niestety, to nie Łódż, to tylko początek ulicy Grunwaldzkiej w Głuszycy |
Warto zadać sobie to
pytanie, co łączy maleńką Głuszycę z olbrzymią Łodzią. Czy w ogóle tak
paradoksalnie różniące się wielkością miasta mogą mieć coś wspólnego?
Wiadomo, że kiedyś w
PRL-u zespalał miasta dominujący w ich obu przemysł włókienniczy. Dla
głuszyckich dyrektorów „Piasta” kierunek – Łodź był najważniejszym, bo tam
mieściła się siedziba Zjednoczenia Przemysłu Bawełnianego. To właśnie w Łodzi
zapadały decyzje o rozmiarach produkcji głuszyckiej fabryki i ewentualnych
dotacjach na unowocześnienie parku maszyn. Tam też ważyły się losy obsady
stanowisk kierowniczych w głuszyckiej fabryce.
Z Łodzią wiążą się
początki głuszyckiej „Emki” w 1945 i 1946 roku, bo jej pomyślny powrót do produkcji tkanin bawełnianych, zamiast części do bombowców, jak to mialo miejsce w czasie wojny, zależał
w dużej mierze od sprawności fachowców sprowadzonych nakazowo z łódzkich fabryk.
Część z nich pozostała tu na stałe, a efektem ich pracy były wysokie
osiągnięcia produkcyjne już na koniec 1946 roku i w dalszych latach
Łódź była więc miastem
bliskim naszym włókiennikom, a przyjazne kontakty wzmacniano w późniejszych
latach wspólną wymianą w ośrodkach wczasowych i kolonijnych pomiędzy łódzkimi i
głuszyckimi fabrykami bawełnianymi.
Z satysfakcją wspominam
swój udział w takiej wymianie, która miała miejsce w roku 1975, kiedy to ZPB
„Piast” w Głuszycy wynajął dawny pałac w Jedlince na zorganizowanie tam kolonii
letniej dla dzieci i młodzieży z Łodzi, zaś nasze dzieci pojechały nad morze do
ośrodków łódzkich. Byłem kierownikiem kolonii w jedlińskim pałacu i pamiętam, że
odbyły się dwa turnusy kolonijne dla 180 osób w każdym turnusie
.
Po przemianach
systemowych po roku 1989 te ważne dla Głuszycy nici przyjacielskiej więzi
podupadły, co jest zrozumiałe z powodu katastrofy przemysłu lekkiego w ogóle,
także w dużej Łodzi.
Ale w specyfice obu
miast dostrzegam jedną wspólną właściwość. Jest nią
charakterystyczna, jedna wiodąca, ciągnąca się wzdłuż całego miasta arteria. W
Łodzi jest to ulica - Piotrkowska, a w Głuszycy – Grunwaldzka.
Oczywiście, porównanie
obu ulic zakrawa na kpinę, bo łączyć je może tylko jedno, że są w obu miastach
ulicami głównymi.
Ulica
Piotrkowska w Łodzi, to prawdziwe cacko architektoniczne. W
Łodzi, podobnie jak w Głuszycy, nigdy nie ukształtowało się klasyczne centrum
miejskie z centralnie położonym rynkiem i współśrodkowo rozrastającymi się
instytucjami handlowymi i życia publicznego.
Zadanie to przejęła ul. Piotrkowska. Dziś Piotrkowska to oś aglomeracji
łódzkiej.
To na niej, lub w jej pobliżu, znajdują się niemal wszystkie najważniejsze
urzędy administracji publicznej, siedziby banków, sklepy, restauracje i mnóstwo
pubów. To tu odbywa się większość łódzkich imprez, festynów, marszów i
uroczystości państwowych. W wielu rankingach ulica Piotrkowska w Łodzi po dokonaniach
rewitalizacyjnych w ostatnich latach uchodzi za jedną z najbardziej
reprezentacyjnych i najokazalszych architektonicznie ulic w Polsce. Jest to centrum kulturalne, polityczne,
sentymentalne, handlowe i biznesowe Łodzi.
Ulica
Grunwaldzka w Głuszycy jest też centrum handlowym,
urzędowym , kulturalnym tego miasteczka. Mogłaby się stać ulicą
reprezentacyjną, skupiać na sobie uwagę i budzić podziw i uznanie, ale do tego
konieczna jest tak jak w Łodzi konsekwentna i na dużą skalę przeprowadzona rewitalizacja.
W trudnej sytuacji
finansowej miasta można więc o czymś takim tylko pomarzyć, choć są obecnie
wyjątkowe możliwości pozyskiwania środków unijnych na tego rodzaju projekty.
Ulica Grunwaldzka w Głuszycy ma ku temu uzasadnione powody.
Spróbuję wskazać na
niektóre z nich, nawiązując do walorów architektonicznych i zabytkowych
budynków leżących przy tej ulicy.
By wyobrazić sobie
tonącą w zieleni i kwiatach ulicę Grunwaldzką w Głuszycy nie potrzeba nic więcej jak tylko skupić uwagę na jej
walorach. To ulica ciągnących się po obu jej stronach urozmaiconych pod
względem architektonicznym i zabytkowych budowli. Prawie, że każda z nich ma
swoją bogatą historię, a o wielu można by snuć opowieści budzące podziw i
wzruszenie.
kościół parafialny w całej okazalości |
Jadąc z Nowej Rudy
przez Głuszycę Górną na początku miasta mijamy zabytkowy kościół Matki Boskiej Królowej Polski, obecnie kościół parafialny
dla górnej i centralnej części Głuszycy ( w tym Głuszycy Górnej). Zbudowany w
1741 roku, gruntownie przebudowany w latach 1804- 1809 (dobudowano wieżę i
ozdobny portyk), służył jako kościół ewangelicki, o czym najwymowniej świadczy
jego architektura wewnętrzna, a następnie przejęli go katolicy. Kościół robi
wrażenie masywnej budowli, dość bogato wyposażonej w dwustronne pomieszczenia
chóralne w wysokiej części naw bocznych oraz zabytkowy drewniany ołtarz z figurką
MB, amboną i chrzcielnicą z 1809 roku. W pobliżu kościoła na skarpie ciągnie
się wzdłuż drogi do Kolc wyjątkowy cmentarz komunalny. Ze względu na swe
kaskadowe usytuowanie cmentarz ten stanowi niezwykłą atrakcję, a w dodatku
roztacza przed oczyma ujmującą panoramę gór otaczających położone w dole
miasto. W bezpośrednim sąsiedztwie kościoła rezyduje Komisariat Policji. Ma to
przynajmniej tę zaletę, że ksiądz proboszcz może w oddalonej plebanii spać
spokojnie, mając zapewnione bezpieczeństwo świątyni.
To bardzo
symptomatyczne, ale kolejny obiekt godny szczególnej uwagi, to oddalony o ok.
200 m. zabytkowy obiekt dawnego sądu grodzkiego, wcześniej zamek z dziedzińcem
i wieżyczką. Budynek trzykondygnacyjny wielokrotnie przebudowywany, przypominający
fortecę obronną, choć w otoczeniu innych budynków jakby wtopiony w wysoką
skarpę. To najważniejszy budynek w mieście – obecna siedziba władz miejskich z burmistrzem na czele,
a także filią Banku Spółdzielczego.
Nazywam to
symptomatycznym, bo rzadko tak bywa, że na samym początku ważnej ulicy w
mieście sąsiadują ze sobą dwa tak ważne obiekty, jeden dla ducha – kościół
parafialny, a drugi dla ciała – urząd miejski. Dlaczego ten drugi dla ciała?
Odpowiedź jest jasna dla tzw. petentów, którzy by załatwić sprawę w urzędzie
zmuszeni są wspinać się po wysokich schodach, dobrze że nie na ostatnią
kondygnację budynku.
Głuszyczanie wiedzą, że
urząd jest na początku ulicy Grunwaldzkiej pod numerem 55, a stamtąd można
spacerować dalej w kierunku centrum miasta, pozostawiając po drodze wznoszące się
po prawej stronie kaskadowo budynki mieszkalne. Naszą uwagę zwróci zapewne położony
po lewej stronie niedaleko od urzędu – zajazd
„Pod Jeleniem”. To zabytkowa budowla z XVIII wieku, najciekawszy
architektonicznie budynek w mieście. Obiekt piętrowy, siedmioosiowy, w tzw.
stylu pruskim, posiada drewnianą konstrukcję szkieletową o pięknym układzie
belek. Nakryty jest dachem mansardowym z łukami, zachował kamienne portale z
1784 i 1786 roku. Służył jako gospoda i zajazd. W czasie II wojny śląskiej Prus
z Austrią w 1745 gościł tu sam król pruski Fryderyk II. Było to po zwycięskiej
bitwie pod Dobromierzem (Hohenfrideberg), która zadecydowała o losach Śląska.
Zajazd „Pod Jeleniem”
jest do zagospodarowania, niestety od paru lat stoi opuszczony i czeka na
lepsze czasy. Co najgorzej, że w tym osamotnieniu nie jest jedynym. Tuż obok po
przeciwnej stronie wznosi się okazała budowla, która może budzić tylko dreszcz
zgrozy. To dawny pałacyk, obecnie
budynek mieszkalny, komunalny, pod numerem 41, jeden z najcenniejszych zabytków
architektonicznych XVIII wieku, w stylu późnobarokowym. Zbudowany na
prostokącie, okazały piętrowy gmach, także z dachem mansardowym miał ozdobne
portale i dekoracyjną fasadę. W 2009 roku udało się uratować dach pałacu, ale
reszta jest nietknięta i czeka ostatnim tchnieniem na swego zbawcę.
W nieco lepszej
sytuacji znalazła się szkoła i sala
gimnastyczna przy Grunwaldzkiej 37, obecnie siedziba gimnazjum, budynek o
ciekawej historii, zbudowany w 1900 roku jak to ogłoszono wówczas: Bogu - na chwałę, młodzieży - na naukę, cnocie - na obronę !
Warto przypomnieć parę
faktów z tej historii. Budowa szkoły nie była łatwa. Najpierw w 1891 roku
wykupiono grunty, na których obok budynku szkolnego planowano budowę sali
gimnastycznej i boiska sportowego Kosztowało to na owe czasy pokaźną sumę –
6300 marek. Budowa trwała kilka lat. Była to szkoła dla dziewcząt, które uczyły
się w niej wychowywać dzieci, dobrze gospodarować pieniędzmi, sprawnie
wykonywać domowe prace, smacznie gotować, jednym słowem – być doskonałym
materiałem na żonę. Owa Szkoła Gospodarstwa Domowego stała się częścią szkoły
podstawowej, otwartej w 1901 roku. W 1919 roku włączono do budynku jeszcze –
„wyższe klasy”, w których realizowano program gimnazjum. Ułatwiało to
kontynuowanie nauki na miejscu bez konieczności dojazdu do Wałbrzycha lub
Świdnicy, co w tamtych czasach nie było sprawą prostą.
1
stycznia 1940 roku, a więc po wybuchu II wojny światowej, funkcjonujące w
budynku dwie szkoły – ewangelicka i katolicka zjednoczyły się i zostały
wyłączone spod wpływów Kościołów. W czasie wojny życie szkoły toczyło się
normalnie, choć zmalała liczba uczniów i wstrzymano funkcjonowanie klas
gimnazjalnych. Pod koniec wojny – w związku z olbrzymią ilością chorych więźniów
w rozmieszczonych w głuszyckich podobozach obozu koncentracyjnego Gross-Rosen –
otwarto w budynku szkolnym tymczasowy szpital. Dopiero we wrześniu 1946 roku do
budynku powróciła ponownie dziatwa szkolna. Była to już polska szkoła dla
polskich dzieci, tak jak cała gmina Głuszyca, bo znalazła się ona na Ziemiach
Zachodnich, które mocą Układu Poczdamskiego znalazły się w nowych granicach
państwa polskiego.
Naprzeciwko
szkoły po drugiej stronie ulicy Grunwaldzkiej mamy kolejne zabytkowe i
historyczne budowle. To neoklasycystyczne
budynki słynnej rodziny Webskich, współwłaścicieli zakładów lniarskich w Walimiu i
nowoczesnej tkalni w Głuszycy, na Wawelu, jak to się zwykło mówić, czyli
dzisiejszego „Nortechu”. Obok kamienicy, gdzie znajdowały się pomieszczenia
mieszkalne, a tuż przy nich piękny park z alejkami spacerowymi, fontanną i
altanami, pobudowany został na przełomie XIX i XX wieku neogotycki pałacyk z
cegły klinkierowej ze strzelistą wieżyczką, stanowiący rezydencję dla
przyjeżdżających gości. Obecnie pałacyk jest w remoncie i stanowi własność
prywatną, a w kamienicy znajdują się biura Ośrodka Pomocy Społecznej i Urzędu
Pracy.
Posuwamy
się dalej ulicą Grunwaldzką, jeszcze tylko kilkadziesiąt kroków i zbliżamy się
do centrum Głuszycy. To właśnie tutaj znajduje się zabytkowy budynek poszpitalny pod numerem 29, pięknie
położony na wzgórzu zbudowany jako przytułek dla dzieci bezdomnych przez
rodzinę Reichenheimów pod koniec XIX wieku. Po wojnie do lat 90-tych pełnił
rolę szpitalną. Obecnie niezagospodarowany oczekuje na nabywcę.
Centrum
miasta to Ogród Jordanowski z
budynkiem willowym zbudowanym jako rezydencja właścicieli położonej obok tkalni i
przędzalni Kaufmannów, gdzie po wojnie znajdował się Zakładowy Dom Kultury ZPB
„Piast” w Głuszycy. A naprzeciwko cieszy oko zabytkowy budynek Centrum Kultury wraz z Miejską Biblioteka
Publiczną,
przedwojenny hotel i restauracja „Pod Słońcem”, czego dowodem jest płaskorzeźba
słoneczka przy portalu wejściowym do budynku.
Nieco dalej naszą uwagę zwraca
zabytkowa kamienica Urzędu Pocztowego, a po przeciwnej stronie obecne centrum
handlowe „Biedronki” z ogromniastym budynkiem dawnej przędzalni czesankowej
GPCz „Argopol”, w którym znalazły siedzibę markety handlowe.
Tu
w centrum uchował się jeszcze szczątkowy fragment dawnego „Piasta”, gdzie ma
swoją fabrykę kołder i poduszek
dawna „Indriana”, zaś obecnie angielska firma, której właścicielem jest John
Cotton. To jedyny
w Głuszycy materialny ślad dawnej świetności przemysłu lekkiego miasta.
Przy
ulicy Grunwaldzkiej mamy jeszcze inne sklepy i apteki, jest siedziba Banku
Zachodniego WBK, jest szereg innych zabytkowych i ciekawych architektonicznie
budynków.
I
wszystko wyglądałoby całkiem nieźle, gdyby nie to, że czas na Grunwaldzkiej w
Głuszycy stanął w miejscu. Coś tam się dzieje, ale wszystko w tempie
jednostajnie spowolnionym. Używając znanego w służbie zdrowia określenia – stan
naszej ulicy Grunwaldzkiej od czasów powojennych jest ustawicznie stabilny.
Dlatego
też jak to zaznaczyłem w tytule z Głuszycy do Łodzi mamy jak się wydaje obecnie
znacznie, znacznie dalej.
Gdyby
udało się odnowić dachy i elewacje budynków, odświeżyć, zrekonstruować,
ukwiecić, wtedy dopiero okazałoby się, że mieszkamy w niezwykle pięknym,
atrakcyjnym miasteczku i wcale nie mamy czego zazdrościć Łodzi, zwłaszcza jej
wielkomiejskiego ruchu, gwaru i tłoku.
Gdyby…
Ach ja marzę !
Bardzo ładne porównanie miasta Łodzi i Głuszycy.Mnie wcale nie przeszkadza, że różnią się wielkością,ale tak jak napisałeś miały wiele wspólnego.A wracając do Głuszycy to przy Twojej poezji pisania poprowadziłeś wspaniałą wycieczkę ulicą Grunwaldzką oraz po obiektach"perełkach" użyteczności publicznej.Wspaniała reklama miasta.Pozdrawiam Bronek
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za tę "poezję pisania" i za "perełki uzyteczności publicznej". Z ogromną satysfakcją widzę, że idziesz moim śladem. Razem stanowilibyśmy tandem niedościgniony. Szkoda tych lat straconych, Ty w Piławie, na szczęście Górnej, a ja w poniemieckiej Wustegirsdorf (głuchej pustej wsi). Ale pomiędzy Głuszycą, a Piławą Górną widzę jeszcze więcej cech wspólnych, niż wielkopańską Łodzią. Muszę się zrehabilitować. juz ten pomysł we mnie rośnie, choć byłoby lepiej, gdybyś to Ty spróbował odmalować uroki coraz to piękniejszej Piławy Górnej. Serdedcznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń"www.youtube.com/watch?v=ubkfk1xxQhY"
OdpowiedzUsuńW piosence jak w kropli rosy,odbija się cały świat:)
"youtube.006YS_EyYlo"
Pozdrawiam!
Panie Stanisławie, być może naiwnie wierzę że Głuszyca odzyska dawny blask... Tu jednak potrzeba nie tylko pieniędzy ,tu potrzebna jest zmiana mentalności... W mieszkańcach pokutuje stereotyp ,,że gmina powinna,, ...,,że ktoś powinien ...a może ja sam zadbam o ,,własne podwórko,, (?) Aktualizując informację dotyczące Pałacyku (Grundwaldzka 41) Od momentu zmiany zarządcy, podjęte zostały kroki, które być może pozwolą takim budowlą pozostać wizytówką miasta...Czekam z niecierpliwością na ten pozytywny zryw i liczę na to, że remont będzie punktem zapalny dla kolejnych, wspólnotowych inicjatyw.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kamila