Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 17 lutego 2018

Biały Anioł polskiej piosenki - Anna German

Orfeusz i Eurydyka


„Człowieczy los nie jest bajką ani snem.
Człowieczy los jest zwyczajnym, szarym dniem.
Człowieczy los niesie z sobą żal i łzy.
Pomimo to można los zmienić w dobry lub zły.

Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz”


 Wiemy już, że Anna German urodziła się w Uzbekistanie w 1936 roku. A było to w Walentynki 14 lutego i może dlatego Anna całe życie pozostawała niepoprawną romantyczką.

To właśnie stało się powodem, że postanowiłem przypomnieć moim Czytelnikom  fascynującą historię Jej życia.

Jej matka pochodziła z holenderskiej rodziny, ojciec był Niemcem z pochodzenia zamieszkałym przez wiele lat w Łodzi. To właśnie czas zaborów, migracji i nowych podziałów ziem stworzył unikalną strukturę rodziny German. Z Polski przeniosła się ona do Rosji, a potem po wybuchu wojny Niemiec z Rosją Radziecką na daleki wschód do Uzbekistanu. Tam właśnie spędziła Anna lata dzieciństwa i młodości w bardzo trudnych warunkach materialnych. Nie zapowiadały one kariery piosenkarskiej, trudno było w ogóle o czymś takim myśleć, choć już wtedy rodziła się  często ukrywana pasja śpiewania. To ona pociągnęła ją na ścieżkę koncertową, ale stało się to w Polsce, we Wrocławiu, gdzie znalazła się przypadkowo po wojnie, skutkiem emigracyjnego przesiedlenia z głębi Rosji.

Kariera Anny German załamała się w 1967 roku, gdy wracając z koncertów we Włoszech uległa wypadkowi samochodowemu, na Autostradzie Słońca. Wypadek był bardzo poważny, artystkę znaleziono nieprzytomną kilkanaście metrów od miejsca zdarzenia. Liczne operacje, długie miesiące w gipsie i bardzo bolesna rehabilitacja nie zniechęciły Anny German. Po trzech latach rekonwalescencji w domu, podczas której musiała na nowo uczyć się chodzić, gwiazda wróciła na scenę pełna energii, z materiałem na płytę i przejmującą piosenką, która momentalnie stała się przebojem - „Człowieczy los”.

Od tego wypadku rozpoczyna się wspomniany już serial  telewizyjny o Annie German, bo rzeczywiście było to zdarzenie przełomowe w jej życiu. Anna German udowodniła, że nie jest w stanie zburzyć jej życia i zagasić pogody ducha. A Zbigniew Tucholski, który dzielnie wspierał ją podczas powrotu do zdrowia zdecydował się zadać wiadome pytanie, na które bez wahania odpowiedziała „tak”.

Zbigniew Tucholski to jej Orfeusz, chociaż nie miał nic wspólnego z grą na instrumencie muzycznym lub śpiewaniem. Te talenty stały się domeną jego Eurydyki i jak się okazało zdeterminowały całe ich wspólne pożycie. Spotkali się w upalny dzień na pływalni. On przy okazji wizyty służbowej we Wrocławiu, ona opalająca się na kocu z książką. Poznali się i od razu nawiązała się między nimi nic sympatii i wzajemnego oczarowania. Początkowo dzieliła ich odległość, bo Zbigniew był asystentem na Politechnice Warszawskiej, a Anna we Wrocławiu, gdzie  zaczynała swoją międzynarodową karierę i często wyjeżdżała do Włoch, Francji czy ZSRR, skąd powracała w glorii rosnącej sławy i uwielbienia przez tłumy miłośników jej piosenki. 

Co ciekawe, Zbigniew początkowo nie zdawał sobie sprawy z wagi i znaczenia jej talentu. Dopiero pewnego dnia, gdy przyjechała do niego w odwiedziny i usiadła do fortepianu oczarowała go również  swoim głosem, określanym mianem "słowikowego". Jej fani często zwracali się do niej „Jej Wysokość”. Po części przez szacunek, jaki powszechnie budziła, a po części przez jej posągowy wzrost – piosenkarka mierzyła 184 cm wzrostu. Do końca życia pozostało to jej kompleksem. 

Związek Zbigniewa i Anny przypomina do złudzenia mityczne losy Orfeusza i Eurydyki, ale jak się okazuje  lata dzieciństwa i młodości naszej Eurydyki przypadły na czasy okrutnej II wojny światowej i w dodatku otarły się o mechanizmy totalitarnego systemu stalinowskiego. Ucieczka z dalekiego Uzbekistanu do Polski i uratowanie życia okazały się prawdziwym cudem.

Pierwsze odcinki serialu telewizyjnego odsłaniają problemy „obcej” rodziny w prowincjonalnym miasteczku w głębi Rosji, brak wieści o losach aresztowanego ojca,   prześladowania i brak środków do życia. Maleńka Anna tęskni za ojcem, nie może tego zrozumieć, że nie wiadomo co się z nim dzieje, do końca wierzy, że wróci z wojny, choć matka i babka mają świadomość, że został stracony przez NKWD.

Po całej wojennej zawierusze młoda Anna German wraz z matką i babką osiadła w poniemieckim Wrocławiu. Tam skończyła studia geologiczne, z wyróżnieniem, po czym od razu zajęła się swoją pasją – muzyką. Debiutowała w 1960 roku, by cztery lata później być już krajową gwiazdą estrady z licznymi wyróżnieniami z festiwali w Sopocie czy Opolu.

Równolegle do uczucia rozwijało się jej życie zawodowe. Coraz większe sukcesy, coraz większa publika, coraz dłuższe trasy. Anna German lubiła występować, dzielić się z publiką swoją osobą. Śpiewała, a właściwie czarowała, w siedmiu językach na czterech kontynentach. Była pierwszą Polką, która wystąpiła w legendarnej paryskiej Olimpii i jedyną, która została zaproszona na festiwale w San Remo i w Neapolu.

Trzy lata później, w 1975 roku, urodził się ich syn Zbigniew junior i wszystko wydawało się układać prawidłowo: domek na warszawskim Żoliborzu, ukochany mąż, synek i muzyka, która grała od rana do nocy.
„Śpiew był jej życiem. W jednym z wywiadów powiedziała: Myślę, że każdy z nas ma swoją gwiazdę. Może nią być miłość, praca, macierzyństwo… Tylko trzeba zrobić wszystko, żeby nie gasł jej blask. Moja gwiazda – to piosenka.
Niedługo później nastąpił kolejny dramat. Na jednym z koncertów w Australii Anna German poczuła bardzo silny ból nogi. Z trudem, ale zagrała koncert do końca i wyczerpana zeszła ze sceny. Niedługo później okazało się, że ma zaawansowane stadium raka kości. Odwołała zaplanowane koncerty, wróciła do domu.  Była osobą głęboko wierzącą. Jej wiara w Boga  w ostatnich latach życia, gdy cierpiąc leżała w łóżku w wymarzonym żoliborskim domu, uległa pogłębieniu, a sama artystka nagrywała piosenki religijne na magnetofon
.

Zmarła w sierpniu 1982 roku w warszawskim szpitalu na Szaserów, pozostawiając siedmioletniego syna, męża i matkę. Miała 46 lat.
„Człowieczy los” nie okazał się dla niej zbyt łaskawy, ale jednego można jej pozazdrościć – tysiące, setki tysięcy promiennych uśmiechów, którymi obdarzała miliony swych wielbicieli na koncertach, w telewizji, wszędzie gdzie się znajdowała, świadczących o pogodzie ducha i serdeczności.
Pamięć o Annie German nie umarła, zwłaszcza w byłym bloku sowieckim. Jej fankluby ciągle działają, a rosyjska telewizja zaprezentowała wspomniany serial biograficzny poświęcony artystce. Główną rolę zagrała znana polskim widzom Joanna Moro („Barwy szczęścia”, „Na Wspólnej”). Od śmierci „Jej Wysokości” minęło trzydzieści lat, lecz  sława artystki jest tak wielka, że stacja zdecydowała się na nadawanie serialu codziennie w najlepszym czasie antenowym. Dla wielu Rosjan, Ukraińców Anna German jest nie tylko gwiazdą piosenkarską, idolem w fanklubach - jest czymś w rodzaju bogini. Dlatego nie waham się porównywać jej do greckiej bogini, o której z takim pietyzmem wyśpiewała pieśń „Tańczące Eurydyki”. Można śmiało porównać ten przebój  Anny German do nieśmiertelnego songu Czesława Niemena – „Dziwny jest ten świat”. Obydwa przeboje i ich wykonawcy nie mają sobie równych.
Obiecałem wspomnieć także o związkach Anny German z Głuszycą. Okazuje się, że był taki moment, kiedy jako studentka geologii na Uniwersytecie Wrocławskim odbywała praktykę i znalazła się w Głuszycy w poszukiwaniu rud uranu w Grzmiącej. Zamieszkała przez jakiś czas na stancji w Głuszycy Górnej i zaprzyjaźniła się z jej gospodarzami. Nie udało mi się odszukać żyjących jeszcze świadków tego zdarzenia, ale są mieszkańcy, którzy o tym słyszeli.
Anna German jest też związana z pobliską Nową Rudą, gdzie mieszkała przez pięć lat od 1946 roku ze swą matką, zanim przeniosły się do Wrocławia. W nowej Rudzie chodziła do szkoły i zachwycała bliskich grą na fortepianie i przecudnym glosem. Na jej cześć nazwane zostało Jej imieniem rondo na obwodnicy, a w mieście żyje jeszcze sąsiadka zaprzyjaźnioną z jej babcią i matką.
Pisząc o Annie German skorzystałem z materiałów w internetowych goglach, a szczególnie ze  znakomitego tekstu Patryka Chilewicza.

7 komentarzy:

  1. Należy się Tobie medal za ten i poprzedni tekst o Annie German. Dobrze,że przypomniałeś jej drogę artystyczną.Wielu czytelników Twojego bloga przypomni sobie jak trudną drogę życiową przeszła tak jak piszesz wyjątkowa piosenkarka ub. wieku.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, warto pamiętać o takich wyjątkowych osobowościach, które stanowią wzór do naśladowania. Dobrze, że są nagrania jej piosenek i można sobie od czasu do czasu odświeżyć jej niepowtarzalny głos. Dla mnie to jest zawsze duże przeżycie...Miłego weekendu Bronku dlas całej Rodzinki !

    OdpowiedzUsuń
  3. ....tylko..... dlaczego dopiero po odejściu docenia się to co było/ również Cz.Niemena Wydrzyckiego / wiele talentów współcześni jeśli nie ignorowali to zauważali ale dopiero po śmierci doceniali . Taki Naród ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafiliśmy zdeptać wszystkie autorytety, nawet Jan Paweł II nie uniknął zaistnych głosów krytyki. Niestety, nie wrózy to niczego dobrego...

      Usuń
  4. W Nowej Rudzie"nie zdeptali"-pamiętają:)
    https://www.youtube.com/watch?v=kUBq0LWhvVo

    Gdybym miał do wyboru koncert A.German i koncert Erica Claptona...wybieram E.Claptona.E.Clapton ogłuchł,ale ciągle koncertuje...taki naród:)
    https://www.youtube.com/watch?v=fX5USg8_1gA
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam... chwilę, kiedy usłyszałam - po raz pierwszy piosenkę: "Człowieczy los"... g ł o s - Pani Anny German i to... niesamowite wrażenie i odczucie, jakie na mnie wywarł. Kupiłam płytę winylową na imieniny - mojej Mamusi i zaśpiewałam wtedy z - 'Anią'.... "Dziękuję mamo" (https://www.youtube.com/watch?v=vw7ubOpZjJA)
    Od tamtej pory... to - niespotykane, emanujące wyjątkowym ciepłem - w n ę t r z e... wspaniałej - Kobiety Anioła - towarzyszyło mi śpiewem - na ile potrafiłam, w moich życiowych wędrówkach- zawsze. (Teraz i lasy burgundzkie -
    nucą ze mną.) Dziękuję serdecznie - za tak piękne - w s p o m n i e n i e... i utrwalenie pamięci. Może - następne pokolenia... wsłuchają się w głos i bogatą treść piosenek? Warto! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Duszko, napisałaś nieomal kolejną piękna miniaturkę, tym razem ku chwale naszej Anny. Bardzo Ci za to dziękuję. Nawet nie wiesz jak jest mi miękko na sercu, że zajrzałaś znów do mojego blogu. Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń