Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 30 grudnia 2017

Święta, święta - i po świętach




Kolejne święta Bożego Narodzenia już za nami. Trzy dni jakże różne od innych. Zapewne żyją jeszcze w naszej pamięci jako wydarzenie niezwykłe pod każdym względem. Tak właśnie zapisało się Boże Narodzenie na kartach naszej literatury. Warto do nich powracać by tą nadzwyczajną aurę świąteczną zachować na długo w pamięci i corocznie pielęgnować.


„A gwiazda olbrzymiała, niosła się już niby kula ognista, błękitne smugi szły od niej, niby szprychy świętego koła, i skrzyły się po śniegach, i świetlistymi drzazgami rozdzierały ciemności, a za nią jak te służki wierne, wychylały się z nieba inne, a liczne, nieprzeliczoną, nieprzejrzaną gęstwą, że niebo pokryło się rosą świetlistą i rozwijało się nad światem modrą płachtą, poprzebijaną srebrnymi gwoździami.

- Czas wieczerzać, kiedy słowo ciałem się stało! – rzekł Roch.

Weszli do domu i zaraz też obsiedli wysoką i długą ławę.
Siadł Boryna najpierwszy, siadła Dominikowa z synami, bo się dołożyła, aby razem wieczerzać, siadł Rocho w pośrodku, siadł Pietrek, siadł Witek kole Józki, tylko Jagusia przysiadła na krotko, bo trzeba było o jadle i przykładaniu pamiętać.
Uroczysta cichość zaległa izbę.
Boryna się przeżegnał i podzielił opłatek pomiędzy wszystkich, pojedli go ze czcią, kieby ten chleb Pański.

- Chrystus się w onej godzinie narodził, to niech każde stworzenie krzepi się tym chlebem świętym! – powiedział Rocho.

A chociaż głodni byli, boć to dzień cały o suchym gardle, a pojadali wolno i godnie.

Najpierw był buraczany kwas, gotowany na grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane i smażone w oleju konopnym, później zaś pszenne kluski z makiem, a potem szła kapusta z grzybami, olejem również omaszczona, a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej mąki z miodem zatarte i w makowym oleju uprażone, a przegryzali to wszystko prostym chlebkiem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia tego…”

Tak o przygotowaniach świątecznych i samej wieczerzy wigilijnej pisał w niezwykłej powieści „Chłopi” nasz znakomity Noblista, Władysław Stanisław Reymont. To oczywiście wyrwane z obszernej narracji maleńkie fragmenty obchodów najważniejszych świąt we wsi  Lipce.

Boże Narodzenie, bogate w wielowiekową tradycję, bardzo mocno i z szacunkiem pielęgnowaną na ziemiach polskich, znajduje w naszej literaturze szczególne miejsce.

„Wigilia  Bożego Narodzenia była wielką uroczystością  -  pisze we wspomnieniach swych z lat dzieciństwa Julian Ursyn Niemcewicz  -  Od świtu wychodzili domowi słudzy na ryby, robiono na rzece i toniach przeręby i zapuszczano niewód: niecierpliwie oczekiwano powrotu rybaków… Dnia tego jednakowy po całej Polsce był obiad. Trzy zupy, migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybami i śledziem, kucja dla służących, krążki z chrzanem, karp do podlewy, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z posiekanymi jajami i oliwą itd. Obrus koniecznie zasłany być musiał na sianie, w czterech kątach izby jadalnej stały cztery snopy jakiegoś nie młóconego zboża. Niecierpliwie czekano pierwszej gwiazdy; gdy ta zajaśniała, zbierali się goście i dzieci, rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu, a każdy z obecnych, biorąc opłatek, obchodził wszystkich zebranych, nawet służących i łamiąc go powtarzał: „bodaj byśmy na przyszły rok łamali go z sobą”.

O świątecznych zwyczajach i obyczajach napisał obszerną rozprawkę Lucjan Siemieński, poeta, krytyk literacki i publicysta z XIX wieku:

„Wigilia Bożego Narodzenia w wiejskim dworze, w tym kole serc zbliżonych do siebie, upojonych szczęściem widzenia się po długim rozstaniu, może pogodzonych przy opłatku, wyciska się w pamięci serca i należy do najrzewniejszych wspomnień późnej starości… Na wsi, jeśli gdzie nie ma kościoła, gromadzi się grono domowe, tak państwo jak czeladź, i do późnej nocy wyśpiewują kolędy. Jeżeli zaś jest kościół, wszystko śpieszy na mszę pasterską, odbywaną o północy lub nad ranem. Mnóstwem świateł goreją świątynie pańskie, miliony ust śpiewają nad żłobkiem Nowonarodzonego.”

Pomysł nocnej pasterki i jasełek wyszedł od jednego z największych świętych – Św. Franciszka z Asyżu. Pisze o tym o. Franciszek M. Rosiński w pięknie wydanej przez wrocławską Kolonię Limited „Księdze Bożonarodzeniowej”.

Już w X i XI wieku urządzano w kościołach bożonarodzeniowe misteria. Do tradycji tej nawiązał św. Franciszek, postanowił jednak odprawiać mszę w nocy, pod otwartym niebem, w naturalnej scenerii górsko-leśnej. Uzyskawszy zgodę papieża Honoriusza III w 1223 r. na stokach góry w Greccio miała miejsce pierwsza pasterka z udziałem okolicznej ludności z płonącymi pochodniami. Od XV w., szczególnie pod wpływem franciszkanów, stawiano w kościołach szopki, ale największy rozkwit tej tradycji nastąpił w XVIII w.

Zwyczaj budowania szopki przynieśli do nas franciszkanie z Włoch. Pierwsze szopki były bardzo skromne, stawiano je we wnęce kościoła. Wewnątrz stajenki stał żłobek lub kolebka z dzieciątkiem spoczywającym na słomie lub sianie, obok Maryja z Józefem. Nie brakowało też wołu i osła. Nad żłobkiem unosiły się skrzydlate aniołki, a obok stajenki pasterze przynoszący dary i strzegący trzody. Figurki były niewielkie, z nietrwałego materiału – wosku, glinki, drewna. Z czasem dostawiano figurki trzech króli.

Jednakże szopka nieruchoma  stała się mało atrakcyjna. Toteż pod wpływem neapolitańskim starano się ją ożywić, wprowadzając figurki ruchome. Tak jak w teatrze kukiełkowym poruszali je ukryci aktorzy, zazwyczaj bracia zakonni. Przedstawiano sceny biblijne przeplatane wstawkami obyczajowymi. Na przykład w widowiskowej scenie śmierci Heroda tyran ten na próżno usiłuje wykupić się kostusze skarbami, władzą, koroną i berłem. Ona chce tylko i wyłącznie jego głowy. Coraz częściej wprowadzano do szopki elementy humorystyczne, rubaszne. Spowodowało to usunięcie ruchomych szopek z kościołów. Szybko przekształciły się one w ludowy teatr jasełkowy. Kukiełki zostały zastąpione przez kolędników, zwłaszcza biedaków, którzy w ten sposób dorabiali sobie na życie. Często grupki pasterzy z Herodem, śmiercią , diabłem, krążyły od domu do domu odgrywając jasełka, śpiewając kolędy, deklamując okolicznościowe teksty. Dobrą tradycją cieszyli się kolędnicy z gwiazdą betlejemską, szopką lub turoniem.

Szkoda więc, że tradycja ruchomych szopek w kościołach zanikła. Dawnych szopek ruchomych zachowało się w Polsce niewiele. Możemy je jednak wciąż podziwiać w nieodległych Wambierzycach czy Bardzie Śląskim.
Warto się tam wybrać przy okazji świąt, zwłaszcza z dziećmi, dla których ruchome figurki, scenki rodzajowe i  orientalne obrazki są zazwyczaj bardzo atrakcyjne.

Zanika też zwyczaj kolędowania,  jak też wystawiania jasełek na deskach scenicznych w okresie świątecznym. W mojej pamięci zachowały się do dziś przeurocze jasełka w małej wsi nad Jeziorem Otmuchowskim, zagrane tuż po wojnie przez amatorską grupę wiejskiego domu kultury. Byłem wtedy w drugiej, może w trzeciej klasie podstawówki, a jasełka stanowiły pierwszy kontakt z teatrem. Nie zapomnę wrażenia jakie wywarł na mnie okrutny Herod i aplauzu z jakim przyjmowana była przez salę obleczona w białe prześcieradło Śmierć i demoniczny Diabeł z widłami, wypowiadający do Heroda słowa: Za twe zbytki, za twe zbytki, pójdź do piekła, boś ty brzydki ! Słowa te jak i inne rymowanki z barwnych jasełek towarzyszą mi do dziś. I do dziś nie zapomnę melodyjnej kolędy „Wśród nocnej ciszy”, śpiewanej na koniec dramy jasełkowej początkowo przez aktorów na scenie, a potem przez całą salę.

Jakże ciekawą i emocjonującą jest możliwość bezpośredniego uczestnictwa w misterium „miasteczka betlejemskiego”. Możemy się o tym przekonać w parafii Chrystusa Króla w Głuszycy. Niezwykle proste w swej formie nawiązanie do średniowiecznych misteriów Bożonarodzeniowych przyciąga tłumy zwiedzających. Dotąd mogliśmy tworzyć obrazy dalekiego Betlejem tylko oczami wyobraźni. Teraz oglądamy je na własne oczy. To nic, że cała ta inscenizacja jest nieprawdziwa, że aktorami są zwykli parafianie. To właśnie bezpośredni kontakt z mistycznym wydarzeniem, które leży u podłoża naszej wiary, wyzwala ukryte emocje i wzruszenia. Można się spodziewać, że tegoroczne „Żywe Betlejem” okaże się równie bogate w wewnętrzne przeżycia i refleksje.

Bożonarodzeniowa tradycja świąteczna w Polsce jest tak bogata i urozmaicona, że można by o niej pisać książki.
Ma ona swą ciekawą historię  i znajduje się w ustawicznym rozwoju. We współczesnym świecie niebywałego rozwoju techniki i komunikacji podlega wpływom różnych kultur i cywilizacji. Ale  nie są to wpływy tak wielkie, by zerwać z korzeniami i utracić własne, katolickie i staropolskie wartości. Postarajmy się w kolejnych latach  uczynić te Święta godnymi naszej narodowej tożsamości.


4 komentarze:

  1. Tak piękny jest Twój tekst, że nie chciałabym go sprofanować jakimś nieprzemyślanym słowem.
    Więc tylko serdecznie Ci za niego dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja cieszę się, że mam tak znakomitego pierwszego Czytelnika, a dobre słowo o moim pisaniu jest dla mnie balsamem dla serca. Bardzo za to dziękuję. Szykujmy się do godnego powitania Nowego Roku, oby był nie gorszy od mijajacego. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. W tym roku nie miałem choinki,tylko szopkę,którą sklejałem...cztery lata.Ruchomej szopki,taką jak zbudował mój dziadek,jeszcze nie zbudowałem.Wszystko w tej szopce było poruszane ciepłem palących się świec.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pełen podziwu i uznania, to tytaniczna praca nad taką szopką, a pomysł z jej uruchomieniem ciepłem świeczek jest fantastyczny. Powinna się ustawić pod Twoimi drzwiami kolejka zwiedzajacych jak w Wambierzycach, tylko że Ty to zrobiłś chyba dla siebie i najbliższych Ci osób. Henryku - jesteś Wielki i chwała Ci za to.

    OdpowiedzUsuń