Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 19 maja 2011

O wielkim Książu i małej Siepnicy

Turystyka ma różne przesłanki. Wybieramy się w podróż, bo chcemy rozkoszować się pięknem krajobrazów, albo też odkrywać cuda natury. Naszym celem mogą być szczyty górskie, zwłaszcza jeśli lubimy piesze wycieczki. Ruszamy chętnie w miejsca nieznane, zaskakujące niezwykłością i zagadkowością. Mogą one być związane z historią lub zjawiskami przyrodniczymi. Lubimy poznawać nowe miejscowości, a także ich mieszkańców. W ogóle chcemy na własne oczy zobaczyć świat, jego niepojętą rozległość i rozmaitość. Jego nadzwyczajność.
Wśród motywów skłaniających nas do turystyki od dawien dawna poczesne miejsce zajmuje tzw. turystyka kulturowa. Bliski, bezpośredni kontakt z zabytkami architektury, zamkami, pałacami, muzeami, budowlami sakralnymi, skansenami, wszystkim tym, co uchodzi za wytwory kultury, jest nierozłącznym celem wszelkich wypraw turystycznych.
Wraz ze wzrostem ilości czasu wolnego oraz zasobności naszych portfeli, zmieniają się preferencje wyjazdowe turystów i wycieczkowiczów. Jest to związane z przemianami w stylu życia, z postępem i oddziaływaniem medialnym agend promocyjnych. To skutek przeobrażeń naszej świadomości.
Powyższe refleksje nasunęły mi się w niedzielne popołudnie, kiedy to dla zabicia czasu pojechałem z rodziną na wycieczkę do najbliższej, a zarazem najcenniejszej atrakcji turystycznej naszego regionu – zamku Książ. Książ przyciąga niedzielnych turystów zapierającą dech, zawieszoną nad przepaścią rezydencją sławetnej rodziny Hochbergów, a także nieprzemijającym urokiem wspaniałego parku ze starodrzewem. Na dodatek tuż obok zamku można się zachwycić architekturą zabudowań słynnej w kraju stadniny koni. W Książu miałem okazję być niezliczoną ilość razy. Pamiętam pierwsze wycieczki w głębokich czasach PRL-u, odbywane w spokoju i ciszy w otoczeniu nielicznych turystów. Doświadczyłem podobnie jak tysiące Wałbrzyszan i przyjezdnych z całego Dolnego Śląska „komfortu” goszczenia w zamku z okazji dorocznej wystawy kwiatów lub innych podobnych imprez. Wiadomo, wtedy trudno uniknąć problemów z zaparkowaniem auta i prawdziwym oblężeniem przez zwiedzających: zamku, tarasów zamkowych, alejek parkowych. Natomiast to, co ujrzałem tym razem, w zwykłą niedzielę, bez żadnego festynu, mityngu, pokazu, wywołuje zdumienie. Do Książa zjechało setki, tysiące osób, by pospacerować po parku, pooglądać gmaszysko zamkowe, obejrzeć tarasy, słowem spędzić weekend w bezpośrednim kontakcie z przyrodą i kulturą.
Niezwykłe tempo rozwoju człowieka zmieniło nasz stosunek do modelu spędzania czasu wolnego.  Turystyka Anno Domini 2011 jest zjawiskiem na tyle uniwersalnym, że stało się prawie niemożliwym stosowanie dotychczasowych kryteriów i podziałów. Dawna turystyka kwalifikowana stanowi niewielki procent ogółu ruchu turystycznego. Pozostała część to najczęściej mariaż turystyki i wypoczynku, to najbardziej popularne, a tym samym masowe nurty spędzania wolnego czasu. Turystyka kulturowa pozostaje właściwie na usługach tych nurtów, zazwyczaj pełni rolę służebną, zapewniając intelektualne tło dla potrzeb indywidualnych.
To że Książ spełnia dzisiaj rolę o jakiej jeszcze niedawno można było tylko pomarzyć, jest zwiastunem nie tylko nowych trendów rekreacyjnych. To zasługa obecnych włodarzy miasta i  zamku, którym udało się nie tylko wyrwać go z rąk angielskiej uzurpatorki, ale wykonać szereg niezbędnych prac remontowych, rozbudować bazę hotelową, zadbać o lepsza promocję.
Z wysokiego pułapu podwałbrzyskiego monumentu trudno zejść do siermiężnej rzeczywistości małej Głuszycy. I nie chodzi tu o masowy ruch turystyczny na miarę Książa. Walorów zamku nad Pełcznicą nie jest w stanie zrównoważyć żaden zabytek w regionie. Warto się jednak zastanowić, czy napływającym na Osówkę wartkim strumieniem turystom Głuszyca może zaproponować coś z obszaru turystyki kulturowej? Czy zwiedzaniu podziemnych sztolni z czasów II wojny światowej nie powinien towarzyszyć szerszy, uzupełniający, komplementarny pakiet. Co Głuszyca ma do zaoferowania? Czy jest coś takiego?
W centrum Głuszycy są zabytki godne zainteresowania ze względów architektonicznych. Zachowało się kilka okazałych pałacyków i willi fabrykanckich z II połowy XIX wieku, takich chociażby jak pałacyk w Parku Jordanowskim lub późnobarokowy pałac z końca XVIII wieku przy ul. Grunwaldzkiej 41. Tuż obok znajduje się zabytkowy gmach obecnego gimnazjum z salą gimnastyczną, a vis-à-vis wille słynnej rodziny niemieckich fabrykantów – Webskich. Nieopodal zaś najciekawszy budynek dawnego zajazdu „Pod Jeleniem” z 1784 roku. Warto też wymienić okazały gmach dawnego sądu przy ul. Grunwaldzkiej 55, dziś siedziba Urzędu Miasta i Gminy, a nieco dalej kościół parafialny MB Królowej Polski z 1741 roku. Podobnych zabytków jest więcej i powinny się one znaleźć w pakiecie programowym dla grup turystycznych zainteresowanych poznaniem miasta i jego historii.
Moim zamiarem jest jednak skoncentrowanie uwagi Czytelników na mniej znanym ze względu na peryferyjne położenie (kilka kilometrów od miasta, w zagubionej w górach wsi Sierpnica), małym, drewnianym obiekcie sakralnym, prawdziwej perle architektonicznej, jednym z najciekawszych zabytków w Górach Sowich. Jest to kościółek pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej, wzniesiony w latach 1548-64 jako ewangelicki, a od 1654 katolicki. W latach 1782-85 w miejsce drewnianej dobudowano kamienną wieżę, a dzięki temu że w latach 1925-33 wymieniono część elementów konstrukcyjnych, sporą część stolarki i gontowe pokrycie dachu, udało się budowlę uchronić przed zniszczeniem i zachować jej zabytkowy charakter.
Budynek skupia uwagę ze względu na strzelisty, dwuspadowy dach kryty gontem z okienkami w połaciach, po bokach nawy drewniane, otwarte soboty na konstrukcji słupowo-mieczowej, no i masywna wieża zwieńczona barokowym hełmem, pod nim dzwon z 1580 roku, a w przyziemiu ozdobny kamienny portal.
Wewnątrz kościółka barwna polichromia nawy głównej, barokowa drewniana ambona z XVIII w., jeszcze starsza chrzcielnica z 1662 r., a także stare nagrobki i epitafia. Jest tu jeszcze więcej zabytkowych elementów wyposażenia i ciekawych rozwiązań architektonicznych. Dobry przewodnik jest w stanie to pokazać i zaciekawić zwiedzających.
Kościółek zdumiewa i zachwyca nawet ludzi mało wrażliwych na pamiątki z dawnych czasów. Ma swój niepowtarzalny klimat, budzi spokój, skupienie i radosny nastrój. Podnosi na duchu, wskazując na łagodność przemijającego czasu.
Ów kościółek, choćby z racji, że znajduje się zaledwie kilkaset metrów od głównej drogi na Osówkę, winien stać się nieodłącznym punktem programów wycieczkowych turystycznej gminy Głuszyca. To prawdziwy skarb dla turystyki kulturowej małej Głuszycy, tak samo jak zamek Książ dla wielkiego Wałbrzycha.
Na marginesie dodam, że to przekorne skojarzenie wielkiego Książa z małym kościółkiem w Sierpnicy nie jest takie nadzwyczajne. Otóż Sierpnica od połowy XVI wieku leżała w obrębie rozległych dóbr hr. von Hochberga z Książa, wtedy właśnie został zbudowany drewniany kościółek na potrzeby zamieszkujących wieś protestantów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz