Wracam do frapującej książki Jerzego Rostkowskiego „Podziemia III Rzeszy”, bo jeszcze jednym tematem, niezwykle intrygującym, chcę zachęcić Czytelników mojego blogu do zainteresowania się tą książką. Oto co napisał autor książki na początku rozdziału:
„Pora teraz napisać o największym, najcenniejszym i najbardziej skrywanym sekrecie zamku Książ. Wydawać by się mogło, że to, o czym za chwilę opowiem, nie mogło się wydarzyć, że związek z Polską jednego z największych depozytów w dziejach pogrążonej w mrokach wojny Europy musi być bzdurą. I jeszcze tytułowy zamek Książ wskazywany jako działający do dziś tajny magazyn dzieł sztuki - wielu zapewne uzna za kompletny absurd. A jednak…”
„Ostatnia tajemnica – zamek Książ i depozyt z Monte Cassino” - tak zatytułował 17-ty rozdział autor książki i od razu wzbudził dreszcz emocji. Co może mieć wspólnego majestatyczny zamek Książ nad urwistym przełomem Pełcznicy w Górach Wałbrzyskich z zabytkowym, słynnym na całym świecie klasztorem Benedyktynów Monte Cassino nad rzeką Liri na Półwyspie Apenińskim? O jaki depozyt dzieł sztuki może tutaj chodzić? I gdzie w Książu miałby się znajdować ów magazyn?
Pytania rodzą się jak grzyby po deszczu. Ale ponieważ w poprzedzających 16-tu rozdziałach tej książki równie zaskakujących sensacji nie brakowało i autor doskonale sobie z nimi radził, spróbujmy poznać jego argumenty i prześledzić tok rozumowania.
Z początkiem II wojny światowej muzealnicy wielu krajów szukali miejsc, w których można byłoby ukryć najcenniejsze zbiory przed ewentualnością rabunku lub bombardowania. Miało to miejsce także w południowych Włoszech, gdzie w kilkunastu muzeach Neapolu i innych miast Sycylii i Sardynii znajdowały się prawdziwe skarby sięgające czasów starożytnych. Postanowiono je schronić w bezpiecznym miejscu To nie był taki sobie zwykły ładunek na kilka samochodów ciężarowych, bo dotyczył ponad 60 tysięcy przedmiotów, w tym 37 tysięcy dzieł sztuki pałacu królewskiego, muzeów i kolekcji prywatnych.
Niedaleko, bo około 80 kilometrów od Neapolu znajdował się olbrzymi klasztor na Monte Cassino, a w nim rozległe piwnice i ukryte pomieszczenia. Szybko podjęto decyzję. Przewieziono tu 187 potężnych skrzyń z najcenniejszymi archiwaliami, dziełami sztuki, obrazami, księgami i zbiorami monet. Wydawało się, że w tym zabytkowym i dobrze chronionym przez braci zakonnych miejscu nic im nie zagrozi.
Latem 1943 roku ofensywa aliantów niosąca ze sobą wyzwolenie Włoch napotkała opór niemieckiej obrony na tzw. Linii Gustawa. Punktem zapalnym okazało się Monte Cassino, zamienione przez oddziały niemieckie w twierdzę. Aby ocalić skarby zgromadzone w klasztorze zdecydowano się je wywieź pod ochroną wyspecjalizowanej dywizji „Hermann Gőring.”. Łącznie przetransportowano 127 ciężarówek Niewielką część zbiorów przeznaczono do zwrotu, większość łącznie ze zbiorami z muzeów Neapolu i Syrakuz została przewieziona koleją do magazynów głównych dywizji pod Berlinem, a następnie przekazana w prezencie z okazji urodzin 12 stycznia 1944 roku, „wielkiemu kolekcjonerowi sztuki”, marszałkowi Hermanowi Gőreingowi w jego rezydencji w Carinhall
W rok potem, w lutym 1945 roku, gdy sytuacja na froncie stawała się coraz trudniejsza, a do Carinhall zbliżało się natarcie wojsk sowieckich, marszałek Gőring zdecydował się ratować swoje zdobycze. Wybór padł na zamek Książ, z którego przeniesiono wcześniej w lipcu 1944 roku do klasztoru w Krzeszowie zbiory Pruskiej Biblioteki Państwowej. W to samo miejsce w Książu przewieziono pociągiem specjalnym i umieszczono większość depozytu z Monte Cassino. Akcja transportowa była eskortowana przez oddziały specjalne Obersturmbanführera SS Ottona Korzennego.
Decyzja o ukryciu „skarbów Gőringa” w Książu była dobrze przemyślana Miał on pełną świadomość tego, co się tutaj dzieje, zwłaszcza że odbywało się pod eskortą dowództwa Luftwaffe. Wiedział, że podziemny Książ stał się fortecą nie do zdobycia, że istniała zawsze możliwość zablokowania wejść zawałami i uchronienia w ten sposób bezcennych zbiorów. Liczył się z tym, że Książ uniknie takich bombardowań, jakie spotkały klasztor na Monte Cassino w lutym 1944 roku, w wyniku których „ta średniowieczna budowla została wypalona i obrócona w ruinę”. I trzeba przyznać, że w tych rachubach się wcale nie pomylił. W kwietniu 1945 roku Rosjanie wysadzili w powietrze rezydencję marszałka w Carinhall, ale Wałbrzych i Książ pozostawały nietknięte.
8 maja 1945 roku wojska radzieckie 21 armii bez użycia broni wkroczyły do Wałbrzycha, zajęły też zamek Książ. Jest rzeczą dość znamienną, że Wojskowym Komendantem Miasta został dowódca 65 armii w bitwie pod Stalingradem, Kurskiem, na Białorusi oraz wschodnich i północnych ziemiach polskich, generał armii Paweł Iwanowicz Batow, a więc postać nietuzinkowa. Łatwo się domyślić, że jego powołanie na komendanta Wałbrzycha wiązało się ze znacznie poważniejszymi zadaniami niż przejęcie władzy. W Książu wojska radzieckie stacjonowały 13 miesięcy. Czy tak bardzo spodobał im się zamek ze względów architektonicznych i krajobrazowych? Sprawowanie funkcji ochronnych i zabezpieczających dla nowo powołanej już 28 maja 1945 roku polskiej grupy operacyjnej nie wymagało ich obecności w starym, zabytkowym zamku aż ponad rok czasu. Czego Rosjanie szukali w murach i podziemiach zamkowych, tego dokładnie nie wiemy. Możemy się tylko domyślać, że nie chodziło tu tylko i wyłącznie o mające wartość luksusową wyposażenie zamku Udało im się odkryć bibliotekę zamkową liczącą ponad 65 tysięcy tomów, w tym zbiory rękopisów i to zostało wywiezione w całości do ZSRR. To czego nie dało się splądrować zostało spalone. O archiwum Monte Cassino i zbiorach z Neapolu i Syrakuz nie mamy żadnej informacji. Rosjanie nie zdołali dotrzeć do dobrze ukrytych skarbów. Gdyby tak się stało nie dałoby się to ukryć przed oczami świadków, bo przecież nie byli oni na zamku sami. Wiadomo, że pod koniec kwietnia Niemcy wzmacniali część murów zamku Książ. Właśnie wtedy mogli dobrze ukryć i zamaskować depozyt z Monte Cassino.
Z chwilą objęcia zarządu zamkiem przez Polaków latem 1946 roku zastano ograbione, zdewastowane wnętrza i szczątki wywiezionej biblioteki. Jerzy Rostkowski przytacza w książce fragment raportu delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie, Stefana Styczyńskiego z 20 sierpnia 1946 roku :
„W styczniu 1946 roku były tam jeszcze gobeliny, dywany, obrazy, a po wyjeździe komisji złożonej z wyższych oficerów radzieckich, z kwatery marszałka Rokossowskiego rozpoczął się zorganizowany wywóz na wielką skalę, który w lutym objął bibliotekę, w marcu i kwietniu resztę ruchomości: dokładnie połamano wszelkie meble, powyrąbywano drzwi, okna, powyrywano tu i ówdzie parkiety, wszystkie boazerie, zniszczono malowidła ścienne, tak że wnętrza kompletnie spustoszone przedstawiają obraz całkowitej ruiny”.
Rosjanie traktowali wyzwalane ziemie jako trofeum, grabili i plądrowali to wszystko co się dało, co stanowiło jakąkolwiek wartość. Dolny Śląsk to było dla nich terytorium niemieckie. Sprawa przynależności Wałbrzycha nie była jeszcze wtedy do końca przesądzona. Konferencja Poczdamska zakończyła obrady 2 sierpnia 1945 roku. Dopiero wtedy stało się pewne, że granicą zachodnią Polski jest Nysa Łużycka. Ale i to nie przeszkodziło w masowej grabieży mienia.
Od połowy 1946 roku w Książu nie było już Rosjan. Było jednak mnóstwo śladów po niedokończonej inwestycji niemieckiej pod koniec wojny i to inwestycji budzącej zdumienie. Nie wszyscy uwierzyli w budowę kwatery Hitlera. Dlaczego nie podjęto od samego początku prób wyjaśnienia zagadkowej sprawy? Co stało na przeszkodzie, aby tego nie czynić w sposób konsekwentny przez całe lata PRL-u ? To są kolejne pytania, na które stara się znaleźć odpowiedź autor znakomitej książki.
W książce nie dało się wszystkiego do końca wyjaśnić. Wiele wniosków i domysłów wymaga dalszych poszukiwań i potwierdzeń empirycznych, a nie tylko racjonalnych. Potrzebne jest przekonanie do celowości przedsięwzięć, odpowiednie wsparcie poszukiwaczy przez decydentów i jak zwykle upór i poświęcenie. Optymistyczną jest zapowiedź prowadzenia badań przez grupę eksploratorów utworzoną przez samego autora. Duże nadzieje wiążą się z planami dyrekcji zamku Książ zdeterminowanej do podjęcia poszukiwań w podziemiach zamkowych we własnym zakresie
Książka Jerzego Rostkowskiego pojawiła się w najlepszym momencie, może stać się iskrą, z której wybuchnie płomień. Nie śmiem nawet myśleć o tym, że nagle pojawia się w mediach informacja o odkryciu w podziemiach zamku „skarbu Gőringa”. Obiegłaby ona świat podobnie jak wiadomość o zabójstwie saudyjskiego terrorysty Bin Ladena. Tylko, że news o odkryciu depozytu z Monte Cassino w Książu może przynieść za sobą wyłącznie pozytywne skutki, przede wszystkim dla Książa, dla Wałbrzycha, dla całego regionu wałbrzyskiego. Uwierzmy w to, do czego nas zachęca całym sercem autor książki o podziemiach III Rzeszy w Wałbrzychu. Mówią, że wiara czyni cuda.
Jest to wszystko w tej książce p.Stanisławie ale też jest szalenie interesujące dlatego też cieszę się że zachęca pan innych do kupienia i przeczytania bo warto absolutnie.Należy tylko liczyć że pan Jerzy wyda koleiną pozycję bo ja już się nie mogę doczekać.Paweł.
OdpowiedzUsuńCzyta się to pasjonująco! Tylko malutkie sprostowanie p.Stanisławie Karinhall wysadzili niemieccy saperzy na polecenie samego Reichsmarschall.Rosjanie zastali już tylko gruzy.Powiem więcej rękę na detonatorze położył właśnie sam "gruby Hermann" i nie patrząc długo odjechał z eskortą.Tyle fakty.Pozdrawiam ciepło.Paweł.
OdpowiedzUsuńMusze to napisać.Rosjanie wyjechali w lato 1946 bo nie było już czego kraść!!! Ten naród nie miał żadnych standardów! Głupota w tej armii i prostactwo porażało! Przepraszam ale musiałem to napisać bo tak to odbieram,jednocześnie proszę autora bloga o wybaczenie.P.
OdpowiedzUsuńBardzo to wszystko pasjonujące na temat Fürstenwalde.
OdpowiedzUsuńGdy po wojnie przyjechał b. jeniec obozu pracy w Książu Jan Weiss zdumiał się widokiem obetonowanego korytarza podziemnego pod zamkiem.
OdpowiedzUsuńA jakie z tego da się wyciągnąć wnioski?
Niemcy betonowali korytarz (korytarze) na dole a na górze byli Rosjanie. A może doszło do współpracy między OTodt i Rosjanami? Ścieżki prowadzące do porozumień między wrogami mogły być zawiłe ale możliwe do realizacji. Może stosowano zasadę: coś za coś...? Tego p.Rostkowski nie wyjaśnił w ciekawej książce ale to jest jej słaby punkt, bo zabrakło szerszego opisu.
No, dobrze to tylko książka ale jak było naprawdę? SC