Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 29 października 2017

Uwierzmy w cuda - listopadowe refleksje



Tak się już przyjęło - o listopadzie sądzimy, że jest najsmutniejszym miesiącem w roku. Rozpoczyna się pokłonem nad mogiłami zmarłych na cmentarzu i ta żałobno - refleksyjna atmosfera promieniuje aż do Andrzejek, na końcu miesiąca Niewątpliwie trudno zachować pogodę ducha, gdy myślimy o śmierci i wspominamy z bólem serca naszych najbliższych, którzy od nas odeszli.

Nic nie pomaga, że 1 listopada, to przecież Wszystkich Świętych, a więc święto najwyższych autorytetów Kościoła i powinniśmy się cieszyć, że zostali wyniesieni na ołtarze. Nie cieszy nas to, że właśnie pierwszego listopada cmentarze zamieniają się w fantastyczne ogrody kwiatów i iluminacji świetlnych, co świadczy dobrze o nas, bo staramy się jak możemy najlepiej oddać cześć tym, którzy opuścili życie doczesne.

Listopad nie czaruje nadmiarem słonecznej pogody w naszej strefie klimatycznej. W tym miesiącu w przyrodzie usypia na pół roku życie biologiczne roślin. W samej nazwie miesiąca jest wskazanie, że liście opadają. Pochmurne niebo, mglistość, błotnistość, a do tego nierzadko ziąb i krótkość dnia w stosunku do długości nocy, to wszystko sprawia, że nie mamy powodów do radości w listopadzie.

Czy wobec tego powinniśmy godzić się z tym, że ma być miesiącem smutnym? Czy właśnie z powodu tych wszystkich okoliczności nie trzeba poszukać w listopadzie momentów pogodniejszych?

Wiem, że 1 listopad, to nie jest  dzień właściwy do zachwytów nad pięknem otaczającego nas świata przyrody. Nie jest to dzień do dzielenia się swymi fascynacjami nad dziełami, które stworzyła ręka ludzka. Nie jest to dzień pogodny, nawet wtedy, gdy zaświeci słońce. Nie jest to święto Wszystkich Świętych, bo wtedy powinniśmy się radować ich pobożnym życiem A my tymczasem w tym dniu gromadzimy się kto tylko żyw na cmentarzach, by tam na grobach naszych bliskich układać kwiaty,  rozpalać znicze i szeptać słowa modlitwy.

Zostawmy jednak tą rozbieżność liturgiczną jako mniej ważną na boku. Ważne jest to, że jest taki dzień, w którym niewielu z nas pozostaje w domu. Udajemy się na cmentarz, bo trzeba przynajmniej raz w roku oddać cześć, tym którzy odeszli.


Chcę więc dla zachowania właściwego nastroju powagi i smutku  zaproponować odrobinę dobrej poezji i przypomnieć parę przejmujących strof jednego z najpiękniejszych poematów, jakie znam, a poświęconego tragicznym losom nieszczęsnej matki, którą bogowie Olimpu za to, że się chełpiła swymi dziećmi, pokarali najokrutniej jak tylko można sobie wyobrazić, zabijając na jej oczach z łuku jej siedmiu synów i siedem córek.

Oczywiście, była to bogini Niobe, córka Tantala, żona Amfiona, króla Teb, z którym miała tak liczną gromadę dzieci. Na widok tego mordu Niobe osłupiała z przerażenia i straciła zmysły. Boga Zeusa ogarnęła litość, więc by nie cierpiała więcej, umieścił ją na górze Sypilos i zamienił w skałę. Z jej oczu spływały strumieniem łzy. Odtąd Niobe stała się symbolem matki boleściwej, uosobieniem wszystkich innych matek doświadczonych tak okrutnie przez los.


