Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

środa, 15 kwietnia 2015

Kraj lat dziecięcych jak pierwsze kochanie



tu jest mój dom


 
„Szczęśliwym ten, co jak Ulisses z pięknej podróży,
Lub ten, kto złote runo zdobył,
Powraca w doświadczenie i mądrość bogatszy
Żyć wśród bliskich do końca dni swoich !

Kiedyż jednak ja powrócę do mojej wioseczki,
By dym z komina ujrzeć, i kiedy
Zobaczę znów ubogą zagrodę,
Co dla mnie więcej od pałaców znaczy?

Bardziej mnie cieszy chałupa rosochata
Niż dumne fasady rzymskich patrycjuszy,
Bardziej niż marmury cieszy mnie podłoga z desek heblowanych.

Wolę moją galijską Loarę od łacińskiego Tybru,
Wolę moją małą Lirę, od wzgórz Palatynu,
A od morskiej bryzy wolę andegaweńską łagodność”.

Długo byśmy musieli się głowić nad tym, kto jest autorem tego pięknego wiersza i dlaczego  ni stąd, ni zowąd postanowiłem go tu przytoczyć. Otóż nie będę trzymał Państwa dłużej w  napięciu. To wiersz francuskiego poety Joachima du Bellay, a przytaczam go z książki wybitnego angielskiego historyka, Normana Davisa.

Powiedziałem angielskiego historyka i głos mi zadrżał. Jakiego angielskiego skoro większość jego dzieł pisanych w języku polskim jest związana z dziejami Polski.
Mało jest  takich historyków, którzy pisząc dzieła naukowe potrafią zadbać o ich wartość literacką, czyniąc poznawanie historii ucztą duchową. Norman Davis w tej sztuce, to prawdziwa gwiazda na firmamencie.

Dziś chcę pomedytować na temat związków uczuciowych każdego z nas z „krajem lat dziecięcych”. Pamięć o miejscu swoich urodzin, lat dzieciństwa i młodości, to niezmiernie dziwne i wzruszające uczucie. Jest ono udziałem nas wszystkich, niezależnie od tego jak jesteśmy twardzi na  liryczne wspomnienia i sentymentalizm.

Przypominam sobie moje wzruszenie, gdy po dziesięciu latach na Ziemiach Odzyskanych, znalazłem się w Starym Sączu, miejscu urodzenia i najwcześniejszego dzieciństwa. Wprawdzie opuściłem je mając sześć lat, ale w pamięci zachowało się wiele szczegółów i jakaś dziwna, niezrozumiała tęsknota do miasteczka, gdzie ujrzałem światło dzienne, a zarazem coś w rodzaju kultu domu, ulicy, rynku, kościoła farnego w pobliżu którego znajdowało się skromniutkie nasze mieszkanko. Ojciec poszedł na wojnę we wrześniu 1939 roku i wrócił po sześciu latach niewoli niemieckiej. Byliśmy ze starszym o 3 lata bratem pod opieką matki, która stawała na głowie by nam zapewnić byt w ciężkich latach okupacji. Pamiętam, jak pod koniec wojny znalazłem się na przyjęciu dla dzieci z całego miasta, które zorganizowało niemieckie gestapo na dziedzińcu dawnego gimnazjum, w którym znajdowała się ich siedziba. Miałem wtedy pięć lat. Pierwszy raz w życiu piłem kakao i jadłem smakowitą drożdżówkę. Dziś wiem, że propagandowa impreza z okazji jakiegoś święta, miała na celu pokazać światu, z jaką dobrodusznością odnosili się Niemcy do ludności w okupowanej Polsce. Takich drobnych zdarzeń zachowałem w pamięci jeszcze kilka. Pamiętam też „sołdatów” w kufajkach i walonkach, którzy zamieszkali w naszej kamienicy po wyzwoleniu miasta, popijali gorzałę, grali na harmoszce, zawodzili rosyjskie pieśni i częstowali nas tuszonką i rybkami z konserwy. Tego rodzaju smakołyków się nie zapomina.

W mieście mojego dzieciństwa znalazłem się potem jako piętnastoletni chłopiec i byłem w nim cały rok, bo zostałem tam właśnie przyjęty do pierwszej klasy liceum pedagogicznego. Mieszkałem w internacie, stołówkę mieliśmy w klasztorze klarysek, a dobre kucharki dokarmiały nas resztkami z obiadów, kiedy nosiliśmy wodę z odległej studni z żurawiem.

Byłoby co powspominać, bo cały rok w rodzinnym mieście dostarczył mnóstwo doznań. Dziś nad miastem mojego dzieciństwa unosi się fala sentymentu,  czułości, wzruszenia, a także żalu, że rodzice zaraz po wojnie zdecydowali się wyruszyć na Zachód, gdzie „płoty są kiełbasami grodzone”, jak głosiła nasza powojenna propaganda. Skutkiem tego znalazłem się na ziemiach zachodnich. Teraz tu jest mój dom, moja mała ojczyzna.

Ale miejsce mojego urodzenia pozostanie na zawsze zjawiskiem kultowym, tak samo, jak u Marka Juszczaka, kultową jest Głuszyca, miasto jego dzieciństwa i młodości, o czym pisze w swoich wierszach:

Nie wiedziałem, że można o niej
pisać wiersze i rymy układać,
nie wiedziałem, że można tęsknić,
że nie można pamięci zakazać.

Nie wiedziałem, że można widzieć
takie piękno w niej, taki spokój,
nie wiedziałem, że można się dziwić
małej łzie, co błyszczy w oku.

Nie wiedziałem jak można zachwycać
się górami, chmurami i deszczem,
przecież to tylko Głuszyca,
ale już wiem, gdy odszedłem…


                   

Tu zostawiłem swoje serce
między górami a dolina,
łapałem wiatr jak czyjeś serce
- może to Twoje były dziewczyno?

Puszczałem łódki do rwącej wody,
by z marzeniami płynęły w dal,
Bystrzyco – rzeko ciągłej przygody,
czy je zaniosłaś tam gdziem chciał ?

Nocą gdy księżyc oświetla rowy,
a w rowach świerszcze cykają dysząc
na góry spływa cień Wielkiej Sowy
jak sen nad uśpioną Głuszycą.

Na stawach raki i gwiazdy w wodzie,
strumień, wodospad i słodka cisza,
lubiłem tam przychodzić co dzień,
czasem płakałem, gdy nikt nie słyszał.

Szumiące świerki, dzwony kościoła,
od tego świata nie chcę więcej.                                                                                                                                                                                               
Znad  gór tęsknota do mnie woła:
tu zostawiłeś swoje serce.      

Myślę, że czytając wiersze górnika z Knurowa, naszego Rodaka, Marka Juszczaka, każdy z Państwa pomyślał sobie o swoim gnieździe rodzinnym z równym jak ja sentymentem i nostalgią, bo taka jest nasza natura, że tęsknimy za światem dzieciństwa i młodości, światem  ułudy i fantazji.

Proszę więc, nie dziwcie się, że i ja pokusiłem się na ten temat napisać wiersz, parafrazę wzruszającej piosenki „Zamiast”, sławnej wokalistki z Nowej Rudy, Edyty Geppert.

Zatytułowałem go „Modlitwa song”:

Pamiętam mój rodzinny dom,
gdzieś porzucony w wielkim świecie,
w małym miasteczku Stary Sącz,
chociaż minęło już półwiecze.
Do tego miejsca wracam wciąż
w wspomnieniach snutych nocą skrycie,
choć tamten dom daleko stąd,
lecz wciąż mi bliski jest nad życie.

Dziś mam w Sudetach własny świat,
radości, smutków nikt nie zliczy,
mam tu swój dom od wielu lat
u stóp Włodarza  nad Bystrzycą

I choć spokojnie płynie czas
w nocnych majakach chęć się kładzie,
by choć ten raz, ostatni raz
zamoczyć nogi tam w Popradzie.
By tak jak kiedyś pieszo iść
wraz z dunajcowym prądem wody
w gąszczu jabłoni łąckich śnić,
że jestem wciąż studentem młodym.

Słowa modlitwy zatem ślę,
nim w sen kamienny się położę,
daj mi nadzieje chociaż tę,
że to się spełni  -  Dobry Boże!

Choć dręczy mnie niewiary splin,
taką potrzebę w sercu widzę,.
bym mógł jak marnotrawny syn
pokłonić się Klarysce Kindze.
To w jej ramionach  Bolko król
skruszał choć twardy był jak orzech,
więc daj mi szansę Boże mój
przed Jej ołtarzem się ukorzyć.

Słowa modlitwy zatem ślę
nim w sen kamienny się położę,
nie gaś nadziei, póki śnię,
że to się jeszcze spełnić może…

Nie chcę się skarżyć na swój los,
choć wiem jak będzie jutro rano…
Tyle powiedzieć chciałem wprost, 
tyle zanucić  -   na dobranoc. !

Wiersz ten umieściłem w posłowiu drugiej części moich „Głuszyckich kontemplacji” z lapidarnym komentarzem: „A teraz wspomnijcie swój rodzinny dom. Może spróbujecie coś o nim napisać!”

4 komentarze:

  1. Staszku!Czytając dzisiaj Twój blog trochę się wzruszyłem.Już sam tytuł daje wiele wspaniałych przeżyć.A jak czyta się dalej to coś wspaniałego.Tylko Ty umiesz tak pięknie pisać o miejscu z którego pochodzisz.Chociaż czasem również mnie zdarza się,że sentyment bierze górę i wspominam te piękne chwile /złych nie pamiętam/ z lat dziecinnych i młodzieńczych z mojego Grabowa i Ostrzeszowa.A wracając do Ciebie wiersz"Modlitwa song" to piękna poezja.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Bronku za miłe słowa, dają mi otuchę i są zachetą, by od czasu do czasu wolny czas wypełnić pisaniem. Serdecznie dziękuję i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Z dzieciństwa najmocniej utkwiła mi w"pamięci"woń ciasta,które wypiekała mama i wylizywanie resztek,a że chętnych było nas trzech,to nie trzeba było myć naczyń:)

    Piękne zdjęcia Starego Sącza-także w podczerwieni-kliknąć na Sądecczyzna:"www.irart.pl"
    A tutaj stare zdjęcia Starego Sącza-może coś się przypomni;
    "www.skyscarpercity.com/showthread.php?t=904122"

    "Obrazy dla stary sącz"

    W odtworzeniu pamięci głębokiej najlepiej pomagają fotografie.Ale jak pisał Poeta:
    "Trzeba z żywymi iść naprzód i po życie sięgać nowe..."
    "I niech tak będzie"-śpiewają Beatles:"www.youtube.com/watch?v=bKTyd0qy10o"

    Piosenka wesołego staruszka

    Od samego urodzenia
    Takie chowałem zwyczaje;
    Inni miewają zachcenia,
    Ja przyjmuję co Bóg daje.

    Kiedym umiał sylabizować
    Siadłem,gdzie kazała matka,
    A jak przyszło recytować,
    Wszystko szło mi jakby z płatka.

    Kiedy mię do szkół oddano,
    Nie bawiłem się fajkami;
    Ale czy w wieczór,czy rano,
    Pracowałem nad książkami.

    Długo żyłem bez przystanku,
    W pracy,nieraz i w kłopocie
    Lecz Bogu dzięki bez szwanku;
    Anim też uchylił cnocie.

    Zdrowie nie nadwyrężone,
    Choć przed siedmiu krzyżykami;
    Kocham zawsze wierną żonę,
    I bawię się z wnukami.

    I wtem czuję szczęście znaczne,
    Że przy różnej losu zmianie,
    O czym pomyślę,co zacznę,
    Żona na wszystko przystanie.
    Bodaj to tak wszyscy mogli powiedzieć./Stary Pytel/

    Słowianie to Sława!
    "Są tacy ludzie Sauromatac okrutni,co sie ani Boga,ani Rzymskiej mocy nie boią:
    a są tak śmiałego serca,że po ledzie przez Dunay z wielkim ufcy ieżdżą:y tak grubego życia:
    że krew końską z mlekiem pospołu zmieszaną piją,i wiele innych rzeczy o nich pisze.
    Skąd sie znaczy,że nad ten narod,a Scyty,nie miał świat nigdy waleczniejszych ludzi."
    "Przetosz tedy chocia Rzymianie wszystek świat posiedli,samych Sarmatów a Scytów nigdy
    posieść nie mogli:a nawet moc y sława Rzymska przez te tu ludzie Sarmackie,zwłaszcza Wandality y Gotty,upadła: Tak iż których nie przełomili,ani Kartagińczykowie,ani Persowie,
    ani Galli abo Francy,przez one zgineli,y swey siły pozbyli."

    KRONIKA POLSKA
    MARCINA BIELSKIEGO-tutaj:
    "archive.org/stream/kronikapolskama01bielgoog#page/n5/mode/2up"
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Henryku, że przytoczyłeś Marcina Bielskiego, jestem dumny jak paw, bo czuję się potomkiem walecznych Sarmatów, skreślam z pamięci to, co o Sarmatach pisali inni, a co dziś możemy zaobserwować na polskiej scenie politycznej .Trzeba być bardzo wesołym staruszkiem, by to znosić z humorem.Dlatego miast czytać i oglądać to, co serwują nam media, oglądam obrazki ze Starego Sącza z łezką w oku. Dziękuję !

    OdpowiedzUsuń