Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 22 października 2017

O sobie samym dla potomności



Spotkało mnie ostatnimi czasy, tyle komplementów, że nie mogę spać spokojnie, bo próbuję wyobrazić sobie, co się stanie jak dotknie mnie jakieś niedomaganie fizyczne, które uniemożliwi dostęp do klawiatury i ekranu. Dla mnie świat się zawali, ale jak sobie pomyślę, że może to spotkać także moich wiernych Czytelników i przyjaciół, to czuję dreszcz grozy, który mnie przenika do szpiku kości, tak jak bym czytał po raz któryś „Pułapkę” Jolanty Marii Kalety.

Po ostatnim wystąpieniu wicepremiera naszego rządu Mateusza Morawieckiego,  pojąłem dogłębnie jak ważny jest nauczyciel - polonista w  szkole podstawowej. To dzięki niemu premier nie zapomniał do końca, czym jest „szlachetne zdrowie” z fraszki Jana Kochanowskiego z Czarnolasu i że o tym jak ono smakuje możemy się dowiedzieć, gdy się zepsuje właśnie teraz w Polsce posierpniowej, gdy miliony Polaków sterczą pod drzwiami gabinetów lekarskich, a potem czekają latami na zabiegi lub operacje.

O znaczeniu i roli języka polskiego napisał pięknie wieloletni komentator mojego blogu, Henryk z Jugowa, nie szczędząc też dobrych słów pod moim adresem, podobnie jak mój przyjaciel, Bronisław z Piławy Górnej.

Mam dobre recenzje ze strony powieściopisarki i blogerki,  „Stokrotki” – z Warszawy, a także znakomitej Urszuli z Lubina, a wrocławska powieściopisarka Jolanta stwierdza, że każdy dzień rozpoczyna przy kawie z blogiem „tu jest mój dom”. „Serce roście”, jakby napisał Kochanowski, na takie diktum, a w głowie się kręci od samouwielbienia. Moje konterfekty wykorzystuje z talentem Zbigniew z Warszawy, dzięki czemu mogę się promować prawie w każdym poście blogowym. Mam przyjaciół wśród moich byłych uczniów, co mnie bardzo podnosi na duchu, a prawdziwy obieżyświat Henryka Śnieżka niezależnie od tego, gdzie się znajduje na tej naszej maleńkiej kuli ziemskiej podpisuje się pod moimi postami. Znalazłem też wielu stałych Czytelników i przyciskaczy „to lubię” wśród byłych, bliskich mi współpracowników z Wałbrzycha i mieszkańców Głuszycy. Ostatnio także robiący karierę filmowca już daleko poza Walimiem, bo w słonecznym Cannes, odkrywca tajemnic pierwszych lat powojennych na ziemi wałbrzyskiej, Łukasz, wspomniał, że byłem dla niego „monitorem”.


Dzisiejszy mój post ma więc charakter wyraźnie osobisty i nie jest to spowodowane niczym innym jak nagłym impulsem. Pomyślałem, że skoro mam już tylu znajomych, to może dobrze byłoby, gdyby dowiedzieli się o mnie coś więcej i to z ust samego zainteresowanego.

Czytelnik mojego blogu ma ten handicap, że może to otrzymać z pierwszej ręki.


Oto więc najskromniejsza jak tylko się da moja autobiografia: „O sobie samym ku potomności”:


O sobie napisałem już tyle w wielokrotnie dołączanych w urzędach do podań życiorysach, że wystarczy na wyczerpujące epitafium. Od paru lat koncentruję się, by wypełnić skrupulatnie zadanie ambitnego blogera. Niektórzy mylą to ze słowem blagiera i być może mają wiele racji.

W sumie moje postępy ocenią ci, którzy z niezrozumiałych dla mnie powodów, są w stanie w świecie zdominowanym przez tele-video-fonię coś  jeszcze przeczytać i chwała im za to. Do nich z największą czcią i  szacunkiem kieruję kilka słów tej oto oszczędnej w szczegóły „hagiografii”.

Urodziłem się tak dawno, że już zapomniałem. A było to gdzieś tam daleko w Karpatach, w widłach Popradu i Dunajca, w wiecznie młodym miasteczku Stary Sącz, które rodzice porzucili po wojnie w poszukiwaniu chleba i przenieśli się na Ziemie Odzyskane. Wydaje mi się, że chodziłem do szkoły podstawowej, średniej i jeszcze  wyżej i wiele z nich wyniosłem oprócz świadectw i dyplomów, materialnych dowodów uczestnictwa w tej procedurze. Na ogół spełniały się moje marzenia. Byłem ministrantem, listonoszem, nauczycielem, dyrektorem, inspektorem, prezesem i jeszcze na koniec samorządowcem. (wiadomo, najchlubniejsze – to być prezesem, a ja choć nie partii, lecz stowarzyszenia, ale byłem).  Dystynkcjami i odznaczeniami nie będę się chwalił, bo wszystkie straciły na aktualności. 

Za młodu postanowiłem być pisarzem i kiedy już w to zwątpiłem moje marzenie się spełniło. Zostałem pisarzem takim o jakim Sienkiewicz pisał w "Szkicach węglem" -  prewentowym (dziś powiedzielibyśmy – urzędowym). Najlepiej wychodziły mi protokóły z zebrań, sprawozdania i okolicznościowe wystąpienia, n.p. z okazji rewolucji październikowej w dniu 7 listopada.

Ten dar posiadam do dziś. Każdą mowę zaczynam przezornie od słów: chciałbym złożyć Wam jak najserdeczniejsze życzenia (gratulacje, kondolencje), wszystko zależy od okoliczności. Nie ma w żadnym innym języku tak znakomitej, wymownej formuły trybu przypuszczającego jak w polskim – chciałbym. Nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście chcę, czy chcę, ale nie mogę, albo czy dopiero będę chciał.

Wam też chciałbym złożyć najszczersze wyrazy podziwu, jeśli z uwagą czytacie mój życiorys, serdecznie gratuluję cierpliwości i proszę o jeszcze, ale zapewniam, że to już tylko parę słów. 

Ponieważ bywam  szczery aż do bólu, dlatego nie owijam słów w bawełnę, mimo że z tej bawełny, która przepełniała magazyny bliskich mi Zakładów Bawełnianych "Piast" w Głuszycy nie tylko nie pozostało już nic, a nawet całą fabrykę zrównano z ziemią. To samo spotkało moją szkołę w Głuszycy. Fatum reorganizacyjne szkolnictwa posierpniowego wyciągnęło swoją łapę po moje jedno z pierwszych miejsc pracy, jedyną w mieście, funkcjonującą ponad 50 lat niegdyś włókienniczą szkołę średnią, która została zamknięta na cztery spusty i świeci sypiącymi się tynkami. 

Mimo wszystko życzę wszystkim reformatorom pogody ducha, bo Polska to potęga gospodarcza i się rozwija. Tak zresztą było od kiedy tylko zacząłem chodzić do szkoły. Polska zawsze się rozwijała i biła rekordy, np. w migracji ludności ze wsi do miast za Bieruta lub kampanii cukrowniczej za Gomułki w latach 1960 -1965. Zaś za Gierka Polska rosła w siłę i ludzie żyli dostatniej,  aż do czasów Solidarności i Wielkiego Lecha, który dla niepoznaki podał się za elektryka, aby mu łatwiej było wywołać „wielkie spięcie”. A przecież to urodzony inteligent, zresztą Noblista, a honorów causa ma coś chyba z dziesięć. Niestety, dziś okazuje się, że to nie on faktycznie kierował ruchem „Solidarności”, ale inny Lech i jego brat bliźniak Jarosław. I to im budujemy i  będziemy budować pomniki . Ale przepraszam, miałem pisać własny życiorys, a pognałem w wielką politykę.

To chyba dlatego, że mam niezbyt wiele o sobie do powiedzenia.

No chyba tylko to, że jak już mieli mnie dość jako belfra, a potem urzędowego „manuskrypta”, to dali mi papierek z gratulacjami z okazji jubileuszu 45-lecia pracy i odesłali na zasłużony odpoczynek. Odtąd każdego dnia, gdy wstaję rano, to myślę - znowu niedziela. Wiem, że najlepsze co się może zdarzyć, to -  budzisz się rano i jesteś zdrowy.

Ale na tym się kończą moje autobiograficzne medytacje, bo cóż można znaleźć ciekawego w  powszednim życiu emeryta, w dodatku jak się okazuje osobnika „drugiego sortu”. Chyba tylko od czasu do czasu coś niecoś, ale o tym piszę w moich książkach i blogu, do czytania których serdecznie zachęcam. Ku chwale ojczystej ziemi wałbrzyskiej i na pożytek nasz i naszych bliźnich. Amen! 

I tyle słów na niedzielę dzisiejszą !   

Fot. Zbigniew Dawidowicz         

6 komentarzy:

  1. Czytam właśnie w lokalnej prasie,że...
    https://www.youtube.com/watch?v=PyHtMySmuCk
    ...spełniło się jeszcze jedno Pana marzenie:)
    Gdyby tak jeszcze na Włodarzu-była kiedyś triangulacyjna.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z tej wieży i czekam na otwarcie, choć straszą niektórzy, że wysokie drzewa zasłaniają widoczność, ale na drzewa jak wiadomo nasi leśnicy mają sposób, więc powinno być dobrze. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. No tak.Dzisiejsza homilia wspaniała.Wielu mogłoby się od Ciebie nauczyć,przede wszystkim obiektywnego ale krytycznego patrzenia na to co w Polsce się dzieje.Niestety żaden a rządzących Twojego blogu nie czyta a przydało by im się.W Twoim blogu jest dużo propozycji rozwiązywania problemów,a może by nim zachęcić opozycję.W przyszłym tygodniu spróbuję to zrobić przy pisaniu komentarzy politycznych.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałem się, że moje niedzielne opisanie żywotu człowieka poczciwego określisz tak wysublimowanym mianem - homilii. Bardzo mi to pochlebia, bo czuję się tak jak Jaruś na ambonie w Częstochowie.
      Czekam na Twoje komentarze, przynajmniej tyle możemy zrobić dla dobra wspólnego.

      Usuń
  3. Jak zwykle z wielką przyjemnością i zainteresowaniem przeczytałam Twój kolejny wspaniały tekst.
    Mam tylko prośbę abyś nie nazywał mnie powieściopisarką, bo te dwie książeczki, które napisałam z pewnością nie są /jak sam najlepiej wiesz/ powieściami. To raczej oparte na moim życiu obserwacje i wspomnienia lat, które przeżyłam i przeżywam.
    A Twoje teksty podziwiam nieustannie.
    Także ten dzisiejszy, zupełnie wyjątkowy w najlepszym tego słowa znaczeniu.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję poprawę, będę teraz nazywał Cię tylko znakomitą pisarką, a to brzmi jeszcze lepiej, bo w tym się mieszczą wszystkie formy literackie.
      Dziękuję za pochlebne zdanie o moim pisaniu. Osiągnęłaś to, że mimo oziębienia za oknem, zrobiło mi się gorąco. Pozdrawiam !

      Usuń