Coraz
częściej myślę o swoim miejscu zamieszkania. Jestem tu ponad półwiecze. To
wystarczy, by spodziewać się, że pozostanę tu na zawsze. „Tu jest mój dom” jak
to napisałem w tytułowej nazwie blogu. Jest to wystarczający powód, by na moje
miasto patrzeć z sentymentem. Choć mogę się spodziewać dezaprobaty wielu z
moich Czytelników znajduję coraz częściej powody zadowolenia z mojej Głuszycy.
Wielu
jej mieszkańców jeszcze to pamięta. Ten strach, co będzie dalej, gdy miasto
utraciło fundamenty swej egzystencji. W ciągu paru lat po roku 1989 setki ludzi
zatrudnionych w miejscowych zakładach włókienniczych straciło pracę. ZPB
„Piast”, „Czesanka”, „Terenówka”, „Nortech”, znalazły się na krawędzi upadku, a
w dalszej kolejności dogorywały na oczach nas wszystkich żyjących w tym
mieście. To się wydawało nieprawdopodobne, ale dziś po ciągnących się na
przestrzeni około kilometra zabudowaniach fabrycznych „Piasta” już prawie nie
ma śladu. Pozostał jeszcze zabytkowy kikut komina kotłowni, uznanej w Rzeszy
Niemieckiej za arcydzieło sztuki budowlanej. Nie ma już kilkupiętrowego budynku ZPB „Argopol” w
centrum miasta, jednej z najnowocześniejszych przędzalni czesankowych wełny w
drugiej połowie XIX wieku. Na pamiątkę tych czasów zachował się drugi budynek,
w którym jest teraz perfumeria Rossmana, galanteria chińska i apteka, a obok na
miejscu rozebranej hali fabrycznej – market „Biedronka”. Mamy więc w miejscu
zakładu pracy – miejskie centrum handlowe.
Można
śmiało powiedzieć, to jest symptomatyczny wyznacznik pozytywnych zmian, które
następują z roku na rok. Pozwalają one dostrzec, że miasto nie umarło. Mało
tego – ono tętni życiem jak dawniej. W dni przedświąteczne i weekendowe
rozległy parking samochodowy przy „Biedronce” jest wypełniony po brzegi, trudno
znaleźć miejsce w pobliskim „Eco”. Przy
bankomatach kolejki, tak samo w aptekach i pomniejszych sklepikach. Faktem jest
– miasto się wyludniło, wyemigrowała młodzież do większych miast i za granicę.
To nie jest już miasto przemysłowe. Zmalała znacznie liczba dzieci w szkołach
podstawowych. Nie ma już Zespołu Szkół w miejscu dawnego technikum i
zasadniczej szkoły włókienniczej. Cieszące się coraz większym uznaniem Rodziców
gimnazjum ma być wygaszone i nie wiadomo co zrobić z dobrze wyposażonym budynkiem
szkolnym i salą gimnastyczną. Stracą pracę nauczyciele i pracownicy
administracji i obsługi. Ale okazuje się, że przedszkole pęka w szwach i jest
zapotrzebowanie na żłobek.
Duże
nadzieje stwarza dobry klimat w samorządzie
i otwarcie na rozwój turystyczny miasta i gminy. Ruszyło budownictwo
domków jednorodzinnych i to zarówno w mieście jak i okolicznych wsiach.
Sprzyjają temu tanie działki budowlane i niskie podatki. Jest szansa na mądre
wykorzystanie walorów krajobrazowych w gospodarstwach agroturystycznych. Widać
ruch w zakresie inwestycji publicznych, naprawie dróg i rzek, są plany
rewitalizacji wielu budynków, które nie widziały pędzla od czasów
przedwojennych. Będziemy mieli urzekający widok na miasto i otaczające je
krajobrazy z wysokiej wieży głównego kościoła Matki Boskiej Królowej Polski, a
na Osiedlu Mieszkaniowym obok szkoły – nowoczesny basen kąpielowy i super-parking
autobusowy. To Osiedle na wzgórzu ma jeszcze jeden walor doceniany przez mieszkańców
wrażliwych na piękno przyrody. Stamtąd roztacza się fantastyczny widok na
rozciągające się wokół przecudowne góry.
Przyciągają wycieczkowiczów atrakcje
turystyczne na czele z podziemnym kompleksem militarnym z czasów wojny pod
Osówką i Soboniem, a także unikalny świat przyrodniczy po byłych kamieniołomach
w Głuszycy Górnej. Coraz większym rozgłosem cieszą się trasy rowerowe MTB oraz
liczne imprezy w kolarstwie górskim i biegach przełajowych.
To
jest temat na dłuższy wywód, ja tylko sygnalizuję korzystne zmiany, które
pozwalają myśleć pozytywnie o moim mieście. Oczywiście takich zjawisk, które
budzą niepokój i negatywne odczucia jest jeszcze wiele. Mam tę świadomość, że
nie tylko w naszym mieście.
Czytam
w znakomitej książce Filipa Springera „Miasto Archipelag” o targowisku w
Ostrołęce:
„Mokrego piachu leży tu mniej więcej po
kostki. To, co w nim stoi, trudniej już nazwać. Prowizorkę podniesiono tu
bowiem do rangi sztuki. Wszystkie stragany wyglądają tak, jakby sklecono je z
drewna wyrzuconego przez rzekę. Pokrzywione blaty wspierają się na wbitych w ziemię żerdziach. Króluje
folia. Ale nie że w kawałkach, bardziej w strzępach. Podobnie jak przemoknięta
tektura. Tu i tam błyśnie jeszcze kawał skorodowanej blachy, gdzieniegdzie
zmurszała deska. Całe to targowisko, kilkadziesiąt stłoczonych obok siebie
straganów, wygląda, jakby zostało wzniesione w hołdzie przemijaniu.”
Zupełnie
bezwiednie stanął mi w oczach „powidok” naszego targowiska w Głuszycy. Wypisz,
wymaluj – to samo. Może u nas mniej piasku, a więcej błota. Mimo wszystko nie
mogę wołać o pomstę do nieba. Trudno aż tak bardzo się dziwić Głuszycy, mając
na uwadze Ostrołękę, bądź co bądź byłe miasto wojewódzkie. Place targowe mają
to do siebie, że są niczyje. Miasto nie jest zainteresowane by w nie
inwestować, bo dochody z opłaty targowej wystarczają zaledwie by je od czasu do
czasu posprzątać. Trudno inwestować w rzecz, która nie ma perspektyw na
przyszłość. Wnet może się okazać, że na targ będą przybywać tylko straganiarze.
Najlepiej więc potraktować plac targowy jak relikt przeszłości, albo zabytek
klasy zerowej. Tylko że coraz trudniej będzie znaleźć chętnych do podziwiania
takiego zabytku.
Niestety,
podobnych reliktów mamy znacznie więcej. Z placem targowym sąsiaduje za rzeką stadion
sportowy z murowanym ogrodzeniem przypominającym rzymskie Koloseum. Mącą one
najlepsze wrażenie o mieście zwłaszcza jeśli aspiruje ono do miasta
turystycznego. Nie ma więc innego wyjścia z sytuacji. Trzeba coś z tym fantem
zrobić. W Ostrołęce już nad tym deliberują po ukazaniu się książki Filipa
Springera. Do nas w Głuszycy przyjechał on swego czasu, odwiedził pracownię
rzeźbiarską „pod chmurką” Jurka Marszała
w Łomnicy, a dalej pognał do Krajanowa w poszukiwaniu śladów Olgi Tokarczuk. Na
szczęście nasz plac targowy nie był po drodze. Co nie oznacza, że nie warto się
nad tym reliktem pochylić. Znakomite miejsce na inwestycje w centrum miasta,
nad Bystrzycą w pobliżu obiektów sportowych:
„Jesteśmy
w pół drogi. Droga
pędzi
z nami bez wytchnienia.
Chciałbym
i mój ślad na drogach
ocalić
od zapomnienia.”
(K. I. Gałczyński, "Pieśni")
(K. I. Gałczyński, "Pieśni")
Fot. Robert Janusz
napisałem się komentarza i nie został opublikowany/szlag mnie trafia/
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego. Nie miałem takich sygnałów od innych komentatorów. Ale dziękuję Bronku za ten sygnał i za dobre chęci.
UsuńPozdrawiam !