„I gdy
wciąż wszyscy mówią, mało kto się spyta, jaki też jest cel słowa, jak słowo się
czyta w sobie samym. I dziejów jego promień cały rozejrzeć mało kto ciekawy,
zuchwały” - oto słowa wielkiego poety polskiego Romantyzmu, Cypriana Kamila
Norwida pasujące jak ulał do utartych zwyczajów obchodzenia przez nas świąt Bożego Narodzenia.
Najważniejszą
rzeczą w Boże Narodzenie jest choinka, są prezenty pod choinkę, kto zasiądzie
przy stole no i oczywiście to wszystko co się na nim znajdzie. Na dalszym
planie pozostaje często religijna istota tych świąt, potrzeba skupienia się nad
rodowodem i znaczeniem tradycji
świątecznych, które powodują, że te święta mają szczególny urok i są tak
bliskie naszemu sercu.
Przyjrzyjmy
się na moment jednej z naszych świątecznych tradycji bożonarodzeniowych, a są
to kolędy i kolędowanie. Gdy w czas Bożego Narodzenia rozbrzmiewać będą „wśród
nocnej ciszy” w kościołach i domach piękne polskie kolędy, niech przynajmniej przez
chwile otoczy nas blask ich urody, prostota i mądrość słów, dźwięczność
melodii, to wszystko co świadczy o nieprzemijającej wartości naszych staropolskich
tradycji.
Trudno
oznaczyć czas, w którym pieśni bożonarodzeniowe uznano kolędami, stało się to
jednak późno, chyba w XIX wieku. Wcześniej zwano je inaczej, rotułami,
kantykami, pastorałkami. Największa ich ekspansja przypada na okres baroku, tj.
w XVII i XVIII wieku. W następnych stuleciach powstały nowe kolędy, ale te
starsze cieszą się największą popularnością. Prymat nad wszystkimi dzierży
kolęda „Bóg się rodzi, moc truchleje”, będąca czymś w rodzaju hymnu, śpiewana
pod koniec pasterki, a także na wszystkich uroczystościach bożonarodzeniowych w
kościołach całej Polski.
Z kolędą
jako pieśnią wiąże się ściśle zwyczaj kolędowania. I jedno i drugie zjawisko
wywodzi się z prowincjonalnej Polski i w niej tkwi do dziś głębokimi
korzeniami. Niestety obyczaj chodzenia z kolędą po domach w okresie świątecznym
wyraźnie ubożeje. Dajemy się bezwiednie ogarniać obcymi naleciałościami z
Zachodu, a media w sposób bezkrytyczny lansują wśród dzieci np. irlandzki
„hallowen”, podczas gdy nasze o niebo piękniejsze i bogatsze kolędowanie z
gwiazdą lub szopką betlejemską staje się zwyczajem anachronicznym.
Trudno się
uchronić przed ekspansją sztuczności i masowej chałtury świątecznej supermarketów.
Widać to wyraźnie na naszych świątecznie ustrojonych choinkach. Piękne
staropolskie tradycje zdobienia choinek własnoręcznie wykonanymi stroikami i
świecidełkami należą do przeszłości.
Święta bez drzewka są smutne, ale
ubrać choinkę nie znaczy wcale zrobić z niej ekspozycję ekskluzywnego sklepu. Bombki, światełka,
wszelakie ozdoby są drogie. Tymczasem, spontanicznie wykonane, prymitywne wręcz
ozdoby to często najpiękniejszy wystrój i wielka frajda dla dzieciaków.
Pierwszy pomysł to oczywiście łańcuchy z kolorowego papieru, które wcale nie muszą wyglądać kiczowato. Jeśli zaopatrzymy się w ładne kolory arkuszy i będziemy sklejać ciasne, grube ogniwa, otrzymamy bardzo modernistyczną przeplatankę.
Stare bombki można pięknie odnowić, używając olejowego flamastra i farbek. Dzieciaki mogą odciskać kciuki na szklanych kulach a potem dorysowywać reniferkom oczy, noski i rogi. Przy pomocy kleju i różnych tkanin oraz wełny stworzymy bombki-kukiełki, którym można nadawać imiona i tworzyć całe historie. Pięknie na drzewku wyglądają też domowej roboty pierniczki, jesienne liście wysuszone i polakierowane na złoto lub srebrno, płatki śniegu wycięte z papieru, kulki waty, a także małe zabawki typu pluszowy miś czy ludziki z plasteliny. Im bardziej kreatywnie, tym fajniej, a przygotowania ozdób mogą ruszyć pełną parą już od początku grudnia.
Mamy
szerokie pole do popisu w urządzaniu wieczerzy wigilijnej i pomysłu na całe
święta. Byłoby dość oryginalnie, gdyby zaplanować rodzinne spacery na „łono
natury”, odwiedziny znajomych lub wycieczki do lasu, w góry. Nie możemy
zapomnieć o istocie świąt, o ich religijnym przesłaniu, o potrzebie modlitwy
lub skupienia, docenieniu wartości staropolskich obrzędów, kolęd i kolędowania.
Czy ktoś z
nas ma jakiekolwiek wątpliwości, gdzie się faktycznie urodziło Dzieciątko
Jezus? Chyba nikt. Wszyscy wiemy, że miało to miejsce w stajence betlejemskiej.
Znamy tę stajenkę z kolorowych kartek świątecznych i z urządzanych w kościołach
sugestywnych szopek. Jest tam w centralnym miejscu maleńki Jezusek z lekka
okryty białym płótnem w żłobie na sianku położony, obok pochylona nad nim jego
matka Maryja, dalej z tyłu stojący Józef, no i niezbędne atrybuty - zwierzęta
stajenne - wół, osiołek, owieczki, często też pasterze, a z tyłu w tle
Aniołowie. Bywa też, że w stajence są już przybyli z daleka w barwnych szatach
Trzej Królowie Monarchowie.
Znamy też
szopkę betlejemską z naszych nastrojowych kolęd i ustnych przekazów księży,
poczynając od lekcji religii, a na uroczystych kazaniach kończąc.
Okazuje się
jednak, że z faktycznym miejscem narodzenia Chrystusa mamy sporo niejasności.
Według
Ewangelii Zbawiciel przyszedł na świat w Betlejem i właśnie w murach miasta
pasterze zgodnie z wezwaniem Anioła mieli szukać „niemowlęcia owiniętego w
pieluszki i leżącego w żłobie” (Ewang. Św. Łukasza). Rozszerzająca się wersja o
narodzinach Jezusa w ubogiej stajence poza murami miasta nie jest zgodna z
logiką i znajomością realiów historycznych, tak samo, jak to, że był to
drewniany żłobek, jaki zwykle oglądamy na obrazkach lub widzimy w szopkach? Jak
można sądzić z historii takim żłobem było najpewniej wykute w ścianie jaskini
miejsce przeznaczone do rzucania bydłu karmy. Najczęściej zaś jaskinia
stanowiła wówczas w wielu domach mieszkalnych ich część, bo były to domy
parterowe, w których na noc znajdowały też schronienie zwierzęta domowe.
Józef i
Maryja przybyli tu z Nazaretu w związku ze spisem ludności. Józef
najprawdopodobniej wywodził się z Betlejem więc podlegał spisowi w tym mieście.
Trudno wyjaśnić, dlaczego zdecydowano się na pieszą wędrówkę z Nazaretu do
Betlejem akurat w tym momencie, kiedy Maryja spodziewała się dziecka. Obydwoje
przybyli tu wraz z dobytkiem, najprawdopodobniej z objuczonym osłem i zamiarem
pozostania na dłużej. Józef pukał do drzwi, prosząc o gościnę, ale nie
znalazł miejsca w gospodzie. Powodem mogło być to, że miasteczko było
przepełnione ludźmi, którzy przybyli tu dla spisu, a Maryja nie chciała nocować
w izbie wypełnionej nieznajomymi, bo spodziewała się rozwiązania. Trudno
przypuszczać, że przed Józefem i Maryją zatrzaśnięto drzwi, bowiem gościnność
na Wschodzie była rzeczą świętą, a Józef mógł mieć w Betlejem członków rodziny.
Warto wiedzieć, że słowo „gospoda” nie oznacza w tym przypadku czegoś w rodzaju
karczmy, hoteliku lub domu noclegowego. Tak nazwano wówczas miejsce otoczone
murem, w części zadaszone, gdzie pod dachem nocowali ludzie, a zwierzęta stały
obok pod gołym niebem. A jeśli zabrakło miejsca w gospodzie, domownicy lub
przybysze nocowali razem ze zwierzętami. Jest rzeczą zrozumiałą, że miejsce
wypełnione gośćmi nie było do przyjęcia dla Maryi w jej stanie brzemiennym.
Potrzebowała cichego kącika, gdzie mogłaby urodzić. Toteż szukali go z Józefem
i w końcu znaleźli miejsce odosobnione, niestety, niezbyt komfortowe. Nie ma tu
jednak mowy o tym, iż nie otwarto im drzwi lub też wyrzucono z gospody., bo
byli zbyt biedni.
Gdzie więc
Maryja urodziła Boże Dziecię: w domu, jaskini, szopie, oborze ? Ewangelista
Łukasz podaje, iż „porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i
położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Można sądzić,
że po prostu Maryja znalazła ciche miejsce w części domu, w którym na noc
przymykano zwierzęta, a gdy powiła dzieciątko, położyła je tam, gdzie był żłób
wykuty w skale.
Jednak
Chrystus urodził się w samym Betlejem, a nie poza miastem, w jakiejś jaskini na
polu pasterskim.
Pierwszą
wizytę ubogiemu Dzieciątku w Betlejem, jak głosi tradycja religijna, złożyli
równie biedni pasterze, którym anioł obwieścił tejże nocy narodzenie się
Mesjasza.
Nie będę
rozwijał tej kwestii, skąd się wziął wśród pasterzy anioł i dlaczego właśnie
oni, a w dalszej kolejności Trzej Mędrcy byli tymi, którzy jako pierwsi oddali
cześć Nowonarodzonemu, bo są to sprawy mieszczące się w sferze bardziej
metafizycznej niż historycznej, realnej. W ogóle Boże Narodzenie obrosło
legendą, tak że dziś trudno oddzielić prawdę od fikcji. Wiadomo, że Ewangeliści
pisali o tym fakcie bardzo powściągliwie, pozostawiając wiele znaków zapytania.
Czy Rodzina
Święta pozostała przez dłuższy czas w tym prymitywnym miejscu, gdzie Dzieciątko
przyszło na świat ? Na pewno nie. Józef na drugi dzień zrobił wszystko, by
przenieść je do zadaszonej części gospody. W każdym razie, gdy przybyli Mędrcy,
zastali Rodzinę Świętą w „domu”, a nie w jakiejś walącej się szopie czy
jaskini.
Skąd więc
się wzięła stajenka betlejemska ? Możemy to sobie łatwo wyjaśnić, bo jest
klasycznym przykładem jak rodzą się różnego rodzaju mity. To po prostu wytwór
ludzkiej fantazji. Nie należy odnosić się do tego negatywnie, wręcz
odwrotnie - pozytywnie, gdyż służy dobremu celowi. Czyni misterium
narodzin Jezusa Chrystusa bliższym naszej duszy i sercu..
Stajenka
wiejska jest bardziej swojska, niż orientalna grota wykuta w skale, a ponieważ
szopka zadomowiła się mocno w naszej tradycji świątecznej nie ma powodów by tym
się przejmować.
O historii
związanej z narodzeniem Jezusa znajdziemy wiele innych szczegółów w
interesującej „Książce Bożonarodzeniowej” wydanej przez Kolonię Limited w 1993
roku we Wrocławiu. Myślę, że warto w okresie świątecznym pogłębiać naszą wiedzę
o istocie i nieprzemijających wartościach tradycji Bożego Narodzenia.
Zaś my Wałbrzyszanie
zadbajmy o to, by świętom Bożego Narodzenia i Nowego Roku nadać rodzime,
polskie akcenty. Jest to szczególnie ważne na tej ziemi, która po kilku wiekach
powróciła do Polski i stała się naszym domem rodzinnym, naszą ziemią
ojczystą.
Miłych, rozbrzmiewających
staropolskimi kolędami i bogatych w rodzime obrzędy świąt, życzę jak najcieplej
i jak najserdeczniej wszystkim moim Czytelnikom !
Drogi Staszku! Jestem długoletnim czytelnikiem Twojego blogu a więc z radością przyjmuję życzenia świąteczne.Podobnie jak Ty, życzę Tobie i Twojej rodzinie radosnych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego nowego roku.Ponadto Tobie życzę wytrwałości i pomysłowości w pisaniu blogu.Pozdrawiam Bronek.
OdpowiedzUsuń