Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 18 stycznia 2013

Z powojennych losów Książa, część II




wschodnia fasada zamku Książ - współcześnie


Powracam jeszcze raz na moment do mającego już dzisiaj wartość dokumentu reportażu Mariana Brandysa w czerwcowym „Przekroju” z roku 1947. Autor sięga na wstępie do kart historii podwałbrzyskiego zamku Książ (po niemiecku Fürsteinstein), rozwijając z naciskiem wątek piastowskich korzeni zarówno zamku, zbudowanego w XIII wieku przez księcia świdnickiego, Bolka I, jak i jego późniejszych właścicieli, aż do roku 1509, kiedy to z nadania Władysława Jagiellończyka, króla Czech i Węgier Książ stał się własnością saskiego rodu Hochbergów. Wskazuje też na jego niepoślednią rolę polityczną i strategiczną przez ponad sześć wieków jako jednego z ważniejszych miejsc na Dolnym Śląsku, chętnie odwiedzanych przez możnych tego świata.
Marian Brandys zachwyca się następnie położeniem i monumentalną architekturą zamku, porównując go do Wawelu, choć wskazuje, że jest zlepkiem wielu przybudówek z różnych epok i różnych stylów. „Szczególnie brzydkie i szkodliwe dla harmonii całości – pisze Brandys – jest skrzydło południowo- zachodnie, zbudowane już w XX wieku na rozkaz przedostatniego z książąt pszczyńskich, Hansa Heinricha XV w „stylu” naśladującym tzw. barok norymberski. Ponoć zmarły na kilka lat przed wojną magnat uważał tę brzydką budowlę za arcydzieło swojego życia”.
Afirmując nie najgorszy stan zewnętrzny budowli nie może się jednak pogodzić z tym, co ujrzały jego oczy wewnątrz pałacu:
„Czego nie zdołały dokonać wszystkie wojny sześciowiecza, tego dokonała ta jedna – ostatnia. Trzyletnia gospodarka organizacji Todta i wojskowe kwaterunki wypruły z zamku wnętrzności. Czterysta wspaniałych sal ogołocono dosłownie ze wszystkiego. Znikło bogate umeblowanie, zdarto bezcenne gobeliny, wycięto z ram obrazy starych mistrzów. Różowe marmury ścian organizacja Todta zamalowała białym, ordynarnym wapnem. Gdzieniegdzie tylko dostrzec można było pozostałości dawnych bogactw. Tu resztki złoconych boazerii. Tam wspaniały platfon, pędzla włoskiego malarza. Na tle ogólnej ruiny jaskrawi się to rażąco jak szminka na policzkach trupa”.

Przypominam, to była wiosna 1947 roku, dokładnie w dwa lata po skończonej wojnie, kiedy Marian Brandys znalazł się na zamku Książ. Zaledwie rok temu rezydencję w Książnie opuściły posterunki radzieckie. Pisarz ubolewa nad skutkami planów przebudowy wnętrz dokonanymi przez firmę budowlaną Todta oraz ogołoceniem salonów zamkowych z kosztowności, mebli i obrazów.  Ze zrozumiałych względów nie wspomina o tym co czynili przez wiele miesięcy w tym zamku i co wywieźli do Rosji towarzysze z wyzwolicielskiej armii radzieckiej.

W budynku bramnym, czytam na stronie internetowej Zamku Książ, otwierającym drogę przez dziedziniec honorowy do Zamku Książ znajduje się restauracja Brama, za czasów panowania rodziny Hochbergów pełniła funkcję prywatnej biblioteki rodziny. Była drugą największą z prywatnych bibliotek na Śląsku, w której znajdowało się ok. 60 000 książek, map, nut, rękopisów. Po zajęciu zamku przez wojska Armii Czerwonej zbiory te zostały przez nich wywiezione. Potwierdza to notatka gen. Andreja Okorkowa, szefa Zarządu Politycznego Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, w której informuje on Moskwę, że na terenie zamku Fürstenstein kolo Waldenburga została odkryta biblioteka licząca 65 tys. tomów, w tym wiele książek z XVI i XVII wieku, które uchodzą za bardzo rzadkie. Na pytanie, co z nimi zrobić otrzymał odpowiedź - ewakuować, czyli odtransportować do Moskwy. Z relacji M. Brandysa wynika wyraźnie, że nie ewakuowano wszystkiego, ale to co mógł on zobaczyć dzięki „uprzejmości” kustosza Wawrzyszka, to były rzeczywiście resztki biblioteki - archiwum dokumentów i pism urzędowych, listów i rodzinnych pamiątek dotyczących tylko i wyłącznie  rodu Hochbergów. O tym, że były one zagrożone zniszczeniem przez rozrzucenie i brak konserwacji Ministerstwo Kultury i Sztuki w Warszawie było powiadamiane wielokrotnie. Na przeniesienie archiwum potrzeba było odpowiedniej decyzji i  5-6 samochodów ciężarowych.
Wiadomo, że część zbiorów z Biblioteki Hochbergów po wojnie pozostała na miejscu. Pisze o tym Jerzy Rostkowski w książce „Podziemia III Rzeszy. Tajemnice Książa, Wałbrzycha i Szczawna Zdroju” w rozdziale „Ostatnia tajemnica – zamek Książ i depozyt”. Przytacza on fragmenty  raportu Stefana Styczyńskiego, delegata Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie z 11 października 1946 roku o przekazaniu do dyspozycji Ministerstwa dwóch skrzyń nut, jednej skrzyni z książkami i fragmentami sztychów oraz kilku innych ozdobnych przedmiotów. W załączniku do raportu pisze on o zamku Książ:

„W styczniu 1946 roku były tam jeszcze gobeliny, dywany, obrazy, a po wyjeździe komisji złożonej z wyższych oficerów radzieckich, z kwatery marsz. Rokossowskiego rozpoczął się zorganizowany wywóz na wielka skalę, który w lutym objął bibliotekę, w marcu i kwietniu resztę ruchomości. W maju w barbarzyński sposób zniszczono resztę pozostałych ruchomości, dokładnie połamano wszelkie meble, powyrąbywano drzwi, okna, powyrywano tu i ówdzie parkiety, wszystkie boazerie, zniszczono malowidła ścienne, tak że wnętrza kompletnie spustoszone przedstawiają obraz całkowitej ruiny”.

Po opuszczeniu zamku przez wojska radzieckie od czerwca 1946 roku zamek przeszedł pod zarząd Centralnego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. Być może planowano urządzenie w nim ośrodka wypoczynkowego i rehabilitacyjnego dla górników, z uwagi na bliskość uzdrowiska w Szczawnie-Zdroju. Książ od samego początku stanowił problem dla władz z powodu ogromnej kubatury obiektu i wspomnianych zniszczeń wojennych. Jego zagospodarowanie wymagało olbrzymich pieniędzy. Zatrudnieni przez zarządcę jako stróże dwaj niemieccy autochtoni nie byli w stanie uchronić go przed szabrownikami, nawet gdyby tego bardzo chcieli. Był jeszcze jeden szkopuł  -  zagadkowe labirynty podziemnych hal i sztolni zamku i krążące wokół nich mrożące krew w żyłach opowieści. Być może ten właśnie szkopuł zaważył na tym, że od 1 lipca 1947 roku nastąpiła zmiana użytkownika zamku. Stał się nim Związek Walki Młodych w Warszawie, organizacja jak sama nazwa wskazuje paramilitarna. Miejscowe władze  nie otrzymały w tej sprawie żadnego zawiadomienia. Członkowie tej organizacji zjechali z Warszawy do pałacu i wzięli się za niezbędne porządki. Niezbędne, to znaczy takie by urządzić sobie przede wszystkim, dziś byśmy powiedzieli – hotel i dyskotekę. Jak pisze Romuald Łuczyński w książce „Losy rezydencji dolnośląskich w latach 1945-1991” : „Meble uległy raczej dalszemu zniszczeniu i w okresie zimowym być może znalazły swój koniec w piecach. Przy okazji porządkowania porozrzucano resztki książek znajdujących się w bibliotece.”
Otóż to. Nie na wiele się zdały słowa oburzenia Mariana Brandysa, że na zamku Książ ma miejsce barbarzyńska dewastacja zdobyczy kultury Kto by się przejmował protestami gryzipiórka z krakowskiego „Przekroju”. Niestety, taki właśnie żałosny koniec dotknął skrzętnie gromadzoną przez wieki i pielęgnowaną książnicę dumnego rodu Hochbergów. Uległa całkowitemu zniszczeniu. Niewątpliwie zafunkcjonowała tu przyjęta przez władze PRL generalna zasada zacierania wszelkich śladów niemieckiej przeszłości Ziem Zachodnich.
Dodam jeszcze, że młodzież ZWM nie przetrwała zbyt długo w przestworzach zamkowych. Trudno było utrzymać się z opłaty za wstęp dla wycieczek szkolnych. Latem 1948 roku urządzono tu obóz młodzieżowy, po zakończeniu którego zamek znalazł się ponownie pod kuratelą dwóch tych samych strażników. Od 1 września 1948 roku nikt się nim już nie zajmował. Do polowy lat 50-tych stał się łupem szabrowników i wandali
Zainteresowanych dalszymi losami zamku odsyłam do książki R. M. Łuczyńskiego. Ostrzegam, że jest to lektura mogąca wzburzyć krew w żyłach. Trudno byłoby wymyślić gorszy spektakl bezmyślności i bezradności władz i osób odpowiedzialnych za ratowanie zabytku tej miary, co zamek Książ. Daje to wiele do myślenia.

Sądzę, że wiedza o niezbyt chlubnej przeszłości powojennej zamku jest bardzo potrzebna, by móc docenić znaczenie tych pomyślnych zmian, które miały miejsce w ostatnich latach i dzieją się nadal w zamku Książ ku pożytkowi nas wszystkich. Właśnie otwarto po remoncie kolejne sale na III piętrze dla turystów i wycieczkowiczów, a także dla innych celów kulturalno-oświatowych.. Książ, to nasza sława i chwała. Był zbudowany przez książąt piastowskich, a przywrócony został do życia po zniszczeniach i rabunkach wojennych (mimo przykrej i wstydliwej opieszałości) przez ich rodaków, obecnych gospodarzy ziemi wałbrzyskiej.

10 komentarzy:

  1. Czytałem i ręce opadły. Ale Książ to niestety jeden z wielu przykładów głupoty wojennej i powojennej. Niestety Niemcy też bezmyślnie grabili ziemie ,które okupowali. Niestety łupy wojenne będą towarzyszyć ludzkości zawsze.

    Piotr Sąsiad

    OdpowiedzUsuń
  2. To są powojenne realia,szokujące i przygnębiające.
    Art.56 Konwencji haskiej i Regulaminu haskiego:"Wszelka własność gmin,instytucji kościelnych,dobroczynnych,wychowawczych oraz instytucji sztuk pięknych i naukowych,chociażby należących do państwa,będzie traktowana jak własność prywatna.Wszelkie zajęcie,zniszczenie lub rozmyślna profanacja instytucji tego rodzaju,pomników historycznych,dzieł sztuki i nauki są zabronione i winny być karane"

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję bardzo i mojemu znakomitemu sąsiadowi Piotrowi i Anonimowemu komentatorowi, który przypomina szczytne zapisy konwencji haskiej. Myślę, że trzeba to robić, choć mamy świadomość, że wojna wyzwala w ludziach ukryte bestialstwo, że barbarzyńcy w starożytnym Rzymie nie byli wyjątkiem. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za świetną kontynuację.

    Wielokrotnie zastanawiałem się nad przyczynami powojennej degradacji "substancji kulturowej" Ziem Odzyskanych. To, że stało się źle nie ulega dyskusji, jednak mimo naturalnej niechęci do aparatu jaki zapanował po wojnie na następne kilkadziesiąt lat, staram się "wbić" w ówczesne rozumowanie. A co tam mamy? Mamy świeże rany, dymiące ruiny, w pamięci śmierć ojców, braci, synów, sąsiadów... Wchodzimy na ziemie, których własność jest niepewna, które owszem - były kiedyś nasze, jednak setki lat panowania niemieckiego zapewne mocno zatarły obraz dawnej polskości. I czy ktokolwiek z nas miałby w tych warunkach ochotę na ratowanie dorobku i historii tych, którzy zafundowali nam kilka lat cierpień i zniszczenia? Szczerze? Machnąłbym pewnie ręką na dokumenty, księgi, zdjęcia, meble czy inne archiwa. Ile trzeba było włożyć pracy, żeby zbudować wszystko często od podstaw, żeby wszystko było przynajmniej po staremu? Zapanowała hierarchia ważności. Niestety, wystarczy tylko chwila bez dozoru aby bezpowrotnie zniszczyć dorobek pokoleń, jednak osobiście nie oceniałbym tak ostro tamtych ludzi, bo sam nie byłbym pewny swoich zachowań.

    A może się mylę? W końcu barbarzyńcy też byli ludźmi. Przynajmniej na początku.

    P z W !

    OdpowiedzUsuń
  5. Najdotkliwszy okazał się jednak szaber państwowy.W myśl hasła:"Cały naród buduje Warszawę",Z.O.stanowiły źródło zaopatrzenia w budulec dla zniszczonej Warszawy.Powojenna Warszawa powstała z rozebranych wsi i osiedli na Z.O.To była ogromna rozbiórka którą będziemy odczuwać jeszcze długo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawiązuję do komentarza PzW. To bardzo słuszne wytłumaczenie bierności i obojętności polskich gospodarzy do poniemieckich rezydencji na Ziemiach Odzyskanych. Ale ono nie usprawiedliwia barbarzyńskiego stosunku do zdobyczy kultury. Tak samo nie możemy usprawiedliwiać tego co czynili na tych ziemiach wyzwoliciele - żołnierze Armii Czerwonej. Nie potrzeba odwoływać się do Konwencji Haskiej. Chodzi o normalny, ludzki stosunek do wielowiekowego dorobku w kulturze, technice, gospodarce drugiego narodu, bez względu na to, że był wrogiem, że miał na swym sumieniu te same przewinienia i zbrodnie, a teraz został pokonany, więc przyszedł czas rewanżu. Dlatego też nie chcemy się pogodzić z zagrabieniem i ukryciem przez Niemców Bursztynowej Komnaty, tak samo jak skarbów z klasztoru Monte Cassino, o których mówi się, że są ukryte w Książu. Serdecznie pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem skrajny ,ale ostatnio wpadł mi w oczy pewien artykuł na jakimś forum ,który opisuje wartość materialną utraconą i zniszczoną przy dzisiejszym parytecie $ : otóż kochani - straty z tytułu rabunków i wywózek+straty zniszczenia tylko materialnego wyniosły na terenach naszego państwa około biliona dolarów - cyfra niewyobrażalna. Myślę,że kanclerz Angela by klękła jakby miała to nam zapłacić......:) Drugą sprawą jest to czy Szanowni Bracia Szlachta bu potrafiła to wykorzystać - bo rozwalić takie pieniądze to ciężko........:)Chociaż......:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tutaj są przybliżone statystyki.
    "Restytucja dóbr kultury utraconych przez Polskę"

    OdpowiedzUsuń
  9. Dokumenty dotyczące rodu Hochbergów to kilkaset metrów półek w tutejszym Archiwum Państwowym we Wrocławiu.Mało kto tutaj zagląda.Możliwe jest zamówienie kopi dokumentów.
    "Zaiste,Książ należy do najpiękniejszych i najbardziej zadziwiających rzeczy jakie widziałem w Europie....jakby był wyczarowany przez duchy,unosi się z nad szczytów skał ten królewski zamek,piętrząc się w powietrznych błękitach"
    Herman von Puckler-Muskau
    Pozdrawiam.WRC.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję WRC za tę informację o materiałach archiwalnych rodziny Hochbergów we Wrocławiu, a już szczególnie za tak piękną metaforę o zamku Książ. Będę ją powtarzał przy każdej sposobności. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń