wspomnienie dawnych lat |
Na portalu internetowym zamku Książ w Wałbrzychu
czytam najświeższą ofertę, jaką Książ od lat ma do zaproponowania zwiedzającym:
Zakochaj się w książańskiej wiośnie!
XXVII Festiwal Kwiatów i Sztuki nadchodzi i będzie trwał w dniach 30.04-03.05.
W tym roku na naszych gości czekają tony kwiatów oraz cała masa atrakcji i
występów artystycznych. Bawcie się z nami w nadchodzący weekend majowy! Nie warto siedzieć w domu, gdy w Książu tyle
się dzieje!
Osobom wybierającym się
do Książa na Festiwal Kwiatów i Sztuki proponuję przy okazji spojrzenie na to
miejsce oczami odkrytej niedawno dla ogółu, historycznej postaci, księżnej
Daisy, która stała się najlepszym, symbolicznym mecenasem i patronem niepospolitej
atrakcji turystycznej Wałbrzycha.
To niewątpliwie
interesujące, jak widziała swój nowy dom na Śląsku młoda Angielka, świeżo
poślubiona przez niemieckiego arystokratę, Jana Henryka XV z możnego rodu
Hochbergów? Jakie wrażenie wywarło na niej monumentalne zamczysko
„Fűrstenstein”, zawieszone jak dziupla na wysokiej skale nad urwiskiem, w
otoczeniu lasów i gór?
W swej książce-pamiętniku „Lepiej przemilczeć” pisze o tym księżna
Daisy, zwana od swej niepospolitej urody Stokrotką, z wyraźną szczerością i godnym podziwu
talentem. Zdecydowałem się więc przytoczyć najciekawsze fragmenty z tej
książki, mając pełną świadomość, że niewielu Czytelników mojego blogu zdołało
do niej dotrzeć. Jestem pewien, że tym sposobem mogę jednakowoż zachęcić do jej przeczytania w całości,
a myślę że warto.
Na początek Daisy zwraca na to
uwagę, że Anglikowi lub Amerykaninowi trudno byłoby wyobrazić sobie życie jakie
Hochbergowie wiedli w „starożytnym” Książu. Zamek należał do rodziny od ponad
czterystu lat. Zbudowany na początku XIII wieku przez księcia śląskiego Bolka
I, przebudowany w XV, a następnie w XVII wieku w stylu renesansowym, był
rozległą budowlą, przekraczającą potrzeby jednej rodziny.
„Nie lubię olbrzymich
rezydencji – pisze księżna Daisy. Zawsze żywiłam pogardę wobec ograniczonych
ludzi, przekonanych, że świat ich zignoruje, jeśli nie będą posiadaczami
wielkich domów z całą świtą, etykietą i bezsensownym przepychem. Pod tym
względem ja i mój mąż nigdy nie mogliśmy się zgodzić... Według mnie, to że
dusza człowieka może być przytłoczona masą zwykłych kamieni, mebli, obrazów i
innych bogactw jest rzeczą obrzydliwą i przygnębiającą. Jeśli przekroczona
zostanie pewna granica i skromny stopień świetności, to dom przestaje być domem
i staje się muzeum”.
Ale mimo wszystko księżna Daisy
pokochała to miejsce od razu, bo jak pisze „Śląsk jest śliczną i romantyczną
prowincją Niemiec, a piękno jego gór przebijają jedynie Bawarskie Alpy. Masywna
grań, na której stoi zamek, zwisa nad głębokim wąwozem. Budynek prawie
nieosiągalny z trzech stron, dostępny jest przez most przerzucony nad tą
przepaścią”.
Wprawdzie Daisy przyznaje się do
tego, że nigdy nie policzyła, ile w nim jest pokoi, ale chyba około sześćset,
wie jednakowoż, że z okien każdego z nich rozpościerają się widoki zapierające
dech :
„Dziki, przestronny krajobraz
tej części Śląska jest nie do opisania przepiękny. Może gdy czytelnicy moich
pamiętników trafią w nich na jego opisy, docenią go i pokochają na równi ze
mną. Wiosną, która przychodzi do wschodniej Europy później, niż gdzie
indziej, eksplozja owocowych i innych kwitnących drzew jest oszałamiająco
urocza; piękno lata leży w jego przemożnym bogactwie; jesienią lasy śpiewające
nutami tysiąca kolorów przenoszą nas do niebios, a zima z kryształowymi
drzewami wyskakującymi ze śniegowych pustyni, jest jedną niekończącą się krainą
baśni”.
Oprócz podróżowania po świecie jej
pasją stały się ogrody. Kreowała je wszędzie, gdzie się znalazła na dłużej. W
Książu miała ich kilka, w każdym kwitły kwiaty tylko jednego koloru. Oczywiście
Daisy była ich spiritus movens. Wszystkie sama zaprojektowała i czuwała jak
dobry duch nad ich ukształtowaniem. Pod wpływem mody na Daleki Wschód nazwała
je „Ogrodem Kamy”. Rozległy park otaczający zabudowania zamkowe w miejsce
dotychczasowej nazwy „Schwarzengarben”, czyli „czarna mogiła” otrzymał nazwę
„Ma Fantaisie”:
„Ma Fantaisie” - jak pisze
Daisy – zaprojektowana całkowicie przeze mnie i w pełni wyrażająca mojego
ducha, była chyba jedną rzeczą w Książu, która należała wyłącznie do mnie.
Spędziłam w niej wiele szczęśliwych chwil z dziećmi, rodzicami i wybranymi
przyjaciółmi”.
W wydzielonej części parku
zbudowała Daisy dla siebie uroczy domek, jak mówią Niemcy „wiejską chatę”.
Umeblowała ją starymi dębowymi sprzętami, prostą ceramiką i ulubionymi drobiazgami
przywiezionymi z różnych stron świata. To miejsce traktowała Daisy nieomal jak
drugi dom. Był dla niej namiastką rodzinnego dworku w Newlands, za którym
tęskniła niezmiennie mimo upływu lat.
Pełne ciężkich mebli, złoconych sufitów i dekoracji, kryształowych
żyrandoli, luster, rzeźb, salony Książa, czy bliźniaczego pałacu w Pszczynie,
przytłaczały ją swoim przepychem i obcością. W miarę upływu lat żelazny
rytuał dworskiego życia na zamku, ścisłe
trzymanie się konwenansu, wspólne
posiłki, obowiązkowe dotrzymywanie towarzystwa gościom, od których nie zamykały
się pałacowe bramy przez cały boży rok, a poza tym wiele innych niedogodności,
to wszystko złożyło się na coraz to silniejszą potrzebę ucieczki z pałacowych
salonów na łono natury.
O swoim sekretnym ogrodzie w
Książu pisze Daisy z niezwykłą skrupulatnością i pietyzmem jak by to był najcenniejszy skarb:
„Po jego obu stronach i na
końcu znajdowały się podwójne zielone rabatki, przedzielone pasami krótko
przystrzyżonego trawnika, na których pośrodku stały stare zegary słoneczne.
Gdzieniegdzie spoza przyciętego żywopłotu z cisów, wyskakiwały rzeźby. Na
tyłach najdalszej rabatki posadziłam wszelkiego rodzaju bzy, azalie, złotokapy,
wonne jaśminowce, japońskie pigowce, białe i różowe głogi oraz kwitnące drzewa
i krzewy...
Z każdego rogu ogrodu
wychodziła żwirowa ścieżka zwieńczona kwiecistymi łukami z róż, klematisów i
dzikiego wina.
Na końcu ogrodu znajdowała się
zielona skarpa, przekształcona później w rosarium, przez całą szerokość której
biegły stopnie, albo raczej wąskie tarasy z różami na szczytach i bluszczem na
przednich ścianach...
Lubię swój ogród, ponieważ
przypomina mi dzieciństwo, a poza tym wiem doskonale, gdzie rośnie w nim każdy
kwiatek”.
To oczywiście drobniutki wycinek
zachwytów Daisy nad urządzonymi przez
siebie ogrodowymi tarasami. W jej książce roi się od artystycznych opisów
otaczającej zamek Książ przyrody i górskich krajobrazów, zmieniających się jak
w kalejdoskopie w zależności od pory roku:
„Stojąc na skale Riesengrab (
czyli Garb Olbrzyma, popularny wśród odwiedzających Książ punkt widokowy),
patrząc w dół na dolinę z głębokim wąwozem rzeki, zamkiem z jego migotającymi
światłami, mając nad sobą ciemnopurpurowe niebo z księżycem, połyskujący śnieg
pod nogami i błyszczące gałęzie nad głową i przy twarzy, czułam się jak
Księżniczka z Bajki. Tak zresztą nazywali mnie czasem inni ludzie. Uśmiechałam
się wtedy, bo choć byłam młoda, wiedziałam już, że świat przemawia do nas swoim
pięknem, ale czyni niewiele, by uratować nas przed samym sobą”.
Bardzo często barwne opisy
przyrody lub zdarzeń, relacje z podróży lub z wizyt u wysoko postawionych osób
okrasza Daisy różnego rodzaju subiektywnymi refleksjami natury filozoficzno-
obyczajowej. Pozwala nam to znacznie lepiej ją poznać i docenić. To jest
właśnie specyfika książki-pamiętnika, w której autor jest zarazem jej głównym
bohaterem.
Oto na koniec klasyczny przykład
takiej refleksji, świadczący o głębokiej nostalgii, która towarzyszyła jej
w życiu, a wydawałoby się, że jako osoba
mająca wszystko co dusza zapragnie, powinna być bez reszty szczęśliwą:
„Życie w Niemczech przyniosło
mi wiele radosnych i szczęśliwych przeżyć. Odniosłam tam wielki sukces
towarzyski i być może, zrobiłam trochę dobrej roboty politycznej i społecznej. Urodziłam
trzech synów. Spędziłam miłe i pogodne chwile z przyjaciółmi i rodziną.
Jednakże, nie udało mi się nigdy uciszyć głębokiego bólu emigracji, jaki
towarzyszy nieomal wszystkim Anglikom, którym przyszło żyć w obcym kraju. Ma on
swoją przyczynę w niezaspokojonej tęsknocie za irlandzkimi moczarami,
walijskimi górami i ciężarną ciszą angielskich ogrodów”.
Ten emigracyjny ból nie jest obcy
innym narodowościom, znamy go i my Polacy jeśli nie z autopsji, to z
literatury, tęsknimy na obczyźnie za tym miejscem, „gdzie bursztynowy świerzop,
gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała”.
Daisy von Pless w dalszych
kolejach swego życia, o których nie wspomina w
pamiętnikach, bo kończą się one wcześniej, miała okazję doświadczyć na
własnej skórze wielu innych bolesnych przeżyć. Nękana nieuleczalną chorobą,
opuszczona przez męża, rodzinę, bliskich i znajomych, pozbawiona środków do
dostatniego życia, zdruzgotana tragiczną śmiercią najmłodszego syna, wysiedlona z zamku, umiera w samotności w
1943 roku w Wałbrzychu. Nie udało się jej powrócić do rodzinnych pieleszy w
dalekiej Walii. Umarła w swojej drugiej ojczyźnie, na Dolnym Śląsku, który
jednak jak to widzimy w jej książkach był bliski jej sercu.
Dziękuje za przypomnienie! W ten długi weekend nie będziemy się nudzić.jest w czym wybierać!
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś udawał się w rejon Kotliny Kł.to wszystkie miasta przygotowały bogate programy.
Same fajne atrakcje!
W 08.1946 r Książ opuścili Rosjanie,którzy rezydowali w zamku od 05.45 r.Przed opuszczeniem
zamku zdążyli zrabować wiele cennych przedmiotów,których nie zdążyli wywieźć uciekający
Niemcy.Pobyt Rosjan w zamku to nie tylko grabież i wnikliwe badanie wydrążonych tuneli.
To również bezmyślne akty wandalizmu.Na szczęście zamek nie podzielił losu pobliskiego Starego Książa,który został podpalony.
Po odejściu Rosjan,niezabezpieczony zamek stał się mekką szabrowników,którzy traktowali go jak darmową składnicę mebli i mat.budow.W końcu jesienią 1948 r.zamkiem,który był położony
w granicach admin.Solic-Zdroju(Szczawno Zdrój) zainteresowali się pracownicy Państw.Przedsięb.
Poszukiwań Terenowych we Wrocławiu.Głównym celem PPPT było poszukiwanie na Ziemiach
Odzyskanych cennych maszyn i surowców,które można było wykorzystać do odbudowy zrujnowanej przez wojnę Polski.
Jako pierwsze do protokołu inspektora wpisano betoniarki,windę mech.z silnikiem Deutz o mocy
15 KM,silniki elektr.Simens o mocy 30 KM,a także zawory i bezcenne wówczas świdry na sprężone powietrze.Ukryte sprzęty wskazali inspektorom,Jan Szczotka i Edward Wawrzyczek,
którzy pełnili w zamku funkcje dozorców.Inspektorzy PPPT działali błyskawicznie i już 30.11.48 r
wywieźli w wielkiej tajemnicy swój najcenniejszy łup-maszynę elektr.Siemens oraz windę.
Urządzenie trafiło do magazynu we Wrocławiu.Po fakcie o akcji dowiedział się ówczesny starosta
wałbrzyski.Nie krył swojego oburzenia i domagał się zwrotu urządzenia,które jego zdaniem powinno zostać w zamku Książ.Urzędnicy PPPT odpowiedzieli na piśmie,że wszystko odbyło się
"zgodnie z prawem"oraz ich uprawnieniami.Wyjaśnienia nie przekonały starosty wałb.
który skierował sprawę do Urz.Woj.we Wrocławiu.Sprawa została przekazana do rozpatrzenia
przez ministra przemysłu i handlu.
Dyrektor PPPT zarzucił staroście wałb.niegospodarność i nie czekając na rozstrzygnięcie sprawy działali dalej.W 04.48 r.pojawili się ponownie w Książu.Tym razem łupem padło to,czego z zamku
nie wywiozła nazistowska organizacja Todt,która prowadziła przebudowę.Z Książa wywieziono 136 mb.szyn kolejki wąskotor.wraz z wózkami do transportu mater.bud.Ponadto inspekt.PPPT wywieźli wówczas ok.6 t.prętów zbroj.rury wodociągowe i kanalizacyjne,kaloryfery,ok.2,5 tys.kafli
i inne mater.bud.Najbardziej cenne urządzenia szybko znalazły nabywców.We 09.49 r za kwotę
80 tys.zł sprzedano zrabowaną windę.Kupiła ją Jednostka Woj.nr.3172 we Wrocławiu.
W marcu 1950 r.PPPT zostało postawione w stan likwidacji.O ile nie sprawiło mu problemów
upłynnienie urządz.wywiezionych z Książa,to już znalezienie nabywców na mater.bud.nie okazało się tak proste.W efekcie doszło do absurdalnej sytuacji.W 10.51 r.spora część pochodzących
z Książa mater.bud.została przewieziona z Wrocławia do Przedsieb.Remont.-Budowl.
w Szczawnie-Zdr.które podlegało wałbrz.starostwu.
Pierwszy znany obecnie raport władz polskich,który sporządzono po opuszczeniu zamku przez Rosjan,pochodzi z 08.1946 r.Został sporządzony przez Stefana Styczyńskiego,przedstawiciela
ministr.Kultury i Sztuki.Opisał on,że znalazł w obiekcie resztki muzykaliów i wyrobów artystycznych.Ponadto z dokumentu S.Stycztńskiego dowiadujemy się,że w piwnicach zamku,
gdzie obecnie ulokowany jest dział techn.były archiwa rodzinne Hochbergów.
Ich ilość według szacunków przedstawiciela ministr.mogła zmieścić się w sześciu samochodach
ciężarowych./na pdst.art.Artura Szałkowskiego w"Panorama kłodzka"/
Pozdrawiam.
To bardzo interesujące , co się działo z pałacem w pierwszych latach PRL-u. Aż trudno uwierzyć w to dziś, kiedy pałac odzyskał swój blask. Ale mamy święta majowe. Najmilszych przeżyć i udanej eskapady na Wielką Sowę, chyba pogoda okaże sie łaskawsza niz to zapowiadaja "pogodynki".
OdpowiedzUsuńProszę napisać jak było na Sowiej. Pozdrawiam !
Po powrocie do Piławy,po tygodniowym pobycie w pięknym Grabowie szczególnie o tej porze roku ponownie przystępuję do czytania Twojego bloga.Ten ostatni bardzo mi się spodobał.Nie znam tak jak Ty pięknej historii księżnej Daisy von Pless ale już trochę mam więcej wiedzy na jej temat dzięki Twoim opracowaniom.Nie wiedziałem,że księżna zakończyła swój żywot w okolicznościach takich jak piszesz.Proszę o jakieś ciekawe informacje z jej życia w kolejnych opracowaniach.Bo Ciebie czyta się b.dobrze bo piszesz piękną polszczyzną.Pozdrawiam Twój wierny czytelnik i komentator Bronek
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za ciepłe słowa o moim pisaniu. Jak znajdziesz odrobine czasu zajrzyj do mojej książki "Wałbrzyskie powaby". Tam na str. 191 pod haslem "Renesans księżnej Daisy" znajdziesz, jak sądzę, równie interesujacy tekst o niej tekst. Myślę, że może to stać się powodem, że spróbujesz odwiedzić teraz zamek Książ. Znajdują się w nim wprost rewelacyjne obrazy i pamiątki z tamtych czasów, tak samo w mauzoleum Hochbergów. W ogóle dla mnie Książ w tej chwili jest znacznie ciekawszy niż Wawel, zwłaszcza że są w nim tajemnicze podziemia, ale to może patriotyzm lokalny. Sredecznie Cię pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńTak jak zaplanowałem,dokładnie o 13.00 stawiłem się z towarzyszącymi mi trzema turystkami
OdpowiedzUsuńpod wieżą na Wielkiej Sowie.Pogoda nie odstraszyła miłośników wędrówek górskich i na szlakach
spotykaliśmy duże grupy turystów:pieszych,rowerzystów,wierzchem,odważniejsi samochodami terenowymi.Pod wieżą-tak jak w ub.roku,zgromadziło się kilkaset osób z całego regionu.
Otwarcia Sezonu Turystycznego 2015 dokonała Burmistrz Pieszyc.Huknęły petardy i przy muzyce
grającego zespołu można było zjeść grochówkę.Kto odważniejszy mógł zjechać z wieży na linie.
Z powodu braku miejsca,ognisko rozpaliliśmy w pobliżu nieistniejącego już schronu turystycznego.
Długo nie zagrzaliśmy tam miejsca bo z północy zaczęły nadciągać ciężkie chmury.
Jeszcze tylko zajrzeliśmy na skałkę Strzyżną i ruszyliśmy ku Przeł.Walimskiej.Po drodze dopadł
nas deszcz z gradem,mieliśmy nieprzemakalne peleryny.Deszcz padał ok.pół godziny,gdy ustał,
dotarliśmy przy śpiewie ptaków na przełęcz i udaliśmy się szosą w kierunku Walimia.
Schodząc słynnymi serpentynami zwiedziliśmy Silberloch,Venturekoppe,kamieniołomy,liczne skałki i miejsca po byłych restauracjach(baude).Z Walimskich Patelni roztaczały się-pomimo mgły,wspaniałe widoki na otaczające nas góry.W Walimiu zwiedziliśmy cmentarz na którym spoczywają zmarli więźniowie Riese.Drogą po zachodnim zboczu Małej Sowy i przez Sokolec wróciliśmy do punktu wyjścia.Na zwiedzenie kompleksu"Rzeczka" i kilku starych kopalni,
nie starczyło czasu.Także cały czas"wisiał deszcz w powietrzu".A jutro,jeżeli pogoda dopisze:
Kalenica,Trzy Buki-może Ścieżka Sentymentalna w Kamionkach.
"Obrazy dla róża kłodzka"
Pozdrawiam!
Bardzo, bardzo dziękuję za tą interesującą relację. Tak mi się zdaje, że to jest sposób na najciekawsze i najpożyteczniejsze spędzenie majowych świąt. Jestem pewien, że Henryku zachęciłes innych do turystycznych wycieczek w nasze góry, Świat jest piekny w maju !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
"www.youtube.com/watch?v=ypzmZdCp_cs"
OdpowiedzUsuń:))
Wczorajszy deszcz z gradem w G.Sowich zaskoczył wielu turystów,żal było mi małych dzieci,niektóre rodzice nieśli w specjalnych nosidłach na plecach.
Schutzhutte-schron,schronisko służył/służy do ochrony przed złą pogodą.
Pierwsze takie schrony służyły dla ochrony przed burzami dla ludzi pracujących w lesie i wędrujących podróżnych,którzy znajdowali się z dala od terenów zamieszkałych.
Na przykład:pasterze,pracownicy leśni,górnicy,turyści,myśliwi,narciarze,badacze gór,wojsko
i ratownicy górscy.
Takie schrony istniały już od czasów rzymskich(drogi rzymskie),służyły jako schrony dla kupców,
pielgrzymów.
W Alpach jest takich schronów 1300.W G.Sowich było kilkadziesiąt.Trafiłem na ślady tych które stały na fundamencie z kamienia ułożonego"na sucho".
Taki schron posiadał jedno pomieszczenie wyposażone w piec,stół.ławy,prycze i naczynia kuchenne.Na Kalenicy trafiłem na ślad czterech schronów-były wyposażone w piece.
Taki schron stał także w pobliżu Silberloch.W tym miejscu przebiegał ważny szlak turystyczny
w kierunku Przeł.Walimskiej i dalej(gdy nie wybudowano"drogi głodu").
W G.Sowich mamy obecnie sporo wiat-będą następne.Są nieustannie niszczone.Takie schrony to
raczej długo by w naszych górach nie przetrwały.Daleko nam jeszcze do Szwajcarii.
"Kosztuj słowa i leć z nami tam
Kaj leci wolny-Wolny Wiatr
Spijej dźwinki,niech cie porwiom kaś
Daleko,daleko tam!"
"www.youtube.com/watch?v=Bti7MrCAJAU"
No to lecim:)
Pozdrawiam!