Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 4 marca 2015

Głuszyca - tuż po wojnie


szaro, buro i ponuro...



Pomyślmy choć przez chwilę o Głuszycy tuż po wojnie. Spróbujmy wyobrazić sobie to miasto w momencie, kiedy główną ulicą Grunwaldzką 8 maja 1945 roku przetoczyły się wozy pancerne i ciężarówki wypełnione żołnierzami II Frontu Białoruskiego (Oddział 21 Armii Radzieckiej). Działo się to dokładnie w dniu, kiedy rozstrzygnęły się ostatecznie losy II wojny światowej, a więc w dniu podpisania przez Niemcy aktu kapitulacji.
Sytuacja Głuszycy była nieco inna w porównaniu do wielu miast Dolnego Śląska, a wynikało to  co najmniej z trzech powodów:

Po pierwsze – podobnie jak Wałbrzych Głuszyca uniknęła losów Wrocławia, Nysy, czy Strzegomia, gdzie Niemcy stawiali opór wojskom sprzymierzonym, a do złamania tego oporu konieczne były naloty bombowe. Skutkiem bombardowań i ataków artyleryjskich były kolosalne zniszczenia wojenne, równające te miasta nieomal z powierzchnią ziemi. Wałbrzych wyszedł z wojny nietknięty, a wyzwolenie miasta odbyło się bez jednego wystrzału, pomijając małą kanonadę dla wiwatu rosyjskiego czołgu posuwającego się z centrum miasta w stronę Gaju. Przejazd wojsk radzieckich przez Głuszycę odbywał się w spokoju i ciszy, obserwowany z zasłoniętych firanek przez pozostającą tu nadal ludność niemiecką. Pytanie, dlaczego Niemcy oddali Wałbrzych, duży ośrodek przemysłowy, a także okoliczne miasta bez użycia broni, pozostaje nadal tematem licznych spekulacji i kontrowersji. Być może chodziło o ratowanie podziemnego kompleksu wojskowego w podziemiach kopalnianych Wałbrzycha (o czym pisze szeroko Jerzy Rostkowski w książce „Podziemia III Rzeszy”), albo też niedawno rozpoczętej militarnej inwestycji podziemnej w Górach Sowich, czyli tajemniczej budowy kompleksu „Riese”. Warto pamiętać, że nikt w sztabie wojennym Adolfa Hitlera nie przewidywał tak szybkiego i kompromitującego zakończenia wojny, a zwłaszcza utraty Dolnego Śląska, który traktowany był jak rdzenna część Rzeszy Niemieckiej.

Po drugie – w związku z gigantyczną inwestycją militarną „Riese” w Górach Sowich wykonywaną przez więźniów obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, których rozmieszczono m. in. w okolicznych podobozach, wciąż pozostawało tu kilka tysięcy obłożnie chorych lub umierających więźniów. Część więźniów, których stać było na fizyczny wysiłek, została wywieziona kolejnymi transportami w głąb Niemiec i słuch po nich zaginął. Ale podobozy nie zostały całkowicie wyludnione. Pozostało w nich wielu chorych i ledwie trzymających się na nogach byłych więźniów. Głuszyca w chwili zakończenia wojny była więc miastem przeludnionym, zamieszkałym przez całkowicie zagubionych i zubożałych Niemców, przez wyczerpanych do cna, wygłodzonych, umierających więźniów w pozostawionych bez opieki obozach i wypełnionych po brzegi  lazaretach i wreszcie przez garstkę Polaków przejmujących władzę pod skrzydłami garnizonu wojsk radzieckich. Brakowało żywności – chleba, mąki, mleka, ziemniaków, wszystkiego. Przestał funkcjonować system zaopatrzeniowy dla obozów pracy, a także normalny handel i gospodarka.

Po trzecie – nastąpiło wstrzymanie produkcji w pulsujących niemal do końca kwietnia 1945 roku dawnych fabrykach włókienniczych, przestawionych w czasie wojny na produkcję militarną. Unieruchomienie fabryk a także niepewna sytuacja polityczna wynikająca z klęski Niemiec Hitlerowskich, trudności organizacyjne, kompetencyjne i kadrowe związane z przejmowaniem władzy, najpierw przez komendanturę wojskową radziecką, a dopiero w drugiej połowie roku 1945 przez pełnomocnika polskiego, to wszystko spotęgowało sytuację kryzysową, która zaznaczyła się już wcześniej w związku z ogromnymi kosztami wojny prowadzonej z połową świata przez Niemcy. Polska administracja nie była w stanie zapewnić odpowiednich warunków życiowych ani też bezpieczeństwa mieszkańcom, nie dysponując odpowiednimi środkami finansowymi i służbami mundurowymi. Warto zdać sobie sprawę z tego, że działo się to wszystko przed i w czasie trwania konferencji poczdamskiej (17 lipca – 2 sierpnia 1945) i los tych ziem nie był jeszcze wyraźnie określony. Był to czas „wielkiej wędrówki ludów”. Niemcy opuszczali swe rodzinne gniazda, a na ich miejsce przesiedlali się Polacy z różnych stron świata, przede wszystkim „zza Buga”, gdzie utracili swe dobra skutkiem zajęcia ziem polskich na Wschodzie przez Sowietów, ale też polscy emigranci z Francji, Belgii, Wielkiej Brytanii i Polacy z „centralnej” Polski. Do tego trzeba dodać bandy maruderów i dezerterów, bandytów i szabrowników wszelakiej maści narodowościowej, przyjeżdżających tutaj, aby jak najszybciej dorobić się majątku. Trudno się więc dziwić, że wspomniany przeze mnie autor książki „Za drutami śmierci”, Abram Kajzer, zobaczył na ulicach miasta w kilka godzin po oswobodzeniu przez wojsko radzieckie obraz rozgardiaszu i zamętu – porozwalane i obrabowane sklepy, porozrzucane po ulicach resztki artykułów żywnościowych, pozamykane na trzy spusty domy, cisza, martwota – wymarłe miasto. Czas się zatrzymał. Ludzie z trwogą czekali, co będzie dalej.

A przecież nie było czasu na czekanie. Trzeba było działać szybko i skutecznie, przejąć fabryki, uruchomić produkcję włókienniczą, zapewnić opiekę lekarską i żywienie chorych więźniów z obozowych lazaretów, zająć się przydziałami mieszkań dla przesiedleńców. Administracja polska była pierwszym oddziałem szturmowym postępującym za wojskiem. Jej zadaniem było przygotowanie warunków życiowych dla napływających osadników oraz utrzymanie ładu i porządku przy pomocy rodzącej się do życia Milicji Obywatelskiej. To było trudne zadanie, aby w tym kipiącym wielonarodowościowym tyglu były przestrzegane rozporządzenia władz polskich.

O Głuszycy w pierwszych latach powojennych wiemy bardzo mało. Nie zachowały się żadne dokumenty w Urzędzie Miejskim, odprowadzone swego czasu do archiwum państwowego. Może znajdą się kiedyś młodzi entuzjaści, chcący dowiedzieć się coś więcej o przeszłości miasta i spróbują dokładniej spenetrować źródła historyczne i archiwalne. Dopiero wtedy można będzie odsłonić znacznie więcej szczegółów.

Powojenne dzieje Głuszycy są podobne do dziejów wielu innych sąsiednich miast i wsi.  Te same czynniki społeczno-polityczne spowodowały napływ i osiedlanie się społeczności mocno zróżnicowanej pod względem pochodzenia, obyczajowości i kultury. Wśród pierwszych osadników znalazły się zarówno osoby z Polski centralnej jak i przesiedleńcy z ziem wschodnich II Rzeczpospolitej, a także Polacy z „Sybiru”, bądź też  osoby powracające z obozów koncentracyjnych lub stalagów niemieckich. Część pierwszych osiedleńców stanowili oswobodzeni  więźniowie obozu  Gross Rosen, wielu z nich pochodzenia żydowskiego. Nieco później przybyli tu uciekinierzy z Grecji.  Wśród osiedleńców zza Buga przeważała ludność pochodzenia chłopskiego. W związku z koniecznością zagospodarowania lokalnych fabryk włókienniczych przemieszczono na zasadzie nakazu pracy włókniarzy z Łodzi i innych miejscowości Polski centralnej. W miarę upływu czasu wielu z nich pozostało tutaj na stałe. Niesprzyjające warunki osadnictwa oraz zapewne i przypadek decydują, że w Głuszycy trudno o wyróżnienie jakiejkolwiek szerszej grupy osadników. Trzeba pamiętać, że przez długi czas była to społeczność  nieliczna, bo wciąż jeszcze do końca 1946 roku dominowali tu autochtoni, zanim nie dokonano ich akcji przesiedleńczej w głąb Niemiec. Wśród ludności napływowej panowało poczucie tymczasowości i „siedzenia na walizkach”, co wynikało z powszechnego przekonania, że Niemcy tu wrócą i budowanie  trwałej siedziby nie ma żadnego sensu. Nastroje te choć w miarę upływu czasu coraz to mniej intensywne przetrwały do lat 90-tych.

Do Głuszycy, jak już wspomniałem, napływali ludzie z różnych stron Polski i z różnych krajów. W połączeniu z autochtoniczną ludnością niemiecką stanowili przedziwny konglomerat narodów, ras, języków, kultury, obyczajów. Napływali też szabrownicy, element przestępczy. Miasto splądrowane przez wyzwoleńcze wojska radzieckie nie wiele mogło już zaoferować ludziom spragnionym szybkiego wzbogacenia się. Czekała na nich mozolna, ofiarna praca w celu przywrócenia ładu i porządku w mieście, a zwłaszcza przywrócenia miejscowym fabrykom ich pierwotnego charakteru włókienniczego.

Mimo trudnych warunków powojennych i ograniczeń życie społeczne od samego początku cechowała wielka dynamika. Dotyczy to zarówno zagospodarowania miejscowych fabryk włókienniczych jak i gospodarstw rolnych, a także życia kulturalnego. Przetrząsano domy, zabudowania gospodarcze, zakamarki w poszukiwaniu maszyn. Lojalnie ustosunkowani do władz polskich Niemcy wskazywali miejsca w lasach, gdzie przechowywano krosna lub przędzarki. Dzięki temu udało się dość szybko przywrócić zdolność produkcyjną dawnym fabrykom włókienniczym.
 Rozwijał się prywatny handel, rzemiosło i usługi. Trzeba dodać, że prowadzona ustawicznie w pierwszych latach akcja osiedleńcza ludności polskiej, organizacja administracji, szkolnictwa, transportu, a także zapewnienie ładu i bezpieczeństwa wymagały ogromnego nakładu energii. Również życie polityczne miało zróżnicowany charakter. Rzecz jasna, że uprzywilejowaną pozycję miała PPR, ale z uwagi na wiejski charakter gminy dominowała we władzach PPS i ludzie bezpartyjni, a porządku pilnował Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Wałbrzychu, Wojsko Ochrony Pogranicza i miejscowy oddział Milicji Obywatelskiej.

 Z dostępnych materiałów i przekazów ustnych wiadomo, że pierwszym wójtem Głuszycy, nazwanej w tym czasie Gierzcze Puste*, był Mieczysław Nowakowski, ludowiec z Karczewa, powołany na to stanowisko 11 czerwca 1945 roku, a jego zastępcą i zarazem sekretarzem gminy, Franciszek Piątek z Zawiercia (bezpartyjny), legitymujący się wykształceniem średnim w zakresie administracji publicznej. Przejął on ster rządzenia gminą jako wójt na początku 1946 roku, a jego następcami byli: Mieczysław Rogoza w 1947 roku i Jan Bednarkiewicz w latach 1948-1950. W ogóle na samym początku we władzach gminnych przeważali ludowcy i bezpartyjni. Jako ciekawostkę podam, że w październiku 1945 roku na 28 osób zatrudnionych w administracji gminnej było 5 członków PPS, 2 SL, 1 SD i 20 bezpartyjnych. Sołtysami byli – w Głuszycy Górnej, Rogala Eugeniusz (PPS), w Kolcach, Kmieciński Czesław (PPS), w Łomnicy, Budny Franciszek (SD), w Grzmiącej, Zieliński Jerzy (PPS). Nie trwało to długo, bo już pod koniec 1945 roku wprowadzono nazwę burmistrza w miejsce wójta, nastąpiły też zmiany personalne. Na czele gminy stał nadburmistrz, Mieczysław Nowakowski, a burmistrzami wsi zostali: w Głuszycy Górnej, Jerzy Molak, w Łomnicy, Franciszek Budny, w Grzmiącej, Jerzy Zieliński, w Sierpnicy, Czesław Żelazko, w Kolcach, Eugeniusz Rogala. Zarząd Gminy już w sierpniu 1945 roku czynił starania o zaszeregowanie Głuszycy do rzędu miast nie wydzielonych, motywując swój wniosek dużym obszarem gminy (5 246 ha), liczbą mieszkańców (Gierzcze Puste – 6 400, Gierzcze Górne – 1465, czyli razem – 7 865) oraz dużym potencjałem przemysłowym: Zakłady Kaufmanna (1500 osób), przędzalnia Stőhr (350), 8 tkalni rozsianych po całej gminie (2000 osób). Jeśli chodzi o ludność zdecydowanie przeważali Niemcy. Pod koniec roku 1945 w liczbie 6 400 mieszkańców było tylko 200 Polaków, w tym głównie repatrianci ze Wschodu. Otrzymywali oni przydziały gospodarstw względnie innych warsztatów pracy. Najważniejszym zadaniem władzy samorządowej było zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego. Temu celowi służyły 3 placówki Wojsk Ochrony Pogranicza oraz  siedmioosobowy Posterunek Milicji Obywatelskiej. Innym ważnym zadaniem było uruchomienie produkcji przemysłowej, handlu i rzemiosła, osadnictwo rolne, aprowizacja i zaopatrzenie ludności w węgiel na zimę, a także realizacja skromnego budżetu gminy. Zgodnie z postanowieniami Konferencji w Poczdamie w maju 1946 roku rozpoczęła się akcja repatriacji ludności niemieckiej. W ciągu czterech miesięcy (V – VIII 1946) wysiedlono z gminy Głuszyca i okolicznych wsi 8284 Niemców. Ci co pozostali w liczbie 1224 stanowili trzon wykwalifikowanej kadry miejscowych zakładów przemysłowych. Część z nich wystąpiła do władz o przyznanie obywatelstwa polskiego.

Dopiero 13 listopada 1946 roku powołano Gminną Radę Narodową Głuszycy. Jej Przewodniczącym został PPR-owiec, Stefan Rakowski, a zastępcą Erwin Wanderko, członkami Prezydium zostali Franciszek Jakubczyk i Mieczysław Rogoza. Uroczyste pierwsze posiedzenie GRN miało miejsce 24 listopada 1946 roku w sali kina „Roza” na ul. Sienkiewicza. Z danych statystycznych na dzień 1. 03. 1950 roku wynika, że liczba ludności w gminie wynosiła 10 378 osób, w tym 360 Niemców i 30 innych cudzoziemców.

