Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 28 marca 2015

Wielkanoc za pasem





Przed nami Święta Wielkanocne. Odczuwamy coraz mocniej aurę tych świąt, niepowtarzalną i wciąż ożywczo wpływającą na nasze samopoczucie. W tym roku przyczynia się do tego wczesna, słoneczna Wiosna. W  poprzedzającym Wielkanoc uroku niedzieli palmowej uświadamiamy sobie, że to już wkrótce przed nami ten świąteczny moment, gdy po powrocie z rannej mszy świętej i ożywczej procesji wokół świątyni, usiądziemy z całą rodziną do świątecznego stołu, podzielimy się jajkiem, złożymy sobie najszczersze życzenia, poczujemy radość, że znów jesteśmy razem i możemy uroczyście uczcić pamięć Zmartwychwstania Pańskiego.

Stół wielkanocny nakryjemy białym obrusem i udekorujemy bukszpanem. A na stole oprócz poświęconych pokarmów, wielkanocnego baranka, pachnącej rzeżuchy i gałązek bazi, symbolizujących nadejście wiosny, znajdą się kolorowe pisanki i mnóstwo pysznego jedzenia. Taka jest nasza wielowiekowa tradycja.

Na tradycyjnym wielkanocnym stole obok święconki nie może zabraknąć żurku, białej kiełbasy, pasztetu, jaj przygotowanych na wiele sposobów, pachnących bab, serników i kolorowych mazurków.
Coraz popularniejsza staje się moda przeszczepiona z Zachodu na strojenie drzewek - jajkami, pisankami i kolorowymi ozdobami. Wszelkiego rodzaju barwne błyskotki mogą być ciekawym elementem dekoracyjnym każdego stołu lub każdego obejścia, bo tak strojone mogą też być przydomowe drzewka.

Święta Wielkanocne, to święta radości. Cieszymy się że Chrystus Zmartwychwstał. Hasłem przewodnim tych świąt jest łacińskie słowo: Alleluja! Radujmy się!

Wielkanocne zwyczaje mają cechy wspólne dla każdego rejonu Polski. W większości regionów domownicy pamiętają o 40-dniowym poście i radosnym oczekiwaniu na zbliżające się dwa dni świąteczne. Obowiązkowe są również uroczyste msze święte szczególnie w Wielkim Tygodniu poprzedzającym Wielkanoc, rekolekcje oraz święcenie pokarmów w Wielką Sobotę.  Jest jednak wiele różniących się od siebie zwyczajów wielkanocnych, które zakorzenione w tradycji przetrwały do dzisiaj. Mają one korzenie historyczne, różnią się w zależności od regionu, wiele z nich jest już zapomnianych, a szkoda bo dodają uroku i tajemniczości, czynią te święta szczególnymi, niepowtarzalnymi. 

Przyjrzyjmy się pokrótce specyfice Wielkanocnych Świąt w najważniejszych regionach Polski.
Zacznijmy od Śląska.

To, co rozpoczyna okres wielkanocny na Śląsku to początek obchodów świątecznych już w Niedzielę Palmową. Wedle tradycji w każdej palmie muszą znaleźć się drobne gałązki wierzbowe z kotkami.  Gdy już palemki zostaną poświęcone obyczaj nakazuje zjeść przynajmniej jedną wierzbową kotkę - ten rytuał ma za zadanie chronić przez cały rok przed infekcjami gardła.

W Wielki Czwartek, na terenach wiejskich, gospodarz skoro świt, wykonuje z palmy małe krzyżyki, które zanosi jeszcze przed wschodem słońca na swoje pole, by przez cały rok zapewnić urodzaj plonu. Przyjęło się również, że czas Wielkiego Piątku to czas zadumy i cichej modlitwy. Nikt tego dnia nie powinien oddawać się medialnym rozrywkom. Tego dnia należy zrezygnować z telewizji i radia.
W Wielką Sobotę zapala się w domach gromnice, by zapewnić ochronę przed burzą na cały rok.
Wielki Tydzień to czas, w którym nie powinno się pracować, ani w polu, ani w ogrodzie, ponieważ istnieje przekonanie, że ziemia, na której się w tym czasie pracuje, nie wyda plonu.
Wielka Niedziela to dzień bez gotowania - żadnego dymu i ognia. To już czas na wspólne radowanie się w gronie najbliższych.

Możemy dostrzec drobne różnice w tradycji świątecznej pomiędzy Górnym i Dolnym Śląskiem.

Na Górnym Śląsku -  zacznijmy od śmigusa-dyngusa. Tego dnia każda polana dziewczyna jest zobowiązana obdarować kawalera własnoręcznie pomalowanym lub ozdobionym jajkiem.
Poświęcona palemka, szczególnie na terenach wiejskich, powinna być pozostawiona przed domem lub na polu. To zapewni gospodarzowi urodzaj i dostatek
Również na terenach wiejskich, w dobrym geście jest podzielenie się ze zwierzętami (szczególnie barankiem) poświęconym jajkiem, które symbolizuje nowe życie.

Na Dolnym Śląsku trudno jest wskazać specyficzne dla regionu, odmienne od innych zwyczaje Wielkanocne. One się jeszcze nie wykształciły i nie wyodrębniły tak jak gdzie indziej. Dolny Śląsk, który jako część Rzeszy Niemieckiej znalazł się po wojnie w granicach Polski jest podobnie jak zresztą przed wojną konglomeratem różnych religii, kultur i narodowości. 
Przygotowania do obchodów Wielkiej Nocy rozpoczynają się u nas, w zdecydowanej większości ludzi obrządku rzymskokatolickiego, wraz ze Środą Popielcową, która rozpoczyna Wielki Post trwający 40 dni (na wzór 40-dniowego postu Pana Jezusa na pustyni). W poście  tym nie chodzi tylko o to, by odmawiać sobie wszystkiego co przyjemne, ale by pracować nad sobą. Aby wykorzystać ten czas na kontemplację i refleksję.
Triduum Paschalne - to niezwykle ważne trzy dni (Wielki Czwartek, Piątek i Sobota), w które należy skupić się na przygotowaniach święconki, którą zanosimy do poświęcenia w Wielką Sobotę oraz wybrać się na uroczystą mszę (rezurekcję).
W Lany Poniedziałek - wodą, symbolicznie, oblewają się wszyscy domownicy. To radosny zwyczaj, z którego najbardziej cieszą się najmłodsi. Na ulicach, do godzin południowych, polewa się każdą napotkaną kobietę. Jeśli tego dnia nie zostanie ona oblana, wróżony jest jej kolejny rok panieństwa. 

A jak jest na Podlasiu 
        
Na tym terenie do dziś panuje tradycja wybijania jajek, która z powodzeniem przenika nawet na cały kraj. Polega ona na tym, że dwie osoby stukają się wzajemnie ugotowanymi jajkami. Wygrywa ten, który stłucze jajko przeciwnika jako pierwszy.  
To co odróżnia Podlasie od innych rejonów to kolejna zabawa, która uwielbiają szczególnie dzieci - toczenie jajek z górki. Zasady są dziecinnie proste - wygrywa jajko, które najszybciej stoczy się z górki. W nagrodę, uczestnicy otrzymują słodką niespodziankę.

Mamy tez swoje specyficzne zwyczaje na Małopolsce

Legenda głosi, że w nocy z niedzieli na poniedziałek wielkanocny mieszkańców tamtejszych domów odwiedzają stwory, dziady, czarty, nieposiadające zdolności mowy, które, aby nie wyrządziły szkód w domostwie muszą otrzymać podarunki. Jest to stary obyczaj nawiązujący do opisanych w Biblii wysłanników żydowskich, którzy nie uwierzyli w Zmartwychwstanie Jezusa i z tego powodu stracili mowę.
Przed Wielkanocą robi się również wielkie świąteczne porządki nie tylko po to, by mieszkanie lśniło czystością. Porządki mają także symboliczne znaczenie, wymiatamy z mieszkania zimę, a wraz z nią wszelkie zło i choroby.

A jak jest na Mazowszu

Przyjęło się, że aby zapewnić sobie dobre plony i pomyślność, po mszy rezurekcyjnej należało wrócić prosto do domu.
Na wielkanocne śniadanie obowiązkowo należy podać barszcz czerwony.
Kolejna tradycja mówi, że w lany poniedziałek nie polewa się panien zwykłą wodą z wiadra, a tylko tą perfumowaną. To ma za zadanie zapewnić kobietą luksusowe życie u boku bogatego mężczyzny.

Mamy też swoiste tradycje obyczajowe na Kaszubach.

W Wielki Piątek każdy ogrodnik, obowiązkowo powinien zająć się sadzonkami - nie zapominając o krzewach owocowych, kwiatach i drzewach. To gwarantuje, że z pewnością się przyjmą i będą pięknie rosły przez cały następny rok. A jeśli w tym dniu spadnie deszcz, to dodatkowo wzmacnia urodzaj.
Jeszcze do niedawna na Kaszubach nie było zwyczaju święcenia pokarmów, to stosunkowo nowa tradycja, która przyjęła się z ościennych regionów. Wyjątek stanowią najstarsi mieszkańcy, którzy nadal nie uznają święconki.
W lany poniedziałek natomiast, nie leje się kobiet wodą. Na Kaszubach bardziej popularny jest  zwyczaj smagania dziewcząt witkami wierzbowymi.
Święcone gałązki bazi umieszcza się w całym obejściu, aby wykorzystać ich magiczną moc i przynajmniej jedną, zjada się, aby zapewnić sobie zdrowie.

Nieco inaczej jest na Pomorzu

Bardzo ważnym elementem przygotowującym domowników do Wielkanocy są oczywiście świąteczne porządki. Wykonuje się je nie tylko po to, by mieszkanie lśniło czystością. Porządki mają również symboliczne znaczenie - wymiatamy z mieszkania zimę, a wraz z nią wszelkie zło i choroby.
Topienie Judasza – to wyjątkowy zwyczaj na Pomorzu. W Wielką Środę młodzież, a zwłaszcza chłopcy, topili kukłę wykonana ze słomy symbolizującą Judasza, którą najpierw wleczono na łańcuchach po całej okolicy, a na koniec, aby wymierzyć sprawiedliwość, wrzucano "zdrajcę" do pobliskiego stawu.
Wyrazem wielkanocnej radości rodziny była wspólna zabawa w szukanie zajączka - małej, najczęściej słodkiej niespodzianki dla każdego, ukrytej w miejscach zupełnie niespodziewanych.
Jajo na stole - to obowiązkowy element tego święta (podobnie jak w innych regionach) jest symbolem życia i odrodzenia.

Tradycja pisanek i dzielenia się święconym jajkiem sięga nawet starożytnych Persów, którzy wiosną darowali swoim bliskim czerwono barwione jaja. Zwyczaj ten przyjęli od nich Grecy, Rzymianie i bardzo szybko rozprzestrzenił się wśród chrześcijańskich krajów. Szczególne znaczenie mają właśnie czerwone pisanki, bo mają moc magiczną i odpędzają złe uroki, są symbolem serca i miłości, a zarazem tworem idealnym.
U nas najczęściej spotykamy się z pisankami w kolorze ciemnopomarańczowej cebuli, bo są gotowane w jej oskrobinach.

Pojawiają się też zupełnie nowe zwyczaje świadczące o zmianach cywilizacyjnych jakie zachodzą w kraju i na świecie. Coraz częściej do obchodów świątecznych włączają się władze gminne, stowarzyszenie i organizacje. Mam tu na uwadze organizowane w powiatach i gminach konkursy na najpiękniejsze palmy, najlepiej przystrojone stoły wielkanocne, najsmaczniejsze przysmaki, itp. Dowiadujemy się o tym z mediów, chętnie też uczestniczymy w takich wydarzeniach, bo czynią one nadchodzące święta szczególnie uroczystymi.

Myślę, że to jest bezcenne, że zadomowiła się u nas w regionie wałbrzyskim taka nowa tradycja. Jest ona wzbogacana w różne nowe pomysły. Można się spodziewać, że w miarę upływu lat będziemy się mogli pochwalić naszą, tylko i wyłącznie dolnośląską, a jeszcze bliżej – wałbrzyską tradycją
Wiemy o tym, że Wałbrzych i cala ziemię wałbrzyską, zaraz po wojnie, nazywano dosadnie nowożytną „wieżą Babel”. Tyle tu było różnych języków, kultur i narodowości, że trudno mówić o wykształceniu się jednolitych tradycji świątecznych. Każdy świętował zgodnie ze swoimi zwyczajami religijnymi, utrwalonymi w domu rodzinnym.

Ale dziś mamy zupełnie inny świat. Wałbrzych jest na wskroś miastem polskim, a także rzymskokatolickim. Konstruujmy więc swoje regionalne tradycje, sięgające korzeniami do dawnej staropolskiej przeszłości i w ten sposób sprawiajmy, że Święta Wielkanocne to będzie szczególny dowód naszej polskiej tożsamości.


A teraz już na koniec jak przystało zgodnie ze staropolską tradycją składam Państwu życzenia świąteczne wierszem:

żeby śmiały się pisanki,
słodkie cukrowe baranki,
żeby wzrok cieszyły baby
staropolskich ciast powaby,
by zagościł „wiejski raj”
z szynek, kiełbas, jaj,
by blaskiem świeciły oczy
od uroków Wielkanocy,
a święta się tak udały,
że trwać będą przez rok cały …

Przyjmijcie moi najmilsi  ode mnie, życzenia Najweselszych i Najwspanialszych Świąt i koniecznie, byśmy mogli takie życzenia powtórzyć w przyszłym roku !

środa, 25 marca 2015

Nasz raj podatkowy




A może lepiej za granicę?

Muszę się poskarżyć przynajmniej moim Czytelnikom. Będzie mi lżej na sercu, gdy ktoś podzieli moje rozterki, choć zdaję sobie sprawę z tego, że są one  mikroskopijnie drobniutkie wobec przerażającego oceanu krzywd i niesprawiedliwości , których sprawcami są organy, często najwyższe, reprezentujące nasze państwo. To co się dzieje w wymiarze makro możemy oglądać i zgrzytać zębami w programie telewizyjnego „Polsatu” pod nazwą „Państwo w państwie”.

Spróbuję króciutko o moim przykrym doświadczeniu. 

Skutkiem tego, że razem z żoną jako emeryci oszczędzamy na czym tylko się da, udało nam się uchronić  trochę  pieniędzy „na czarną godzinę”, korzystając z lokaty długoterminowej w Biurze Maklerskim WBK BZ w Poznaniu. Po trzech latach w ubiegłym roku odebraliśmy pełną kwotę wraz z odsetkami, które wyniosły 1300 zł.

W lutym tego roku otrzymałem z Biura Maklerskiego sążniste pismo (wraz z wypełnionym drukiem PIT-8C), które warto by przytoczyć, by pokazać absurdalność pism urzędowych kierowanych do zwykłego śmiertelnika, a nie specjalisty bankowego. 

Ponieważ nic z tego nie mogłem zrozumieć, skorzystałem z fachowej pomocy Biura Rachunkowego. Okazało się, że muszę od mojego dodatkowego kapitału, tj. 1300 zł. odprowadzić podatek w wysokości 19%, czyli 263 zł. Aby to zrobić należy wypełnić stosowny PIT 38, dostarczyć go do Urzędu Skarbowego w Wałbrzychu i wpłacić kwotę podatku. Panie z Biura Rachunkowego pomogły mi sporządzić PIT-a i druczek dowodu wpłaty, oczywiście za stosowną opłatą. Uzbrojony w odpowiednie druki udałem się na ul. Uczniowską w Wałbrzychu do Urzędu Skarbowego, który jest mi znany, bo co roku zawożę tam nasze PIT-y. 

Pierwsze zaskoczenie, to parking strzeżony przed Urzędem, oczywiście płatny. Dawniej można było się zatrzymać bez opłaty. Myślę sobie, przecież to jest gmach Urzędu, który powinien być dostępny dla wszystkich interesantów, po to przecież płacimy podatki. Udałem się do biura Kancelarii, tam ogromna kolejka. Postanowiłem przynajmniej zapłacić podatek, w Urzędzie Skarbowym była dotąd kasa. Okazuje się, że kasy już nie ma. Urząd nie prowadzi kasy. Urząd, który egzekwuje podatki nie ma kasy. Dowiedziałem się, że kasa jest nieco wyżej, ale prywatna, tak więc od usługi przyjęcia należnego podatku trzeba jeszcze dodatkowo zapłacić . To było tylko 2 zł., niby nic, ale takich interesantów jak ja jest krocie.

Nie potrafię zrozumieć prostej rzeczy. Przyjeżdżam za własne pieniądze do instytucji państwowej aby zapłacić wymagany przez nią podatek, ale okazuje się, że instytucja nie ma kasy. Oczywiście PIT-u też nie mogłem złożyć, bo musiałbym czekać co najmniej 2 godziny, a wtedy opłata parkingowa byłaby większa. 

Drugie zaskoczenie, to konieczność płacenia podatku za to, że zdecydowałem się trzymać pieniądze na lokacie bankowej. Przecież to są pieniądze, od których odprowadziłem wcześniej podatek, bo są to pieniądze z mojej opodatkowanej emerytury. Ile razy można być opodatkowanym za te same pieniądze. Wniosek – trzymajmy pieniądze w skarpecie, stracą na wartości, ale nie więcej niż to, co wymyślili nasi rządzący.

Wiem, moja skarga wydaje się błahostką wobec samowoli komorników, którzy w każdym momencie mogą wkroczyć na konto bankowe i zarekwirować oszczędności osób, które nigdy nie były nikogo dłużnikami. Mogą też w majestacie prawa zająć nowy traktor, by spieniężyć go za 30% wartości swojemu totumfackiemu wspólnikowi.

Myślę o tym, że w naszej polskiej ojczyźnie jest coraz to gorzej jeśli chodzi o bezpieczeństwo prostego człowieka, zwłaszcza gdy zagrożenie stanowią organy państwowe, które powinny stać na straży tego bezpieczeństwa. Ten wniosek dotyczy ujawnionych ostatnio spraw związanych z komornikami, ale nie tylko.

W moim przypadku, to po prostu niepokojący brak zaufania do państwa, które wszelkimi sposobami uderza w kieszeń lojalnego i uczciwego obywatela i  podatnika. Opisałem drobny incydent, ale takie drobiazgi skutkują naszym stosunkiem do państwa. Trudno się dziwić, że 52% Polaków marzy o tym, by uciec z naszego raju podatkowego za granicę. I wcale się im nie dziwię.

poniedziałek, 23 marca 2015

Rybnica Ocalona?

Andrzejówka ze szlaku na Waligórę



Nie będzie kamieniołomu w Rybnicy  - czytam w internetowym facebooku informację Mateusza Mykytyszyna.  Czytam i oczom nie wierzę. Czyżby miały się spełnić nasze bajeczne sny o mitycznym herosie, który pojawia się jak meteor nad wyrobiskiem kamieniołomu na zboczach Bukowca i miażdży  z gigantyczną mocą machiny piekielne, niszczące piękno przyrody i krajobrazu w jednym z wyjątkowo uroczych miejsc Gór Suchych.

Jeszcze nie tak dawno pojawiły się mrożące krew w żyłach informacje, że ma być podjęta od nowa procedura budowy kolejnego kamieniołomu na Klinie, że taki wniosek wpłynął ponownie do Urzędu Miejskiego w Mieroszowie. Osoby interesujące się tą sprawą  orientują się o co chodzi, Swego czasu pisałem o tym w moim blogu, w poście p.t. „Wałbrzychu, obudź się !” Warto przytoczyć  ten tekst w całości:

„Turyści wędrujący szlakami Gór Suchych w pobliżu schroniska „Andrzejówka” wciąż jeszcze z niepokojem spoglądają na częściowo zalesione, a częściowo usłane kępami drzew i zielonymi polanami traw wzgórze Klina. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele wysiłku, determinacji i uporu kosztowało osiągnięcie ostatecznego werdyktu. Klin został uratowany! Nie będzie tutaj, w sercu niezwykle urokliwego pasma górskiego, pod oknami schroniska służącego za „oazę spokoju i ciszy”, w miejscu bogatym w osobliwe okazy unikalnych owadów i roślin, nie będzie kolejnego kamieniołomu. Złoża melafiru są bezpieczne.

Kamień z serca spadł tysiącom ludzi wrażliwym na piękno przyrody i konieczność ochrony środowiska naturalnego człowieka.

W „Zielonej Planecie”, dwumiesięczniku okręgu dolnośląskiego Polskiego Klubu Ekologicznego we Wrocławiu z lipca-sierpnia 2008 roku czytamy:

„Wyrokiem z 5 marca 2007 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał słuszność argumentów  skarżącej  organizacji ekologicznej i uchylił w całości koncesję na wydobycie melafiru oraz decyzję ministra środowiska, który jako organ odwoławczy, podtrzymał tę koncesję. Wyrokiem z dnia 18 czerwca 2008 roku Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną koncesjonariusza. Decyzja ta jest ostateczna i nie podlega odwołaniu”.

No i dobrze. Stało się. Zwyciężyła sprawiedliwość i rzeczywista troska o środowisko. Turyści, narciarze i niedzielni wycieczkowicze z Wałbrzycha i okolic, z całego Dolnego Śląska, będą mogli wyznaczać sobie, tak jak dawniej schronisko pod Waligórą jako punkt docelowy. Jeden kamieniołom po drodze do „Andrzejówki”, na zboczach Bukowca, w zupełności wystarczy, by dostrzec tragiczne skutki eksploatacyjne kamieniołomu dla środowiska naturalnego, nie mówiąc o mieszkańcach domów położonych wzdłuż trasy transportowej kruszywa na stację kolejową Wałbrzych Główny.

I można by na tym przejść do porządku dziennego, gdyby nie jedno ale. To „ale” nasuwa się po przejrzeniu całego, z pedantyczną dokładnością sporządzonego w „Zielonej Planecie” kalendarium głównych wydarzeń , od 2001 do 2007 roku. Jest to kilkuletni niekończący się ciąg „wojny” formalno-prawnej z decyzjami urzędniczymi organów samorządowych, a następnie wojewódzkich i ministerialnych, decyzjami podejmowanymi najczęściej z lekceważeniem przepisów prawa, a nawet ze znamionami korupcji, nie mówiąc już o biurokratycznym traktowaniu problemów ochrony środowiska. Batalię tę prowadziła kilkuosobowa grupa intelektualistów wrocławskich skupiona w Dolnośląskim Oddziale Polskiego Klubu Ekologicznego. Czynili to bezinteresownie, przez kilka lat, pisali sążniste odwołania, jeździli na rozprawy, uczestniczyli w różnego rodzaju spotkaniach, nie poddając się, nie ulegając presji osób, grup interesu, skupionych wokół zainteresowanej firmy wydobywczej z Krakowa.

Spójrzmy jeszcze raz na cytowany passus z wrocławskiego pisma. Ostatnią decyzję o udzieleniu koncesji na wydobycie melafiru na zboczach Klina podtrzymał minister środowiska. Wcześniej przeszła ona kilka szczebli, od gminy Mieroszów, poprzez wojewodę i ministerstwo, za każdym razem spotykając się ze skargami ekologów, którzy we wszystkich tych decyzjach dopatrywali się łamania prawa. Urzędnicy okazali się nietykalni, ich decyzje były niepodważalne, żadne racje nie mogły się przebić, a argumenty za ochroną środowiska naturalnego, za ratowaniem unikalnego siedliska  przyrodniczego objętego ochroną prawną, trafiały w przysłowiowy mur obojętności. Dopiero dwie ostatnie instancje Wojewódzki Sąd Administracyjny, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny, położyły kres swawoli urzędniczej.

Jeśli piszę o „ale”, to myślę o tym, co by się stało, gdyby nie determinacja wrocławskich ekologów, na czele z  prof. Politechniki Wrocławskiej, dr hab. inż. Włodzimierzem Brzękałą. Od samego początku uruchomienie nowego kamieniołomu wydawało się wewnętrzną sprawą gminy Mieroszów. Nie było zdecydowanych reakcji ze strony powiatu, ani województwa. Miasto Wałbrzych, które powinno być najbardziej zaniepokojone degradacją najatrakcyjniejszego miejsca rekreacji i wypoczynku dla swoich mieszkańców, pozostawiło tę sprawę własnemu biegowi. O jakichkolwiek reakcjach środowisk intelektualnych Wałbrzycha, grup ekologicznych tego miasta, nie było słychać. Odzywali się mieszkańcy Podgórza, którym dotychczasowy kamieniołom nie pozwala spokojnie żyć. Niestety, z Podgórza do Ratusza było zbyt daleko, by ich głos mógł kogoś poruszyć.

Na temat atutów tego obszaru, gdzie miał powstać drugi kamieniołom, przytoczę fragment artykułu z cytowanej wyżej „Zielonej Planety”:
„Najwartościowsza przyrodniczo i krajobrazowo część Sudetów Wałbrzyskich znajduje się w otoczeniu schroniska „Andrzejówka” w Rybnicy Leśnej, w gminie Mieroszów, gdzie utworzono Park Krajobrazowy Sudetów Wałbrzyskich. Jest tu kilka wyciągów narciarskich, przebiegają trasy Biegu Gwarków i Biegu Skalnika, liczne szlaki turystyczne pogranicza polsko-czeskiego, wytyczono znakomite trasy rowerowe MTB, występują tereny uprawiania paralotniarstwa, organizuje się imprezy masowe. Od 150 lat tereny te są zapleczem turystyczno-wypoczynkowym Wałbrzycha, odległego zaledwie o 5 km., jak również dla Świdnicy, Szczawna-Zdroju, Głuszycy, Jedliny-Zdroju i in.
W tym oto miejscu miał powstać nowy kamieniołom. W strefie jego rozrzutu znalazłyby się wszystkie wyciągi narciarskie, największy z nich, „Gwarek” w odległości 50 m. od krawędzi wyrobiska. Emisję hałasu w trakcie urabiania kruszywa można porównać do 10 traktorów pracujących blisko siebie. O spalinach, czy zapyleniu lepiej nie myśleć. Ale wnioskodawcy znaleźli „ekspertów”, którzy podpisali opinię o nieszkodliwości kamieniołomu dla uprawiania sportów i  rekreacji, a władze Mieroszowa uznały to za argument wystarczający.

Ośrodek sportów zimowych w Przełęczy Trzech Dolin, u stóp najwyższego w Górach Kamiennych Waligóry, obok zabytkowego schroniska górskiego „Andrzejówka”, schroniska, które w roku 2011 zajęło zaszczytne drugie miejsce w konkursie najlepszych schronisk turystycznych w Polsce, zdawał się skutkiem wyroków sądowych być uratowany raz na zawsze.