Konstanty Ildefons Gałczyński zachwycił się marmurową głową Niobe, która szczęśliwym trafem znalazła  się w Muzeum w Nieborowie, niedaleko Warszawy. Posąg Niobe postawili Rzymianie w czasach średniowiecznych w Bizancjum, ale po wkroczeniu do miasta Mahometa II statuę powalono na ziemię i głowa odłupała się. Odnaleziona po latach na brzegu Morza Azowskiego przez ekspedycję uczonych carowej Katarzyny II dostała się w XVIII wieku w ręce rodziny Radziwiłłów.

Wiem, że Konstanty Ildefons Gałczyński jest uwielbiany tak samo przeze mnie jak przez warszawską, bliską mi od niedawna blogerkę i  pisarkę Jadwigę Śmigierę, która w swym blogu nazwała się Stokrotką. Piszę o tej bliskości po przeczytaniu jej książek, w których dostrzegłem to wszystko, co sobie cenię w trudnej sztuce pisania blogu i na jego kanwie – pisania książek. Ale o Jadwidze powiem nieco więcej za chwilę.

Teraz dla stworzenia właściwego nastroju, oddaję głoś Wielkiemu Konstantemu i proszę poczytajmy w skupieniu  wybrane strofy z jego wielkiego poematu „Niobe”:

Uwertura:

Nieforemna, niewesoła
dzień i noc nad brzegiem morza
stoi w skałę przemieniona

biedna córa Tantalowa
biedna żona Amfiona
Niobe, nieszczęsna rodzica –

siedmiu synów, siedem córek
Diana z Apollonem z łuku
rozstrzelali jej o świcie.

Wokół pustka bezroślinna
żadnych świateł elektrycznych
na kamieniu stoi kamień.

Niebo patrzy zimno w Niobe,
ciemna chmura błyska spodem
woda kamień ochlapuje…

Stoi Niobe z wielką głową
śnieg nad głową zakołował
głową żony muzykanta

głową żony Amfionowej,
głową córy Tantalowej
tyle śniegu na powiekach

Nie padają łzy kamienne,
nie rozświeca się poranek,
tylko mewy wrzeszczą.

Mała fuga

Jaki wiatr, jaki los cię porwał
Europy drogami na postrzał?
Kto cię w ręku miał, kto cię podziwiał,
Najpiękniejsza z głów słowiańsko-grecka?

Kto cię woził w karecie przez zaspy?
Kto morzami ciągnął na dnie kufra?
Jaki biskup urwał „Pater Noster”,
by zapatrzyć się w ciebie jak w obraz?

Świadkiem byłaś, głowo,  jakim zbrodniom?
W jakich krajach, państwach, w której stronie?
Jaki łotr w nos ci błyskał pochodnią,
W nos twój piękny jak słoneczny promień?

Może właśnie Tycjan w noc wenecką
patrząc w ciebie oszalał z zachwytu
i od stołu wstał i na szyderstwo
włosy twoje przybrał w wianek z mirtu?

Wielka głowo, wielkiego posągu
Jaka burza? Majowa? Śniegowa?,
By przez Morza Czarnego szmaragdy
Płynąc, gwiazdą spaść na brzeg Azowa?


Nieborów
Duży koncert skrzypcowy

Jest lampa na łańcuchach, co dotknięta skrzypi,
kobieta z parą rogów i ogonem rybim,
zowią ją meluzyną, czasem bergamaską,
pod stropem nad cieniami jakby płynie płasko
i światłami przemawia jak słowami człowiek.

Właśniem pod taką lampą siedział w Nieborowie,

W twarz Niobe zapatrzony. Niobe z Nieborowa.
iskry od meluzyny biegły wzdłuż belkowań

i listopad nadchodził w zabłoconych butach,
z liściem klonu we włosach,
z resztką słońca w sercu….

Zacząłem w Nieborowie po pokojach brodzić
i od Niobe odchodzić i znów do niej schodzić,

Powracać i uciekać przez korytarz przykry,
Meluzyna w twarz Niobe upuszczała iskry,

Z choinki Beethovena cacka spadające,
które Chopin pozbierał i przemienił w słońce…


To tylko drobne wycinki poematu, w którym wzniosły nastrój i nadzwyczajna melodyjność splotły się z głęboką refleksją nad tragicznym losem nieszczęsnej bogini Niobe, matki boleściwej, pokaranej z bezwzględnym okrucieństwem przez swoich bliźnich z Olimpu. Mitologia grecka jest cyniczna i bezlitosna, świat bogów nie daje ani schronienia ani nadziei - i zapewne dlatego jest tak przejmująco prawdziwa. Ludzie skazani są na samych siebie, muszą podejmować rozpaczliwe decyzje, odpowiadać na pytania, na które nie ma odpowiedzi i rozwiązywać problemy, które nie mają rozwiązania. Taka tragedia mogła narodzić się tylko w Grecji.

Może właśnie dlatego Jadwiga Śmigiera okazuje się szczególną wielbicielką poezji Konstantego, a tego o czym pisze w swoich wspomnieniach z fantastycznych wyjazdów w lasy olsztyńskie do uwielbianej przez Konstantego leśniczówki Pranie, a także o pobycie w pałacu - muzeum w Nieborowie nie potrafię opisać. Trzeba po prostu zajrzeć do jej książki.

Przytoczyłem tylko drobne fragmenty poematu, który jak wielki koncert symfoniczny brzmi mi w uszach, kiedy tylko pomyślę o niegodziwościach tego świata. Wracam do tych strof już z pięćdziesiąt lat,  podobnie jak do przejmującego szlagieru  „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena, bądź też  "Tańczące Eurydyki" Anny German. Mogę czytać i słuchać  je bez końca. Są to doskonałe dzieła wielkich artystów, dzięki którym życie staje się łagodniejsze, piękniejsze i wartościowsze. To jest właśnie odpowiedź na pytanie o potrzebę sztuki  Myślę, że w takim dniu jak 1 listopada warto też o tym pomyśleć.

Ale warto też odskoczyć przez chwilę od tragizmu artystycznej wizji mitu greckiego, by spojrzeć na świat i na to co mamy na tym świecie w darze oczyma warszawskiej pisarki. Okazuje się, że potrafiła ona dostrzec dzieła natury znacznie bardziej przewyższające swą doskonałością to, co może stworzyć człowiek. W jej pierwszej książce „Zwariowałam” znalazłem rozdział, który mnie całkowicie zachwycił i wzruszył. Autorka pisze o Tatrach jako najpiękniejszych górach świata. Ma prawo tak napisać, bo jak sama przyznaje:

Byłam przecież w innych, dużo większych i wyższych masywach górskich, w Alpach na Aiquille du Midi w Masywie Mont Blanc, na Pilatusie koło Lucerny, na Rigi, na Kaukazie i przejechałam w poprzek Gruzińską Drogę Wojenną. Ale swojego zdania na temat Tatr nigdy  nie zmieniłam i nie zmienię. Są najpiękniejsze.

I dalej w jej książce czytamy:

„Dla wielu ludzi te pasma górskie są miejscem świętym. Nawet ci, którzy nie wierzą w Boga, przyznają, że w nich łagodnieją, stają się bardziej pokorni. Chodząc po górach z reguły wyciszają się i przyznają, że jest to miejsce wyjątkowo piękne i majestatyczne. I ktoś to piękno musiał stworzyć. Jakaś nieznana siła, tylko jakby ją nazwać? Bo gdy schodzi się z Zawratu i patrzy przez Dolinę Pięciu Stawów Polskich, to przecież nie myśli  się o tym, że jakiś milion lat temu zaczęła się epoka lodowcowa, iż trzy, cztery razy te lodowce się cofały, pozostawiając po sobie w dolinach piękne stawy i że to one rzeźbiły ten teren…

W Tatry chodzę głównie po to, by odpowiedzieć sobie na pytania postawione w dolinach, w ciągu całego roku, w smutne dni zimowe i późnojesienne, w czasie choroby ciała i duszy. By zrozumieć rzeczy i sprawy, które mnie przerastają i którym ciągle się dziwię i nie mogę się z nimi pogodzić… I z każdej wycieczki w Tatry wracam pogodzona, radośniejsza, spokojna, silniejsza. A z drugiej strony jestem potem trochę smutna, że zostawiam za sobą ten wyjątkowy cud.

