Wałbrzych - Stary Zdrój |
Zgadzamy się chyba
wszyscy, że gór do zdobycia jest niezmierzona ilość,, a śpiewa o tym Sławomir Łosowski w słynnym przeboju
zespołu „Kombi”: „Słodkiego miłego życia, jest tyle gór
do zdobycia”.
Wychodzę z domu na
spacer. Akurat z czarnej powłoki deszczowych chmur wydarło się
słońce i rzuciło promienisty strumień światła na nasze jesienne
lasy. Zaiskrzyło się w oczach od tej żółtości i srebrzystości,
od czerwieni i brązu, od całej gamy kolorów, które mieszczą się
w potocznym, ale pięknym określeniu - złota polska jesień.
Na zboczach gór ciągną się całymi pasmami barwne skupiska drzew
liściastych, snując się wśród zielonych sosen i świerków jak
rozpalone żagwie ogniste. Ale na rozciągniętych wokół wzgórzach
są także odkryte polany leśne, obszary łąk i pól, upstrzone
kępami drzew i krzewów. Tam także pojawiają się płonące wieńce
barwnej mozaiki jesiennych liści. Te właśnie rozległe polany na
zboczach gór rozpalają moją wyobraźnię. Jak dobrze byłoby się
tam znaleźć, pooglądać swoje miasto z miejsc dotąd
nierozpoznanych.
Myślę sobie, tyle lat
tu mieszkam i co ja wiem o tym co nas otacza. To prawda, byłem na
kilku górskich wycieczkach, niektóre z gór poznałem dokładniej,
na inne zapuszczam się co roku na grzyby i jagody. Ale to wszystko,
to bardzo mało. Coraz częściej dostrzegam miejsca, których nie
dosięgła moja stopa. Próbuję sobie wyobrazić te widoki, które
otworzyłyby się przed oczami, gdybym tam się znalazł.
A przecież myślę w tej
chwili tylko i wyłącznie o najbliższym otoczeniu bezpośrednio
dotykającym obszaru miasteczka, w którym mieszkam. A nieco dalej
jest reszta Sudetów, przeogromnych i znanych mi tylko na wyrywki.
„Jest tyle gór do
zdobycia”. Tu w Sudetach, a dalej w Karpatach, a dalej... Nie będę
więcej wymieniał. Już same nasze polskie góry, to dla mnie
Himalaje. Ja zaś nie sięgam zbyt daleko. Patrzę na to jak zwykły,
przeciętny człowiek, który obok obowiązków zawodowych i domowych
czuje potrzebę poznania przynajmniej najbliższej okolicy.
Wiem, że nie będę w
stanie być wszędzie tam, gdzie wzrok sięga i bardzo tego żałuję.
Zmarnowałem młode lata na inne rozrywki. Nie czułem wówczas
takiej potrzeby jak obecnie.
Staram się rekompensować
to co straciłem wycieczkami do najbliższych miejsc widokowych.
Przynajmniej w ten sposób mogę oczy nacieszyć, wyznaczając sobie
kolejne trasy spacerów.
Dlaczego ja o tym piszę?
Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wielu z nas widzi taką potrzebę i
obiecuje sobie nadrobić zaległości w poznawaniu najbliższego
otoczenia. Otóż to.
Dowiedziałem się
właśnie o znakomitej inicjatywie wałbrzyskiego oddziału PTTK, a
jest nią budowa wieży widokowej w Wałbrzychu, na Ptasiej Kopie.
Potrzebne jest społeczne wsparcie, by można było zdobyć
pieniądze na ten cel z miejskiego funduszu partycypacyjnego. Pomysł
jest tak ważny, że warto poświęcić mu chwilę czasu.
Takich Wałbrzyszan,
którzy wiedzą coś więcej o Ptasiej Kopie trzeba szukać ze
świeczką, jeszcze mniej jest takich, którzy na niej byli. A
przecież jest nieomal na wyciągnięcie ręki. Ongiś wraz z Lisim
Kamieniem najważniejsze miejsca pieszych spacerów kuracjuszy
położonego poniżej uzdrowiska Altwasser (Stary Zdrój). Wprawdzie
nie są to góry tak wysokie jak po drugiej stronie Wałbrzycha
królujący Chełmiec - 951 m., bo liczą sobie - Lisi Kamień –
611 m., a Ptasia Kopa – 590 m., ale są w bezpośredniej bliskości
miasta, stąd zdobyły sobie popularność i cieszyły się renomą
wśród mieszkańców i kuracjuszy, a Ptasia Kopa była ulubionym
punktem widokowym. Dla poprawy walorów widokowych na Ptasiej Kopie
wzniesiono pod koniec XIX wieku w 1897 r. okrągłą basztę z
platformą widokową na szczycie. (Według niektórych opracowań
jest mowa o roku 1905). Nieco dalej na południe, bliżej Lisiego
Kamienia zbudowano też schronisko turystyczne z restauracją,
ogródkiem i muszlą koncertową. Niestety spłonęło ono jeszcze
przed wybuchem II wojny światowej. Kolejne duże schronisko
młodzieżowe u podnóża Ptasiej Kopy od strony Starego Zdroju
wzniesione w 1931 roku uległo po wojnie dewastacji, a zarośnięty
szczyt Ptasiej Kopy utracił walory widokowe.
Ptasia Kopa ma wiele
atutów by stać się ponownie wałbrzyskim deptakiem, miejscem
spacerowym, a przede wszystkim widokowym. Predysponuje ją do tego
znakomite położenie. Wyrasta grzbietem pomiędzy Starym Zdrojem na
południu, a Szczawienkiem na północy i Poniatowem na północnym
wschodzie. Z położonym nieopodal na południowym-wschodzie Lisim Kamieniem, a
na północy Czarnotą tworzy jedną kulminację, widoczną doskonale
z wielu miejsc w mieście i z innych punktów widokowych. Dla
Wałbrzycha to wewnętrzny, śródmiejski masyw
górski.
Czas najwyższy by
wykorzystać jego atuty dla dobra mieszkańców miasta, przyjezdnych
gości, a przede wszystkim promocji turystycznej Wałbrzycha.
Obawiam się, że nie zwiedzimy wszystkiego, nie przeczytamy wszystkich książek na świecie, nie zjemy wielu potraw, ale na tyle ile nam dane, należy najintensywniej wykorzystać ten czas. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńPięknie Stasiu piszesz o urodzie jesieni pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKiedy w 1970 r.przybyłam i zamieszkałam w Jedlinie każdą wolną chwilę spędzaliśmy na spacerach po górach które ją otaczają ,braliśmy dzieci jedzonko i cały dzionek spędzaliśmy w plenerze .A teraz idziemy nad tory alejką spacerową siadamy na ławeczce i jak przystało na dziadków podziwiamy uroki jesieni .A w tym roku jest piękna .Pozdrawiam Teresa.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jak dotąd trafiłem w czułe struny Pań, na ogół bardziej wrażliwych na piękno przyrody i stylu piszącego. Dziękuję Ance, Wiesi i Teresie za mile komentarze. Cieszę się, że mam takich Czytelników. Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najwięcej słonecznych dni !
OdpowiedzUsuńW każdym z nas drzemie"zdobywca Mount Everestu".Dla Pana są to okolice pięknego miasteczka Głuszyca,Gór Sowich,Kamiennych.Dla mnie obecnie Everestem są góry Kotliny Kłodzkiej i okolic Wałbrzycha.Zdobycie wszystkich szczytów Gór Sowich,jest dla mnie taką radością jakbym zdobył Koronę Ziemi.
OdpowiedzUsuńA dzisiaj pogoda spłatała mi figla.Rano burza z piorunami i ulewa.Wyruszyłem z opóźnieniem.Cel-Wzgórza Wyrębińskie.Miałem wystartować z Sierpnicy ale przez burzę rozpocząłem wędrówkę na Włodyce.Zrobiła się piękna pogoda i można było podziwiać góry w złocie,czerwieni i miedzi,lasy skąpane w słońcu.Krajobrazy chwytające za serce.Mijałem wiele przydrożnych kapliczek obsypanych kolorowymi liśćmi lip.
W Woliborzu ponownie słońce przesłoniły chmury,a więc jeszcze przez Przygórze na Lirnik i zaczęło się robić ciemno.W okolicach Lirnika było ok.20 kopalń srebra,żelaza,miedzi,węgla i innych minerałów.W kilkudziesięciu dołach na południowym zboczu Lirnika przetapiano rudę żelaza-była to tak zwana"brudna surówka".Podobnych dołów o głębokości ponad 4 metrów jest wiele na wierzchowinach Gór Sowich.Są to tak zwane"szufry poszukiwawcze".Na południwym zboczu Kalenicy jest ich kilkaset,są już mało widoczne bo są bardzo stare.
A tych Panów spotkałem już kilkakrotnie na szlaku w górach.
"www.youtube.com/watch?v=U-0RJRhVa84"
"www.youtube.com/watch?v=3SqGWHZ-0Jc"
Górę Borówkę zdobyłem podczas pobytu w sanatorium w Lądku Zdroju.Może kiedyś taka piękna wieża będzie wybudowana na Ptasiej Kopie.
"www.youtube.com/watch?v=uG59IvHVPfo"
Takie społeczne grupy ratują w Niemczech stare linie kolejowe,ale oni mają zasobniejsze portfele.
Pozdrawiam!