Niestety, okazuje się, że koncepcja eksploatacji melafiru w tym miejscu powróciła jak bumerang. Ci którzy węszą w tym osobisty interes nie złożyli broni. Czytamy o tym w alarmującym artykule redaktora naczelnego „Tygodnika Wałbrzyskiego” z 20 czerwca 2011 roku o mrożącym krew w żyłach tytule: „Trwa walka o ocalenie Andrzejówki” !
A myśmy byli pewni, że wszystko co najgorsze już dawno minęło. Otóż nie. Inwestorzy starają się o zgodę na powiększenie istniejącej kopalni z 22 na 133 hektary, czyli na całą górę Bukowiec oraz  na otworzenie nowej kopalni, położonej nieomal naprzeciw już istniejącej.
Chcą więc zrównać Bukowiec z ziemią, a przypomnijmy że jest to góra osłaniająca Sokołowsko i wpływająca na niezwykle korzystny w tym dawnym uzdrowisku mikroklimat, sprzyjający leczeniu chorób płucnych. Chcą pójść jeszcze dalej i otworzyć kolejne kamieniołomy w jednym z najpiękniejszych zakątków Gór Kamiennych.

Powiększenie wyrobiska kamieniołomu zdegraduje walory środowiskowe, klimatyczne i widokowe – czytamy dalej w artykule „TW”, co wydaje się tak oczywiste, że trudno się z tym nie zgodzić. Wprawdzie wydanie pozytywnej lub negatywnej decyzji, to zdaniem wiceburmistrz Mieroszowa, Doroty Begier, sprawa dalekiej przyszłości, ale już sama wiadomość, że znów od nowa pojawia się ten sam problem i że nie ma on jednoznacznego, ostatecznego rozstrzygnięcia, budzi zdumienie i gniew. Doświadczenie z decyzjami urzędów, podejmowanymi w niezgodzie z obowiązującym prawem, nieliczenie się z opiniami środowisk stojących na straży środowiska maturalnego człowieka, a także z  opinią społeczną, to wszystko może się powtórzyć”.

Jak więc się okazuje jeszcze do końca nie ma pewności w sprawie Klina, gdy tymczasem jak grom z jasnego nieba spadała na nas wiadomość, że penetracja skalna Bukowca też nie ma końca. A to wszystko za sprawą pozytywnej decyzji burmistrza miasta Mieroszowa, Andrzeja Laszkiewicza, podjętej w ostatnim dniu jego urzędowania, wyrażającej zgodę na wszczęcie procedury przedłużenia działalności kamieniołomu w Rybnicy na kolejne lata.

„Pozytywna dla Kopalni Surowców Skalnych Bartnica decyzja środowiskowa  -  czytam w internetowym newsie -   wywołała prawdziwą burzę w Mieroszowie i w Wałbrzychu. Samorządowe Kolegium Odwoławcze (na szczęście) w całości uchyliło pozytywną dla kopalni melafiru decyzję środowiskową. Wydanie kolejnej może potrwać nawet kilka lat, tymczasem obecna koncesja kończy się już za trzy miesiące - informują dziennikarze Radia Wrocław - Kopalnie Surowców Skalnych mogą odwołać się od decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego do sądu administracyjnego”.

 Sprawa nie jest więc definitywnie rozstrzygnięta, wprawdzie jest duża szansa na pomyślną decyzję instancji odwoławczej, ale pewności nie ma. Mamy też nowe władze samorzadowe w Mieroszowie i w nich największa nadzieja, że idąc lub jadąc na "Andrzejówkę" nie bedziemy oglądać po drodze krajobrazów księżycowych.

Będą czy nie będą kamieniołomy w Rybnicy ?  -  oto jest pytanie !