Po tym co napisała Stokrotka nie mam już wiele do powiedzenia. Przesyłam jedynie serdeczne zaproszenie:  przyjedź do nas Stokrotko w Sudety, nawet niekoniecznie w Karkonosze ze Śnieżką. W bliskich nam Górach Sowich, Wałbrzyskich, Kamiennych, możesz też oniemieć z zachwytu. I potwierdzić, że u nas też dzieją się cuda.

To właśnie ten cud tworzenia widoczny w każdej miniaturowej drobince żyjącej istoty, a jeszcze mocniej we wszechogarniającej przyrodzie nie mówiąc o wielkim, gigantycznym świecie, czyni nas kruszynkami, które tym są cenniejsze, jeśli wierzą w cuda. Jak w ogóle można nie wierzyć?

A jeśli uwierzymy, to miesiąc listopad okaże się dla nas jak wszystkie inne miesiącem cudownym.







4 komentarze:

  1. Zupełnie nie wiem co mam napisać.
    Wspomnienie o mnie, /która to na stare lata zaczęła pisać książki/ i zacytowanie w tak wspaniałym tekście urywków dotyczących Najpiękniejszych Gór Świata jest dla mnie najwspanialszym prezentem. A że październik i listopad to moje miesiące imieninowo-urodzinowe więc po prostu - bardzo, bardzo serdecznie Ci dziękuję.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że bezwiednie zrobiłem Ci prezent imieninowo-urodzinowy. Nie widzę przeszkód by Ci takie prezenty sprawiać co miesiąc. Mam przecież prawdziwą skarbnicę cudownych tekstów napisanych przez Ciebie w książkach. Nie mogę sobie darować, że będąc tak blisko w Sandomierzu, nie zawadziłem o Kazimierz nad Wisłą, najcudowniejsze jak piszesz miasteczko w Polsce. A piszesz o nim tak pieknie, że dech zapiera i łza się w oku kręci. Ale zostawiam to na inną okazję. Miłej niedzieli i dalszej twórczej weny w cieszącym się powodzeniem Twoim blogu. Pozdrawioam !

      Usuń
  2. Nie będę tym razem nic dodawał.Tekst dzisiejszy wspaniały,pomimo,że nie lubię listopada.To dla mnie jeden z najgorszych miesięcy w roku.A przykładem jest ten dzisiejszy dzień.Wiatr wieje z prędkością około 100 km/godz do tego deszcz,szaruga.Czasami na chwilę są przebłyski słońca aby zaraz nastąpiła ulewa i okropne zimne wietrzysko.Strach wychodzić na dwór bo może coś spaść na głowę.Rano idąc do kościoła widziałem dużo powalonych gałęzi.A ponadto listopad to czas zadumy o naszych bliskich którzy odeszli do wieczności.Dziękuję Staszku za przypomnienie poematu"Niobe" K.I.Gałczyńskiego. W swoim czasie również byłem zafascynowany tym utworem,ale głównie z tej racji,że popiersie bogini Niobe znalazło się w zbiorach w Nieborowie.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Bronku że znalazłeś czas by to przeczytać i skomentować. Rzeczywiście zrobiło się nieprzyjemnie i niebezpiecznie na zewnątrz domu, a przecież to jeszcze październik. Miejmy nadzieję, że będzie lepiej. Pozdreowienie dla Ciebie i całej Rodziny !

      Usuń