Skąd się wzięła początkowa nazwa miasta – Gierzcze Puste, trudno ustalić. Zapewne była to niezbyt fortunna próba przetłumaczenia niemieckiej nazwy – Wüstegiersdorf. Dopiero w 1946 roku dokonano przemianowania na Głuszycę. I tak już zostało. Wydaje się to pewnym, że nazwę Głuszycy nalezy kojarzyć z głuszą, a nie z głuszcem, poniekąd pięknym i interesującym ptakiem. Ale ta głusza odnosi się jak wynika z historii miasta do jego dalekiej przeszłości. Zaraz po wojnie w Głuszycy zatętniło życiem. W tym samym 1946 roku skierowano tu grupę polskich włókniarzy z Łodzi, głównie z zakładów S. Duboisa, którzy stanęli przed trudnym zadaniem uruchomienia produkcji włókienniczej w dawnych fabrykach Kaufmanna, przestawionych w czasie wojny na produkcję zbrojeniową. Trzeba było sprowadzić i zamontować krosna i inne maszyny włókiennicze pochowane przez Niemców po domach. Trzeba było zwerbować ludzi do pracy. Trzeba było utworzyć pion administracyjny fabryki. To wszystko działo się w marszu równolegle do przemian politycznych, ustrojowych i ekonomicznych jakie zachodziły na Ziemiach Odzyskanych.


Dobrze, że Głuszyca uniknęła bombardowań i ostrzałów artyleryjskich, że przed nową władzą stanął tylko problem odtworzenia tego, co dobrze funkcjonowało przed wojną, a nie konieczność odbudowy z ruin i zgliszcz. To była zapewne jedna z ważnych przesłanek sukcesu, za który należy uznać wyniki produkcyjne byłego zakładu bawełnianego Meyera Kaufmanna, tzw. „Emki”, który w IV kwartale 1946 roku, a więc po upływie półtora roku od wyzwolenia wyprodukował 149 490 kg przędzy, 1 102 063 m.b. tkanin surowych, 642 264 m.b. tkanin wykończonych. Zatrudnienie ogółem pod koniec roku 1946 w tym zakładzie wynosiło 1130 osób, w tym 1007 fizycznych i 123 umysłowych. Te liczby mogą powalić z nóg. Taki poziom zatrudnienia i produkcji w dzisiejszej rzeczywistości czyniłby z Głuszycy prawdziwe Eldorado.

To wszystko czynili ludzie, polscy osadnicy, nowi mieszkańcy Głuszycy i przebywający tu czasowo fachowcy, przy pomocy autochtonicznej ludności niemieckiej, bowiem etap przesiedlania Niemców za Odrę i Nysę Łużycką miał miejsce głównie w roku 1946 i 1947. Niestety niewiele wiemy o tych czasach i tych ludziach, pionierach zagospodarowywania Głuszycy. W natłoku zdarzeń nie zadbano, aby ten historyczny moment dobrze udokumentować i uchronić dla potomności.
Kończę na tym moje retrospekcje z dziejów Głuszycy, zdając sobie sprawę z tego, że zdołałem tylko zasygnalizować najciekawsze wydarzenia z jej przeszłości. Dalej jest już współczesność Głuszycy, prawie pól wieku Polski Ludowej – długotrwały okres swoistego stanu tymczasowości, kiedy to nie wybudowano w mieście ani jednego domu, później z trudem osiągnięty postęp w rozbudowie pod koniec ery gierkowskiej, no i pierwsze lata III Rzeczypospolitej, które jak dotąd niestety, nie okazały się pomyślne dla rozwoju gospodarczego miasta.

Wielu mieszkańców miasta i gminy Głuszyca zna ten okres z autopsji, jest on nie mniej interesujący, bowiem kryje w sobie wiele osobistych doświadczeń i emocji. Może wkrótce znajdą się kontynuatorzy mojej książki i spróbują spisać dzieje współczesnej Głuszycy, co może się okazać jeszcze ważniejsze i ciekawsze.

* 1. W „Słowniku geografii turystycznej Sudetów” Marka Staffy i kilku innych źródłach podana jest nazwa Gieszcze Puste, natomiast w urzędowych dokumentach archiwalnych używana jest nazwa Gierzcze Puste. Trudno wyjaśnić, skąd  te rozbieżności.
 

2 komentarze:

  1. Staszku!Kto może znać lepiej historię Głuszycy jak nie Ty?Przecież sam jesteś żywą historią.Należysz do najbardziej zasłużonych obywateli tego miasta.Pełniłeś wielorakie funkcje od nauczyciela j.polskiego po urząd Burmistrza Miasta.A dzisiaj jako emeryt przekazujesz młodemu pokoleniu /pisaną piękną polszczyzną/wiedzę o mieście i regionie.Do tego masz wydane publikacje o Ziemi Wałbrzyskiej.Dziwię się,że Rada Miejska nie podjęła uchwały o nadaniu Tobie Honorowego Obywatelstwa Miasta Głuszycy.Może już masz a ja o tym nic nie wiem.Tak czy inaczej powinieneś mieć taki honorowy tytuł.Pozdrawiam i składam Twojej żonie Kazi serdeczne życzenia imieninowe.Bronek

    OdpowiedzUsuń
  2. W 1953 roku słoneczna Głuszyca tętniła życiem,przy głównych ulicach handlowano produktami
    rolnymi-pamiętam!

    Ulotki o takiej treści rozsyłał Wehrwolf między ludnością niemiecką:
    "Niemcy,nie traćcie nadziei,jeszcze nie wszystko stracone!Polacy się tu nie utrzymają!
    Nie damy im się utrzymać!Dzięki wysiłkom naszej znakomitej taktyki już otworzyły się oczy angielskich i amerykańskich wielkodusznych narodów,które nie dopuszczą by polskie świnie żarły
    nasz chleb,zebrany na prastarej niemieckiej ziemi.Tylko cierpliwości trochę!Przyjdzie dzień naszej zapłaty za zniszczenie i wybije jeszcze godzina-już niedługo-gdy będziemy pędzili polskie bydło
    znad niemieckiej Odry i Nysy!Niech wtedy nie zabraknie waszej dzielnej niemieckiej ręki"
    A tak wypowiadał się Konrad Adenauer w 1946 roku:
    "O tym,co się stało i jeszcze dzieje na wschodzie,będzie się mówić jeszcze po upływie setek lat.
    Wędrówka ludów i wojna trzydziestoletnia były dziecinną zabawą w porównaniu z tym,jak w strefie
    polskiej z kwitnącej ziemi niemieckiej zrobiono step."

    W wyniszczonych wojną ludziach budziło to przerażenie i niepewność o przyszłość.Koniec wojny
    przyniósł ludziom pokój,ale nie spokój.Trwał także konflikt graniczny z Czechami,granice były
    "płynne".Co noc słupy graniczne wędrowały o kilkaset metrów w głąb terytorium Polski.
    Kto stał za tą wędrówką słupów granicznych?Czeski oficer twierdził,że są w Czechach
    jednostki,które są wrogo nastawione do Polaków,którym zależy na jątrzeniu i psuciu wzajemnych stosunków.Oni to posuwają się do współpracy z Niemcami.
    "ioh.pl/artykul/pokaz/konflikt-graniczny-polskoczechosowacki-w-latach,1076"

    Na 20 czerwca Łukasz Kazek planuje otwarcie wystawy fotografii powojennego Walimia:
    "ioh.pl/aktualności/wystawa-zapomniane-klisze-ze-wiata-ktorego-ju-nie-ma,616/"
    Miałem prawie 100 szklanych,przedwojennych negatywów Walimia i okolic.Miałem!:(
    Ten film ukazuje doskonale powojenną sytuację na naszych terenach:"Prawo i pięść"
    "www.youtube.com/watch?v=iIaw-kgOJqU"
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń