takim pociągiem przyjechałem w roku 1961 do Głuszycy |
Przed nami październik,
a więc miesiąc, który nieodłącznie kojarzy mi się ze szkołą i
Dniem Nauczyciela. To skrzywienie zawodowe, ale trudno się dziwić
skoro w szkole spędziłem drugie tyle życia, co w domu. Najpierw
jako uczeń, potem nauczyciel. Dopiero teraz na stare lata
przyzwyczajam się żyć bez szkoły. Ale wracam do niej bez przerwy
wspomnieniami. I właśnie na tej fali retrospekcji chcę napisać o
roli i znaczeniu szkoły w poznawaniu świata.
Przypominam sobie z lat
dziecięcych jak ogromne wrażenie wywarła na mnie szkolna wycieczka
do Krakowa. To były wczesne lata pięćdziesiąte w niewielkiej wsi
nad Jeziorem Otmuchowskim. Do Krakowa pojechaliśmy pociągiem. Tak
mi się zdaje, że była to moja pierwsza podróż wagonem osobowym.
Wcześniej podróżowałem tym środkiem lokomocji w wagonie
towarowym. To była podróż tuż po wojnie ze Starego Sącza na
Ziemie Odzyskane. Ojciec powrócił po sześciu latach z niewoli
niemieckiej lecz byliśmy bez środków do życia. U niemieckiego
bauera nauczył się pracy na roli. Teraz na ziemiach poniemieckich
pojawiła się szansa na pozyskanie gospodarstwa rolnego. I tak się
też stało. Ale z tamtej podróży na zachód niewiele pamiętam.
Miałem wtedy sześć lat. Wycieczka szkolna do Krakowa, to zupełnie coś
nowego. W pociągu udało mi się zająć miejsce przy oknie. Dzięki
temu mogłem non stop oglądać przemykające przed oczyma obrazki z
naszej polskiej krainy.
Potem był rynek
krakowski, Kościół Mariacki z hejnałem płynącym z wieży i
oczywiście Wawel. Duże wrażenie wywarła na mnie wijąca się
szeroką wstęgą pod Wawelem Wisła, zaś na Wawelu - Smocza Jama.
To wszystko wryło się w pamięć i tkwi do dziś, stanowiąc
podwalinę patriotyzmu. Kraków pokochałem na zawsze, bardziej niż
Warszawę, którą poznałem znacznie później już jako
początkujący nauczyciel, współorganizator szkolnej wycieczki dla
moich uczniów w boguszowskiej szkole podstawowej. I w Krakowie, i w
Warszawie miałem okazję bywać potem częściej, ale pierwsze
olśnienia okazują się najtrwalsze.
W liceum pedagogicznym
jeździliśmy na wakacyjne obozy wędrowne w góry. W ten sposób
poznałem i Karpaty, i Sudety, i Góry Świętokrzyskie. Potem jako
nauczyciel sam stałem się organizatorem lub współorganizatorem
wycieczek szkolnych, Na takich wycieczkach poznałem Wybrzeże.
Zobaczyć Bałtyk, zanurzyć w nim stopy, to było moje marzenie od
dziecka. Teraz udało się je spełnić na obozie w Międzyzdrojach,
a potem w Ustce i w Łebie. Bałtyckie trójmiasto – Gdańsk,
Gdynię i Sopot, miałem okazję zwiedzić nieco później na
wycieczkach autokarowych organizowanych dla nauczycieli i pracowników
szkolnych z Jedliny-Zdroju. Co roku wyjeżdżaliśmy gdzie indziej, a
więc i w Bieszczady, i w Beskidy, do Bielska-Białej, i do Gniezna,
Poznania, Kruszwicy. Podróżowaliśmy też pociągiem do NRD,
podtrzymując przez wiele lat koleżeńskie kontakty ze szkołą i
domem dziecka w jednym z miasteczek nad Łabą.
Było tego tak dużo, że
dziś po latach trudno byłoby to zliczyć i usystematyzować.
Wniosek nasuwa się jeden. To był niezwykle ważny i w ówczesnych
realiach ekonomicznych i ustrojowych jedyny sposób bliższego
poznania kraju. Te wycieczki były też prawdziwą szkołą życia.
głuszyckie gimnazjum wyrusza na trasy rowerowe |
Mamy dziś inną Polskę.
Świat się zmienił skutkiem rozwoju techniki (telewizji, telefonii
, komputeryzacji i motoryzacji). Łatwiej jest wyjechać w Polskę, a
punktem zainteresowań stają się atrakcyjne miejsca w całej
Europie, a nawet dalej na świecie.
Nie zmieniło się jedno.
Wciąż ważną rolę w poznawaniu świata przez dzieci i młodzież
spełnia szkoła. Nadal niezwykle cenionymi są nauczyciele
wędrownicy, a więc tacy nauczyciele, którzy potrafią rozpalić
wśród uczniów płomień zainteresowania turystyką i wraz z nimi
ruszyć w świat. A jego poznawanie dobrze jest zacząć od własnego
podwórka. Najpierw warto spenetrować najbliższą okolicę, poznać walory
miejsca, gdzie znajduje się nasz rodzinny dom. A potem podążać
dalej.
Trudno znaleźć coś
równie drogocennego w pracy szkolnej. Wycieczki szkolne to
najlepszy, najbardziej skuteczny sposób zdobywania wiedzy i
kształtowania własnej osobowości. A takich nauczycieli, którzy to
robią winniśmy stawiać na świeczniku. Dla nich nie liczy się czas, nie domagają się pieniędzy za nadgodziny. Liczy się satysfakcja z radości i zadowolenia jaką odczuwają uczniowie. To są na ogół pedagodzy
z krwi i kości. Należą im się słowa wdzięczności i uznania.
Warto o tym pamiętać przy okazji zbliżającego się Dnia
Nauczyciela.
Do nauczycieli - turystów
kieruję w pierwszej kolejności z tej okazji laurkę świąteczną
wierszem:
niech Wam na wycieczkach
szkolnych
czas najmilej płynie,
bo w nich uczeń jak ptak
wolny,
a pamięć nie zginie,
w sercach dzieci ślad na
życie
pozostanie trwały,
ich przewodnik –
nauczyciel
to człowiek wspaniały,
dziś przy pedagogów
święcie
nućmy wszyscy pienia
i składajmy Wam w
podzięce
najlepsze życzenia !
pani burmistrz Głuszycy z panią dyrektor gimnazjum potrafią docenić zasługi nauczycieli - organizatorów wycieczek szkolnych |
Ten post spowodował.że odżyły wspomnienia.Duży wpływ na rozwój moich zamiłowań turystycznych wywarło harcerstwo,do którego należałem w szkole podstawowej.Należałem do drużyny im. Zawiszy Czarnego.
OdpowiedzUsuń"Jedną z ważnych miar cywilizacji i szczęścia narodu jest liczba gromad,które podczas lata przebiegają jego terytoria."(Bolesław Prus)
"www.youtube.com/watch?v=sGPK9bKcAYM"
Pozdrawiam!
Niestety, wydaje mi si,e, że tych gromad w PRL-u było znacznie więcej, a harcerstwo wspominam z rozrzewnieniem, zwłaszcza gdy zdobyłem sprawność "Trzy Pióra" i otrzymałem stopień ćwika.
OdpowiedzUsuńZ harcerskim pozdrowieniem dla WRC, Czuwaj !
To prawda, że dzięki temu wpisowi i ja zaczęłam wspominać szkolne wycieczki, ale też wakacyjne kolonie i obozy. Na swojej drodze spotkałam też wielu pedagogów :-) I szczęściem , że więcej było tych ' dobrych ' niż 'złych'. Dlatego przyłączam się do życzeń dla Nich.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Ale te wspaniałości kulinarne, o których można poczytać i które można pooglądać na blogu Ani W., to zapewne efekt samokształcenia, więc też składam życzenia z okazji Święta Edukacji. Przynajmniej nie musisz Aniu korzystać z cateringu. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń