wschodnia fasada zamku Książ - współcześnie |
Powracam jeszcze raz na moment do
mającego już dzisiaj wartość dokumentu reportażu
Mariana Brandysa w czerwcowym „Przekroju” z roku 1947. Autor sięga na
wstępie do kart historii podwałbrzyskiego zamku Książ (po niemiecku
Fürsteinstein), rozwijając z naciskiem wątek piastowskich korzeni zarówno zamku,
zbudowanego w XIII wieku przez księcia świdnickiego, Bolka I, jak i jego
późniejszych właścicieli, aż do roku
1509, kiedy to z nadania Władysława
Jagiellończyka, króla Czech i Węgier Książ stał się własnością saskiego rodu
Hochbergów. Wskazuje też na jego niepoślednią rolę polityczną i
strategiczną przez ponad sześć wieków jako jednego z ważniejszych miejsc na
Dolnym Śląsku, chętnie odwiedzanych przez możnych tego świata.
Marian Brandys zachwyca się
następnie położeniem i monumentalną architekturą zamku, porównując go do
Wawelu, choć wskazuje, że jest zlepkiem wielu przybudówek z różnych epok i
różnych stylów. „Szczególnie brzydkie i szkodliwe dla harmonii całości – pisze
Brandys – jest skrzydło południowo- zachodnie, zbudowane już w XX wieku na
rozkaz przedostatniego z książąt pszczyńskich, Hansa Heinricha XV w „stylu”
naśladującym tzw. barok norymberski. Ponoć zmarły na kilka lat przed wojną
magnat uważał tę brzydką budowlę za arcydzieło swojego życia”.
Afirmując nie najgorszy stan
zewnętrzny budowli nie może się jednak pogodzić z tym, co ujrzały jego oczy
wewnątrz pałacu:
„Czego nie zdołały dokonać
wszystkie wojny sześciowiecza, tego dokonała ta jedna – ostatnia. Trzyletnia
gospodarka organizacji Todta i wojskowe kwaterunki wypruły z zamku wnętrzności.
Czterysta wspaniałych sal ogołocono dosłownie ze wszystkiego. Znikło bogate
umeblowanie, zdarto bezcenne gobeliny, wycięto z ram obrazy starych mistrzów.
Różowe marmury ścian organizacja Todta zamalowała białym, ordynarnym wapnem.
Gdzieniegdzie tylko dostrzec można było pozostałości dawnych bogactw. Tu
resztki złoconych boazerii. Tam wspaniały platfon, pędzla włoskiego malarza. Na
tle ogólnej ruiny jaskrawi się to rażąco jak szminka na policzkach trupa”.
Przypominam, to była wiosna 1947
roku, dokładnie w dwa lata po skończonej wojnie, kiedy Marian Brandys znalazł
się na zamku Książ. Zaledwie rok temu rezydencję w Książnie opuściły posterunki
radzieckie. Pisarz ubolewa nad skutkami planów przebudowy wnętrz dokonanymi
przez firmę budowlaną Todta oraz ogołoceniem salonów zamkowych z kosztowności,
mebli i obrazów. Ze zrozumiałych względów
nie wspomina o tym co czynili przez wiele miesięcy w tym zamku i co wywieźli do
Rosji towarzysze z wyzwolicielskiej armii radzieckiej.
W budynku bramnym, czytam na
stronie internetowej Zamku Książ, otwierającym drogę przez dziedziniec honorowy
do Zamku Książ znajduje się restauracja Brama, za czasów
panowania rodziny Hochbergów pełniła funkcję prywatnej biblioteki
rodziny. Była drugą największą z prywatnych bibliotek na
Śląsku, w której znajdowało się ok. 60 000 książek, map, nut,
rękopisów. Po zajęciu zamku przez wojska Armii Czerwonej zbiory te zostały
przez nich wywiezione. Potwierdza to notatka gen. Andreja Okorkowa, szefa
Zarządu Politycznego Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, w której informuje on
Moskwę, że na terenie zamku Fürstenstein kolo Waldenburga została odkryta biblioteka
licząca 65 tys. tomów, w tym wiele książek z XVI i XVII wieku, które uchodzą za
bardzo rzadkie. Na pytanie, co z nimi zrobić otrzymał odpowiedź - ewakuować,
czyli odtransportować do Moskwy. Z relacji M. Brandysa wynika wyraźnie, że nie
ewakuowano wszystkiego, ale to co mógł on zobaczyć dzięki „uprzejmości”
kustosza Wawrzyszka, to były rzeczywiście resztki biblioteki - archiwum
dokumentów i pism urzędowych, listów i rodzinnych pamiątek dotyczących tylko i
wyłącznie rodu Hochbergów. O tym, że
były one zagrożone zniszczeniem przez rozrzucenie i brak konserwacji
Ministerstwo Kultury i Sztuki w Warszawie było powiadamiane wielokrotnie. Na
przeniesienie archiwum potrzeba było odpowiedniej decyzji i 5-6 samochodów ciężarowych.
Wiadomo, że część zbiorów z Biblioteki
Hochbergów po wojnie pozostała na miejscu. Pisze o tym Jerzy Rostkowski w
książce „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i Szczawna Zdroju”
w rozdziale „Ostatnia tajemnica – zamek Książ i depozyt”. Przytacza on
fragmenty raportu Stefana Styczyńskiego,
delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie z 11 października 1946 roku
o przekazaniu do dyspozycji Ministerstwa dwóch skrzyń nut, jednej skrzyni z
książkami i fragmentami sztychów oraz kilku innych ozdobnych przedmiotów. W
załączniku do raportu pisze on o zamku Książ:
„W styczniu 1946 roku były tam
jeszcze gobeliny, dywany, obrazy, a po wyjeździe komisji złożonej z wyższych
oficerów radzieckich, z kwatery marsz. Rokossowskiego rozpoczął się
zorganizowany wywóz na wielka skalę, który w lutym objął bibliotekę, w marcu i
kwietniu resztę ruchomości. W maju w barbarzyński sposób zniszczono resztę
pozostałych ruchomości, dokładnie połamano wszelkie meble, powyrąbywano drzwi,
okna, powyrywano tu i ówdzie parkiety, wszystkie boazerie, zniszczono malowidła
ścienne, tak że wnętrza kompletnie spustoszone przedstawiają obraz całkowitej
ruiny”.
Po opuszczeniu zamku przez wojska
radzieckie od czerwca 1946 roku
zamek przeszedł pod zarząd Centralnego
Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Być może planowano urządzenie w nim
ośrodka wypoczynkowego i rehabilitacyjnego dla górników, z uwagi na bliskość
uzdrowiska w Szczawnie-Zdroju. Książ od samego początku stanowił problem dla
władz z powodu ogromnej kubatury obiektu i wspomnianych zniszczeń wojennych.
Jego zagospodarowanie wymagało olbrzymich pieniędzy. Zatrudnieni przez zarządcę
jako stróże dwaj niemieccy autochtoni nie byli w stanie uchronić go przed
szabrownikami, nawet gdyby tego bardzo chcieli. Był jeszcze jeden szkopuł -
zagadkowe labirynty podziemnych hal i sztolni zamku i krążące wokół nich
mrożące krew w żyłach opowieści. Być może ten właśnie szkopuł zaważył na tym,
że od 1 lipca 1947 roku nastąpiła
zmiana użytkownika zamku. Stał się nim Związek
Walki Młodych w Warszawie, organizacja jak sama nazwa wskazuje
paramilitarna. Miejscowe władze nie
otrzymały w tej sprawie żadnego zawiadomienia. Członkowie tej organizacji
zjechali z Warszawy do pałacu i wzięli się za niezbędne porządki. Niezbędne, to
znaczy takie by urządzić sobie przede wszystkim, dziś byśmy powiedzieli – hotel
i dyskotekę. Jak pisze Romuald Łuczyński w książce „Losy rezydencji
dolnośląskich w latach 1945-1991”
: „Meble uległy raczej dalszemu zniszczeniu i w okresie zimowym być może
znalazły swój koniec w piecach. Przy okazji porządkowania porozrzucano resztki
książek znajdujących się w bibliotece.”
Otóż to. Nie na wiele się zdały
słowa oburzenia Mariana Brandysa, że na zamku Książ ma miejsce
barbarzyńska dewastacja zdobyczy kultury Kto by się przejmował protestami
gryzipiórka z krakowskiego „Przekroju”. Niestety, taki właśnie żałosny koniec
dotknął skrzętnie gromadzoną przez wieki i pielęgnowaną książnicę dumnego rodu
Hochbergów. Uległa całkowitemu zniszczeniu. Niewątpliwie zafunkcjonowała tu przyjęta przez władze PRL generalna zasada zacierania wszelkich śladów niemieckiej przeszłości Ziem Zachodnich.
Dodam jeszcze, że młodzież ZWM
nie przetrwała zbyt długo w przestworzach zamkowych. Trudno było utrzymać się z
opłaty za wstęp dla wycieczek szkolnych. Latem 1948 roku urządzono tu obóz
młodzieżowy, po zakończeniu którego zamek znalazł się ponownie pod kuratelą
dwóch tych samych strażników. Od 1 września 1948 roku nikt się nim już nie zajmował. Do
polowy lat 50-tych stał się łupem szabrowników i wandali
Zainteresowanych dalszymi losami
zamku odsyłam do książki R. M. Łuczyńskiego. Ostrzegam, że jest to lektura
mogąca wzburzyć krew w żyłach. Trudno byłoby wymyślić gorszy spektakl bezmyślności i bezradności władz i osób odpowiedzialnych za ratowanie zabytku tej miary, co zamek Książ. Daje to wiele do myślenia.
Sądzę, że wiedza o niezbyt
chlubnej przeszłości powojennej zamku jest bardzo potrzebna, by móc docenić
znaczenie tych pomyślnych zmian, które miały miejsce w ostatnich latach i
dzieją się nadal w zamku Książ ku pożytkowi nas wszystkich. Właśnie otwarto po
remoncie kolejne sale na III piętrze dla turystów i wycieczkowiczów, a także
dla innych celów kulturalno-oświatowych.. Książ, to nasza sława i chwała. Był
zbudowany przez książąt piastowskich, a przywrócony został do życia po zniszczeniach
i rabunkach wojennych (mimo przykrej i wstydliwej opieszałości) przez ich rodaków, obecnych
gospodarzy ziemi wałbrzyskiej.
Czytałem i ręce opadły. Ale Książ to niestety jeden z wielu przykładów głupoty wojennej i powojennej. Niestety Niemcy też bezmyślnie grabili ziemie ,które okupowali. Niestety łupy wojenne będą towarzyszyć ludzkości zawsze.
OdpowiedzUsuńPiotr Sąsiad
To są powojenne realia,szokujące i przygnębiające.
OdpowiedzUsuńArt.56 Konwencji haskiej i Regulaminu haskiego:"Wszelka własność gmin,instytucji kościelnych,dobroczynnych,wychowawczych oraz instytucji sztuk pięknych i naukowych,chociażby należących do państwa,będzie traktowana jak własność prywatna.Wszelkie zajęcie,zniszczenie lub rozmyślna profanacja instytucji tego rodzaju,pomników historycznych,dzieł sztuki i nauki są zabronione i winny być karane"
Dziękuję bardzo i mojemu znakomitemu sąsiadowi Piotrowi i Anonimowemu komentatorowi, który przypomina szczytne zapisy konwencji haskiej. Myślę, że trzeba to robić, choć mamy świadomość, że wojna wyzwala w ludziach ukryte bestialstwo, że barbarzyńcy w starożytnym Rzymie nie byli wyjątkiem. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDzięki za świetną kontynuację.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie zastanawiałem się nad przyczynami powojennej degradacji "substancji kulturowej" Ziem Odzyskanych. To, że stało się źle nie ulega dyskusji, jednak mimo naturalnej niechęci do aparatu jaki zapanował po wojnie na następne kilkadziesiąt lat, staram się "wbić" w ówczesne rozumowanie. A co tam mamy? Mamy świeże rany, dymiące ruiny, w pamięci śmierć ojców, braci, synów, sąsiadów... Wchodzimy na ziemie, których własność jest niepewna, które owszem - były kiedyś nasze, jednak setki lat panowania niemieckiego zapewne mocno zatarły obraz dawnej polskości. I czy ktokolwiek z nas miałby w tych warunkach ochotę na ratowanie dorobku i historii tych, którzy zafundowali nam kilka lat cierpień i zniszczenia? Szczerze? Machnąłbym pewnie ręką na dokumenty, księgi, zdjęcia, meble czy inne archiwa. Ile trzeba było włożyć pracy, żeby zbudować wszystko często od podstaw, żeby wszystko było przynajmniej po staremu? Zapanowała hierarchia ważności. Niestety, wystarczy tylko chwila bez dozoru aby bezpowrotnie zniszczyć dorobek pokoleń, jednak osobiście nie oceniałbym tak ostro tamtych ludzi, bo sam nie byłbym pewny swoich zachowań.
A może się mylę? W końcu barbarzyńcy też byli ludźmi. Przynajmniej na początku.
P z W !
Najdotkliwszy okazał się jednak szaber państwowy.W myśl hasła:"Cały naród buduje Warszawę",Z.O.stanowiły źródło zaopatrzenia w budulec dla zniszczonej Warszawy.Powojenna Warszawa powstała z rozebranych wsi i osiedli na Z.O.To była ogromna rozbiórka którą będziemy odczuwać jeszcze długo.
OdpowiedzUsuńNawiązuję do komentarza PzW. To bardzo słuszne wytłumaczenie bierności i obojętności polskich gospodarzy do poniemieckich rezydencji na Ziemiach Odzyskanych. Ale ono nie usprawiedliwia barbarzyńskiego stosunku do zdobyczy kultury. Tak samo nie możemy usprawiedliwiać tego co czynili na tych ziemiach wyzwoliciele - żołnierze Armii Czerwonej. Nie potrzeba odwoływać się do Konwencji Haskiej. Chodzi o normalny, ludzki stosunek do wielowiekowego dorobku w kulturze, technice, gospodarce drugiego narodu, bez względu na to, że był wrogiem, że miał na swym sumieniu te same przewinienia i zbrodnie, a teraz został pokonany, więc przyszedł czas rewanżu. Dlatego też nie chcemy się pogodzić z zagrabieniem i ukryciem przez Niemców Bursztynowej Komnaty, tak samo jak skarbów z klasztoru Monte Cassino, o których mówi się, że są ukryte w Książu. Serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńNie jestem skrajny ,ale ostatnio wpadł mi w oczy pewien artykuł na jakimś forum ,który opisuje wartość materialną utraconą i zniszczoną przy dzisiejszym parytecie $ : otóż kochani - straty z tytułu rabunków i wywózek+straty zniszczenia tylko materialnego wyniosły na terenach naszego państwa około biliona dolarów - cyfra niewyobrażalna. Myślę,że kanclerz Angela by klękła jakby miała to nam zapłacić......:) Drugą sprawą jest to czy Szanowni Bracia Szlachta bu potrafiła to wykorzystać - bo rozwalić takie pieniądze to ciężko........:)Chociaż......:)
OdpowiedzUsuńTutaj są przybliżone statystyki.
OdpowiedzUsuń"Restytucja dóbr kultury utraconych przez Polskę"
Dokumenty dotyczące rodu Hochbergów to kilkaset metrów półek w tutejszym Archiwum Państwowym we Wrocławiu.Mało kto tutaj zagląda.Możliwe jest zamówienie kopi dokumentów.
OdpowiedzUsuń"Zaiste,Książ należy do najpiękniejszych i najbardziej zadziwiających rzeczy jakie widziałem w Europie....jakby był wyczarowany przez duchy,unosi się z nad szczytów skał ten królewski zamek,piętrząc się w powietrznych błękitach"
Herman von Puckler-Muskau
Pozdrawiam.WRC.
Dziękuję WRC za tę informację o materiałach archiwalnych rodziny Hochbergów we Wrocławiu, a już szczególnie za tak piękną metaforę o zamku Książ. Będę ją powtarzał przy każdej sposobności. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń