy się w Monachium, bardzo ułatwiło to wzajemne kontakty. Służył mi radą przy pisaniu podręcznika najnowszej historii Polski i świata i w opracowywaniu moich historycznych audycji dla Radia Wolna Europa. Potem, gdy przeniósł się do Monachium, podejmując prace na tamtejszym Uniwersytecie Ludwika Maksymiliana, pomagałem państwu Bartoszewskim (bo była cały czas przy nim jego żona Zofia) w codziennych sprawach. Zbliżyliśmy się tez do siebie towarzysko. Ja bywałem często gościem w ich mieszkanku przy Landwehrstrasse, a oni odwiedzali nas. Niewątpliwie w jego stosunku do mnie pomogło moje pokrewieństwo z gen. Stefanem Roweckim, dowódcą Armii Krajowej, który został zamordowany przez Niemców w Sachsenhausen. Przeprowadziłem z profesorem Bartoszewskim, w 65 rocznicę jego urodzin duży wywiad, który nadaliśmy w RWE. Opublikowało go tez, wychodzące w Paryżu emigracyjne pismo „Libertas”, wydawane przez wydawnictwo „Spotkania”.

- Gdy upadł komunizm, po wyborach czerwcowych 1989 r., państwo Bartoszewscy opuścili jednak Monachium?

- To prawda, pomagałem im nawet przy przeprowadzce. Nie do Polski jednak! A do Wiednia. Malo kto wie, ze jadąc tam ciężarówką z ich meblami i osobistymi rzeczami, uczestniczyliśmy na autostradzie w okolicach Salzburga,  w groźnym wypadku, który tylko o przysłowiowy „włos” nie skończył się bardzo tragicznie!
Nowy rząd Tadeusza Mazowieckiego zwrócił się do Bartoszewskiego z propozycją objęcia w Austrii funkcji ambasadora naszego kraju, uwalniającego się dopiero spod wpływów Moskwy. Bartoszewski przyjął tą ofertę, chociaż zdawał sobie sprawę, że jego pracownikami w byłej peerelowskiej ambasadzie będą niemal wyłącznie SB-ecy i agencji kontrwywiadu, także sowieckiego. Dalego postawił jeden warunek:, jako swoją osobistą sekretarkę zatrudni tam, w swoim gabinecie, osobę, do której będzie miał 100% zaufanie. Etat ten zaproponował wówczas mojej zonie, pomimo ze nie miała praktycznie żadnego doświadczenia w dyplomacji. Ja zaś, na jego zaproszenie, w ustanowione właśnie nowe święto państwowe, w dniu 11 listopada 1989 r., wygłosiłem w wiedeńskiej ambasadzie okolicznościowy wykład o znaczeniu tego dnia dla narodu polskiego. Moimi słuchaczami, oprócz nowego ambasadora, byli niemal wyłącznie ciągle aktywni tam peerelowscy i sowieccy agenci. 

- Czy te przyjazne kontakty miedzy Wami trwały dalej?

- Z biegiem czasu prof. Bartoszewski, stawał się coraz bardziej urzędnikiem państwowym. W 1995 został ministrem Spraw Zagranicznych. Także później, cały czas ścisłe współpracował z rządami III RP. Ostatnio był sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnikiem do spraw dialogu międzynarodowego. Nie było wiec czasu na dawne przyjaźnie i te nasze stosunki trochę się rozluźniły. Niewątpliwie, gdy był działaczem opozycji niepodległościowej, choćby wówczas w latach 80-tych - w Monachium, zawsze mówił wszystko, co uważał za słuszne. Miał ten komfort, którego już nie do końca mógł mieć, gdy został zawodowym dyplomatą. Chociaż nie sądzę by kiedykolwiek sprzeniewierzył się sobie i swoim ideom to jednak kocham tego Bartoszewskiego z tamtego właśnie okresu. Był dla mnie zupełnie wyjątkowym autorytetem.

- Kiedy ostatni raz Pan widział się z prof. Bartoszewskim?

W tym roku rozmawialiśmy kilkakrotnie z okazji wydania mojej książki „Generał Grot. Kulisy zdrady i śmierci”. Bartoszewski,  jako znakomity znawca problematyki Armii Krajowej, stal się, siłą rzeczy, najważniejszym konsultantem we wszystkich kwestiach, w których miałem określone wątpliwości „warsztatowe” czy merytoryczne.
Jeszcze kilka dni temu dzwonił do mnie pragnąc wyjaśnić problemy, w których ja z kolei, jako mieszkaniec Berlina i znawca tutejszych archiwów, jestem dobrze zorientowany. Nie spodziewałem się, że będzie to nasza ostatnia rozmowa.

Oto garść osobistych retrospekcji Witolda Pronobisa o wybitnym Polaku. Niestety, prof. W. Bartoszewskiego nie ma już wśród nas. Dobrze, że na zawsze pozostanie w naszej pamięci, bo nie może być inaczej. Powracać będziemy do jego bogatej spuścizny naukowej i publicystycznej. A dr. Witoldowi Pronobisowi dziękuję za życzliwe podzielenie się wspomnieniami o wzajemnej przyjaźni i sympatii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz