![]() |
w podziemiach Osówki - wystawa pamiątek z czasów wojny |
Pisałem o tym kilkakrotnie, że II
połowa XIX wieku była decydująca dla rozwoju Głuszycy. W tym czasie duża wieś
zatopiona w górach stała się nie tylko prężnym ośrodkiem przemysłu
włókienniczego, ale wzbogaciła się o liczne budynki mieszkalne i publiczne oraz
infrastrukturę techniczną stanowiącą fundament pod powstanie miasta. Ale nie
o Głuszycy – kolebce przemysłu lekkiego chcę dzisiaj napisać. Warto pamiętać o
innych wydarzeniach, które odbiły się rykoszetem na życiu mieszkańców.
Pod
koniec XIX i na początku XX wieku Głuszyca i otaczające ją atrakcyjnie położone
wsie, były miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów i wczasowiczów. To był
pozytywny skutek zbudowania w 1880 roku
linii kolejowej z Jedliny-Zdroju do Kłodzka, a w 1904 r. połączenie Jedliny ze
Świdnicą. Głuszyca zyskuje znaczenie jako miejscowość letniskowa oraz znakomity
punkt wyjściowy dla pieszych wycieczek w Góry Suche i Sowie.
W
okresie międzywojennym były tu 4 gospody z trzydziestoma miejscami noclegowymi,
powstały też w okolicznych wsiach małe pensjonaty i punkty gastronomiczne na
szlakach turystycznych. Walory krajobrazowe i turystyczne były eksponowane na
kartkach pocztowych, fotografiach i rysunkach zamieszczanych w lokalnej prasie.
Ówczesne władze municypalne czyniły też
wiele, aby uatrakcyjnić szlaki turystyczne, wyeksponować miejsca widokowe i
wypromować Głuszycę nie tylko jako ośrodek przemysłu lekkiego, ale atrakcję
turystyczną.
Te
wszystkie działania promujące turystykę w Głuszycy przerywa wojna, a jej skutki
zaciążą na całe dziesięciolecia powojenne, w których rozwój turystyki,
rekreacji i wypoczynku zeszedł zupełnie na plan dalszy.
W
okresie II wojny światowej podobnie jak w całej Rzeszy fabryki włókiennicze w
Głuszycy zostały zmilitaryzowane i całkowicie ukierunkowane na produkcję
związaną z potrzebami wojennymi. Podporządkowano je znanemu na całym świecie
koncernowi Kruppa, który stopniowo zamienił produkcję włókienniczą na produkcję
zbrojeniową. Wyeliminowano przędzarki i krosna na ich miejsce sprowadzając
maszyny produkujące części i amunicję do samolotów bojowych i okrętów
niemieckiej Kriegsmarine (Marynarki Wojennej). Wojna pociągnęła za sobą
wyhamowanie rozwoju miasta, zwłaszcza że znaczna ilość mężczyzn została
zmobilizowana.
Dla
Głuszycy, podobnie jak i sąsiednich miejscowości – Walimia i Jedliny-Zdroju
brzemienny w skutkach okazał się ostatni okres wojny, lata 1943-1945. W tym
właśnie czasie prowadzona była w kompleksie Włodarza w Górach Sowich niezwykle
tajemnicza i zakrojona na dużą skalę inwestycja budowlano – militarna ukryta
pod kryptonimem „Riese”, czyli „Olbrzym”. Utrzymywana w ścisłej konspiracji
także dla miejscowej ludności pozostała taka do chwili obecnej. Dziś wiemy, że
chodziło o wydrążenie podziemnych obiektów służących jako schrony dla dużych
ilości wojsk, bądź też jako fabryki broni. Są też hipotezy, że mogła to być
kolejna podziemna kwatera Hitlera, choć większość badaczy uznaje, że dla wodza
III Rzeszy przewidziano siedzibę w zamku Książ, w podziemiach którego wydrążono
również potężne schrony.
Faktyczne
przeznaczenie inwestycji stanowi nadal zagadkę, być może plany związane z
budową „podziemnego miasta” ulegały modyfikacjom. Bezsprzecznym jest fakt, że
masyw Włodarza – bezpośrednio przyległy do Głuszycy ze strony zachodniej, a do
Walimia ze strony wschodniej – stał się olbrzymim terenem budowy, zaś obie te
miejscowości zamieniono w wielkie obozowisko dla dziesiątków tysięcy początkowo
jeńców wojennych, a następnie więźniów pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen
w Rogoźnicy k. Strzegomia. W obszarze samej Głuszycy znajdowało się sześć
takich obozów pracy mieszczących kilkanaście tysięcy więźniów. Były to naprędce
zorganizowane w szczerym polu, prymitywne obozowiska, złożone z drewnianych
baraków i latryn, otoczone kolczastym drutem, strzeżone w dzień i noc przez
uzbrojonych strażników. Widoczne ślady takiego obozu znajdujemy w pobliżu
wejścia do podziemi Osówki. Stacjonowała tam część więźniów zatrudnionych przy
budowie podziemnych korytarzy. Znacznie więcej, bo w sumie ok. 2-3 tys.
przebywało w Kolcach, gdzie znajdował się polowy szpital w budynku obecnych
zakładów „Indriana” i w Głuszycy, m. in. nad
Złotą Wodą w pobliżu kolonii domków jednorodzinnych przy ul. Warszawskiej.
Ok. 2 tysięcy więźniów zakwaterowanych w Zimnej Wodzie wykonywało prace przy
budowie kolejnego kompleksu podziemnego pod górą Soboń. Na terenie przędzalni
czesankowej wełny „Argopol” znajdował się obóz kobiecy dla ok. 500 więźniarek,
a w parterowych pawilonach obok parku przy fabryce „Nortech” w dolnej części
Głuszycy prymitywny lazaret dla zupełnie wyczerpanych i umierających więźniów.
W Głuszycy Górnej w pobliżu stacji kolejowej umieszczono obóz pracy dla ok.
1400 więźniów, zatrudnionych w kamieniołomach, a także przy przeładunku materiałów
budowlanych, które przewożone były kolejką linową lub specjalną linią kolejki
wąskotorowej wprost do sztolni pod Osówką lub Soboniem.
Okrutny
los więźniów w tych obozach pracy został opisany w książeczce, która winna się
stać lekturą we wszystkich szkołach Głuszycy. Jest to książka – dokument, bo
napisana bezpośrednio po wojnie przez
więźnia obozu Kaltwasser (Zimna Woda), Żyda Abrama Kajzera, któremu cudem udało
się uciec z obozu na kilka tygodni przed nadejściem wojsk rosyjskich i jego
likwidacją. Nosi ona tytuł „Za drutami śmierci”, a powstała w niezwykłych okolicznościach, bo na
podstawie poczynionych przez Abrama na skrawkach papieru zapisków, które udało
mu się schować w obozowej latrynie i następnie odzyskać w parę miesięcy po
wojnie, kiedy to przyjechał tu z Łodzi i odnalazł miejsce dawnego obozu, a w
nim ukryty swój „skarb”. Z tej książki poznajemy szczegóły życia obozowego, o
którym trudno czytać spokojnie. To była gehenna tysięcy ludzi różnych
narodowości, głównie jednak Żydów z kilku europejskich krajów, pracujących tu w
katorżniczych warunkach, aż do całkowitego wyczerpania i śmierci. Abram Kajzer
opisuje w szczegółach jak wywożono na wózkach szczątki zmarłych z lazaretu w
Kolcach, by je wrzucać w pobliskim lesie do głębokiego dołu. Ofiarami absurdalnego, hitlerowskiego planu –
budowy podziemnych sztolni w masywie górskim – było co najmniej kilkadziesiąt
tysięcy osób. Jest wiele dokumentów, wiele książek na ten temat po wojnie
napisanych i zgromadzonych przez badaczy-historyków w wałbrzyskim Muzeum
Gross-Rosen. Tam też można nabyć książkę Abrama Kajzera, tak ważną dla poznania
wojennej historii naszego miasta.
II wojna
światowa jest dziś już wydarzeniem historycznym, co nie znaczy, że możemy
przejść nad tym do porządku dziennego. W takich miejscowościach jak Głuszyca
nie wolno o tej wojnie zapomnieć. Temu służy „Osówka”. Nie udało się jak dotąd
odnaleźć gigantycznej mogiły setek więźniów, którzy stracili życie skutkiem
katorżniczej pracy i byli pogrzebani w lesie. W leśnych głuszach Kolc są takie
miejsca, dobrze zasypane i ukryte. Ale wokół tego tematu było i jest „cicho
sza”. Obecnej władzy państwowej wystarczy Katyń i Smoleńsk, by na tym budować
swój polityczny image. Liczy się tylko
to, co jest spektakularne dla rządzących. Reszta jest milczeniem ! Głos Żyda
Abrama Kajzera jest i chyba pozostanie głosem „wołającego na puszczy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz