Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 5 października 2014

Moja laurka z okazji Dnia Nauczyciela


złota polska jesień  -  ruszamy w Polskę

Przed nami październik, a więc miesiąc, który nieodłącznie kojarzy mi się ze szkołą i Dniem Nauczyciela. To skrzywienie zawodowe, ale trudno się dziwić skoro w szkole spędziłem drugie tyle życia, co w domu. Najpierw jako uczeń, potem nauczyciel. Dopiero teraz na stare lata przyzwyczajam się żyć bez szkoły. Ale wracam do niej bez przerwy wspomnieniami. I właśnie na tej fali retrospekcji chcę napisać o roli i znaczeniu szkoły w poznawaniu świata.

Przypominam sobie z lat dziecięcych jak ogromne wrażenie wywarła na mnie szkolna wycieczka do Krakowa. To były wczesne lata pięćdziesiąte w niewielkiej wsi nad Jeziorem Otmuchowskim. Do Krakowa pojechaliśmy pociągiem. Tak mi się zdaje, że była to moja pierwsza podróż wagonem osobowym. Wcześniej podróżowałem tym środkiem lokomocji w wagonie towarowym. To była podróż tuż po wojnie ze Starego Sącza na Ziemie Odzyskane. Ojciec powrócił po sześciu latach z niewoli niemieckiej lecz byliśmy bez środków do życia. U niemieckiego bauera nauczył się pracy na roli. Teraz na ziemiach poniemieckich pojawiła się szansa na pozyskanie gospodarstwa rolnego. I tak się też stało. Ale z tamtej podróży na zachód niewiele pamiętam. Miałem wtedy sześć lat. Wycieczka do Krakowa, to zupełnie coś nowego. W pociągu udało mi się zająć miejsce przy oknie. Dzięki temu mogłem non stop oglądać przemykające przed oczyma obrazki z naszej polskiej krainy.
Potem był rynek krakowski, Kościół Mariacki z hejnałem płynącym z wieży i oczywiście Wawel. Duże wrażenie wywarła na mnie wijąca się szeroką wstęgą pod Wawelem Wisła, zaś na Wawelu - Smocza Jama. To wszystko wryło się w pamięć i tkwi do dziś, stanowiąc podwalinę patriotyzmu. Kraków pokochałem na zawsze, bardziej niż Warszawę, którą poznałem znacznie później już jako początkujący nauczyciel, współorganizator szkolnej wycieczki dla moich uczniów w boguszowskiej szkole podstawowej. I w Krakowie, i w Warszawie miałem okazję bywać potem częściej, ale pierwsze olśnienia okazują się najtrwalsze.

W liceum pedagogicznym jeździliśmy na wakacyjne obozy wędrowne w góry. W ten sposób poznałem i Karpaty, i Sudety, i Góry Świętokrzyskie. Potem jako nauczyciel sam stałem się organizatorem lub współorganizatorem wycieczek szkolnych, Na takich wycieczkach poznałem Wybrzeże. Zobaczyć Bałtyk, zanurzyć w nim stopy, to było moje marzenie od dziecka. Teraz udało się je spełnić na obozie w Międzyzdrojach, a potem w Ustce i w Łebie. Bałtyckie trójmiasto – Gdańsk, Gdynię i Sopot, miałem okazję zwiedzić nieco później na wycieczkach autokarowych organizowanych dla nauczycieli i pracowników szkolnych z Jedliny-Zdroju. Co roku wyjeżdżaliśmy gdzie indziej, a więc i w Bieszczady, i w Beskidy do Bielska-Białej, i do Gniezna, Poznania, Kruszwicy. Podróżowaliśmy też pociągiem do NRD, podtrzymując przez wiele lat koleżeńskie kontakty ze szkołą i domem dziecka w jednym z miasteczek nad Łabą.
Było tego tak dużo, że dziś po latach trudno byłoby to zliczyć i usystematyzować. Wniosek nasuwa się jeden. To był niezwykle ważny i w ówczesnych realiach ekonomicznych i ustrojowych jedyny sposób bliższego poznania kraju. Te wycieczki były też prawdziwą szkołą życia.

Mamy dziś inną Polskę. Świat się zmienił skutkiem rozwoju techniki (telewizji, telefonii , komputeryzacji i motoryzacji). Łatwiej jest wyjechać w Polskę, a punktem zainteresowań stają się atrakcyjne miejsca w całej Europie, a nawet dalej na świecie.
Nie zmieniło się jedno. Wciąż ważną rolę w poznawaniu świata przez dzieci i młodzież spełnia szkoła. Nadal niezwykle cenionymi są nauczyciele wędrownicy, a więc tacy nauczyciele, którzy potrafią rozpalić wśród uczniów płomień zainteresowania turystyką i wraz z nimi ruszyć w świat. A w jego poznaniu dobrze jest zacząć od własnego podwórka. Spenetrować najbliższą okolicę, poznać walory miejsca, gdzie znajduje się nasz rodzinny dom. A potem podążać dalej.
Trudno znaleźć coś równie drogocennego w pracy szkolnej. Wycieczki szkolne to najlepszy, najbardziej skuteczny sposób zdobywania wiedzy i kształtowania własnej osobowości. A takich nauczycieli, którzy to robią winniśmy stawiać na świeczniku. To są na ogół pedagodzy z krwi i kości. Należą im się słowa wdzięczności i uznania. Warto o tym pamiętać przy okazji zbliżającego się Dnia Nauczyciela.
Do nauczycieli - turystów kieruję w pierwszej kolejności z tej okazji laurkę świąteczną wierszem:


niech Wam na wycieczkach szkolnych
czas najmilej płynie,
bo w nich uczeń jak ptak wolny,
a pamięć nie zginie,

w sercach dzieci ślad na życie
pozostanie trwały,
ich przewodnik – nauczyciel
to człowiek wspaniały,

dziś przy pedagogów święcie
nućmy wszyscy pienia
i składajmy Wam w podzięce
najlepsze życzenia !


 Fot. Ania Błaszczyk z Głuszycy

1 komentarz:

  1. Bardzo sympatyczne wspomnienia.Jeszcze tylko dodam,że dawniej szkoła miała za zadanie wychowywać.Dzisiaj gdzieś to wychowanie umknęło.Co wodać na ulicach naszych miast,w kinie,w teatrze itp.A możesz sobie wyobrazić co usłyszysz kiedy zwrócisz uwagę.Ja raz to zrobiłem i mam nauczkę,że więcej tego nie zrobię.Usłyszałem taki stek słów ,ze opuściłem uszy i poszedłem.To taka łyżka dziekciu w tym uroczystym dla nas Dniu.Wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń