Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 19 października 2014

Czy się cieszyć, czy płakać ?

chata na wsi


ludowo i użytecznie
Ilekroć zajrzę do książki „Piękno użyteczne czy piękno ginące” wydanej w 1997 roku przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze zadaję sobie to pytanie: czy się cieszyć, czy płakać? Czy zalew nowoczesności w kulturze i sztuce, a tym samym odrzucenie tradycyjnej sztuki ludowej, to powód do radości, czy smutku ? W książce jest mowa o ginącej sztuce ludowej, o umarłych zawodach, o tradycji staropolskiej, wiejskiej, której szczątki przetrwały jeszcze do dziś w muzeach i skansenach. Większość z nas, Polaków, nie ma o tym wszystkim najmniejszego pojęcia.

Wymienię tylko niektóre z rodzajów tej sztuki, by sobie uzmysłowić jej rozmaitość. Tak więc zacznijmy od krawiectwa strojów ludowych i tkactwa, a dalej hafciarstwo, koronkarstwo, garncarstwo, plecionkarstwo, kowalstwo, snycerstwo, zabawkarstwo, wycinankarstwo, malowanie i plastyka obrzędowa, instrumenty muzyczne.
To wszystko jest częścią kultury ludowej, która we wczesnych początkach dziejów narodu była jedyną kulturą, świadczącą o wspólnocie narodowościowej Polaków. W XX wieku kultura masowa wyparła kulturę ludową z życia rodzin chłopskich, podtrzymywali ją nieliczni twórcy, a odbiorcą był rynek Cepelii. W XXI wieku staje się przeżytkiem skupiającym wokół siebie nielicznych hobbystów i pasjonatów. Co najgorsze zanika o niej wiedza oraz tradycyjne umiejętności i techniki wytwarzania.
Żyjemy dziś w świecie rozwoju techniki, która zabija sztukę ludową. Kultura masowa wychowuje konsumenta, a nie twórcę i aktywnego współuczestnika. W hipermarketach mamy podaną w atrakcyjnej szacie masową tandetę. Wybieramy z tego to, co wydaje się nam niezbędne by cieszyć oko i ozdobić dom, a także stworzyć nastrój dobrego świętowania. Mamy dziś wszystko, czego dusza zapragnie, ale czy rzeczywiście ma to jakąś prawdziwą wartość ?
Dlatego też gdy poczytamy o dawnych wytworach sztuki ludowej, obrzędach i zwyczajach, gdy pooglądamy to na obrazkach, robi nam się przykro i smutno na duszy.
Podam tylko kilka przykładów, bo w książce jest ich tysiące w każdej z wymienionych powyżej dziedzin sztuki ludowej.
Zacznijmy więc od plastyki obrzędowej. Kto z nas wie, co oznacza słowo – korowaj, w Polsce centralnej zwany kołaczem? Otóż jest to duży bochen chleba ozdobiony różnymi dekoracjami z ciasta( ptaszkami, królikami, zajączkami), kwiatami, czy jagodami. Często dekorowano go rozetami, motywem słońca lub księżyca. W Białostockiem wtykano weń gałązki umoczone w cieście, co po upieczeniu dawało dodatkowy efekt. Na Kurpiach znane były specjalne deseczki do odciskania na powierzchni placka rózgi wyobrażającej drzewo życia. W upieczone ciasto wtykano zielone gałązki jarzębiny lub jemioły, owies lub liście trzcin. Do pieczenia korowaja używano mąki pszennej lub żytniej, dokładnie zmielonej, do ciasta na zakwasie dodawano mleko i jaja. Korowaj piekły kobiety zamężne, przy jego wypieku nie mogli być obecni mężczyźni. Był on pieczony ostatniego dnia przed ślubem. Kawałkami korowaja ułożonymi na przetaku częstował gości weselnych starszy drużba, po czym składali oni dary nowożeńcom.
Na Wigilię, Nowy Rok lub Trzech Króli wykonywano szczodraki, drobne chlebki w kształcie podkowy, rogale lub podłużne bułeczki z najlepszej maki, nadziewane kapustą, serem lub burakami cukrowymi. Otrzymywali je kolędnicy, którzy sypiąc zbożem na gospodarzy składali im życzenia pomyślności.
Oczywiście to tylko dwa drobne przykłady obfitej rozmaitości pieczywa obrzędowego na różne okoliczności, takiego jak bocianie łapy, paski z mąki razowej, barany z ciasta, nie mówiąc o zajączkach, kogutach, kukiełkach, itp.

Ogromne bogactwo rodzajów i wzorów stanowią instrumenty muzyczne. Należą do nich proste zabawki dziecięce, poczynając od fujarek, piszczałek, stroików typu klarnetowego i obojowego, gwizdki z drewna, gliny, a także terkotki lub kołatki sygnalizacyjne. Z instrumentów używanych przez dorosłych największy zasięg miały skrzypce, stosowane w całej Polsce. Obok nich dudy, a także basy o specjalnej budowie, a do tego bębenki z brzękadłami oraz talerzami. Od schyłku XIX wieku pojawiły się harmonie i akordeony. Ale największym zainteresowaniem cieszą się specyficznie wiejskie instrumenty, takie jak trąby pasterskie, albo też na Wielkopolsce i Ziemi Lubuskiej piszczałki ze stroikiem typu klarnetowego, zwane siesieńki. Także różnego rodzaju kozły, np. zbąszyński lub doślubny. To odmiana dud wielkopolskich o zwiększonych wymiarach. Wszystkie one były dziełami sztuki stosowanej, bogato rzeźbione i zdobione na różne sposoby.

A już do zenitu uwiodły mnie kolorowe cudeńka na ścianach domków podtarnowskiej wsi - Zalipie. Tradycja malowania domów najprawdopodobniej sięga czasów, kiedy pojawiły się na wsiach tzw. chaty kurne. Wprowadzenie kominów uwolniło izby od dymu, a zdobienie ścian nabrało odtąd sensu. Zwyczaj malowania domów rozpowszechnił się na całym Powiślu. Malowano nie tylko ściany czy powały, ale także piece, a na zewnątrz chaty przed Zielonymi Świątkami lub Bożym Narodzeniem. Zajmowały się tym głównie młode dziewczęta i młode mężatki. W Zalipiu tradycja ta przetrwała do dziś i dalej zajmują się tym kobiety, obecnie już w starszym wieku, a jest to robota na zamówienie różnych instytucji. Jej wykonawczynie otrzymują tzw. renty twórcze. Tradycyjne motywy, to kolorowe bukiety w wazonach czy dzbankach. Kwiaty i liście są cieniowane, motywy kwiatowe nawiązują do natury. Pojawiają się motywy geometryczne i figuralne: papugi, koty, pawie. Wzorów nauczyły się artystki od matek lub innych członków rodziny. Dużą rolę w Zalipiu odegrała szkoła pod kierunkiem Marii i Tadeusza Wnęków, gdzie funkcjonował zespół młodych twórców. Malarki z Zalipia sprzedają swe wyroby w kraju i za granicą na targach i kiermaszach, a są to malowanki na papierze, płótnie oraz innych przedmiotach.

Nie podejmuję się pisać o sztuce koronkarstwa, czy hafciarstwa, a także innych wymienionych na wstępie dziedzinach sztuki ludowej, bo nie da się tego streścić w krótkiej formule blogowej. Trudno się więc dziwić, ze na ten temat powstała książka, która zresztą jest też swego rodzaju skrótową formą zasygnalizowania trudnego do ogarnięcia obszaru bogactwa sztuki ludowej.
Myślę, że warto od czasu do czasu oderwać się od często bardzo ponurej rzeczywistości telewizyjno - internetowej i zanurzyć się w zdumiewającej swą rozmaitością i naturalnym pięknem sztuce i obyczajach naszej polskiej wsi. Zachęcam do tego gorąco!

Fot. Renata Tarasiuk, domek p. Stelińskich w Sierpnicy

5 komentarzy:

  1. Przemija czas,przemija pamięć i ludzie-wiele pięknych zawodów uleciało z życia i pamięci.
    "www.muzeum-chleba.plvt/index.html"
    Jak ukręcić bicz na siebie?
    "http://powrozy.pl/"
    "Gdzie się podziały niektóre fachy?"
    Gdzie sie podziały niektóre fachy,co jeich tero już sie nie spotyko?buł wew naszym mieście kunserwator łod miejskich lampów gazowych.Łun co dziyń na wieczór zapoloł,a rano gasiuł wszyćkie gazlampy wew całkim mieście.Buł tyż kowol,co kónie podkuwoł-mioł kuźnie.Buł rymarz łód koński uprzynży.Nima już pikorzy zez mołymi piekarniami,do kturych nosiuło sie blachy zez plackiym,guli wypieku wew jeich piecach chlebowych.Po podwórkach chodzili i pukali do wiary druciorze,co naprowiali gliniane gorki i wymborki.tero to te gorki nazywajum sie naczynia ceramiczne i starczy za trzy piendziesiunt wewkiosku kupić"kropelke'taki klij do wszyćkiygo i druciorz niepotrzebny.golorz przychodził do chaci roz na dwa tygodnie i po kolei łoblecioł nos prawie na glace ryncznum maszynkum.Abo który krawiec podjółby sie dzisiej przenicować kluft.Przenicować,to znaczy rozpruć do łostatniego szwa,zaś zeszyc wszyćko na odwrotny strunie,co by kluft bul jak nowy,zez igły zdjynty.Chybać żodyn.
    Buł tyż taki jeden fifny fach,co nawet nie pamiyntum jak sie zwoł,a był rychtyg przydatny.Co pewiyn czas na podwórko wknajuł sie tyn istny zez swojum maszynerium,przerobiunum akuratnie zez starygo rowera na rower do ostrzenia i darl sie:"NOOŻE,NOŻYCZKI,SIKIYRY,TASAKI,TYMPE ŁOSTRZE".Waluł jakimś ajzolym wew kawoł blaszyska,co by sie wiara kapła,że un właśnie sie zjawiuł.Wylatywały zez chaty kobiycka i dzieciory,piyrsze guli ostrzyniu,drugie zaś zez ciekawości szpycnuńć,co sie bydzie wystworzoło.Kobiyty dawaly mu,co któro miała tympego.Łun przestawiał swój rower na deptanum ostrzałke i na poczekaniu za pare złotych,łostrzuł na łobracanym pedałami kamiyniu,jak leci,wszyćko co mu kazali.Ta jego maszyneria miała taki szwung,że oż iskry sypały.Łun zaś łopyndzoł sie łod dzieciorów i mruczoł:
    -Łodyńdź chłopcze,matka cie grobkami po szuflodach szuko,a tu aby zamudzosz-i pedałował dali.
    Jak so pomyśle,co dzisiej wew chaci mum tympe i co mi mojo ślubno przy bele łokazji wypomino:
    wziułbyś sie i naostrzuł,nie,to bułby zez ciebie jaki pożytek,a ty snujesz sie,jak smród po gaciach,albo gapisz sie wew telewizor-to żal mi,że downo już nie słychać tegu walenia wew blache i tego;"NOOŻE,NOŻYCZKI..."Szak bez pół wieku noże,nożyczki,toporki i tasoki rychtyk sie nie zmieniuły i sum takie same.Nu,co najwyży laserowo łostrzune.Ale kto wiy,czy tyn dawny fachman nie stetrał by dzisiaj jakiygo laserowygo rowera?Szag Polok potrafi,nie?/blubracz/
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze pamiętam z czasów dzieciństwa, jak jechał po wsi wozak i wołał: szmaty, butelki ! No cóż, czasy się zmieniły więc dziś za sukces ze strony władz miejskich możemy uznać, ze raz w roku puszczany jest na miasto środek transportu, który zabiera wyniesione przed dom stare, niepotrzebne graty. Niestety, raz w roku. Toteż trudno się dziwić, że bardziej niecierpliwi szukają innych sposobów by się ich pozbyć. Z tekstu, który przytoczyłeś Henryku rzuca się w oczy jak mnóstwo czasu spędzamy bezczynnie przy ekranie TV, podczas gdy w tym czasie można by być w ruchu wykonując różne pożyteczne czynności i poprawiająć swoja sprawność fizyczną. Ale oczywiście to już inny tmat. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Stanisławie jesteśmy"PODŁĄCZENI NIEODŁĄCZNIE".Zanika zdolność przebywania ludzi w samotności.
      "www.sternsourcebook.com/sherry-turkle"
      Traci się momenty,kiedy można pomarzyć lub wejrzeć w siebie.Zamiast tego zwracamy się ku światu zewnętrznemu.Szczególnie dzieciom potrzebna jest samotność.Ta umiejętność bycia z sobą samym i odkrywania siebie jest fundamentem rozwoju.
      Smartfon w ręku,profil na Facebooku i konto na Twitterze-jesteśmy pochłonięci wirtualną komunikacją,ignorujemy przyjaciół i członków rodziny,mimo że siedzą tuż obok.
      Sherry Turkle twierdzi,że:Nadal jesteśmy zafascynowani nowymi technologiami,lecz jednocześnie jesteśmy niczym młodzi kochankowie,którzy boją się,że gdy zaczną mówić o swoim romansie,czar pryśnie."
      S.Turkle przeprowadziła szczegółowe wywiady z setkami osób na temat tego,jaką rolę odegrały w ich życiu smartfony,tablety,media społecznościowe,awatary i roboty.
      W przeciwieństwie do poprzednich brzemiennych w skutki wynalazków,takich jak prasa drukarska czy telewizja,najnowsze zdobycze techniki"są zawsze włączone i nieodłączne."
      Jednak socjolożka mówi o swoich obawach z optymizmem,i twierdzi,że najmłodsi stawią temu problemowi czoło.

      "Tato/dziadku,przestań guglować.Chcę z tobą porozmawiać"!
      Jednak nastolatki mają na ten temat inne własne przemyślenia.
      Mówią:"Będę wychowywać własne dzieci w inny sposób,niż ja byłem wychowywany".
      Chcą wprowadzić zasady,że obiad to rzecz święta,niech będzie poświęcony na rozmowę,ponieważ jest ona-rozmowa-antidotum na wiele problemów.Kiedyś ten główny posiłek był ideałem rodziny,przy wspólnym stole spotykały się trzy pokolenia-teraz tę rolę przeją Facebook.Nie potrafią prowadzić rozmowy,w której siłą rzeczy pojawia się milczenie-zerkają na telefon gdy tylko pojawi się milczenie.Jeśli rozmawiasz z rodziną,sąsiadami,w mniejszym stopniu doświadczasz negatywnych skutków postępu techniki.Najprawdopodobniej to dzieci wskażą nam drogę,widzą z jakimi wiąże się to kosztami.
      Myślą:"Nie muszę rezygnować z tych zdobyczy,lecz mogę mądrzej z nich korzystać".

      "vimeo.com/44193401"
      :)

      Usuń
    2. Mamy podobne podejście, bo do mnie też nie przemawiają takie wnętrza ;) zdecydowanie jestem zwolenniczką nowoczesnych aranżacji.

      Usuń
  3. Dziękuję Eryko za komentarz. To jest trudna sztuka, by nie zadawalać się tandetą, ale szukać rozwiązań trwałych i ponadczasowych. Mało jest takich, ktorzy to potrafia. Oczywiście piszę truizmy, rzecz znana od najdawniejszych czasów. Myślę,żę w sztuka ludowa jest skarbnicą dostępną dla wszystkich, z której nie chcemy korzystać ! Serdecznie pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń