![]() |
"jeszcze w uszach mam te dzwony!" |
Warto,
naprawdę warto zajrzeć do książki Filipa Springera „Miasto Archipelag - Polska mniejszych miast”, czyli jak sam autor
zaznaczył – do jego reporterskiej podróży po dawnych stolicach województw. Trzydzieści
jeden ośrodków, zdaniem autora, tworzy archipelag możliwości, rozczarowań i
szans. Są w tej książce refleksje z Wałbrzycha, bo przecież nie mogło być
inaczej. To takie samo jak każde inne z tego grona mniejszych miast w Polsce,
które zdołały na jakiś czas rozwinąć skrzydła ku wielkości i zamożności, ale
dość szybko ten lot został brutalnie przerwany. Wielcy reformatorzy znaleźli
powody by ukrócić trend rozwojowy tak wielu rozsianych po kraju miast, bo
przecież wystarczy jak zadbamy o metropolie. Na osłodę miał miejsce powrót do
powiatów, ale to już nie jest to samo.
O
reformie w Słowniku języka polskiego” czytamy:
„Reforma
– to zmiana lub szereg zmian w jakiejś dziedzinie życia, w strukturze
organizacji lub sposobie funkcjonowania jakiegoś systemu, mająca na celu
ulepszenie istniejącego stanu rzeczy”.
Co
lepszego przyniosła ówczesna reforma administracyjna? Spróbujmy poszukać
odpowiedzi na to pytanie we własnej głowie. Książka Filipa Springera do tego
nas inspiruje.
Jak
czytam w tej książce - w Lesznie zjawił się w 1628 roku niejaki Comenius na
czele grupy kilkuset rodzin braci czeskich. To byli uchodźcy wypędzeni z Czech
przez cesarza Ferdynanda II Habsburga z powodów religijnych. W Lesznie znaleźli
swój „drugi dom”, a znakomity czeski pedagog znany później pod nazwiskiem Jan
Amos Komensky, znalazł pracę w miejscowym gimnazjum. To właśnie w Lesznie
napisał swe epokowe dzieło „Wielką dydaktykę”, które stało się w przyszłości
fundamentem nauk pedagogicznych. Jako jeden z pierwszych głosił on publicznie, że w dziedzinie oświaty
wszyscy ludzie są równi, bez względu na stan. W edukacji widział Komensky drogę
do naprawy świata, który składa się z materii, ducha i światła. Mądrość zaś
dzieli się na trzy stopnie. Pierwszy z nich, to „umiejętność przewidywania
konsekwencji spraw”, drugi jest „zdolnością zapobiegania ich skutkom złym i
pielęgnowania dobrych”, trzeci oznacza możliwość „prognozowania przeciwności,
których należy się strzec”.
Pisał:
„Sama ta dzika nienawiść, z jaką zwalczają się wzajemnie wszystkie sekty w
religii, nauce polityce, zwiększa nadzieję całego świata, że wreszcie kiedyś
wróci wszystko do harmonii. A skądże wypływa ta nadzieja, jeśli nie z
umiłowania jedności?”
Zastanawiam
się nad tym, czy obecna „wielka reformatorka oświaty” ze Świebodzic, powołana
tylko i wyłącznie ze względów politycznych na stanowisko ministra, miała w ręku
„Wielką dydaktykę” Komenskiego, czy kiedykolwiek zrodziła się u niej refleksja,
że jedynym rozsądnym kierunkiem reformy oświatowej jest dokonywanie
ewolucyjnych zmian na lepsze, a nie burzenie całego sytemu szkolnego po to
tylko, by wrócić do stanu wcześniejszego, który już kiedyś uznany został za
niedostosowany do wymogów współczesnych. Czy nie lepiej byłoby pozostawić tę
sprawę samorządom w terenie, by tam na miejscu w zależności od własnych potrzeb
i możliwości decydowali, czy likwidować gimnazja, czy też pozostawić je dalej,
a równocześnie odtworzyć szkolnictwo zawodowe, mając na uwadze potrzeby
współczesnego rynku pracy. Czy zadano sobie w MEN zasadnicze pytanie o konsekwencjach
tego rodzaju reformy nie tylko jeśli chodzi o efektywność kształcenia dzieci i
młodzieży, ale też skutki finansowe burzenia tego, co udało się osiągnąć.
Zburzenie
przez rząd AWS-u systemu szkolnego funkcjonującego przez całe lata PRL-u po to by utworzyć gimnazja, a przy okazji
zlikwidować mające za sobą dobre tradycje licea ogólnokształcące i technika, a
do tego szkolnictwo zawodowe, wstrząsnęło całym systemem edukacji. Trzeba było
kilku lat mozolnej pracy i dużych pieniędzy by wybrnąć z tego chaosu i powołać
do życia nową sieć szkół, zmodyfikować programy nauczania, zadbać o odpowiedni
poziom kadry nauczycielskiej. A przecież wystarczyło wprowadzić nowe programy
szkolne i podręczniki, eliminować szkoły źle pracujące lub niepotrzebne i doskonalić system
szkolny, dostosowując go do potrzeb i możliwości lokalnych.
Ten
wstrząs kosztował nas wiele i należało z tego wszystkiego wyciągnąć wnioski na
przyszłość.
Niestety,
tamto doświadczenie niczego dobrego nas nie nauczyło.
Robimy
dziś to samo i to samo pytanie powinniśmy sobie zadać, mając na uwadze obecnie
wdrażaną w pośpiechu i bez szerszych konsultacji ze środowiskami naukowymi i
samorządami reformę oświaty.
Niezależnie
od wszystkich innych fatalnych skutków jeśli chodzi o niedostosowanie systemu
szkolnego do zmian zachodzących we współczesnym świecie jest to katastrofa dla
społeczności szkolnych, a szczególnie dla młodych nauczycielek i nauczycieli. Reforma
edukacji dotknie bowiem ponad 30,5 tys. nauczycieli w całej Polsce. Na bruku
wyląduje prawie 9 tys. (dokładnie 8 933), a ponad 21 tys. nie będzie miało
pełnego etatu. 4 871 nauczycieli zostanie zwolnionych, a z 4 061 dyrektorzy
szkół nie przedłużą umowy, co de facto oznacza to samo. Zwolnienia dotkną nie tylko nauczycieli likwidowanych gimnazjów,
ale również szkół podstawowych.
Po
raz kolejny słyszę bijące kościelne dzwony. Myślę, ze biją one na alarm. Ale ci
co powinni je usłyszeć i zadrżeć z przerażenia, niestety - są głusi!
Zachłyśnięcie się władzą wyeliminowało funkcję myślenia.
Warto
więc zadać pytanie znane ze słynnej powieści Ernesta Hemingwaya: Komu bije ten
dzwon?
Staszku! Ty dobrze wiesz o co głównie chodzi w tej reformie.Po pierwsze trzeba wyeliminować tych nauczycieli,którzy reprezentują inną opcję niż pisowską.Tak jak słusznie napisałeś dotknie ta "rozpierducha" ponad 30 tyś nauczycieli,którzy stracą pracę lub będą zatrudnieni na niepełnych etatach.Po drugie - trzeba zmienić programy nauczania przede wszystkim historii w której będą uczyć się dzieci i młodzież,że Polska wzięła swój początek od Lecha Kaczyńskiego,który był najwybitniejszym prezydentem RP a jego brat największym reformatorem w dziejach-uwielbiany przez tłumy/tłumoki/.Szkoda zdrowia i nerwów,bo podnosi mi się ciśnienie.
OdpowiedzUsuńZ ostatniej chwili.Na zakończeniu roku szkolnego w byłej mojej szkole w Piławie Górnej będzie delegacja z Warszawy na czele z p.Zalewską/nazywaną minister/oraz wojewoda dolnośląski i jeszcze kilku dygnitarzy z W-wy.Szykuje się wielka impreza.
To jedno potrafimy robić wyśmienicie - imprezować. Obojętnie, czy to na grobach katastrofy smoleńskiej, czy pogrzebie dotychczasowej struktury organizacyjnej szkolnictwa. Nie sądzę, by w Piławie G. na tej stypie zabrakło biskupa, a najgorszej sytuacji - dziekana. Ktoś powinien się pomodlić za tych przedstawicieli władzy, którzy dostąpili takich łask bożych, że z tej radości postradali zmysły. Gdyby zaś nauczyciele, którzy stracą pracę spróbowali zaprotestować siadając na progu szkolnym, to mogą się liczyć z interwencją Policji,działającej w obronie uroczystośći religijnej. Jedyną otuchą jest to, że zamiast Pcimia, Kłaja lub Zaniemyśla wybrano tonącą w kwiatach i zieleni Piławę Górną, miejsce mi bliskie z uwagi na mojego Przyjaciela Bronisława !
OdpowiedzUsuńZawsze z uwagą czytam bloga i uczę się regionu , historii regionu i cenię nie tylko opisy ale również celne komentarze....dziękuję Mistrzu za kolejne lekcje historii regionalnej . Czekam na następne. Pozdrawiam zawsze z radością.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ireneuszu, to dla mnie zaszczyt usłyszeć słowa uznania od tak wytrawnego turysty i nauczyciela. Serdecznie Pozdrawiam !
Usuń