jedna z pocztówek dawnej Głuszycy |
„Dawno, dawno temu było tak,
jak nigdy nie było”, to magiczny początek rumuńskich bajek opowiadanych
dzieciom przy układaniu ich do snu. To coś takiego jak w naszych bajkach - „za
siedmioma górami za siedmioma lasami...”. Rozpala wyobraźnię i przenosi nas
najszybciej jak tylko można w mistyczną krainę baśni i fantazji.
Obydwa bajkowe prologi nasunęły mi
się swego czasu w trakcie vido-panelu Grzegorza Czepila w głuszyckim
Centrum Kultury. Prezentacja jego dorobku kolekcjonerskiego wzbudziła wielkie emocje, bo też patrząc na
czarno-białe i kolorowe obrazki przedwojennej Głuszycy można było odnieść
wrażenie, że znaleźliśmy się w bajkowym świecie fantasmagorii. A ponieważ Grzegorz
potrafi o nich opowiadać z pasją autentycznego hobbysty, więc czwartkowy
wieczór w CK nie należał do straconych. Otóż właśnie, okazało się, że czarowny świat rodem z baśni tysiąca i jednej nocy
można było oglądać na dużym telebimie z wypiekami na twarzy i zadawać sobie po
cichu pytanie, czy to możliwe, aby kiedyś było tak pięknie?
Zarówno Głuszyca, dzieląca się do
dziś na Górną i Dolną, jak też pobliskie wsie, Sierpnica, Kolce, Łomnica,
Grzmiąca, Rybnica Mała okazują się na kartkach pocztowych i starych
fotografiach jak z krainy ułudy. W okresie międzywojennym (1918 – 1939)
Głuszyca stała się jednym z najpiękniejszych zakątków Dolnego Śląska. Było to
niewątpliwie skutkiem prosperity gospodarczej drugiej połowy XIX wieku,
niebywałego rozkwitu przemysłu lekkiego, ale przede wszystkim walorów
krajobrazowych i korzystnego położenia Głuszycy w otoczeniu gór, nad przełomem Bystrzycy,
rzeki która wyznaczała naturalny szlak komunikacyjny z południa na północ, a
więc z Kłodzka do Wałbrzycha lub Świdnicy.
To właśnie wtedy Głuszyca przeżyła
niezwykły boom inwestycyjny. Wybudowano dziesiątki domów mieszkalnych, obiektów
publicznych, administracyjnych, nie mówiąc o najnowocześniejszych na owe czasy
fabrykach włókienniczych Kaufmanna, Reichenbacha, Webskiego. Wprawdzie Głuszyca
za Niemców nie zdołała osiągnąć rangi miasta, ale już wtedy do tego
pretendowała.
Zwróćmy uwagę na fakt, że Głuszyca
Górna i Dolna to były przez wieki zaszyte w górach, wielokrotnie tragicznie
doświadczane przez wojny i epidemie wsie, o których niemiecka nazwa mówi sama
za siebie: Wüstegiersdorf (pusta głucha wieś). Aż tu nagle stało się
coś, co można uznać bez przesady za rewelację. Wystarczyło trzydzieści lat
(1850-1880), by w tej rozległej kotlinie śródgórskiej urodził się prężny i
znaczący dla całej Rzeszy Niemieckiej ośrodek przemysłowy. Obok fabryk
włókienniczych (bawełnianych, lniarskich i wełnianych) pojawiły się, co jest
rzeczą oczywistą, nowoczesne budynki mieszkalne, a przy nich urzędy, szkoły,
przedszkola, szpitale, przytułki, restauracje, hotele, szlaki kolejowe i dworce,
no i piękne wille fabrykantów,
słowem to wszystko, co potrzebne jest do życia kilkutysięcznej zbiorowości
ludzkiej. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to wszystko pojawiło się nagle,
cieszyło oczy świeżością i nowoczesnością. W otoczeniu cudownej przyrody można
się było tym wszystkim zachwycić.
Obok przemysłu ówczesna Głuszyca
postawiła na turystykę. Atrakcyjnie położone w górach okoliczne wsie rozwijają
bazę gastronomiczną i wypoczynkową. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się
sporty zimowe. W kolekcji Grzegorza Czepila oglądamy mnóstwo rozsianych po
całej okolicy restauracyjek z miejscami noclegowymi, pokojów gościnnych,
schronisk. Ciszą oczy atrakcje turystyczne,
chociażby takie jak wieże widokowe, drewniane kościółki, ruiny zamków,
itp.
Pocztówki i fotografie
poniemieckie w całej swej rozciągłości emanują zachwytem i podziwem tych,
którzy je utrwalali na kliszy. To był powód do dumy, a zarazem sławy i chwały. W wielu z nich
przebija chęć promocji Głuszycy nie tylko ze względu na piękno krajobrazów, ale także osiągnięć w
budownictwie, infrastrukturze miejskiej i autentycznej satysfakcji z tego
powodu jej mieszkańców.
