Zamek Książ - salon |
Jeszcze tylko parę
tygodni i rok 2013 będzie za nami. Na Dolnym Śląsku został on
uznany przez Sejmik Wojewódzki Rokiem Księżnej Daisy. Było to dla
nas bardzo nobilitujące, bo przecież księżniczka Daisy, to
ostatnia władczyni wałbrzyskiego zamku Książ, a Książ to nasza
najlepsza wizytówka na krajowym rynku turystycznym.
Dobrze się stało, że
rok ten nie został stracony. W pałacowych wnętrzach Książa, a
także w Wałbrzychu co rusz miały miejsce przeróżne imprezy
kulturalne, wystawy i sympozja, których nicią przewodnią była
promocja księżniczki Daisy. Specjalnie do tego celu utworzona
Fundacja Księżnej Daisy okazała się spiritus movens tej
aktywności. To jej zasługą są liczne inicjatywy i pomysły
organizacyjne przynoszące coraz to większą popularność sławnej
księżniczki.
Nasuwa się więc
pytanie. Co nam to daje? Po co jest nam potrzebne odgrzebywanie z
przedwojennej przeszłości Książa poślubionej przez niemieckiego
właściciela zamku, Hansa Heinricha Hochberga, angielskiej
księżniczki Daisy? Czy słusznym jest wynoszenie jej na ołtarze
chwały i wskazywanie jako autorytet, wzór godny do naśladowania
przez Wałbrzyszan?
Pytanie jest zupełnie
zrozumiałe. Dlaczego mamy budować legendę jakiejś tam obcej nam,
przedwojennej arystokratki, w dodatku żony znanego z wrogości do
Polaków niemieckiego możnowładcy, właściciela i zarządcy nie
tylko Książa, ale znacznych obszarów wokół Wałbrzycha, a także
na Górnym Śląsku ?
Spróbuję odpowiedzieć
jak najkrócej. Jesteśmy wszyscy na tzw. Ziemiach Odzyskanych, a
szczególnie tutaj na Dolnym Śląsku w sytuacji wyjątkowej.
Historia tych ziem jest nadzwyczajna. Od zarania naszych dziejów
były to ziemie zamieszkałe przez Słowian, a Śląsk był
integralną częścią utworzonego przez Mieszka I w X wieku państwa
polskiego. Niedostatecznie zaludniony, znajdujący się na rubieżach
młodego państwa Śląsk, stał się atrakcyjny dla osadników z
lepiej rozwiniętego zachodu. Z biegiem czasu wpływom zachodnim
ulegli też książęta śląscy z dynastii piastowskiej. A jeszcze
później Śląsk został utracony na ponad połowę tysiąclecia na
rzecz austriackich Habsburgów, a następnie niemieckich
Hohenzollernów.
Część Śląska
powróciła do Polski po I wojnie światowej, ale dotyczy to Górnego
Śląska. Dolny Śląsk pozostał w Rzeszy Niemieckiej. Dopiero po II
wojnie światowej okazało się, że odzyskaliśmy dawne ziemie
piastowskie, a granicą państwa jest Nysa Łużycka i Odra.
Dlaczego o tym mówię?
Otóż dlatego, by uzmysłowić sobie, że na ziemi wałbrzyskiej jak
i na całym Dolnym Śląsku jesteśmy ludnością napływową,
podobnie jak to miało miejsce w średniowieczu, tylko że wtedy był
to w przeważającej mierze żywioł germański. To oni stali się
tutejszymi gospodarzami i ich dziełem był rozwój gospodarczy,
kulturalny i cywilizacyjny. Jeśli chcemy mówić o historii tych
ziem, to musimy zdać sobie sprawę z tego, że będzie to przede
wszystkim historia niemiecka, zwłaszcza że największy rozkwit
ziemi wałbrzyskiej miał miejsce po wcieleniu Śląska do Prus w
wyniku zwycięskich wojen z Austrią w II połowie XVIII wieku.
Nie trzeba się tej
historii bać, ani jej unikać, wręcz odwrotnie, warto jej się
przyjrzeć dokładniej, by móc docenić to wszystko co było
pozytywne i służyło rozwojowi. Tak było n.p. z rozwojem górnictwa
węglowego w regionie wałbrzyskim. W tej dziedzinie niemałą rolę
odegrała rodzina Hochbergów. Byli oni głównymi założycielami
kopalń wałbrzyskich.
Księżniczka Daisy |
Dla każdego
zainteresowanego historią Książa jest jasne, że w czasach I i II
wojny światowej jedną z najciekawszych osobowości w tej rezydencji
jest właśnie księżniczka Daisy. I nie jest to tylko i wyłącznie
skutkiem jej niepospolitej urody i wdzięku. Okazuje się, że
położyła ona ogromne zasługi dla rozbudowy i unowocześnienia
pałacu i jego otoczenia. To z jej inicjatywy powstała palmiarnia w
Lubiechowie, a teren wokół zamku zamienił się w ogrody pełne
krzewów kwitnących i kwiatów. Ona też wspierała jak tylko mogła
uzdrowisko w Szczawnie-Zdroju. Można mówić o całej gamie jej
osiągnięć i przymiotów. Warto odsłaniać najciekawsze wątki z
biografii księżniczki Daisy, bo to przecież jej rok, a więc
najwyższa pora by ją bliżej poznać i docenić.
Tak się dobrze stało, że trafiła w moje ręce
książka Daisy Hochberg von Pless „Taniec na wulkanie
1873-1918, Pamiętniki, Wspomnienia, Biografie” w tłumaczeniu
Marioli Palcewicz. (Wydawnictwo ARCANA w Krakowie, 2005 r.).
Książka jest swego rodzaju pamiętnikiem, pisanym
jak się okazuje przez kobietę wykształconą, niezwykle mądrą,
inteligentną, i doskonale orientującą się w meandrach
politycznych i rodzinnych ówczesnego świata arystokracji i
polityki.
Nazywa się Maria Teresa Oliwia Hochberg von
Pless, urodzona 28 czerwca 1873 roku, zwana pieszczotliwie Daisy,
czyli Stokrotka – arystokratka angielska związana z pałacem w
Pszczynie i zamkiem Książ. Szczęśliwe dzieciństwo spędziła w
zamku Ruthin w północnej Walii i w dworku Newlands. Była blisko
związana z dworem króla Edwarda VII i Jerzego V, spokrewniona z
największymi domami arystokratycznymi Wielkiej Brytanii. Jej brat
Jerzy był ojczymem Winstona Churchilla. Uważana była i wcale się
temu nie dziwię, za jedną z najpiękniejszych kobiet w świecie
arystokratycznym tych czasów.
Jej losy splotły się z domem Hochbergów podczas
balu maskowego w Domu Holenderskim w Londynie, kiedy to poznała
swojego przyszłego męża Hansa Heinricha XV, księcia von
Pless. Owa znajomość zaowocowała dość szybko jak na wagę tego
przedsięwzięcia i konieczność pokonania wielu obowiązujących w
tak wysokich rodach konwenansów.
schody pałacowe po renowacji |
8 grudnia 1891 r. (po roku czasu od nawiązania
znajomości) dziewiętnastoletnia donna poślubiła majętnego
księcia pszczyńskiego Hansa Heinricha XV Hochberga, Ślub odbył
się w londyńskim Opactwie Westminsterskim, a świadkiem był
Edward, ks. Walii.
I od tego momentu życie angielskiej księżniczki
splotło się nierozerwalnie z rezydencją pałacową w Książu pod
Wałbrzychem, choć także z pałacem w Pszczynie (ale w mniejszej
skali), od którego nosiła tytuł von Pless. A było to życie tak
barwne i ciekawe, obfitujące w niekończące się podróżowanie po
świecie, gościny na najlepszych dworach, rezydencjach i pałacach
władców, arystokratów, polityków, że w głowie się mąci po
pierwszym czytaniu książki. I trzeba co rusz powracać do
wcześniejszych wątków, żeby się w tym wszystkim nie pogubić i
dobrze zrozumieć mądrość spostrzeżeń i opinii autorki.
Najważniejszą w tej książce jest wojna, nazwana później
pierwszą światową i jej wpływ na dalsze życie
księżniczki, jej rodziny, krewnych i bliskich. Księżniczka Daisy
znalazła się w tej wojnie w szczególnej sytuacji, bo przecież
wywodziła się z Anglii, która teraz stała się wrogiem Niemiec. A
jej mąż był prawą ręką cesarza Wilhelma II. Z obydwoma, i
mężem, i cesarzem, łączyły ją więzy uczuciowe, ale jako
patriotka swej byłej ojczyzny nie mogła się godzić z pogardliwym
odnoszeniem się do Anglików. Ta wojna uczyniła z Daisy głęboką
pacyfistkę, a nawet skłoniła ją do dobrowolnej służby w
pociągach-lazaretach i szpitalach wojskowych jako pielęgniarka,
wolontariuszka.
Dla mnie szczególnie interesujące było stanowisko
księżnej w sprawie polskiej. Daisy okazała się osobą przyjaźnie
nastawioną zarówno do Polaków, jak i sprawy niepodległości
Polski. Daje temu wyraz w wielu miejscach swej książki: „Polska
zawsze była i będzie cierniem w tej części Europy – pisze
księżna w swej książce - Przed wojną Niemcy były odpowiedzialne
za wysoce represyjne prawodawstwo w stosunku do polskich poddanych na
Śląsku. W sierpniu 1914 roku car szybko obiecał, że uczyni Polskę
niezależnym królestwem. Ale oczywiście nic konkretnego nie
zrobiono.” Podobnie komentuje księżna wiadomość o proklamowaniu
w tzw. akcie 5 listopada 1916 roku przez cesarza niemieckiego Polski
jako królestwa na ziemiach zaboru rosyjskiego. Sprawa stała się
ważna, bowiem rozważano kandydaturę jej męża Hansa Heinricha XV
lub ich najstarszego syna Hansa Heinricha XVII na polskim tronie.
Jednym z powodów miało być rzekome pochodzenie Hochbergów od
śląskich książąt piastowskich. Niestety, negatywnie nastawiony
do Polaków mąż Daisy nie chciał o tym słyszeć. Być może
zdawał sobie sprawę z tego, że było to przysłowiowe dzielenie
skóry na niedźwiedziu. Z dalszych losów księżnej (bo książka
kończy się z chwila zakończenia wojny w 1918 roku) wiemy, że ten
przyjazny stosunek do Polski znalazł dobitne potwierdzenie w
późniejszych losach jej synów. Synowie Daisy podczas II wojny
światowej walczyli przeciw Hitlerowi – Hansel (Jan Henryk XVII) w
armii brytyjskiej, Aleksander (Lexel} w polskim wojsku.
Znamy wiele faktów świadczących o negatywnej
postawie księżnej Daisy wobec Hitlera i nazizmu po wybuchu II wojny
światowej. Stać ją było, mimo ciężkiej sytuacji finansowej z
powodu zadłużenia zamku, na organizowanie tajnych paczek
żywnościowych dla jeńców wojennych. Sztab Hitlera znalazł
powody, by ją przesiedlić do Wałbrzycha i w ten sposób „oczyścić
zamek”, wobec którego były już przygotowane tajne plany o
zupełnie innym, militarnym przeznaczeniu tej rezydencji. Ale o tym
wszystkim, co było po roku 1918 dowiadujemy się już z innych
źródeł.
Okazuje się, że księżna pozostawiła po sobie
nieoceniony skarb w postaci świetnie napisanej, niezwykle mądrej i
ciekawej książki, bogatej w informacje o całej plejadzie możnych
świata politycznego tych czasów, w których przyszło jej żyć.
Skarb ten okazał się bardziej trwały, niż jej legendarny
naszyjnik z pereł, który najprawdopodobniej został wyszabrowany
przez sowieckich czerwonoarmistów, którzy nie omieszkali splądrować
mauzoleum rodzinne w parku obok zamku Książ.
Szczególna wartość książki wynika stąd, że
całą wiedzę zaczerpnęła autorka nie tylko z autopsji i notatek
sporządzanych skrzętnie przez długie lata w pamiętniku, ale też
licznie przytaczanych listów, rodzinnych zdjęć i dokumentów.
Nadaje to książce walor historyczny. Dla czytelnika wrażliwego na
przymioty literackie, książka budzi podziw bogatym słownictwem,
pięknem języka i stylu, ale też ogromną znajomością koligacji
rodzinnych osób z wysokiego kręgu arystokratycznego i szczerością
wypowiedzi.
Dla nas ta książka jest szczególnie ważna,
bowiem jak żadna inna dotyczy największego skarbu ziemi
wałbrzyskiej, wspaniałego zamku-pałacu Książ. Księżna Daisy w
miarę upływu czasu związała się z tym pałacem i całą okolicą,
traktując je jak swoją małą ojczyznę (Heimat}, czyniła więc
dużo dobrego dla ich rozwoju, zaś w książce poświęca im dużo
miejsca.
W „zamiast zakończenia” książki, autorstwa
Bogny Wernichowskiej, znajduję zdanie, które szczególnie mnie
urzekło; krótka i piękna refleksja o niezwykłej postaci jaką
jest autorka książki „Taniec na wulkanie”:
„Los obdarzył ją szczodrze - była urodziwa,
pełna wdzięku, utalentowana i miła. Nie brakowało jej
inteligencji, daru interesującej konwersacji i dowcipu. Blondynka o
błękitnych oczach i zgrabnej figurze, ubrana w najmodniejsze
toalety ze słynnych w tamtych czasach domów mody - Poireta,
Paquina, Wortha, swobodnie czuła się na europejskich dworach, w
dyplomatycznych salonach, uzdrowiskach, odwiedzanych przez
międzynarodową socjetę. Wszędzie tam, gdzie spotykali się dobrze
urodzeni, bogaci i sławni… Tak było przez wiele dziesiątków
lat.”
Aby o sobie nie dać zapomnieć napisała Daisy
znakomitą książkę, niepodważalny corpus delicti jej wiedzy,
inteligencji, mądrości, niezniszczalne zwierciadło życia sfer
wyższych tamtych czasów. Tej książki nie jest w stanie zastąpić
żaden podręcznik historii, napisało ją życie osoby wyjątkowej ,
godnej szacunku i uznania. Najwyższy czas by księżna Daisy stała
się „dobrym duchem” nie tylko zamku Książ, ale i całego
Wałbrzycha.
Pamięć o księżnej Daisy przetrwała w
opowieściach mieszkańców i nielicznych publikacjach na jej temat.
Jej imieniem nazwane zostało urokliwe jeziorko położone w lasach
koło Lubiechowa. Na dziedzińcu pałacu Czettritzów przy
ul. Zamkowej w Wałbrzychu postawiono w 2007 roku postument
upamiętniający księżną, która zmarła obok w sąsiedniej willi.
Dopiero teraz, po upadku systemu komunistycznego zaczęto z pewną
nieśmiałością podkreślać jej zasługi dla Wałbrzycha. Ogromnym
wydarzeniem była przeniesiona z pałacu w Pszczynie i umieszczona na
jakiś czas w Książu wystawa 42 fotografii portretowych
Daisy, w studiu Lafayette‘a w Anglii w 1901 roku.
Przetrwała legenda o księżnej Daisy jako
„dobrym duchu” Książa i miejmy nadzieję, że tak
pozostanie.
Wracam jeszcze na koniec do postawionego na wstępie
pytania: Po co nam to jest potrzebne?
Otóż my Polacy
jesteśmy arcymistrzami w druzgotaniu wszelkich autorytetów. Przed
zawistnymi szponami nie ostoi się nic, co mogłoby nam posłużyć
za drogowskaz. Historyczni bohaterowie czasów odległych, Tadeusz
Kościuszko, Piotr Wysocki, Romuald Traugutt są niedzisiejsi. W
czasach współczesnych z trudem broni się jeszcze Jan Paweł II,
zdeptany został i Józef Piłsudski, i Lech Wałęsa. A przecież
czujemy taką potrzebę, by mieć w życiu autorytet budzący nasz
podziw i uznanie, by móc czerpać z niego wzory, by z przeżyć i
doświadczeń takiej osoby wyciągać wnioski dla siebie. Księżna
Daisy jest takim lokalnym autorytetem. To nie jest ważne kim była z
pochodzenia, ważne jest co zrobiła dla podniesienia rangi i
znaczenia naszej ziemi wałbrzyskiej, co czyniła dobrego dla
mieszkańców tej ziemi. Warto poświęcić więcej czasu, by poznać
ją bliżej.
Witam Pana serdecznie. Jakże miło jest zawitać na Pana blogu, tym bardziej, że pięknie i bardzo potrzebnie wspomina Pan Daisy...Księżną Daisy! Tak, rok 2013 ogłoszono rokiem Daisy von Pless. Miałam to szczęście, miałam ten zaszczyt być na premierze monodramu "Daisy błękitna tożsamość" Jest tam wszystko o czym Pan pisze. I tu mój krzyk...Dlaczego monodram był wystawiany tylko raz! Proszę mi wierzyć powinno obejrzeć go wielu! Miły panie Stanisławie pozwolę sobie podzielić się z Panem za pośrednictwem tego bloga moimi wrażeniami
OdpowiedzUsuń11 października...
Odliczanie do tego dnia rozpoczęło się dość dawno. Miesiące, tygodnie, później dni i godziny.
11 października o godzinie 19.00
odbyła się premiera monodramu autorstwa Aldony Struzik i Zbyszka Niedźwieckiego "Daisy-błękitna tożsamość". Ciepły, słoneczny
dzień, park, kolory jesieni, Teatr Zdrojowy...wyjątkowe miejsce. Ileż to lat? Może sto, kiedy Księżna von Pless stała w tym samym punkcie co ja teraz, przed wejściem do okazałego, przykuwającego uwagę, starego budynku. Miejsce premiery monodramu wcale nie jest
przypadkowe. Ileż to razy przed wejściem do teatru słyszany był szelest jej sukni...
To co Księżno wchodzimy?
Lubię siedzieć blisko sceny. Odbiór sztuki wtedy jest dla mnie pełniejszy. Obok dociera do mnie szept lekkiego zaskoczenia ilością widzów. Spojrzałam za siebie. Sala wypełniona po brzegi. Uśmiecham się...dlaczego mnie to wcale nie dziwi?
Aldona Struzik...nasza, tak nasza, bo od wielu lat aktorka wrocławskiego Teatru Polskiego. Urzekające, oddające blask oczy,łagodne rysy twarzy, czarujący uśmiech. Ładnie brzmiący głos, bardzo staranna wymowa. Wypada, aby kobieta tak komplementowała kobietę? Tak wypada! Monodram to niełatwy do wykonania utwór dramatyczny. Tylko jeden bohater, tylko jeden aktor. Monolog trzeba tak prowadzić, by zainteresowanie widza nie słabło przez cały czas jego trwania.
Gdy aktorka lekko stremowana, z pewną dozą niepewności wchodzi na scenę mocno zaciskam kciuki i przesyłam myśli...Granice są w nas zatem możesz wszystko!
Na podeście lustro, a w nim wizerunek starej księżnej. Młoda Daisy jeszcze naiwna, romantyczna, ale już bardzo przyjazna, uczuciowa prowadzi rozmowę ze swoim lustrzanym odbiciem, wiekową, schorowaną, samotną Księżną Marią Teresą Oliwią Hochberg von Pless zwaną księżną Daisy. Ona już wie, przeżyła to z czym bedzie się zmagać jej młodziutka rozmówczyni czyli ona sama sprzed kilkudziesięciu lat. Dyskusja jest często bardzo ożywiona, nawet przeradza się w ostrą wymianę zdań. Widz subtelnie wprowadzany jest w rozwój osobowy Daisy. Niedoświadczona, często rozbrykana, promienna Stokrotka z ubiegającym czasem zmienia się w dojrzałą z bagażem nierzadko bardzo smutnych i bolesnych doświadczeń kobietę. Arystokratka o ogromnym sercu, nieobojętna na los ubogiego człowieka.Piękna i mądra.
Ostatnia scena, jakże wymowna. Przejście do współczesności. Aktorka zrzuca suknię księżnej i wchodzi w postać współczesnej kobiety
w t-shercie i dżinsach. Zupełnie inny strój, ależ czy wiele z nas nie ma podobnych myśli, starań? Czy nie mamy na koncie czynów,gestów pomocy? Czyż nie angażujemy się w działania dobra? Czyż nie chciałabym zobaczyć swojego odbicia w oczach Daisy?
Oklaski...przyłożyłam dłonie do twarzy. Nie jestem krytykiem teatralnym, nie jestem krytykiem literackim, nie jestem "tą z mediów", nie jestem feministką z problemem kobiecości, nie rewolucjonistką. Jestem w całości tą kim postanowił, że będę...kobietą bardzo empatyczną, kiedy zawsze piękno i wzruszenie dotyka mojego serca. Ja odbiorca sztuki, ja odbiorca poezji, literatury,
ja widz. Ogrom wzruszenia... za tą niecałą godziną dla publiczności ile skrywa się pracy, przeciwności, problemow...
Aldona Struzik, Zbigniew Niedźwiecki-Ravicz, Tomasz Struzik...Dziękuję!
Ciemno, ten sam Park Zdrojowy teraz rozświetlony latarniami. Deszcz... deszczu, deszczu nie uda ci się zmyć wrażeń!
Pozdrawiam serdecznie Małgorzata Bulska
Sz. P. Małgorzato !
OdpowiedzUsuńSprawiła mi Pani dużą przyjemność znakomitą recenzją monodramu "Daisy błękitna tożsamość". Teraz żałuję, że się nie wybrałem do Książa na premierę.
Muszę przyznać, że czytałem ten tekst z zachwytem. Ma Pani świetne pióro, Pani Małgorzato.
Mam nadzieję, że ten komentarz będzie przyjety z aplauzem przez Czytelników mojego blogu. Nie wiem, czy go nie powtórzę przy najbliższej okazji, bo przymierzam się, by o Daisy jeszcze coś napisać.
Na pewno wykorzystam recenzję w porannej wałbrzyskiej audycji radia "złote przeboje" oczywiście z podaniem imienia i nazwiska autorki, przed którą chylę czoła i gorąco pozdrawiam !