Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 17 listopada 2013

Czy można żyć bez historii ?


zaproszenie do zwiedzenia Wałbrzycha


To retoryczne pytanie: czy można żyć bez historii,  nie budzi żadnych wątpliwości. Oczywiście, nie można żyć bez historii. Wyobraźmy sobie kim byśmy byli nie znając przeszłości. Całkowicie przypadkowym jestestwem, które znalazło się na tej ziemi nie wiadomo skąd, po co i dlaczego. Historia odpowiada nam przecież na nurtujące każdego myślącego człowieka pytanie - co było wcześniej, co się działo przed nami, skąd się wzięło to co nas otacza, kim jesteśmy i jak powinniśmy żyć. Bo przecież historia jest nauczycielką życia, z jej nauk powinniśmy czerpać wiedzę i doświadczenie.

To wszystko piękna teoria. A obok niej funkcjonuje praktyka. Z jej obserwacji wynika, że można żyć bez historii. Tak samo zresztą jak bez kultury,bez religii, bez takich czy innych ideałów. Można ograniczyć wiedzę historyczną do minimum, albo też spreparować ją dla własnych potrzeb. Mistrzami w tej dziedzinie są politycy. Dla nich historia jest przedmiotem, nie zaś podmiotem. Najlepiej się nią posłużyć dla osiągnięcia własnych celów.

Od czasu do czasu rozlega się wołanie o prawdę historyczną. My chcemy wiedzieć jak było naprawdę. To już jest dobrze, gdy pojawiają się takie głosy. Zwiastują one potrzebę poznania przeszłości bez kłamstwa i pruderii. I byłoby całkiem dobrze, gdyby faktycznie o to właśnie chodziło i gdybyśmy byli w stanie sprostać takiemu zapotrzebowaniu. Okazuje się, że nie jest to takie proste i łatwe. Dlaczego ? Otóż dlatego, że jak sądzą niektórzy historycy nie ma czegoś takiego jak prawda historyczna. Po prostu nie da się autorytatywnie odtworzyć i opisać tego co się działo w przeszłości.. Prawdziwe są tylko fakty historyczne (jeśli i one nie zostały spreparowane). Rzecz w tym, że historia jest nauką społeczną, a w życiu społecznym nie da się jednoznacznie ocenić kto ma rację. Dam prosty przykład - zwykły konflikt rodzinny pomiędzy mężem i żoną - kto jest winien? Od razu pojawią się co najmniej dwie wersje. Jedni powiedzą, że mąż, drudzy że żona i każda ze stron wytoczy arsenał argumentów. Nie ma takiego sądu, który byłby w stanie bezwzględnie orzec o winie jednej, czy drugiej strony. Każdy wyrok jest względny i oprócz przepisów prawa zależy od wielu innych czynników.
To samo dotyczy historii. Jedyną prawdą historyczną są same fakty, zaś ich ocena, to sprawa osobistej interpretacji. I z tego atrybutu korzystają politycy interpretując fakty według własnego widzimisię. Nicią przewodnią nauki historii jest dążenie do maksymalnie obiektywnego opisywania faktów historycznych. Łatwo zauważyć jak daleko badania naukowe odbiegają od propagandowej sieczki sporządzanej przez partyjnych ideologów.

To wszystko, to ma być wstęp do skomentowania dwóch wydarzeń, w których miałem okazję uczestniczyć w mijającym tygodniu, a które zasługują na szczególną uwagę. Nie są one egzemplifikacją powyższego wywodu, a jedynie stały się jego impulsem. Obydwa wydarzenia odbieram jako rzecz dużej wagi, są dla mnie wyznacznikiem pozytywnych zmian jakie następują w Wałbrzychu, obydwa wiążą się ściśle z historią, a dokładniej z próbą odsłonięcia tzw. prawdy historycznej.



