Sala Maksymiliana na zamku Książ |
Myślę że warto podzielić się z Czytelnikami mojego blogu
refleksjami jakie nasunęły mi się po przeczytaniu wyjątkowej książki.
Nosi tytuł - „Lepiej przemilczeć”. To książka która może zachwycać, ale też zdumiewać. W
najwyśmienitszych snach o życiu arystokracji nie byłem w stanie wyobrazić sobie
tego, o czym opowiada w swym pamiętniku tydzień po tygodniu, miesiąc po
miesiącu, rok po roku, jego autorka. A jest nią walijska „Stokrtotka”, księżna Daisy von Pless, żona Hansa
Heinricha XV Hochberga, ostatniego z właścicieli książańskiego pałacu.
księżna Daisy von Pless |
„Pamiętnik” jest po prostu
skrupulatnym rejestrem setek, a może nawet tysięcy podróży po Europie i
świecie, nieustannych wizyt na cesarskich, królewskich i magnackich dworach,
wykwintnych przyjęć i bali, mnóstwa polowań, regat żeglarskich, wyścigów, na
koniec imprez dobroczynnych, ale te ostatnie już tu na miejscu w Książu,
Szczawnie-Zdroju, Wałbrzychu, bo obdarowywanie ubogich i ułomnych osób
sprawiało księżnej Daisy dużą satysfakcję i przyjemność. Ale każde z tych
zdarzeń wzbogacone jest w odautorskie komentarze i mądre refleksje świadczące
wymownie o tym, że była ona kobietą nieprzeciętną.
Na kartach książki przewija się
liczna plejada najważniejszych ludzi ówczesnej Europy, a nawet i z innych
kontynentów, tych wszystkich którzy czynnie uczestniczyli w europejskim życiu
wyższych sfer, a udział w tym życiu był filarem arystokratycznego konwenansu. W
pamiętnikach Daisy von Pless możemy odnaleźć wzmianki o nieomal wszystkich
liczących się w świecie arystokratycznym i dyplomatycznym osobach, nie licząc
dworów monarszych, na czele z ich głowami. Oczywiście prym wiodą dwory
angielskie, niemiecko - pruskie, austriackie, francuskie, rosyjskie. Dla mniej
wytrawnego czytelnika po prostu dwoi się w głowie od nazwisk, tytułów,
powinowactw, zwłaszcza gdy korzystamy z pedantycznie sporządzonych przypisów.
Daisy jest osobą, która nigdzie
nie może dłużej zagrzać miejsca. Gdyby sporządzić skrupulatnie harmonogram jej
wojaży z każdego roku począwszy od 1902 do 1910, to uzbierałoby się na same
podróże tysiące kilometrów i setki miejsc pobytu. Nie mówię o przyjęciach,
balach, polowaniach, spotkaniach towarzyskich. Europę zjeździła Daisy wzdłuż i
wszerz. Wszędzie gdzie się znalazła starała się jak najwięcej zwiedzić i
zobaczyć. Oto fragment jej pamiętnika z 9 października 1905 roku:
„Przez ostatnich kilka dni
widziałam więcej Berlina, niż kiedykolwiek przedtem. Odwiedziłam kilka
cudownych galerii z obrazami; podziwiałam Rubensa o wiele piękniejszego od jego
płócien w Galerii Drezdeńskiej. Zatelegrafowałam do Eulenburga po specjalne
pozwolenie na zwiedzanie Pałaców Królewskich: Pałacu w Berlinie (nigdy nie
oglądałam jego sypialni), Charlottenburga, Nowego Pałacu, Pałacu Miejskiego
oraz Sans Souci w Poczdamie. Wszędzie, podejmowani przez królewskich
„zarządców”, spędzaliśmy przyjemnie czas”.
Dopiero po 1910 roku następuje
regres w światowym życiu Daisy, a jest to skutkiem zmęczenia przychodzącego z
wiekiem, pogarszającej się sytuacji
rodzinnej, a także politycznej przed I wojną światową.
Uwagę Czytelników chcę dzisiaj
skupić na wydarzeniu z roku 1905, bowiem ilustruje ono dość wyraźnie stosunek
księżnej Daisy do Polaków.
Otóż pod koniec października tego
roku Daisy wybrała się do Łańcuta na zaproszenie hrabiny Elżbiety Potockiej. Po drodze zatrzymała się
w swoim drugim pałacu, w Pszczynie.
Zamek Pszczyński, jedna z
rezydencji zamożnej rodziny Hochbergów, stał się na wiele lat domem dla
Angielki, podobnie jak podwałbrzyski Książ. W latach przed I wojną światową,
Daisy i jej mąż prowadzili wystawny styl życia pełen dworskich uroczystości,
przyjęć, polowań i podróży po świecie. Zarówno Książ jak i Pszczyna były
miejscem gościnnym, otwartym dla osób bliskich i znajomych. Wielu przyjaciół
Daisy należących do rodzin królewskich i arystokracji europejskiej, włącznie z
księżną Elżbietą Potocką (z domu Radziwiłł) – małżonką ordynata łańcuckiego
Romana Potockiego, odwiedzało ją na Śląsku. Księżna Elżbieta Potocka (zwana
Betką) znała osobiście wielu ludzi z kręgu Daisy.
Księżna Daisy tak oto relacjonuje
w swojej książce wrażenia z pobytu, najpierw w Pszczynie, a następnie w
Łańcucie:
„Oni tam bardzo mili i
prawdziwie ich kocham, ale będąc Niemcami, nie wiedzą jak żyć... Vater
zarządził specjalne strzelanie tylko dla mnie i dla siebie, aczkolwiek obecnych
było na nim około tuzina Ober-Jagmeisters (nadleśniczych). Zostało tak
starannie przygotowane, jakby było dla samego Cesarza. Odstrzeliliśmy dwieście
zajęcy i parę innych zwierząt. Każdego ranka jeździłam konno z Anną,
rozpędzając rumaki do szaleńczego galopu, z czego ona i - ku
mojemu zdziwieniu – jadący za nami Ober-coś tam-rittmeister bardzo się
cieszyli. Po drodze tutaj spędziłam noc w Solzie z Larischami. Robili wszystko
by mnie zatrzymać, ale nie mogłam zostać, bo przyrzekłam stawić się w Łańcucie
w oznaczonym dniu i nie chciałam zawiść uprzejmej Betki Potockiej, która
odwiedza Książ każdego roku, podczas gdy ja byłam u niej ostatnim razem bardzo
dawno temu z Shelagh i wujkiem Patem.
Abstrahując od wszystkiego
innego, jest to naprawdę piękny dom ze ślicznymi przedmiotami i kwiatami.
Niektórzy myślą, żę Polacy są prymitywni. Nie rozumiem dlaczego, ale tak jakoś
się utarło na świecie. W rzeczywistości są błyskotliwi i inteligentni, z dobrą
znajomością obcych języków, a ich
kobiety są jak Austriaczki tryskające życiem, ubrane w Paryżu i szeroko
podróżujące. Łańcut jest zapełniony obrazami i porcelaną przywiezioną przez
hrabinę Branicką, której rodzina miała powiązania z Marią Antoniną. Miejsce to
jest cudownie utrzymane przez Betkę i jej męża, którzy posiadają zarówno dobry
gust jak i pieniądze.
Polowaliśmy wczoraj i dzisiaj.
Jest tu około dwunastu gości...”
Już ten drobny fragment z
pamiętnika Daisy jest dowodem jej pozytywnego stosunku do Polaków, czego
potwierdzenie znajdziemy w innych miejscach książki, a także w losach jej synów
w czasach II wojny światowej. W książce
co rusz znajdujemy przykłady wydawałoby
się niebywałego przepychu i komfortu życia ówczesnej arystokracji, jak się
okazuje nie tylko angielskiej lub niemieckiej, ale też i polskiej. Można by o
nim powiedzieć - „życie jak w Madrycie”. To życie
wymagało jednak ogromnego hartu i poświęcenia. Podróże wtedy były czasochłonne
i męczące. Obowiązujące konwenanse życia dworskiego wymagały ustawicznej
czujności i uwagi nad tym co się robi i mówi i cierpliwości w dotrzymywaniu
towarzystwa. Mnóstwo czasu pochłaniały zakupy odzieży i strojów, do czego
przywiązywano dużą wagę w kręgach towarzyskich. A w ogóle taki styl życia był
niezwykle kosztowny. W miarę upływu lat Daisy coraz wyraźniej
dostrzegała małostkowość i próżność życia arystokracji, niestety nie
miała ani sił, ani możliwości, aby się z tego uwolnić.
Jest w książce Daisy na ten temat
wiele zaskakujących spostrzeżeń i refleksji, ale by je poznać i docenić
najlepiej zajrzeć do źródła.
Więcej szczegółów o książce i jej
odbiorze – w kolejnym poście. Zapraszam !
Bardzo ciekawy jest Pamiętnik księżnej Daisy.Szczególnie interesujący jest pasus dot.Pałacu w Łańcucie-jego bogactwo oraz pozytywny stosunek Daisy do Polaków.Miło się czyta takie fragmenty,które mówią o tym,jak na świecie postrzegani są Polacy/początek XX w/.W Europie mówi się o nas jako ludziach prymitywnych. Tymczasem to ludzie błyskotliwi i inteligentni znający obce języki oraz posiadający dobry gust i znający się na modzie.Ciekawy jestem co dzisiaj powiedziałaby księżna Daisy gdyby np. została zaproszona na spotkanie z posłami partii rządzącej. Z pewnością miałaby inne zdanie o Polakach.Ale do rzeczy czyli "ad rem", czekam na kolejne fragmenty Pamiętnika Daisy i komentarze do niego mojego wspaniałego kolegi Staszka.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBronku, dzisiaj spotkanie z elegancją Beatki powaliłoby księżną Daisy z nóg. Nie darmo "nasza Premier" cieszy się sympatyczna ksywą - Broszka. Jeżdżąc po Polsce na spotkaniach przedwyborczych obiecała każdemu dziecku po pięć stów miesięcznie. Teraz okazało się, że brakuje pieniedzy dla każdego dziecka, bo zbyt drogo kosztowały broszki i podróże po kraju. Nie wytrzymał tego główny sponsor - SKOK, a co dopiero budżet państwa, tak sromotnie obciążąny przez polityków PO z powodu narad ośmiorniczkowych w ekskluzywnym lokalu "Sowy" . Ten epitet ekskuzywny używam tutaj ze względu na specjalistyczne wykorzystanie elektroniki w gastronomii. Nosi to spolszczoną nazwę - podsłuchy. Żyjemy Bronku w ciekawym kraju, choć wydaje mi się, że ten z pamiętników księżnej jest o niebo subtelniejszy.Dzisiaj Daisy gdyby spotkała staruszka Jarusia w kaszkiecie i obcisłej kurtce, to dałyby mu 100 euro w kieszeń, nie tak jak Lechu Wałęsa, który obdarował żebrzącą pod kościołem w Gdańsku biedaczkę okrągłą kwotą - 10 zł. polskich I to jest ta subtelna różnica pomiędzy tymi dwoma światami..
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo ta półka-na której są królowie,prezydenci...i Beata Szydło:
OdpowiedzUsuńhttps://en.wikipedia.org/wiki/International_Visitor_Leadership_Program
Czy to przypadek,ze premier Beata Szydło została premierem rządu?
Premier B.Szydło jest absolwentką Szkoły Liderów przy amerykańskim
Departamencie Stanu.Wytypowane osoby odbywają podróż do Stanów Zjednoczonych,gdzie biorą udział w specjalnie przygotowanych programach,które odpowiadają celom polityki zagranicznej USA.
Premierami po Szkole Liderów byli K.Marcinkiewicz,E.Kopacz-zawiedli?
Tą Akademię ukończył B.Komorowski-czy zawiódł oczekiwania brata zza oceanu?Tą Akademię D.Tusk,H.Suchocka,M.Rakowski.
To szkolenie ma służyć amerykańskiej dyplomacji i realizować
amerykańskie cele.60 lat trwa już to kształtowanie elit z innych krajów
świata przez USA.Dotyczy ono także liderów na poziomie lokalnym.
Nasze przyszłe elity wciąż tam są i Amerykanie wiedzą jak je ukształtować do swoich potrzeb.Kto myśli i ma trochę oleju w głowie,temu nie trzeba tłumaczyć...tak działa Ameryka,to jest wspólny
interes,nie tajna operacja.
Żeby nie było,że się czepiam ciągle premier Beaty Szydło-trochę sportu:))
Powtórka po 33 latach,spektakularny rzut karny,dla jednych był to"rzut
karny stulecia"dla innych"brak szacunku"dla przeciwnika-Celta Vigo.
Piszą o Messim-"Geniusz"i"Arogancki milioner".
www.youtube.com/watch?v=t4gMokokghM
Ale nie Johan Cryuff jest wynalazcą"2-osobowego rzutu karnego"-był nim
Rik Coppens.
www.youtube.com/watch?v=hFk0xqO4VkU
Oto kilku innych naśladowców:
www.youtube.com/watch?v=qJvZbluaE38
www.--------------------sMy_0ZMym1k
www.--------------------rUtHlpt4Of0
www.--------------------3eCypzxBhlE
https://streamble.com/62m2
Więcej TOLERANCJI bo skończymy tak:
www.youtube.com/watch?v=FrjQrXc80cY
Pozdrawiam.
Jak się okazuje amerykanska Szkoła Liderów nie wiele pomogła premier Szydło, w odpowiedzi na list trzech senatorów USA niepokojących się antydemokratycznymi poczynaniami rządu PiS, odpowiedziała w sposób arogancki i zarzuciła im brak znajomości rzeczy. Okazuje się, że mają oni swoich obserwatorów z USA w Polsce i dobrze wiedzą co się u nas dzieje. A ten list premier Szydło może nas duzo kosztować. To tak jakby mrówka ugryzła słonia.
UsuńAle dość poliryki. Znacznie ciekawsze są różnego rodzaju doniesienia ze świata sportu. Przyzwyczaiłem się do tego, że karnego strzela tylko jeden wyznaczony zawodnik. Teraz nastąpi jak sądzę seria pomysłów na urozmicenie tego fragmentu meczów. Pozdrawiam !
Błądzić jest rzeczą ludzką,i ci trzej senatorowie zbłądzili.
UsuńTych trzech"twrdogłowych"skrytykowała ostro Polonia amerykańska.
Nie zapominajmy,że w USA zbliżają się wybory prezydenckie,trwa ostra kampania i o głosy Polonii amerykańskiej zabiegają wszyscy kandydaci.Ci trzej"twardogłowi"skrytykowali także papieża Franciszka za jego"uściski"z Cyrylem.Ot sobaki!
Odwieczny duch przyjaźni austriacko-niemieckiej wyparował!!
Dlaczego?Niemcy w nocy podrzucają Austriakom uchodźców:))
Austriacy biorą przykład z Orbana i stawiają płot i druty kolczaste.Podobno"niemiecka pani"mocno się rozgniewała decyzją
z Wiednia.
"A potem obudził się martwy w jakiejś odległej części kraju.
Był człowiekiem silnej wiary!Dlaczego on?"
O zmarłym(?)Antonio Scalia-sędzia Sądu Najwyższego.
www.youtube.com/watch?v=e1Nokc4dqCI
:)