Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 24 października 2014

Od orła białego - do pióra głuszca


drewniany kościółek w Grzmiacej

Niepojęte są losy ludzi z duszą artysty. Trudno jest zrozumieć decyzję zamiany luksusowej Warszawy na życie w zawieszonej w leśnej kotlinie podsudeckiej wsi - Grzmiącej Zaraz po wojnie wieś ta położona blisko Głuszycy zatętniła życiem, bo ściągający z różnych stron świata osadnicy znajdowali tu pracę i chleb, trudniąc się rolnictwem, rzemiosłem, handlem, bądź też pracą w miejscowej fabryce szpulek, albo w głuszyckich zakładach włókienniczych. Ale w miarę upływu czasu wieś podupadła, a skutkiem „posierpniowej restrukturyzacji” całkowicie zubożała. By się tu osiedlić na stałe, trzeba było podjąć duże ryzyko. Coś takiego mógł zrobić człowiek niespokojny duchem, poszukujący ciszy i spragniony spokojnego kontaktu z naturą.



I tak też tłumaczy tę decyzję Henryk Janas, artysta-plastyk, mistrz rzemiosła artystycznego z Warszawy, mający za sobą pokaźny dorobek twórczy. Gdy zobaczył Grzmiącą poczuł ożywcze tchnienie, bo co by nie powiedzieć wieś jest położona cudnie. Pnie się w górę w głębokiej górskiej przełęczy, otoczona z obu stron majestatycznymi połoninami pełnymi różnorakiej przyrody. Wiosną i latem tonie w kwiatach, zimą w puchowej powłoce śnieżnej z rozsianymi po całej przestrzeni wierzchołkami iglaków. Tutaj nie potrzeba kupować drzewka na święta Bożego Narodzenia, świerki rosną pod samymi oknami, gdzie się nie odwrócić jest ich mnóstwo. A girlandy świeczek choinkowych zastąpią wiszące nad głową podniebne gwiazdki. Wystarczy z lekka zadrzeć głowę do góry, by znaleźć się w niebie.



Henryk Janas, jak twierdzi, pokochał to miejsce od pierwszego wejrzenia, a żonę i dzieci nie trzeba było długo przekonywać. To nic, że musiał zostawić w Warszawie liczne grono zaprzyjaźnionych osób, że trzeba było się pożegnać z dziełem życia - metalową rzeźbą białego orła, zdobiącą ścianę główną sali posiedzeń senatu na ul. Wiejskiej, którą w szybkim tempie zaprojektował i wykonał z zespołem plastyków na zamówienie nowych władz po czerwcowych wyborach 1989 roku. To należało do przeszłości, a przed nim otwierała się teraz nowa, zagadkowa lecz inspirująca przyszłość, w zupełnie nowym otoczeniu i pionierskich warunkach. Zakupiony dom w Grzmiącej nad bystrym strumieniem górskim trzeba było odnowić i dostosować do potrzeb artysty, trzeba było wypełnić go dziesiątkami obrazów i rzeźb, artystycznych ampli i lamp stojących oraz innymi dziełami sztuki. Trzeba było poszukać nowych kontaktów w świecie artystycznym Wałbrzycha, zagnieździć się na stałe w głuszyckiej tkance miejskiej, otworzyć gospodarstwo agroturystyczne, zadbać o artystyczną rodzinę, bo ani żona, Agnieszka, rehabilitantka po studiach na Warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego, ani troje dzieci jak przystało na artystyczną rodzinę nie stronią od pasji twórczych. Ale to wszystko gospodarz Henryk ma już za sobą. Upłynęło 13 lat jak tu mieszka, a ślady jego pobytu można znaleźć wszędzie wokół. I w Wałbrzychu na zamku Książ, i w Świebodzicach, i w Mieroszowie a nawet w podwarszawskim Sulejówku.

W Książu zapisał się trwale jako organizator I Festiwalu Sztuki w 2005 roku, a także projektant Festiwalu Dary Jesieni, pomyślanego jako targi warzyw i owoców, grzybów, przetworów myśliwskich, słowem tego wszystkiego co przynosi nam w darze złota polska jesień.

W rok później zorganizował dowcipny festiwal sztuki pod nazwą „Twórcy u żłobu”, którego osobliwością było to, że miał miejsce w Książańskiej Stadninie Koni.

Henryk Janas dał się poznać jako pomysłodawca także w Świebodzicach, gdzie w 2008 roku zorganizował festiwal rzemiosła artystycznego pod nazwą Targi–ra, zaś dla Mieroszowa zaprojektował tablicę upamiętniającą 720-lecie miasta.

Warto wspomnieć też o sulejowskich „witaczach” w mieście związanym z osobą Józefa Piłsudskiego, składających się z herbu i sztandaru, zaprojektowanych przez artystę z Grzmiacej.

A w Głuszycy?

Swoje obecne miejsce zamieszkania utrwalił Henryk Janas na wielu plenerowych obrazkach, odsłaniając piękno przyrody i otoczenia górskiego. W moim domu poczesne miejsce zajmuje dzieło plastyczne Henryka, a jest nim „Pióro Głuszca”, wręczone mi przy okazji ubiegłorocznego benefisu autorskiego w CK MBP w Głuszycy. Nie ukrywam, że jestem tą pamiątką wielce ukontentowany.



Henryk Janas ma w swym dorobku dzieła sztuki z zakresu metaloplastyki ( grawerstwa, brązownictwa, złotnictwa, repusu i cyzlerki), ale także projekty tablic, szyldów, medali okolicznościowych, płaskorzeźb ściennych, lamp, mebli itp.



Pokaźne miejsce zajmują obrazy, bo rysunek i malarstwo są również dziedziną sztuki bliską jego sercu i talentowi.


Centrum Kultury MBP w Głuszycy
 

Potrzeba dużo czasu by obejrzeć i nacieszyć oko rozmaitością osiągnięć twórczych, a także ilością listów gratulacyjnych, dyplomów, podziękowań, słowem tym wszystkim, co udało się zgromadzić i rozmieścić w małej galeryjce Centrum Kultury w Głuszycy. Wernisaż Henryka Janasa miał tu miejsce w czwartkowe popołudnie 23 października b.r. i było to wydarzenie szczególnej wagi. Już dawno nie było w Głuszycy tak renomowanej wystawy. Toteż zgromadziła ona wyjątkowo liczną widownię, a także znamienitych gości na czele ze starostą wałbrzyskim. Wernisaż z dużym wdziękiem i polotem poprowadziła dyrektor CK w Głuszycy, a uczestnicy mogli napić się kawy lub herbaty i skosztować świeżego chlebka ze smalcem i ogórkiem kiszonym własnej produkcji z ”Łowiska Pstrąga” w Łomnicy.



Dobrze się stało, że wystawa jest dostępna do obejrzenia w Centrum Kultury, bo sam wernisaż był miłym dla oka preludium. Jest więc możliwość by w spokoju i ciszy pokontemplować nad tym, co ma do pokazania nasz artysta i trzeba z tej okazji skorzystać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz