Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

wtorek, 17 maja 2011

Z ułańską fantazją

Moją opowieść zatytułowałem „Z ułańską fantazją”, więc jak się można domyślić będzie w niej mowa o Polakach, którzy w dziejach naszego regionu wałbrzyskiego zapisali się złotymi zgłoskami jako nieodrodni synowie narodu, który właśnie z niezwykłej fantazji, odwagi i poświęcenia dla ojczyzny zasłynął w całej Europie. Będzie też, bo nie może być inaczej z uwagi na szacunek dla płci pięknej, wzruszający cesarski wątek romansowy z udziałem Polki z krwi i kości, bo przecież to Polki zasłynęły w Europie z niepospolitej urody i temperamentu, wobec którego fantazja ułańska mężczyzn stanowi tylko skromną dekorację..Na początek, mała dygresja.
Nie wiem co o tym sądzić, czy to jest przypadek, czy jakieś fatum, dziwne zrządzenie losu, ale dotyczy rzeczywiście wielu wybitnie uzdolnionych, zasłużonych, niepospolitych artystów. Umierają w kwiecie wieku, bardzo często z powodu nadszarpniętego zdrowia. Pisałem poprzednio o wybitnie uzdolnionym skrzypku, wirtuozie i kompozytorze, Henryku Wieniawskim, który zmarł mając zaledwie 45 lat. To samo dotyczy Juliusza Słowackiego ( 40 lat), Fryderyka Chopina (39). Nie wiele więcej przeżył Adam Mickiewicz ( 57).  Jeśli przyjrzymy się losom innych wielkich Polaków okaże się, że nie tylko pisarze i artyści umierali młodo.

Dziś chcę opowiedzieć o jednym z pierwszych wybitnych Polaków, którego los wiąże się nierozerwalnie z podwałbrzyskim uzdrowiskiem Szczawno-Zdrój.  Znalazł się on w szczawieńskim zdroju  w latach 20-tych XIX wieku, kiedy to odnotowujemy pierwszą falę  przybywających tu kuracjuszy z Polski. Niestety i jego życie trwało zbyt krótko, bo dane mu było korzystać z doczesności tylko 43 lata.
Zacznę od wierszowanej inskrypcji z cokołu jego nagrobku:

Jeżeli los w to miejsce
sprowadzi Polaka
Niech czułą łzę uroni
na grobie rodaka
Co cnoty i Ojczyzny
miłość w serce wszczepił
I dla Niej sił starganych
tutaj nie pokrzepił

A dalej:
Benedykt Józef Łączyński
Generał Brygady Wojsk Polskich
Krzyża Wojskowego Polskiego
Kawaler Legii Honorowej
Oficer Orderu Obojga Sycylii, Komandor
Umarł używając wód w Salzbrunn  7 sierpnia 1820 roku. Żył 43 lata

To wszystko wygrawerowane pięknymi literami  na piedestale z piaskowca w kształcie piramidy z cokołem z białego marmuru postawionym nad grobem, gdzie złożone zostały prochy zmarłego w Szczawnie-Zdroju na kamicę nerkową, przybyłego tu w ciężkim stanie z Wrocławia polskiego kościuszkowca i legionisty, a następnie uczestnika niemal wszystkich wojen napoleońskich
Monument generała na cmentarzu przy kościele parafialnym pod wezwaniem Świętej Anny w  Szczawienku, obecnej dzielnicy Wałbrzycha,  jest do dziś uważany jako najbardziej warty uwagi  nagrobny pomnik napoleoński na terenie Śląska.
Kościół Św. Anny
Kim był generał Benedykt Józef Łączyński, dlaczego winniśmy czcić jego pamięć i traktować grób generała z zabytkowym pomnikiem jako miejsce pamięci narodowej ? Co sprawiło, że jego mogiła znalazła się na małym cmentarzu przykościelnym należącym wtedy do Szczawna-Zdroju.?

Poznajmy najważniejsze fakty z jego niezwykle bujnej biografii.

Urodził się w 1777 roku w Kiernozi k. Łowicza jako najstarszy syn Macieja i Ewy z Zaborowskich. W wojsku polskim  służył od 17 lat, poczynając od insurekcji kościuszkowskiej, w której dosłużył stopnia porucznika. W lipcu 1797 w Mediolanie nominowany został przez Jana Henryka Dąbrowskiego na porucznika V batalionu Legionów Polskich. Zasłużył się pod Cortoną i w otwarciu przełęczy apenińskich. Był dwukrotnie ranny w kolejnych bitwach legionów polskich u boku Napoleona. Wrzesień 1799 r. przyniósł mu awans na kapitana . W 1801 r. brał udział w oblężeniu Peschiery.
W kolejnych latach awansował na podpułkownika. W 1807 r. odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej. W dwa lata później uczestniczył w  bitwie pod Raszynem podczas wojny z Austriakami za co otrzymał Order Virtuti Militari. W lutym 1812 r. z powodu złego stanu zdrowia złożył dymisję. Wraz z dymisją otrzymał  awans na generała brygady.
W kampanii rosyjskiej Napoleona w grudniu 1812 r. powrócił do czynnej służby w charakterze organizatora jednostek zapasowych. Nie wyobrażał sobie pozostawania w stanie spoczynku, kiedy rozgrywały się tak ważne wydarzenia. Wykazał się wówczas sprawnością w werbowaniu ochotników do wojska. Mianowany przez księcia Józefa Poniatowskiego w lutym 1813 r. objął dowództwo jazdy w zgrupowaniu gen. Edwarda Żółtowskiego. Upadek Księstwa Warszawskiego sprawił, że przeszedł na służbę francuską. Ranny pod Lützen, został odznaczony Krzyżem Oficerskim Legii Honorowej.

25 marca 1814 r. w starciu pod La Fere Champenoise jest ponownie ranny i dostaje się do niewoli pruskiej. Dopiero interwencja cara Aleksandra I powoduje jego zwolnienie. Bierze więc dymisję ze służby francuskiej, ale nie na długo. Sto dni Napoleona spędza w Paryżu, gdzie jest odpowiedzialnym za powrót polskich żołnierzy do kraju. Wykonując ten rozkaz w 1816 poważnie rozchorował się na płuca i uzyskał dymisję. Leczył się we Wrocławi. Lekarze zalecili mu jednak wyjazd do sanatorium. Udał się do pobliskiego Satzbrunn
Tu nie udało się już go uratować, zmarł na kamicę nerkową 7 sierpnia 1820.

Jak dziwne są zrządzenie losu. Jeszcze dobrze nie ostygła ułańska lanca, jeszcze nie umarły do końca nadzieje na niepodległość a tu nagła śmierć, a w jej konsekwencji pochowanie wielkiego legionisty na obcej (przynajmniej w tym czasie) ziemi, zamiast w panteonie zasłużonych dla ojczyzny. Zaiste, niezbadane są wyroki niebios.

Nagrobek wielkiego Polaka, generała Łączyńskiegp, to nie jest jedyny ślad związku tych ziem z historią polskich legionów i cesarzem Francuzów, Napoleonem Bonaparte. Niespełna dwa kilometry od centrum uzdrowiska po drodze ze Szczawna-Zdrój do  wsi Struga w gminie Stare Bogaczowice napotykamy kolejny obelisk na cokole z wygrawerowanym orłem polskim i tablicą pamiątkową następującej treści:

„Na tych polach polscy ułani Legii Włoskiej
Stoczyli 15 maja 1807 roku zwycięską bitwę z Prusakami”

Pomnik ufundowało rzemiosło wałbrzyskie w 1960 roku. Bitwę na podstawie pamiętników Wojciecha Dobieckiego opisał Stefan Żeromski w trzecim tomie „Popiołów” w rozdziale zatytułowanym „Szlak cesarski”.

Skąd się wzięli Polscy Legioniści tu właśnie na  Dolnym Śląsku i dlaczego walczyli z wojskami pruskimi? Co spowodowało, że na cześć tej bitwy wystawiony został po wojnie
przez władze wałbrzyskie pamiątkowy pomnik ?

Każdy Polak zna przynajmniej  słowa refrenu naszego hymnu narodowego: „Marsz, marsz Dąbrowski z ziemi włoskiej do Polski, za twoim przewodem, złączym się z narodem.” Wiemy, że chodziło o Legiony Polskie we Włoszech utworzone tam w  styczniu1797 roku po upadku niepodległości przez Polskę pod dowództwem generała Henryka Dąbrowskiego. Lepiej zorientowani w historii wiedzą też, że Legiony powstały z woli młodego generała, Napoleona Bonaparte, po zwycięskiej wojnie z  Austrią w północnych Włoszech, w wyniku której powstała podporządkowana Francji Republika Lombardzka. Tam właśnie na emigracji przebywało wielu żołnierzy polskich, byłych kościuszkowców, jeszcze więcej przywędrowało z ziem polskich na wieść o utworzeniu Legionów. Już wkrótce liczyły one 7 tysięcy żołnierzy.
Zanim jednak  mogli oni pomaszerować do Polski, musieli sprawdzić się w  wojnach prowadzonych przez Napoleona w całej Europie. Trwało to kilka lat. Dopiero w 1805 roku Napoleon już jako cesarz odniósł kolejny trumf nad Austrią (zwycięska bitwa pod Ulm, zdobycie Wiednia,  i decydująca bitwa pod Austerlitz (Sławkowo) niedaleko Brna), a następnie w 1806 roku zadał klęskę Prusom pod Jeną i Auerstadt , wkraczając do Berlina.  W wojnach tych klęskę ponieśli dwaj zaborcy Polski, stało się jasne, że dla Polaków zaświtała jutrzenka wolności.  Droga na Śląsk stanęła przed korpusami napoleońskimi otworem. Ale Prusacy stawiali jeszcze opór, broniąc poszczególnych miast na Dolnym Śląsku
Do bitwy w okolicach Strugi. Doszło 15 maja 1807 r. Stanęły naprzeciw siebie wojska pruskie pod dowództwem mjr. Losthina oraz siły koalicji napoleońskiej, w których główną rolę odegrali polscy ułani, lansjerzy z pułku Legii Nadwiślańskiej. Siły pruskie, osłabione dzień wcześniej w walkach pod Kątami Wrocławskimi, liczyły ok. 1000 żołnierzy i najprawdopodobniej 4 działa. Wojska napoleońskie zbliżały się od strony Szczawienka i Lasów Książańskich, natomiast kolumny pruskie wychodziły ze wsi Struga i poruszały się drogą w kierunku Szczawna. Dzięki szarży ułańskiej legionistów polskich siły Losthina zostały doszczętnie rozbite, a żołnierze pruscy salwowali się ucieczką, pozostawiając na polu bitwy około 100 zabitych. Do niewoli dostał się sam mjr Losthin, a poza nim jeszcze 13 oficerów i około 300 szeregowców. Ponadto zdobyto znaczną część taborów pruskich, dużą ilość uzbrojenia (w tym działa) oraz odbito wziętych do niewoli pod Kątami Wrocławskimi żołnierzy bawarskich. Straty polskie wynosiły kilkunastu zabitych i ciężko rannych

Po zakończeniu bitwy nastąpił triumfalny wjazd Polaków do Wrocławia. Za udział w bitwie 40 polskich lansjerów otrzymało 29 maja 1808 roku Krzyże Legii Honorowej. 
Na Czerwonym Wzgórzu, między Strugą a Szczawnem,  jak już było powiedziane, postawiono w 1960 r. pomnik Ułanów Legii Nadwiślańskiej. Bitwa stanowiła wymowny przykład tego, że już w 1807 r. polscy legioniści walczyli  o Polskę na "rdzennie piastowskim" Śląsku.

Byłoby dobrze, gdybyśmy niezależnie od corocznie organizowanych przez władze miejskie Szczawna-Zdroju uroczystości honorowego przemarszu pod pomnik, składania wieńców i kwiatów, pamiętali na co dzień, jak ważną była i jest  wolność i niepodległość kraju, jak wiele ofiar kosztowało jej odzyskanie, jak bardzo należy cenić poświęcenie i odwagę takich Polaków jak generał Benedykt Łączyński, albo dzielnych żołnierzy Legionów Polskich we Włoszech, o których śpiewamy z dumą i wzruszeniem w naszym hymnie narodowym.
To dobrze, że na pamiątkę tej bitwy został wytyczony w 1960 roku przez Wałbrzyski Oddział PTTK szlak pieszej wędrówki, zwany Szlakiem Ułanów Nadwiślańskich. Przebiega on ze Świdnicy przez Witoszów, okolice Jeziora Deisy, Lubiechów, Książ, Szczawienko (kościół Św. Anny z grobem gen. Benedykta Łączyńskiego), Podzamcze, Piaskową Górę, Szczawno-Zdrój, Czerwone Wzgórze (pomnik Ułanów Nadwiślańskich), Strugę, Chwaliszów, Dobromierz i dalej w kierunku Strzegomia. To interesująca i pouczająca trasa, co najmniej na dwudniową wycieczkę pieszą zwłaszcza dla młodzieży, by w ten sposób lepiej poznać i zrozumieć ważne wydarzenia z naszej historii.

No ale dość już na teraz tej nuty wojenno-patriotycznej, znanej z ckliwej piosenki „Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani, że za tobą idą, że za tobą idą chłopcy malowani…” Obiecałem na wstępie jeszcze jeden intrygujący temat i to znów z wysokiej półki, bo dotyczy romansu cesarskiego, którego bohaterem jest sam cesarz francuski, Napoleon Bonaparte.
Co spowodowało, że w dzisiejszej opowieści o ułańskiej fantazji naszych rodaków zdecydowałem się by dołączyć wątek słynnego romansu Napoleona? Otóż  rzecz jest prosta i zrozumiała  -  osoba w której zakochał się cesarz francuski była siostrą naszego legionisty pochowanego na cmentarzu w Szczawienku – to słynna Maria z Łączyńskich – Walewska. Wielu czytrlników na pewno słyszało już nie raz o tym romansie, który znany jest z podręczników historii, książek i filmów. Ale dla przypomnienia parę słów  warto przy tej okazji powiedzieć.
Była córką Mateusza Łączyńskiego herbu Nałęcz i Ewy Zaborowskiej. W dzieciństwie  wraz z dwoma braćmi Benedyktem i Teodorem – przyszłymi oficerami Napoleona, wychowywana była przez  guwernera, którym był ojciec Fryderyka Chopina. Pod koniec 1804 roku jako osiemnastoletnia panna wydana została za mąż za starszego od niej ponad pół wieku szambelana Anastazego Walewskiego. W sześć miesięcy później po powrocie z podróży poślubnej do Włoch urodziła syna – Antoniego Bazylego Rudolfa. Być może był to jeden z powodów tak niedobranego małżeństwa.
W styczniu 1807 dwudziestojednoletnia Marysieńka spotkała się z cesarzem Napoleonem, Było to podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim. Cesarzowi wpadła w oko niezwykle urodziwa i odporna na jego umizgi Polka. Wkrótce potem, w wyniku awansów, prezentów i liścików pisanych osobiście przez cesarza, zgodziła się na spotkanie, po którym uległa jego perswazjom, zgodziła się zostać oficjalną metresą, którą sprowadził na trzy tygodnie m.in. do swej kwatery w pałacu w Finckenstein (dziś Kamieniec Suski) w Prusach Wschodnich, gdzie stacjonował po wznowieniu działań wojennych. Warto pamiętać, że cesarz był już wtedy żonaty z Józefiną W lipcu tego samego 1807 roku Napoleon podpisał z Rosją i Prusami traktaty pokojowe w Tylży i wyjechał do Paryża. Ale chwile spędzone z młodą szambelanową utkwiły mocno w jego sercu i pamięci.
W 1809, po zwycięstwie cesarza nad  koalicją antynapoleońską, Maria Walewska została zaproszona do wiedeńskiego pałacu Schönbrunn, gdzie mieszkała przez kilka miesięcy wraz z Napoleonem. W tym czasie zaszła z nim w ciążę i aby ratować sytuację powróciła do Walewic, tam 4 maja 1810 urodziła Aleksandra Floriana Józefa. Napoleon właśnie dzięki Marii przekonał się, że przyczyną braku potomka z  żoną Józefiną nie jest on sam. Wkrótce wziął z nią rozwód, motywowany względami dynastycznymi i dla potwierdzenia tego motywu poślubił Marię Ludwikę, córkę cesarza Austrii – Franciszka II, która dała mu wkrótce legalnego potomka w marcu 1811.
Napoleon otoczył jednak dyskretną opieką zarówno Marię, jak i obu jej synów, obdarowując ją pałacykiem w Paryżu. Wkrótce nadał małemu Aleksandrowi tytuł hrabiego oraz przynoszące zysk posiadłości ziemskie, co uniezależniło finansowo na przyszłość Aleksandra i jego matkę. Tak zabezpieczona Maria złożyła w Warszawie wniosek o unieważnienie małżeństwa z Anastazym Walewskim jako zawartego pod przymusem jej matki i brata Benedykta. W sierpniu 1812 uzyskała rozwód (Anastazy zmarł w 1814), a po kilku miesiącach – po klęsce Napoleona w kampanii rosyjskiej – zdecydowała się wyjechać znów do Paryża.
W 1814 we wrześniu, po abdykacji Napoleona, odwiedziła go wraz z synem i z bratem Teodorem na wyspie Elbie, a ostatni raz spotkała się z nim w 1815, w ciągu 100 dni pomiędzy jego ucieczką z Elby, a zesłaniem na wyspę św. Helenę.
To nie był taki sobie zwykły romans. Maria nie tak łatwo uległa zabiegom wielkiego cesarza, a do spotkania doszło pod wyraźnym wpływem wielu ważnych osób, z księciem Józefem Poniatowskim na czele. Po pierwszym zbliżeniu w Prusach Wschodnich Napoleon był bez reszty zakochany w pięknej i młodej Polce. Charakter Marii olśnił Napoleona. W jednym z późniejszych listów pisał do niej: „skąd bierze się u Ciebie ta szczególna mieszanina niezależności, uległości, roztropności i lekkomyślności, która sprawia, że jesteś inna niż wszystkie”. Gdyby Napoleon nie był cesarzem, w dodatku nieustannym wojownikiem toczącym boje nieomal z całą Europą, być może dzieje tej miłości potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nie pierwszy to raz mamy do czynienia z kochankami rozdzielonymi przez burze historii.
Opuszczona przez Napoleona Maria nawiązała romans z jego kuzynem, hrabią i marszałkiem Francji Filipem-Antonim d'Ornano, z którym zawarła ślub dopiero po śmierci Anastazego w 1816 roku w Brukseli. Zamieszkali razem w Liège, a 9 czerwca 1817 Maria urodziła Rudolfa Augusta, swego trzeciego syna. Wkrótce jednak, ciężko chora na kamicę nerkową i osłabiona przez karmienie dziecka piersią zmarła nagle w Paryżu 11 grudnia 1817 w wieku 31 lat.
Serce Marii Walewskiej secundo voto Ornano znajduje się w grobowcu rodzinnym Ornano, obok prochów jej zmarłego w 1863 roku męża na cmentarzu Père Lachaise w Paryżu, natomiast ciało przewieziono w 1818 do Kiernozi, gdzie 27 września pochowano je w tutejszym kościele parafialnym.
Romans Napoleona z Marią Walewską stał się wątkiem kilku powieści m. in.. Mariana Brandysa „Kłopoty z panią Walewską”, a także wielu filmów, w tym. nakręconego przez amerykańską wytwórnię filmową w 1937 filmu „Pani Walewska” z Gretą Garbo w roli Marii. Film na podstawie powieści Wacława Gąsiorowskiego wyreżyserował Clarence Brown. Do tej historii nawiązuje także polski film "Marysia i Napoleon" z 1966 roku w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, z Beatą Tyszkiewicz i Gustawem Holoubkiem w rolach tytułowych.
Na koniec jeszcze dwie smutne refleksje. Pierwsza to ta, że obydwie niedoszłe cesarzowe, i Eliza z Radziwiłłów, o której pisałem w opowieści „Cesarski romans”, i Maria z Łączyńskich Walewska, odeszły bardzo młodo ( mając zaledwie 31 lat). Czyżby to był rachunek za to, że jako wybranki wielkich cesarzy na długo zapisały się  na kartach historii?  Druga refleksja dotyczy brata niedoszłej cesarzowej Marii Walewskiej, generała Benedykta Łączyńskiego zmarłego w trzy lata po niej. Ten wieczny tułacz po całej Europie, żołnierz-patriota, podobnie jak siostra bez reszty oddany cesarzowi francuskiemu, Napoleonowi, w którym pokładał nadzieje na oswobodzenie Polski z  niewoli zaborczej, niestety nie spełnione, zmarł zbyt wcześnie, bo w 43 roku życia i pochowany został na niewielkim cmentarzyku w niemieckim Saltzbrunn, skromnie, bez fanfar i werbli, z dala od stron ojczystych. Dopiero paradoks losów historycznych spowodował, że ziemie te powróciły do Polski i dziś możemy wskrzeszać pamięć o naszym bohaterskim legioniście. Pytanie tylko, czy to robimy z prawdziwych pobudek patriotycznych, potrzeby serca i nieprzymuszonej woli, czy też z innych względów? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam do rozwagi moim Czytelnikom.
                                                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz