![]() |
szczawieński powód do dumy -Dom Zdrojowy "Gigant" |
Szczawno-Zdrój mogłoby być z powodzeniem dzielnicą Wałbrzycha,
zrośnięte z dużą strukturą miejską nieprzerwanym ciągiem ulic i zabudowań. Obecny rozdział pomiędzy miastami
jest raczej umowny. Gdzie się kończy dzielnica Biały Kamień, a zaczyna Szczawno
orientują się głównie tutejsi mieszkańcy i urzędnicy.
Szczawno-Zdrój
ma jednak swoją specyfikę, swój niepowtarzalny klimat i jako peryferyjna część
aglomeracji wałbrzyskiej świetnie sobie radzi w trudnych czasach gospodarki wolnorynkowej.
Znaczne obszary należące dawniej do Szczawna zostały wchłonięte przez
rozwijający się z impetem, przemysłowy Wałbrzych, ale obok minusów, ma to swoje
plusy. Uzdrowisko nie znosi wielkomiejskich dzielnic mieszkaniowych, potrzebuje
spokoju i ciszy, jego atutem są parki,
alejki spacerowe, niewielkie dzielnice willowe, miejsca kultury, rekreacji i
wypoczynku. No i oczywiście nowoczesna baza lecznicza i gastronomiczna.
Co
spowodowało, że Szczawno-Zdrój uchroniło swą odrębność administracyjną, zachowując
status miejski? Myślę, że zachowało swą samodzielność dzięki ugruntowanej
renomie jako uzdrowisko sławne w kraju i za granicą oraz skutkiem wielowiekowej
historii.
Szczawno-Zdrój
ma się czym poszczycić i ma co pokazać przyjezdnym gościom. Najprawdopodobniej
jest starsze od Wałbrzycha o czym świadczą badania archeologiczne prowadzone
przez Niemców, z których wynika, że już na przełomie I i II wieku n.e. czerpano
z tutejszych źródeł wody lecznicze. Zaś pierwszy pisany dokument, w którym
wymienione jest Solikowo, zwane po niemiecku Salzborn (pierwotne nazwy
Szczawna-Zdroju) pochodzi z 1221 roku. Jest to
przywilej nadany wsi Budzów k. Ząbkowic Śląskich przez księcia śląskiego
Henryka Brodatego. Wynika z niego, że wieś Solikowo nad Szczawnikiem wypływającym spod Chełmca
uzyskała już wcześniej te same przywileje. Szczawno jest starsze także od
Cieplic, których istnienie potwierdza dokument dopiero z roku 1281. O
prasłowiańskiej przeszłości Szczawna mówi tablica pamiątkowa pod wieżą Anny, w
miejscu gdzie wypływały pierwsze szczawieńskie krynice, ufundowana przez
Towarzystwo Miłośników Szczawna-Zdroju.
Była
to wioska dosyć duża, jak na wiek XIII, liczyła około 70 gospodarstw rolnych.
Ludność zajmowała się uprawą roli, hodowlą bydła i owiec, a w dalszej
kolejności wyrobem płótna i sukna. Z czasem wieś znalazła się we władaniu panów
na zamku Książ, co sprzyjało rozwojowi rzemiosła i handlu.
Trudno
coś powiedzieć o znaczeniu źródeł mineralnych Szczawna-Zdroju w wiekach
średnich. Dokument wskazujący na zainteresowanie walorami wód pochodzi z roku 1598, a więc pod koniec XVI
wieku. Wtedy to lekarz i przyrodnik z Jeleniej Góry, Caspar Schwenckfeldt,
osobisty lekarz Hochbergów z Książa potwierdził lecznicze właściwości
szczawieńskich zdrojów. Wkrótce też obudowano ujęcia, by wykorzystać wodę w
celach leczniczych. Z roku na rok rosła sława wód mineralnych ze
Szczawna-Zdroju. Prawdziwy renesans miał miejsce w I połowie XIX wieku. Wtedy to pan na Książu, hrabia Hans Heinrich VI Hochberg postanowił
urządzić w Szczawnie uzdrowisko na europejskim poziomie. Zadania tego podjął
się w 1815 roku lekarz Hochbergów, Samuel August Zemplin . W nadających się do
tego budynkach urządzano pokoje gościnne. Budowano nowe pensjonaty, restauracje
i hotele. W 1845 roku uzdrowisko dysponowało 1500 miejscami dla kuracjuszy.
Pojawiło się mnóstwo publikacji o leczniczych właściwościach tutejszych wód i
pozytywnych efektach kuracji.
Co przyniosło niezwykłą sławę temu
rodzącemu się wówczas kurortowi.?
Trudno jest w to dzisiaj uwierzyć, ale nie były to tylko i wyłącznie walory wód
mineralnych. Nie było to również nowoczesne na owe czasy lecznictwo
uzdrowiskowe, a więc kąpiele parowe, natryskowe, deszczowe, okłady borowinowe,
dietetyczne odżywianie, spacery po świeżym powietrzu, ani też łagodny podgórski
mikroklimat, czystość powietrza lub piękno budynków miejskich i krajobrazów.
Ówczesne Szczawno-Zdrój zdobyło renomę i
nieprzeciętną popularność dzięki serwatce. Może to wydawać się dziwne i mocno naciągane, ale okazuje się, że tak
właśnie było. Pisze o tym z ekspresją nieodżałowany dla Wałbrzycha dr Alfons
Szyperski w książeczce, „Polacy w dawnym Szczawnie i Starym Zdroju”, z 1974
roku:
„Miejscowa
serwatkarnia stała się w połowie XIX
wieku największym tego rodzaju zakładem w ówczesnych Niemczech. Oprócz serwatek
produkowano ser kozi, owczy i krowi, także kefir. Zakład dostarczał dla
sanatoriów pełnego mleka od kóz, owiec, krów i oślic. Produkty podlegały stałej
kontroli Instytutu Higieny we Wrocławiu, a zwierzęta systematycznym badaniom
weterynarzy. Lekarz zdrojowy dr Falk napisał całą książkę o wartościach
leczniczych serwatek. Czegóż one nie zawierają! Są w nich zaklęte przeróżne
składniki, sole mineralne, związki azotowe, alkalia, chlory i fosfory, tłuszcze
i co tam jeszcze. Serwatka to specyfik na przemianę materii, wątrobę, pylicę i
gruźlicę, a nawet
impotencję płciową”.
Jak
się okazuje kolebką tej metody leczenia
były Duszniki-Zdrój. Już na samym początku XIX stulecia miejscowy lekarz
doktor Jerzy Mogalla zapoczątkował leczenie za pomocą serwatki i mleka. Na okalających Duszniki stokach gór
pojawiły się stadka kóz, owiec i oślic. Z ich mleka, codziennie dostarczanego
do zdroju, aptekarz sporządzał rozmaite napoje lecznicze. Tłuste i odżywcze
mleko bądź gęsta serwatka odznaczały się specyficznym aromatem, ale przede
wszystkim walorami leczniczymi, a to dzięki właściwościom tutejszej górskiej
roślinności. W połączeniu z piciem wód mineralnych dawało to widoczne efekty,
zwłaszcza w przypadku osłabienia organizmu lub wyczerpania, a także leczenia
dróg oddechowych, czy zaburzeń układu moczowego. Kuracja serwatkowo-mleczna
stała się popularna we wszystkich uzdrowiskach sudeckich. Także w Jedlinie-Zdroju,
gdzie produkcją mleka zajmował się przypałacowy folwark w Jedlince.
To
nie są żarty. Dla zwielokrotnienia zapotrzebowania na ten rodzaj terapii
leczniczej uzdrowisko w Szczawnie prowadziło własne obory, w których znajdowało
się 600 kóz, 150 krów, 300 owiec galicyjskich, kilkadziesiąt oślic. Dodatkowo
korzystano z produktów mlecznych od okolicznych rolników.
Pijalnia serwatkowa była uplasowana w osobnym pawilonie w pobliżu wód
mineralnych. Jeszcze na początku XX wieku kuracja serwatkowa cieszyła się
powodzeniem. Jej zmierzch w Szczawnie-Zdroju nastąpił po I wojnie światowej,
gdy uzdrowisko ograniczyło przyjmowanie chorych na płuca.
Popularność
tego rodzaju kuracji potwierdza Jan
Pisarski w swej monograficznej książce, „Szczawno-Zdrój, dzieje i stan
współczesny” z 2000 roku:
„Również
w 1845 roku zostaje wybudowany pensjonat „Ida Dwór”, współcześnie nazywany
„Dworem pod Kasztanem”. W tym budynku, usytuowanym na peryferiach Szczawna,
praktykowano leczenie serwatkami produkowanymi z mleka krów, owiec, kóz i
oślic. Leczono nimi ludzi chorych przede wszystkim na gruźlicę płuc.”
Czasy
się zmieniły, świat poszedł z postępem. Kto dzisiaj pije serwatkę, albo
delektuje się serem owczym, kozim lub oślim. Jesteśmy w XXI wieku. Mamy na
wszystkie choroby znakomite leki produkowane przez współczesne koncerny
farmaceutyczne. Nie wiem dlaczego, kiedy mówię o serwatkowej terapii w
szczawieńskim kurorcie łza mi się w oku kręci. Szkoda, że dziś już nie ma na
zamku książańskim hrabiego Hochberga, który przecież był spiritus movens tego
przedsięwzięcia. Żal też, że w pijalni wód oprócz „Mieszka” i „Dąbrówki” nie
można wypić szczawieńskiej serwatki z misternego dzbanuszka wyprodukowanego w
wałbrzyskiej fabryce porcelany Carla Klistera.
Dawne
życie poszło w dal, tylko żętycy, tylko bryndzy, tylko oscypek i serwatki żal…
O
Szczawnie-Zdrój napisano wiele książek i przewodników. Najbardziej znaną jest
wspomniana już książka Jana Pisarskiego „Szczawno-Zdrój. Dzieje i stan
współczesny”, wydana przez władze miejskie i Towarzystwo Miłośników Szczawna w
2000 roku.
Tak tylko oscypków Staszkowi żal.Piszesz o Szczawnie Zdrój ale najczęściej myślami jesteś gdzieś w okolicach Nowego Sącza,Twojego miejsca urodzenia i zamieszkania w pierwszych latach "szczenięcych" jakby napisał Wańkowicz.Ale dobrze,że piszesz o Szczawnie Zdroju bo temu uzdrowisku potrzebna jest dobra promocja a Ty się do tego najlepiej nadajesz.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO oscypkach nic nie pisałem, bo mamy ich w bród dzięki góralom z Czarnego Boru. A są oni na tyle przedsiębiorczy, ze przyjeżdżają z nimi do pobliskiego Szczawna, a nawet w dodatku z kapelą ludową.
UsuńCos więc z tych dawnych dobrych czasów pozostało, ale serwatki, niestety brak !
brawka :)
OdpowiedzUsuńWzajemnie !
Usuń