![]() |
chwila refleksji |
Tym
razem pozwalam sobie na maleńki wykład z historii, a rzecz dotyczy polskości
Ziem Zachodnich. Jest to temat budzący kontrowersje, a przecież
bardzo ważny dla poczucia naszej tożsamości narodowej. Myślę o nas Polakach
czujących się jednocześnie Dolnoślązakami.
Wahałem
się przez jakiś czas, czy wrócić do tego tematu poruszonego już w moim blogu. Pisałem tam o niemieckiej
przeszłości Głuszycy, zwracając uwagę na potrzebę dostrzeżenia osiągnięć i pozytywnych dokonań ówczesnych gospodarzy tej
ziemi, z których winniśmy czerpać wzory. Odniosłem się też do kwestii przyznania
Polsce Ziem Zachodnich i Północnych na Konferencji Poczdamskiej jako skutku II
wojny światowej w następującym zdaniu:
„Tak
zwane Ziemie Odzyskane „wróciły” do Polski nie dlatego, że kiedyś były
zamieszkałe przez Słowian, a następnie znalazły się w granicach państwa Polan,
ale dlatego, że po II wojnie światowej, w Poczdamie, Józef Stalin i jego
koalicjanci, Henry Truman i Clement Attlee (w miejsce Winstona Churchilla)
mieli w tym swoje interesy. Z jednej strony – ograniczenie obszaru Niemiec, z
drugiej – rekompensata dla Polaków za utracone ziemie wschodnie. Na tę właśnie
kolejność motywów warto zwrócić uwagę. Konferencja Poczdamska wprowadziła nowy
ład w Europie, m. in. ustalając zachodnią granicę Polski na Odrze i Nysie
Łużyckiej”.
Powodem
irytacji jednego z Czytelników, który napisał do mnie list, był użyty przeze
mnie zwrot „tak zwane Ziemie Odzyskane”. Jakie
tak zwane? Jak można poddawać w wątpliwość sztandarowe hasło propagandzistów
ludowej władzy – „Myśmy tu nie przyszli, myśmy tu wrócili”, albo też jeszcze
piękniej brzmiące o powrocie do Macierzy?
Komuniści zaraz po wojnie czynili wszystko, by zatrzeć
złe wrażenie po tym co zrobił najważniejszy sojusznik, Rosja Stalinowska,
zagarniając duże obszary Polski Wschodniej. Koncentrowano się więc na uzasadnieniu słuszności nowych regulacji
granicznych Polski jako spełnieniu się aktu sprawiedliwości dziejowej.
Ile
w tym prawdy historycznej, a ile zwykłej propagandy , można się przekonać
biorąc do ręki obojętnie jaki dobry, współczesny podręcznik historii
powszechnej lub historii Polski. Ja posłużę się ogromnie popularną i cenioną w
Polsce i na Zachodzie książką Normana
Daviesa i Rogera Moorhouse’a, „Mikrokosmos. Portret miasta
środkowoeuropejskiego. Vratislavia, Breslau, Wrocław”.
O
przeszłości ziem w dorzeczu Odry, a więc
Śląska i Wrocławia, który to ze względu na brak pierwotnej nazwy zdecydował się
autor nazwać Wyspowy Gród, możemy przeczytać w I rozdziale książki. Wynika z
niej, że w czasach prehistorycznych, poczynając od końca epoki kamienia przez
wiele tysiącleci do początków nowej ery przewinęło się przez ten region mnóstwo ludów, docierających tu głównie z tzw. Bohemii (środkowy
bieg Renu i Dunaju). W epoce brązu rozwinęły się tu dwie kultury: unietycka (1800-1400 p.n.e.) i łużycka
(1300-400 p.n.e.). To właśnie z okresu łużyckiego wywodzi się Biskupin, jedno z
najstarszych wykopalisk archeologicznych w pobliżu Gniezna, pierwszej stolicy
Polski. W epoce żelaza, ok. 400 do 200 p.n.e. pojawili się na Śląsku Celtowie, pozostawiając liczne ślady w wykopaliskach
archeologicznych (monety, biżuteria, ceramika, a nawet nazewnictwo, m. in.
rzeki Odry). Od 200 p.n.e. do 600 n.e. dorzecze Odry zasiedlili Wenedowie. W tym okresie ok. 400 r. p.n.e. wtargnęli tu Scytowie, koczowniczy lud znad Morza Czarnego, a następnie Sarmaci, lud kaukaski. Od IV w. p.n.e. miały miejsce
najazdy ludów germańskich,
Gotów, Burgundów, Markomanów, następnie Wandalów z północnej Jutlandii. W V w. n.e., w czasie
wielkiej wędrówki ludów, podążyli oni dalej w głąb Europy w kierunku Moguncji,
a następnie splądrowali Rzym, podobnie jak i
postrach Europy, Hunowie, wojowniczy lud
pochodzenia mongolskiego, przemieszczający się po świecie na rączych koniach i
siejący wszędzie grozę i zniszczenie. To
właśnie oni doprowadzili do wyludnienia terenów nad Wisłą i Odrą. W połowie pierwszego tysiąclecia miała tu
miejsce olbrzymia mieszanina ludów i kultur. Niemieccy uczeni przeceniają rolę i znaczenie ludów
germańskich Gotów i Wandalów, polscy uczeni starają się utożsamić kulturę
łużycką jako dzieło Protosłowian – jedynych tubylców w tym
regionie. Zacytuję teraz samego Normana Daviesa:
„W połowie I
tysiąclecia p.n.e. lista grup kulturowych, plemion i ludów, które – o ile nam
wiadomo – zamieszkiwały Wyspowy Gród bądź okolicę, dochodziła do dwudziestu…
Trudno uwierzyć, że poważni badacze naukowi mogą udzielać poparcia próbom
zawłaszczenia praw do tego regionu przez jeden tylko naród…”
Trzeba
zdać sobie sprawę z tego, że w takiej grze mogą brać udział wszystkie
zainteresowane strony. Polscy „autochtoniści” wyobrażają sobie pewnie, że ich
przekonanie o protosłowiańskości prehistorycznych osad śląskich jakoś uzasadnia
powrót polskiej władzy na te tereny w połowie XX wieku. Jeśli jednak tak sądzą,
to nie powinni protestować, gdyby obrońcy czeskości dowodzili, iż władza Czech
nad Śląskiem przed rokiem 990 uzasadnia powrót tych ziem do Czech po roku 1335;
albo gdyby obrońcy niemieckości uzasadniali średniowieczny Drang nach Osten
wcześniejszą działalnością Gotów i Wandalów. Współcześni celtofile z pewności
byliby w stanie wydumać roszczenia w imieniu Walijczyków czy Irlandczyków. O
wiele lepiej pogodzić się z faktem, iż idea „praw historycznych” jest podejrzaną fikcją.”
Jeśli
mówimy o Słowianach w dorzeczu Wisły i Odry przed powstaniem państwa polskiego,
to nasuwa się pytanie: skąd się oni wzięli? Wydaje się, że pierwsi koczownicy słowiańscy przybyli na
ziemie późniejszej Polski w V i VI wieku n.e. i byli to Chorwaci. Są świadectwa istnienia w
VI w. n.e. „Białej Chorwacji” na terenach północno-zachodnich Karpat,
Małopolski, Śląska i wschodnich Czech. Odeszli oni w 635 roku do Bizancjum, by
wypędzić znad Adriatyku Awarów na prośbę cesarza Herakliusza. Ale na ich
miejsce przybyło z południa siedem czy osiem innych plemion słowiańskich.
Obszar centralny obejmujący dzisiejszy Wrocław i górę Ślężę został zamieszkały
przez Ślężan, a ziemie nad Wartą z Gnieznem przez Polan. Ale nie dane im było
zaznać spokoju. Pod koniec IX wieku znalazły się w orbicie wpływów Państwa
Wielkomorawskiego, głównej potęgi w Europie Środkowej. Wprawdzie nie przetrwała
ona zbyt długo, podbita z kolei przez Madziarów, ale pozostały tu nadal
plemiona słowiańskie. Część z nich uległa wpływom bizantyjskiej misji
chrześcijańskiej Cyryla i Metodego, którzy od roku 863 penetrowali tereny
państwa morawskiego od stolicy Nitry poczynając, wprowadzając obrządek
Wschodni. Na początku X wieku pojawia się nowa potęga – czeska dynastia
Przemyślidów, którzy pod rządami księcia Bolesława Okrutnego (929-972) stali
się spadkobiercami Państwa Wielkomorawskiego. Po zwycięstwie króla Niemiec
Ottona I nad Madziarami na Lechowym Polu w 955 roku przy pomocy księcia
Bolesława Okrutnego, Czechy objęły we władanie także Śląsk. Mogło to stać się
nawet wcześniej za panowania Wratysława I (915-921), stąd współczesna nazwa Wrocławia. Pod wpływami
niemieckimi Czechy przyjęły chrzest z Rzymu, a nie z Bizancjum.
Dzieje
się to wszystko w ważnym dla przyszłej Polski momencie dziejowym, a mianowicie
– pojawieniu się na scenie historycznej księcia Polan, Mieszka I. To właśnie ten władca z dynastii piastowskiej
stawił opór margrabiemu marchii wschodniej Wichmanowi, uniezależniając się od
cesarza, a następnie dla pełnego bezpieczeństwa przyjął chrzest za
pośrednictwem Bolesława czeskiego, poślubiając w 966 r. jego córkę Dobrawę. Mieszko I przy pomocy oręża zbrojnego zjednoczył wokół siebie plemiona słowiańskie,
w roku 979 zakończył podbój Pomorza, a w roku 990 – Śląska i Małopolski. Brzemiennym w skutki
okazało się zdobycie Krakowa, ważnego grodu nad górnym biegiem Wisły,
znajdującym się wówczas pod wpływami czeskimi, celtyckimi i germańskimi. Poznań
w Wielkopolsce i Kraków w Małopolsce stały się później głównymi ośrodkami
państwowości młodego państwa polskiego. Około roku 991 kancelaria Mieszka I przygotowała dokument, znany jako
Dagome iudex, oddający pod opiekę Papieża rozległe włości księcia w dorzeczu
Wisły i Odry.
Jak się okazało rozwój państwa Polan zagroził bezpośrednio dominacji Czech.
Następca Mieszka I, jego syn Bolesław Chrobry (992-1025), zręcznie wykorzystał
fakt zabójstwa misjonarza czeskiego Wojciecha przez zamieszkałe nad Bałtykiem
pogańskie plemię Prusów, sprowadzając zwłoki późniejszego świętego do Gniezna.
W pamiętnym roku 1000, w którym oczekiwano Drugiego Przyjścia Chrystusa, a
nawet przepowiadano koniec świata, Bolesław Chrobry uzyskał od papieża
kanonizację Wojciecha, a następnie zaprosił do Gniezna cesarza Ottona III z
pielgrzymką do grobu świętego. Otton III jako najwyższa władza świecka
zachodniego chrześcijaństwa swoją wizytą potwierdził uznanie nowego państwa,
wyniósł Gniezno do rangi metropolii, ponadto obwieścił utworzenie trzech
podległych biskupstw w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Umieścił też w
przypływie szczerości diadem cesarski na głowie Bolesława, dając tym sposobem
znak do podniesienia go do godności królewskiej. Stało się to ostatecznie i
formalnie w dokumencie papieskim, ale dopiero w 1025 roku, zarazem roku śmierci Bolesława Chrobrego, jednego z największych
władców piastowskich.
Pozwoliłem
sobie na skondensowany wywód z historii, bo tylko w ten sposób można pokazać
skomplikowaną przeszłość ziem nad Wisłą i Odrą, w tym obecnie znów naszego
Śląska. Widać stąd, że wysnuwanie praw etnicznych do Ziem Zachodnich i
Północnych nie jest tak łatwe i proste, jak to wynikało z propagandowych haseł
władzy ludowej w powojennej Polsce. Źle jest jeśli historię chce się nagiąć na
siłę do zapotrzebowań politycznych, obojętnie czego by ona miała dotyczyć.
Niestety, mamy z tym do czynienia nagminnie i to nie tylko w naszym kraju.
Jeżeli kwestionujemy bezpodstawność roszczeń niemieckich do Ziem Zachodnich i
Północnych, to znaczy że godzimy się na taką samą bezpodstawność naszych
roszczeń do ziem utraconych na Wschodzie w wyniku agresji Rosji Sowieckiej we
wrześniu 1939 roku, czyli kwestionujemy układy w Jałcie i Poczdamie, a tym samym
cały powojenny ład. Czy nie lepiej dać sobie spokój z wynajdywaniem praw
historycznych do takich, czy innych ziem, a po prostu przyjąć stan obecny za
jedyny, realny i racjonalny, jako skutek tragicznej wojny, zwłaszcza że
jesteśmy we wspólnej Europie i granice państwowe tracą coraz bardziej na
znaczeniu? Wszelkie roszczenia graniczne nie mają we współczesnym świecie racji
bytu, co nie wyklucza możliwości rozmawiania o nich na gruncie merytorycznym, a
co za tym idzie – na gruncie lepszego poznawania historii.
Niestety,
te prawdy nie trafiają do przekonania obecnym przywódcom wielkiej Rosji, o czym
najdotkliwiej przekonali się Gruzini, Czeczeńcy a teraz Ukraińcy. W tym kraju
nadal funkcjonuje mentalność z imperialnych czasów średniowiecza. Ale to już
jest osobny temat.
Niewątpliwie
bardzo ważnym jest, że Śląsk był polski w początkach państwa polskiego, w
okresie piastowskim, że jeszcze wcześniej, przed wiekami, mieszkali tu
słowiańscy Ślężanie. Zostali oni
wyrugowani z tych ziem w efekcie takich czy innych splotów wydarzeń, bądź też
zostali zasymilowani przez żywioł napływowy z Zachodu (choć nie wszędzie, czego
przykładem jest Górny Śląsk). Nie powinno to budzić żadnych kontrowersji. Tak
samo jak to, że Polska w obecnym kształcie jest bardzo bliska granicom państwa
Mieszka I i Bolesława Chrobrego, w którym znalazły się plemiona słowiańskie
zamieszkałe nad Wisłą i Odrą. Są to więc w jakimś sensie „ziemie odzyskane”,
ale nie można tego uznawać, za spełnienie się sprawiedliwości dziejowej bo to pojęcie jest bardzo umowne.
Natomiast mamy historyczne podstawy by nie czuć się na tych ziemiach zaborcą ,
lecz traktować je jak swoje.
Przepraszam
za ten dość obszerny wywód, ale starłem się jak mogłem wyłuskać kwintesencję
znacznie szerszego rozdziału we wspomnianej powyżej, znakomitej książce Normana
Daviesa, do której to lektury gorąco zachęcam.
Drogi Staszku!Dr Basak/dzisiaj zapewnie profesor emeryt/ za ten wspaniały Twój wykład nie szczędziłby słów pochwały.Myślę,że prof.Bronisław Pasierb i inni postąpili by podobnie.A cóż ja mogę powiedzieć"po prostu jestem dumny,że mój przyjaciel w tak przystępny sposób przekazuje swoją wiedzę historyczną, że ci którzy mieli uprzedzenie do historii mogą ją polubić.Brawo Tobie za to.Serdecznie pozdrawiam Bronek
OdpowiedzUsuńPs.opracowania Normana Daviesa są świetne.
Dziękuję Bronku ! Przyznam się, że kosztowało mnie to sporo czasu, by jak najkrócej i najprościej ująć temat dość obszernego rozdziału z książki Daviesa. A w ogóle Norman Davies to dla mnie wzór pisarza- historyka. Cenię go za to, że jego dzieła historyczne mają walory literackie, stąd czyta się je z zachwytem. Serdecznie dziękuję za przypomnienie mojego promotora i naszych sielskich czasów uniwersyteckich. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńPanie Stanisławie ja mam bardziej imperialne zakusy:))Polska od morza do morza,od Łaby po...:))
OdpowiedzUsuńAle to może dlatego,że dzisiaj 13-ty i piątek,a wczoraj objadłem się tłustych pączków,no i już myślę o jutrzejszych Walentynkach:))
A tak na poważnie to zgadzam się z Panem! Tylko nie wiem,skąd u Pana ta obawa przed"iwanem groźnym".My mamy Putlera za plecami,on ma Chiny,które także o pewnych rzeczach nie zapomniały i w każdej chwili mogą się"przypomnieć".
"www.youtube.com/watch?v=JrcRWaziZLU"
Pozdrawiam!
Dziękuję Henryku za ten znakomity pomysł. Już od dawna powinniśmy zabiegać o to, by zamienić przyjaźń polsko-radziecką na polsko-chińską. Wczoraj czytałem o tym w internecie, że Chińczycy są gotowi importować polską żywność - mięso. warzywa, owoce, tylko że to, co my możemy im oferować, to dla nich mała pestka. Dlatego stawiam na Chińczyków, nawet bardziej niż na Amerykanów. Tylko ten język chiński. Ale oni są mistrzami w pantomimie. Jakoś się dogadamy. A z czasem przekonamy się, że najlepiej zainwestować w mur graniczny. Z czasem będą do nas przyjężdżać chińscy turyści dla konfrontacji. Każda wycieczka, to paręset osób, co za frajda dla przygranicznych gospodarstw agroturystycznych. Nie ma co - stawiam na Chińczyków. To sojusznik, z którego możemy być dumni. A ruscy nich się zachłysną swoim imperium. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńGdy byłem w Belgii,wykuwałem wnękę w ścianie dzielącej remontowane pomieszczenie od chińskiej restauracji.A że ściana była z XVIII wieku,w pewnym momencie wpadłem razem z kawałkiem muru prosto na stolik przy którym siedzieli goście-Chińczycy.
OdpowiedzUsuńZleciała się cała obsługa Kitajców z właścicielką i zaczęli ciamciać po chińsku i francusku.Wycofałem się chyłkiem tam skąd wpadłem i zadzwoniłem po córkę,żeby szybko przyjechała.Okazało się,że właścicielka restauracji jest bardzo miłą kobietą,ale dziurę jeszcze w tym samym dniu zamurować kazano-zięciowi:)
W pobliżu była jeszcze restauracja grecka,żydowska,wietnamska-ale tam już muru nie przebiłem:)
"Jesteśmy obecnie obsesyjnie uwikłani w różne antagonizmy i zbyt często zapominamy o tym jak wiele spraw łączy całą ludzkość.Być może potrzebne nam jest jakieś zewnętrzne zagrożenie,
które mogłoby nam o tym przypomnieć.
Czasem zastanawiam się jak szybko nasze konflikty mogłyby zniknąć,gdybyśmy nagle stanęli przed zagrożeniem ze strony obcych sił z innego świata." (Ronald Regan na zgromadzeniu ONZ)
Jeśli nie masz przerażającego wroga,aby zjednoczyć świat(jak np.nazistów),to trzeba go stworzyć.To jedyny sposób,aby zjednoczyć wszystkie rządy pod jednym przywództwem.
Kosmici nie istnieją-stworzono ISIS i Putina,tak aby utrzymać ludzi zastraszonych,ogłupionych i uległych.
Dąb Słowianin został drzewem roku 2014,tym samym zapewnił sobie miejsce w finałowej
14-ce międzynarodowego konkursu.
Dotychczas internauci z całej Europy oddali w konkursie 65 tys.głosów.Dąb Słowianin obecnie zajmuje szóste miejsce.Po korzeniach depcze mu angielski Wielki Dąb,w którym wg.legendy
ukrywał się Robin Hood.
Na prowadzeniu są:estoński dąb rosnący na boisku piłkarskim,oraz węgierski Wielki Platan z Tata.
Tak głosowano na Słowianina w 2014:"swietodrzewa.pl/?p=4177"
Głosować na Słowianina można do 28 lutego 2015 tutaj:"www.treeoftheyear.org/Uvod.aspx"
-i tutaj:"www.swietodrzewa.pl"
Polscy patrioci głosujcie na SŁOWIANINA! Niech drzewo które zwyciężyło w kraju-zwycięży w Europie!
"www.youtube.com/watch?v=PcEto_Q8MlY"
Pozdrawiam!
Dziękuję za te interesujące refleksje - o Chińczykach w brukselskiej restauracji, o bezsensie naszych wewnetrznych antagonizmów i wreszcie o interesujacym plebiscycie na najpiękniejszy dąb na świecie. U nas w Polsce wygrał dąb Słowianin w gminie Jelcz-Laskowice na D. Śląsku. Warto o tym wiedzieć i przy okazji wpaść do wsi Dąbki, aby go obejrzeć. To jest dopiero zabytek, skoro wywodzi się z czasów piastowskich. Wszystkiego miłego !
OdpowiedzUsuń