rynek wałbrzyski w wieczornej krasie



Taką wymowę ideową ma dla mnie wyjątkowy film „Tutejsi, od Waldenburga do Wałbrzycha”, którego wielka premiera miała miejsce w środę 11 listopada b.r. na scenie Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu w wypełnionej po brzegi sali, z udziałem najważniejszych w mieście osób na czele z Prezydentem i Starostą. Film jest dziełem Fundacji Księżniczki Daisy von Pless, według scenariusza i reżyserii jej Prezesa, Mateusza Mykytyszyna. Zarówno film jak i jego premiera wskazują, że na firmamencie miejskim Wałbrzycha pojawiła się wschodząca gwiazda, którą jest Mateusz, twórca filmu i organizator tej wielkiej imprezy. Prezydent Wałbrzycha, Roman Szełemej miał nosa, że na niego postawił i mu zaufał.
Film jak wspomniałem wyżej jest wyjątkowy pod wieloma względami. Przede wszystkim dlatego, że odważył się dotknąć tematu, który przez liczna lata PRL-u był tematem tabu, a mianowicie przeszłości przedwojennej Wałbrzycha. W tym mieście zaludnionym po wojnie przybyszami z różnych ziem polskich i z całego świata, mieście wielonarodowościowym i wielokulturowym, przyjęliśmy z łatwością propagandowe hasło władzy ludowej - „Myśmy to nie przyszli, myśmy tu wrócili” i pogodzili się z polskością Wałbrzycha jako rzeczą naturalną. Oficjalnie rozpowszechniana historia tych ziem koncentrowała się na czasach piastowskich Śląska, potem była przerwa długości, bagatela, zaledwie 5 wieków i dalej dotyczyła II wojny światowej i historycznego powrotu do Macierzy. Lepiej było pominąć ten fakt, że Wałbrzych od samego początku był budowany przez żywioł germański i wszystko co w tym mieście zastaliśmy po wojnie było dziełem Niemców. Dotyczy to także naszych największych atrakcji turystycznych, zamku Książ lub pałacu Czettrytzów przy ulicy Zamkowej. Tematem tabu był exodus przesiedleńców niemieckich z Wałbrzycha, którzy zmuszeni byli opuścić miasto, pozostawiając dorobek swojego życia i życia kilku pokoleń. Oczywiście, zgadzamy się z tym, że był to skutek okrutnej wojny, tragicznej przede wszystkim dla Polaków, ale także dla agresorów, większości Niemców, którzy stali się narzędziem hitlerowskiej propagandy i zostali wciągnięci do tej wojny. Rzecz w tym, by tej historii nie zasłaniać i zacząć wreszcie mówić o tym głośno właśnie w imię tego, co określamy mianem prawdy historycznej.

Film Mateusza Mykytyszyna, to swego rodzaju przełom w powojennej kinematografii dotykającej przeszłości Wałbrzycha. Mottem przewodnim filmu są wspomnienia kilku starszych niemieckich autochtonów, którzy odważyli się zaraz po wojnie przyjąć obywatelstwo polskie i pozostać w mieście. Mieszkają w nim do dziś, a obecnie udzielają się w Niemieckim Towarzystwie Kulturalnym. Mówią oni o przywiązaniu do rodzinnych stron, o swoim dzieciństwie i młodości przed wybuchem wojny, o ciężkich przeżyciach w czasie wojny, a potem w pierwszych latach powojennych, kiedy to dla Polaków naród niemiecki był największym wrogiem.
Monologi ( momentami nieco przydługie) trzech staruszek i jednego też już dojrzałego pana, wygłaszane po polsku, bo po tylu latach nauczyli się naszego języka, są przeplatane wypowiedziami naszych dziewcząt i chłopców z III Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu. Licealiści wyrażają się z sentymentem o swoim przecież mieście, bo tu się urodzili lub chodzą do szkoły, wskazują co im się w Wałbrzychu najbardziej podoba, miejsca w których lubią spędzać wolny czas. Mówią też o swoich planach na przyszłość, o kontaktach uczuciowych z partnerami. Te rozmowy wyraźnie ożywiają film, a że młodzi są elokwentni, mówią swobodnie, dowcipnie i bez skrępowania, są więc okrasą fabuły filmowej.
I teraz jeszcze parę słów o największym atucie tego filmu. Jest nim, przynajmniej dla mnie, niezwykła oprawa zdjęciowa, urzekające widoki miasta dawniej i dziś, barwne krajobrazy górskie, zabytki architektury, scenki z życia mieszkańców, w ogóle ukazanie przemysłowego Wałbrzycha w całej swej wyjątkowości. Jest to miasto o bogatej, interesującej historii, miasto osobliwe, o czym niejednokrotnie pisałem. Prezydent Szełemej nazwał je w krótkim zagajeniu na premierze miastem magicznym. Film „Tutejsi, od Waldenburga do Wałbrzycha” jest tego znakomitym potwierdzeniem.
Film jest na stronie internetowej You Tube, zachęcam do obejrzenia i skomentowania.



największa hala pod Osówką



Drugim wydarzeniem nieco mniejszej miary, ale również związanym z historią, było piątkowe (15 listopada) spotkanie z Jerzym Cerą w wałbrzyskiej Bibliotece Pod Atlantami. Jerzy Cera jest znany dla wszystkich osób interesujących się tajemnicą kompleksu „Riese” w Górach Sowich. To wytrwały poszukiwacz – odkrywca, autor niezliczonych publikacji prasowych, książek i map, człowiek na trwałe związany z autentyczną pasją swojego życia, której poświęca czas wolny, a także pieniądze.
W Galeryjce Pod Atlantami na II pietrze zabrakło miejsc, co dowodzi dużego zainteresowania osobą emerytowanego ppłk. Wojska Polskiego, który przybył na spotkanie bezpośrednio z Krakowa. Jerzy
Cera tam mieszka od lat, ale wywodzi się z pobliskiej Bielawy, jest więc emocjonalnie związany z Dolnym Śląskiem.
Nie udało mu się przywieźć na spotkanie będącej w przygotowaniu do druku nowej książki o historii eksploracji podziemnych kompleksów w Górach Sowich, ale to właśnie był przewodni temat jego prelekcji okraszonej ekspozycją historycznych już fotografii na telebimie, ukazujących poszczególne etapy badań i ich uczestników, bo jak się okazuje historia eksploracji jest niezwykle barwna i fascynująca. Wyjaśnia ona w sposób klarowny i obiektywny przyczyny powojennej stagnacji w poszukiwaniach i odsłanianiu tajemnicy Gór Sowich.
W spotkaniu uczestniczyło wielu znakomitych badaczy i odkrywców, znanych w Wałbrzychu i na Dolnym Śląsku, padały ciekawe pytania, pojawiły się też zapowiedzi nowych publikacji i książek. Daje to nadzieję na coraz to bliższe dojście do prawdy, mam tu na uwadze faktyczny cel tej największej inwestycji militarnej III Rzeszy pod koniec wojny oraz tego, co się kryje w zakonspirowanych częściach podziemi Gór Sowich.
Ze spotkania powróciłem do domu późnym wieczorem pod wrażeniem osoby Jerzego Cery i tego wszystkiego co mogłem tam usłyszeć i zobaczyć. Mój skromny udział w odsłanianiu tajemnicy podziemi w kompleksie Włodarza okazuje się coraz ważniejszy, bo temat „Riese” nabiera już ogromnego znaczenia w skali europejskiej.


Ale o tym wszystkim w kolejnych odcinkach mojego blogu.

9 komentarzy:

  1. właśnie wczoraj, zanim przeczytałem Pana wpis obejrzałem ten film Mateusza... Dziwię się, że do tej pory nikt nigdy takiego filmu nie zrealizował.. tyle lat aż w końcu odnalazł się ktoś kto zauważył ten problem i ukazał Wałbrzych, ludzi, region i tą magiczną Ziemię oczami przedwojennych mieszkańców... Pozdrawiam miło..

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, że Seba o mnie pamięta . W Wałbrzychu rzeczywiście dzieje się dużo dobrego. Napisalem o tym książkę, ma byś wydana z poczatkiem nowego roku. A II część "Głuszyckich kontemplacji" podrzucę Rodzicom. Serdecznie pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo.. dziękuję! Właśnie rozmawiałem z nimi żeby zakupili mi Pana książkę bo oczywiście nie może jej braknąć w mojej biblioteczce. Jeśli to nie kłopot to będę wdzięczny za podrzucenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkam w zupełnie innym regionie / Mazowsze/, ale z wielką przyjemnością tu zaglądam. Zawsze jednakowo zachwycona miłością do 'małej Ojczyzny'.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Interesujący post i film.Młodzi ludzie zauważyli,że mamy od siedemdziesięciu lat pokój.Oby był wieczny aby mogli spełnić swoje jakże skromne marzenia.

    A ja byłem w górach ujrzeć na własne oczy niedawno odkrytą tajemnicę.W trakcie wyrębu lasu jedno drzewo przewracając się odsłoniło sztolnię-starą kopalnię.Moje podejrzenia się sprawdziły.Są szurfy poszukiwawcze,musi być kopalnia.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Ani, że nie zapomina o moim blogu. To miłe, że dotarłem z moimi zachwytami nad ziemią wałbrzyską, aż na Mazowsze. Pozdrawiam !

    A WRC jak zwykle zaskakuje czymś nowym. Tym razem odkrył kopalnię. Z komentarzy WRC odkrywamy wciąż jak niezwykły jest świat, gdy się chodzi po górach. Wszystkiego milego !

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam Pana
    Pisze pan, że:
    "...Wałbrzych od samego początku był budowany przez żywioł germański i wszystko co w tym mieście zastaliśmy po wojnie było dziełem Niemców. Dotyczy to także naszych największych atrakcji turystycznych, zamku Książ..."
    Myślę, że w zamku Książ można znaleźć kawałek wybudowany za sprawą Piastów.
    Trochę przekornie nie piszę "naszych Piastów" bo przecież trudno dziś nazwać ich tak jednoznacznie lub napisać "polskich".
    Przyznawali się do nich również Niemcy, czego jednym z dowodów może być świdnicka Bolkostrasse. Znane nam fakty historyczne świadczą, że wielu z Piastów śląskich chętniej spoglądało na zachód lub południe. Tam znajdowali żony, tam posyłali dzieci, czyli nie zawsze "nie chcieli Niemca". Historia nie jest jednoznaczna, nie jest prosta ale dzięki temu potrafi być pasjonująca.
    Oczywiście, jak sam Pan stwierdził, można bez niej żyć. Tak żyje wokół nas wielu ludzi, obawiam się, że nawet większość. Ale z nią żyje się o wiele ciekawiej. Szczególnie tu, na historycznym Śląsku.
    Niestety, historia w szkole nie należy do ulubionych przedmiotów. Sam różnie ją traktowałem, w zależności od nauczyciela, który aktualnie jej uczył. Zawsze był to przedmiot o cywilizacjach, epokach, krainach, królach, walkach, ruchach, datach itp itd a nigdy o miejscu, w którym się urodziłem, uczyłem, żyłem. Fascynował mnie Rogowiec, łaziłem tam jako gówniarz z podstawówki już w latach sześćdziesiątych ale nawet jego nazwy nigdy nie usłyszałem w głuszyckiej "trójce". W liceum, wałbrzyskiej "dwójce", gnębił nas dobry chyba historyk. Nie bał się nawet podjąć na lekcji tematu Katynia. Na pewno mówił o Śląsku, księstwie świdnicko-jaworskim, mapy były nieodłącznym elementem lekcji ale jakoś nigdy nie poczułem, że uczę się o "moim" miejscu na ziemi, że ta historia jest wokół mnie i że warto jej poszukać.
    Zapuszczałem się z kolegami, często bezmyślnie i głupio, w "bunkry" za stawami. Dopiero jako dorosły dowiedziałem się o Riese.
    Oczywiście był to inny czas. Wszystko było albo piastowskie, albo poniemieckie albo znowu nasze, do tego ludowe. Władza zadecydowała, że nie o wszystkim warto i wolno się uczyć.
    Obawiam się jednak, że niewiele się zmieniło.
    Moje dzieci urodziły się i wychowały w Świdnicy. Oooo, dopiero historyczne miejsce! Ale to nie szkoła przekonała Je, że warto się o tym miejscu czegoś dowiedzieć.
    Czyli historia, nawet ta mała, powiedziałbym "szkolna", kołem się toczy. To koło ma chyba nie mniej wybojów na swojej drodze niż za moich młodych lat. Z jednej strony dostępność wiedzy, mnogość materiałów w księgarniach i przede wszystkim w internecie, z drugiej programy szkolne, podejście nauczycieli, polityka edukacyjna i historyczna rządzących, rugujących historię skąd się da.
    A wokół tyle się dziś dzieje, że niełatwo skłonić młodego by zerknął wstecz. Niełatwo skłonić kolegę czy znajomego, którzy też tu się urodzili. Wiem to z autopsji.
    Ale też nie jest to niemożliwe. Od lat uparcie ciągam swoje(dorosłe dziś) dzieci po moich, głuszyckich i okołogłuszyckich kątach, Mogę powiedzieć, że znają je niemal wszystkie: skałkę, stawy, Kamyki, Ustronie, Łysą, Rogowiec, Radosno.....Z nami zawsze i oczywiście moja Żona. Z urodzenia i mieszkania świdniczanka ale z zamiłowania już stuprocentowa głuszyczanka.
    Wożę tu ze Świdnicy znajomych, namawiam by jeździli sami, rysuję mapki, tłumaczę jak dość. Chłoniemy z zachwytem to, co widzimy dziś, ale staramy się dowiedzieć a nawet zobaczyć, jak było wczoraj.
    Czyli żyjemy z historią.

    Muszę tu podkreślić nieocenione zasługi Grzesia Czepila i Jego internetowej strony z głuszyckimi widokówkami.
    Dziękuję Panu, za artykuły, książki (wszystkie na naszym regale) i za ten blog.
    Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam

    mabomag

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo, bardzo dziękuję "mabomag" za ten znakomity komentarz. Jesli Pan się zgodzi, to umieszczę go w kolejnym poście, bo warto by był przeczytany przez więcej Czytelników, a komentarze nie zawsze są oglądane, Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam Pana
    Dziękuję za miłą propozycję, oczywiście nie mam nic przeciw temu.
    Komentarz jest zasadniczo pisany przez czytającego blog do jego Autora i po opublikowaniu tylko Autor decyduje jak i gdzie komentarz w blogu wykorzysta.
    Zazwyczaj nie udzielam się w internecie, nie znajdzie mnie na portalach społecznościowych, wolę aktywność w świecie realnym, ale temat poruszony przez Pana jest mi tak bliski (jak wiele innych na tym blogu), że skłoniło mnie to do odezwania się.
    Kusi mnie, by podzielić się z Panem innymi refleksjami, związanymi z tematem historii i metafizycznym niemal związkiem między zrodzonymi na tej samej ziemi osobami. Myślę, że ulegnę tej pokusie niebawem, gdy tylko będę miał nieco wolnego czasu.
    Pozdrawiam
    mabomag

    OdpowiedzUsuń