Dziś patrzymy na te obrazki
czarno-białe, ale i kolorowe z niedowierzaniem. Nasze miasto nie przypomina
uroków fotografii. Wprawdzie mamy miejsca pozwalające cieszyć się pięknem
budynków i otaczającej je przyrody, ale jest to kropla w morzu szarości,
zaniedbania i tandety sypiących się ze starości domów, których nie tknęła ręka
murarza przez całe stulecie. Pięćdziesiąt lat PRL-u, to czas stracony. To były
najpierw dziesiątki lat tymczasowości, bo wciąż wisiała groźba powrotu Niemców
na utracone ziemie. A kiedy już zyskaliśmy pewność, że status powojenny jest
nienaruszalny, to po prostu nasz system własności państwowej okazał się
niedostosowany do potrzeb. Dominował chroniczny brak pieniędzy na remonty
budynków komunalnych. W znacznej skali przetrwało to do dziś.
Mało jest takich gmin jak
Jedlina-Zdrój, w których nieomal w stu procentach uwłaszczono mieszkańców
budynków komunalnych, powołując do życia wspólnoty mieszkaniowe. A skutek jest
taki, że Jedlina może się szczycić nowymi dachami i elewacjami budynków, podczas gdy Głuszyca
straszy kawalkadą szarych, brudnych, tąpniętych bloków wzdłuż kilkukilometrowej
promenady wiodącej przez miasto. Podnosi na duchu pięknie położone osiedle
mieszkaniowe na Słonecznym Wzgórzu, budynki szkół i obiektów handlowych. Tu i ówdzie można dostrzec zadbane, cieszące
oko elewacje własnościowych domów. Ale to wciąż za mało. Nawet Urząd Miejski
nie może się doczekać gruntownej odnowy na zewnątrz budynku, choć zrobiły to
inne gminy ziemi wałbrzyskiej.
Na szczęście otaczają nas góry i
lasy, wciąż niezmienna jest przyroda,
niewzruszona w swych rozlicznych powabach i dostojeństwie. To co dało się
zaobserwować tej jesieni w słonecznej tkance
babiego lata robiło wrażenie. Głuszyca może zachwycić, gdy oglądamy ją z góry,
tak samo jak Wałbrzych. Oba miasta położone w pierścieniach przecudownych
gór, szczycą się rzadko spotykanym
pięknem krajobrazów. W kilku miejscach w mieście i na jego obrzeżach powstają
nowe domy i obiekty publiczne. Jeśli uda się z biegiem czasu w Głuszycy tak jak
w Jedlinie-Zdroju czy Wałbrzychu odwrócić
trend umierania miasta, to szemrząca w dolinie Bystrzyca zacznie nucić
unijną odę do radości, a spadające z nieba krople deszczu przestaną być łzami
tej ziemi.
Wiele z fotografii i pocztówek
przedwojennych Grzegorza Czepila możemy pooglądać w nowo wydanej mojej książce
„Głuszyca – miasto włókniarzy”. Są w niej też bajeczne fotografie Głuszycy
współczesnej, bo ich autorzy zadbali o to, aby pokazać swoje miasto z dobrej
strony. Książka jest do nabycia w księgarni i w miejskiej bibliotece, zachęcam
do tego gorąco, by w ten sposób znaleźć powody do dumy.
"Odę do radości" miejmy nadzieję, że nie, ale jest wiele pięknych polskich pieśni.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, że mamy mnóstwo pięknych polskich pięśni, ale "odą do radości" chciałem zasugerować, że jedną ze ścieżek w pozyskiwaniu pieniędzy na rewitalizację miasta mogą być srodki unijne. Dziękuję za komentarz.
UsuńWitam Staszku! Przed chwilą wróciliśmy z Krakowa i oczywiście szukałem Twojego blogu.Zgadzam się,że w dobie kilku dziesięciu lat po II wojnie wiele naszych miast i miasteczek na Dolnym Sląsku upadło w wyniku złej polityki władz PRL.Tak jak piszesz było to skutkiem tzw.tymczasowości.Już miasta i miasteczka w Wielkopolsce wyglądały o wiele lepiej.Prawdopodobnie było to skutkiem dobrego gospodarowania i poszanowania własności państwowej jak własnej.Jak przyjechałem do Piławy w 1965r.to było miasto brudne,domy z odpadającymi tynkami i specjalnie nikogo to nie drażniło.Ludzie żyli z dnia na dzień.Dopiero teraz za rządów obecnej Pani Burmistrz miasto przeżywa lepsze czasy o czym pisałeś w swoim blogu w ub.roku.Tak jak podajesz wiele możemy zmienić dzięki pozyskaniu środków z UNII EUROPEJSKIEJ.Nie mamy nic do stracenia a wiele można uzyskać
OdpowiedzUsuńPS.Dzięki dobrym rządom Platformy z Krakowa do Piławy G.jechałem trzy godziny/to za sprawą wybudowania autostrady A 4. a jeszcze kilkanaście lat temu ledwo zmieściłem się w 7 godzinach/prawda,że samochód też nie miałem pierwszej jakości- wysokiej klasy/.A wracając do Głuszycy to rzeczywiście powinna postawić na rozwój turystyki przede wszystkim w oparciu o Osówkę i Sierpnicę.Pozdrawiam