Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 27 maja 2018

Stasiuk i Tokkarczuk o istocie podróżowania. Część II


nasz rowerowy podróżnik Marek na Biegunie Północnym

 Tak się niedobrze złożyło, że to dziś niedziela, w dodatku słoneczna i handlowa, niezbyt sprzyjająca do zajęcia miejsca przy laptopie. A ja chcę zachęcać do podróżowania, a tym samym oderwania się od ekranu. Mam nadzieję, że jednak moi najwierniejsi Czytelnicy znajdą chwilkę czasu, by zajrzeć do internetu, a myślę że warto, z uwagi na osobę i jej dzieło, o czym dzisiaj piszę.

Poznaliśmy urok zafascynowania się podróżami na Wschód Andrzeja Stasiuka. Spójrzmy co ma na ten temat do powiedzenia Olga Tokarczuk, podbijająca swą twórczością Zachód, laureatka nagród literackich szwedzkiego samorządu  w Sztokholmie, a obecnie nagrody Bookera w Wielkiej Brytanii.

 Oto jej reminiscencje z lat wczesnych oczywiście związane z samodzielną wycieczką nad rzekę, wybrane przeze mnie z książki „Bieguni”, która stanie się jak sądzę,  światowym bestsellerem:

„Pierwszą swoja podróż odbyłam pieszo przez pola, piechotą. Długo nikt nie zauważył mojego zniknięcia, dlatego udało mi się pójść całkiem daleko. Przeszłam cały park, a potem - polnymi drogami, przez kukurydzą i wilgotne, pełne kaczeńców łąki, pokratkowane rowami melioracyjnymi – do samej rzeki. Zresztą rzeka była i tak wszędzie obecna na tej nizinie, przesiąkała pod poszyciem traw, oblizywała pola…
To nie była wielka rzeka, to zaledwie Odra; ale i ja wtedy byłam mała. Posiadała swoje miejsce w hierarchii rzek, co sprawdziłam potem na mapach, dość drugorzędne, ale zauważalne, wicehrabina z prowincji na dworze królowej Amazonki…
Stojąc na przeciwpowodziowym wale, wpatrzona w mur, zdałam sobie sprawę, że - mimo wszelkich niebezpieczeństw – zawsze lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to co w spoczynku; że szlachetniejsza będzie zmiana niż stałość, że znieruchomiałe musi ulec rozpadowi, degeneracji i obrócić się w perzynę, ruchome zaś będzie trwało wiecznie.”

Dalej Olga Tokarczuk próbuje wytłumaczyć skąd się zrodziła w jej duszy magia podróżowania:

„Moi rodzice nie byli do końca plemieniem osiadłym. Wiele razy przeprowadzali się z miejsca na miejsce, aż w końcu zatrzymali się na dłużej w prowincjonalnej szkole, daleko od porządnej drogi i stacji kolejowej. Podróżą stawało się już samo wyjście za miedzę, wyprawa do miasteczka…”

Ale rodzice Olgi należeli do tej kategorii osób, dla których poznawanie świata było pasją nie do przezwyciężenia:

„Należeli do pokolenia, które jeździło z przyczepami kempingowymi, ciągnąć za sobą namiastekę  domu. Kuchenke gazową, skaładane stoliki i krzesła. Plastikowy sznur do rozwieszania prania na postojach i drewniane klamerki. Ceraty na stół nieprzemakalne…
Ustalano trasę podróży z przewodnikiem, starannie zaznaczając atrakcje. Do południa kąpiel w morzu albo jeziorze, a po południu wyprawa w starożytności zabytków miast zakończona kolacją – najczęściej był to wek: gulasz, kotlety mielone, klopsy w sosie pomidorowym. Trzeba było tylko ugotować makaron lub ryż…
A wracali z ulgą, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Wracali, żeby zebrać z komody stosy listów i rachunków. Zrobić wielkie pranie. Ziewających ukradkiem przyjaciół zanudzić na śmierć pokazywaniem zdjęć. To my w Carcassone. A tu żona, w tle Akropol.
Potem cały rok wiedli życie osiadłe, to dziwne życie, kiedy rankiem wraca się do tego, co zostawiło się wieczorem, gdzie ubranie przesiąka zapachem własnego mieszkania, a stopy niestrudzenie wydeptują ścieżkę na dywanie.”

To nie dla mnie – pisze dalej Olga:

„Widocznie brakowało mi jakiegoś genu, który sprawia, że gdy tylko przystanie się na dłużej w jakimś miejscu, zaraz zapuszcza się korzenie. Wiele razy próbowałam, ale moje korzenie zawsze były płytkie i wywracał mnie byle jaki podmuch wiatru. Nie umiałam kiełkować, zostałam pozbawiona tej roślinnej zdolności. Nie ciągnę soków z ziemi, jestem anty-Anteuszem. Moja energia bierze się z ruchu – z trzęsienia autobusów, z warkotu samolotów, z kołysania promów i pociągów.”

W ten oto sposób próbuje Olga wytłumaczyć jak to się stało, że świat pojawił się w jej głowie, a dalej w kolejnych rozdziałach spokojnie wyjaśnia, co się dzieje, gdy ta głowa znajdzie się w szerokim świecie.

Nie podejmuję się dokonywać streszczenia lub recenzji książki Olgi Tokarczuk – „Bieguni”, bo nie dorosłem do takiej sztuki. Moim celem jest zachęcić tylko do jej przeczytania. Myślę, że bakcyl podróży i bliższego poznawania świata nie jest obcy wielu moim Czytelnikom. A książka Olgi Tokarczuk pozwala nam dostrzec jak wiele korzyści przynoszą podróże, jak bardzo potrzebny jest człowiekowi ruch, jak mocno wpływa on na poprawę samopoczucia, na kształtowanie się pozytywnego stosunku do życia.

„Bieguni” to niewyczerpana kopalnia fascynujących spostrzeżeń, przemyśleń, refleksji, jakie towarzyszyły powieściopisarce w czasie jej ustawicznych podróży. Myślę, że znajdą się biografowie, którzy o tych podróżach Olgi Tokarczuk napiszą niemniej obszerną i atrakcyjną niż „Bieguni” książkę.

O walorach podróżowania mamy w naszej literaturze wiele książek. W moim blogu miałem okazję pozachwycać się przebogatą twórczością wybitnego reportera, Ryszarda Kapuścińskiego. Dla mnie, jakby to powiedział poeta, człowieka „oszronionego jedwabiem czasu”, dalekie podróże należą do przeszłości. Natomiast wspomniani pisarze i ich książki są impulsem do współudziału w ich podróżach oczami wyobraźni. Tak zresztą jest z całą literaturą, kinematografią lub programami Discovery w telewizji. 

Do tego rodzaju namiastki podróżowania zachęcam seniorów, natomiast młodych ludzi namawiam do tego, by nie zaprzepaścili lat młodości, zamykając się na szeroki świat w czterech ścianach swego gniazda rodzinnego.

P.S.
Antajos lub Anteusz (gr. Ἀνταῖος, Antaîos) – w mitologii greckiej syn Posejdona i Gai, gigant żyjący w Libii. Dotknięcie ziemi, jego matki, przywracało mu siły. Herakles zetknął się z Anteuszen szukając cudownych jabłek Hesperyd.



5 komentarzy:

  1. Krótko mówiąc,podróże kształcą,a czytanie książek przez 30 minut dziennie(nie gazet i czasopism),wydłuża życie o 2 lata.Podróże i książki angażują UMYSŁ podróżnika/czytelnika.Większość(87%) badanych osób czytała fikcję.Bez czytania i podróżowania Umysł człowieka staje się niekompletny...demencja:)
    "Stowarzyszenie Długowiecznych Czytających Książki"
    Miłej niedzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, warto się skupić nad tym wszystkim. Dziękuję Henryku za ciekawe uzupełnienie postu.

      Usuń
  2. "Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróź długa
    wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku
    żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi
    i abyś całą skórą zmierzył się ze światem".

    Myślę że urywek z wiersza "Podróż" Zbigniewa Herberta będzie tu pasował.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pasuje jak ulał. Oczywiście u Herberta znać pióro poety.
      Dziękuję Stokrotko za gościnę w moim blogu. Pozdrawiam, ale dziś nie piszę, że gorąco ze względu na majowy upał jak w lipcu.

      Usuń
  3. Witam.Tymi krótkimi urywkami książki "Bieguni" laureatki Olgi Tokarczuk zachęciłeś mnie do przeczytania tej pozycji.Nie wiem kiedy to wykonam,bo w tej chwili czytam Iliadę Homera a mam jeszcze przed sobą Odyseję. Jak wiesz potrzebny jest czas na przetrawienie tego co się przeczytało.Ale mam nadzieję,że dam radę trochę poczytać przynajmniej części proponowanych przez Ciebie pozycji , pomimo upału i obowiązkowych prac w ogrodzie.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń