Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 16 czerwca 2017

Komu bije ten dzwon?



"jeszcze w uszach mam te dzwony!"


Warto, naprawdę warto zajrzeć do książki Filipa Springera „Miasto Archipelag -  Polska mniejszych miast”, czyli jak sam autor zaznaczył – do jego reporterskiej podróży po dawnych stolicach województw. Trzydzieści jeden ośrodków, zdaniem autora, tworzy archipelag możliwości, rozczarowań i szans. Są w tej książce refleksje z Wałbrzycha, bo przecież nie mogło być inaczej. To takie samo jak każde inne z tego grona mniejszych miast w Polsce, które zdołały na jakiś czas rozwinąć skrzydła ku wielkości i zamożności, ale dość szybko ten lot został brutalnie przerwany. Wielcy reformatorzy znaleźli powody by ukrócić trend rozwojowy tak wielu rozsianych po kraju miast, bo przecież wystarczy jak zadbamy o metropolie. Na osłodę miał miejsce powrót do powiatów, ale to już nie jest to samo.

O reformie w Słowniku języka polskiego” czytamy:

„Reforma – to zmiana lub szereg zmian w jakiejś dziedzinie życia, w strukturze organizacji lub sposobie funkcjonowania jakiegoś systemu, mająca na celu ulepszenie istniejącego stanu rzeczy”.

Co lepszego przyniosła ówczesna reforma administracyjna? Spróbujmy poszukać odpowiedzi na to pytanie we własnej głowie. Książka Filipa Springera do tego nas inspiruje.

Jak czytam w tej książce - w Lesznie zjawił się w 1628 roku niejaki Comenius na czele grupy kilkuset rodzin braci czeskich. To byli uchodźcy wypędzeni z Czech przez cesarza Ferdynanda II Habsburga z powodów religijnych. W Lesznie znaleźli swój „drugi dom”, a znakomity czeski pedagog znany później pod nazwiskiem Jan Amos Komensky, znalazł pracę w miejscowym gimnazjum. To właśnie w Lesznie napisał swe epokowe dzieło „Wielką dydaktykę”, które stało się w przyszłości fundamentem nauk pedagogicznych. Jako jeden z pierwszych  głosił on publicznie, że w dziedzinie oświaty wszyscy ludzie są równi, bez względu na stan. W edukacji widział Komensky drogę do naprawy świata, który składa się z materii, ducha i światła. Mądrość zaś dzieli się na trzy stopnie. Pierwszy z nich, to „umiejętność przewidywania konsekwencji spraw”, drugi jest „zdolnością zapobiegania ich skutkom złym i pielęgnowania dobrych”, trzeci oznacza możliwość „prognozowania przeciwności, których należy się strzec”.

Pisał: „Sama ta dzika nienawiść, z jaką zwalczają się wzajemnie wszystkie sekty w religii, nauce polityce, zwiększa nadzieję całego świata, że wreszcie kiedyś wróci wszystko do harmonii. A skądże wypływa ta nadzieja, jeśli nie z umiłowania jedności?”

Zastanawiam się nad tym, czy obecna „wielka reformatorka oświaty” ze Świebodzic, powołana tylko i wyłącznie ze względów politycznych na stanowisko ministra, miała w ręku „Wielką dydaktykę” Komenskiego, czy kiedykolwiek zrodziła się u niej refleksja, że jedynym rozsądnym kierunkiem reformy oświatowej jest dokonywanie ewolucyjnych zmian na lepsze, a nie burzenie całego sytemu szkolnego po to tylko, by wrócić do stanu wcześniejszego, który już kiedyś uznany został za niedostosowany do wymogów współczesnych. Czy nie lepiej byłoby pozostawić tę sprawę samorządom w terenie, by tam na miejscu w zależności od własnych potrzeb i możliwości decydowali, czy likwidować gimnazja, czy też pozostawić je dalej, a równocześnie odtworzyć szkolnictwo zawodowe, mając na uwadze potrzeby współczesnego rynku pracy. Czy zadano sobie w MEN zasadnicze pytanie o konsekwencjach tego rodzaju reformy nie tylko jeśli chodzi o efektywność kształcenia dzieci i młodzieży, ale też skutki finansowe burzenia tego, co udało się osiągnąć.

Zburzenie przez rząd AWS-u systemu szkolnego funkcjonującego przez całe lata PRL-u  po to by utworzyć gimnazja, a przy okazji zlikwidować mające za sobą dobre tradycje licea ogólnokształcące i technika, a do tego szkolnictwo zawodowe, wstrząsnęło całym systemem edukacji. Trzeba było kilku lat mozolnej pracy i dużych pieniędzy by wybrnąć z tego chaosu i powołać do życia nową sieć szkół, zmodyfikować programy nauczania, zadbać o odpowiedni poziom kadry nauczycielskiej. A przecież wystarczyło wprowadzić nowe programy szkolne i podręczniki, eliminować szkoły źle pracujące lub niepotrzebne i doskonalić system szkolny, dostosowując go do potrzeb i możliwości lokalnych.

Ten wstrząs kosztował nas wiele i należało z tego wszystkiego wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Niestety, tamto doświadczenie niczego dobrego nas nie nauczyło.

Robimy dziś to samo i to samo pytanie powinniśmy sobie zadać, mając na uwadze obecnie wdrażaną w pośpiechu i bez szerszych konsultacji ze środowiskami naukowymi i samorządami  reformę oświaty.

Niezależnie od wszystkich innych fatalnych skutków jeśli chodzi o niedostosowanie systemu szkolnego do zmian zachodzących we współczesnym świecie jest to katastrofa dla społeczności szkolnych, a szczególnie dla młodych nauczycielek i nauczycieli.  Reforma edukacji dotknie bowiem ponad 30,5 tys. nauczycieli w całej Polsce. Na bruku wyląduje prawie 9 tys. (dokładnie 8 933), a ponad 21 tys. nie będzie miało pełnego etatu. 4 871 nauczycieli zostanie zwolnionych, a z 4 061 dyrektorzy szkół nie przedłużą umowy, co de facto oznacza to samo. Zwolnienia dotkną nie tylko nauczycieli likwidowanych gimnazjów, ale również szkół podstawowych.

Po raz kolejny słyszę bijące kościelne dzwony. Myślę, ze biją one na alarm. Ale ci co powinni je usłyszeć i zadrżeć z przerażenia, niestety - są głusi! Zachłyśnięcie się władzą wyeliminowało funkcję myślenia.

Warto więc zadać pytanie znane ze słynnej powieści Ernesta Hemingwaya: Komu bije ten dzwon?

4 komentarze:

  1. Staszku! Ty dobrze wiesz o co głównie chodzi w tej reformie.Po pierwsze trzeba wyeliminować tych nauczycieli,którzy reprezentują inną opcję niż pisowską.Tak jak słusznie napisałeś dotknie ta "rozpierducha" ponad 30 tyś nauczycieli,którzy stracą pracę lub będą zatrudnieni na niepełnych etatach.Po drugie - trzeba zmienić programy nauczania przede wszystkim historii w której będą uczyć się dzieci i młodzież,że Polska wzięła swój początek od Lecha Kaczyńskiego,który był najwybitniejszym prezydentem RP a jego brat największym reformatorem w dziejach-uwielbiany przez tłumy/tłumoki/.Szkoda zdrowia i nerwów,bo podnosi mi się ciśnienie.
    Z ostatniej chwili.Na zakończeniu roku szkolnego w byłej mojej szkole w Piławie Górnej będzie delegacja z Warszawy na czele z p.Zalewską/nazywaną minister/oraz wojewoda dolnośląski i jeszcze kilku dygnitarzy z W-wy.Szykuje się wielka impreza.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedno potrafimy robić wyśmienicie - imprezować. Obojętnie, czy to na grobach katastrofy smoleńskiej, czy pogrzebie dotychczasowej struktury organizacyjnej szkolnictwa. Nie sądzę, by w Piławie G. na tej stypie zabrakło biskupa, a najgorszej sytuacji - dziekana. Ktoś powinien się pomodlić za tych przedstawicieli władzy, którzy dostąpili takich łask bożych, że z tej radości postradali zmysły. Gdyby zaś nauczyciele, którzy stracą pracę spróbowali zaprotestować siadając na progu szkolnym, to mogą się liczyć z interwencją Policji,działającej w obronie uroczystośći religijnej. Jedyną otuchą jest to, że zamiast Pcimia, Kłaja lub Zaniemyśla wybrano tonącą w kwiatach i zieleni Piławę Górną, miejsce mi bliskie z uwagi na mojego Przyjaciela Bronisława !

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze z uwagą czytam bloga i uczę się regionu , historii regionu i cenię nie tylko opisy ale również celne komentarze....dziękuję Mistrzu za kolejne lekcje historii regionalnej . Czekam na następne. Pozdrawiam zawsze z radością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ireneuszu, to dla mnie zaszczyt usłyszeć słowa uznania od tak wytrawnego turysty i nauczyciela. Serdecznie Pozdrawiam !

      Usuń