Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 5 czerwca 2015

Wiatr od WSE - Mój głos na 70-lecie Wałbrzycha



 
nastrojowy rynek wielkiego Wałbrzycha

Czytam z przejęciem w najnowszym wydaniu „Polityki” dziennikarskie cacko kolejnego odkrywcy Wałbrzycha, Filipa Springera  -  „Wiatr od ruin”. Wałbrzych, to jedno z 31 byłych miast wojewódzkich w Polsce, które po reformie administracyjnej utraciły swój zaszczytny status i musiały się pogodzić z powrotem do rangi powiatu. Filip Springer w ramach projektu „Miasto Archipelag – Polska mniejszych miast” realizowanego wraz z Wydawnictwem Karakter, „Polityką”, radiową Trójką i Instytutem Reportażu zamieścił na łamach poczytnego tygodnika zapowiadany już wcześniej reportaż.
Cieszyć się należy, że o Wałbrzychu jest głośniej niż dotąd bywało i że znalazł się dziennikarz, który z emocjonalnym zaangażowaniem i nieukrywaną wnikliwością chce dotrzeć do prawdy o Wałbrzychu i pokazać to miasto obiektywnie, bez osłonek i przesady.

Nic dziwnego, że jego artykuł wzbudził  moje nadzwyczajne zainteresowanie. Mam w swoim dorobku, myślę że interesującą książkę o Wałbrzychu i całej ziemi wałbrzyskiej – „Wałbrzyskie powaby”, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jest to książka pisana przez tubylca uczuciowo z nią związanego i w tej sytuacji skazanego na subiektywizm. Byłem ogromnie ciekaw, jakie wrażenie z naszego miasta wyniósł dziennikarz z zewnątrz i co o nim napisze do wiadomości publicznej w całym kraju.

Mogę z podniesionym czołem powiedzieć, że się nie zawiodłem. Wprawdzie mój niepokój wzbudził dość zaskakujący tytuł „Wiatr od ruin” i  mroczna ilustracja dróżki wiodącej z nieczynnego kamieniołomu na Podgórzu do centrum, zamieszczona na samym wstępie reportażu, bo pomyślałem wtedy, że będzie znów chodziło o to, by postraszyć Polaków ponurym Wałbrzychem, ale jak się później okazało Filip Springer dostrzegł jednak i docenił atuty krajobrazowe i architektoniczno-zabytkowe miasta, które wkroczyło na drogę rozwoju, a co najważniejsze - odnalazł  ważnych i wartościowych młodych ludzi, poświęcił im uwagę i uznał za dobry prognostyk dla jego przyszłości. Pisze więc Filip Springer z podziwem o brodatym blondynie, Nullo, czyli Patrycjuszu Kochanowskim, rapującym z powodzeniem w „Trzecim Wymiarze” na wałbrzyskiej scenie hiphopowej, pisze też o Mateuszu Mykytyszynie, odkrywającym Wałbrzych dla siebie i dla innych z gorącym sercem i oddaniem, czego przykładem jest rosnąca rola prowadzonej przez niego przy zamku Książ Fundacji Księżnej Daisy, a na koniec  o Magdalenie Woch, która zrezygnowała z Warszawy, by wrócić do rodzinnego miasta i tutaj oddać się bez reszty pracy edukacyjno- kulturalnej w nowo otwartej Starej Kopalni.

Wałbrzych jest dla Filipa Springera nadzieją na lepszą przyszłość, tak więc z przekonaniem cytuje na koniec reportażu słowa Magdaleny Woch:
„To może być naprawdę genialne do życia samodzielne miasto, trzeba tylko trochę dłużej poczekać niż gdzie indziej”, a Mateusz dodaje; „Znów mi się chce myśleć o tym mieście w czasie przyszłym”.

W reportażu Filipa Springera mamy oczywiście znacznie więcej ciekawych i pozytywnych spostrzeżeń i refleksji. Dowodzą one, że  to nie „wiatr od ruin” jest dla tego miasta w tej chwili symptomatyczny, ale raczej „wiatr od Wałbrzyskiej Strefy Ekonomicznej”, bo ona jest  miastotwórcza i od niej w dużej mierze zależy przyszłość ziemi wałbrzyskiej. A w ogóle wiatry od zachodu są w naszej strefie klimatycznej przeważające.

Mateusz Mykytyszyn ułatwił nam bliższe poznanie przeszłości Wałbrzycha, a zwłaszcza zamku Książ, dzięki niemu wiemy już znacznie więcej kim była księżna Daisy i jak ważną rolę odegrał w historii tej ziemi ród Hochbergów. Prezes Fundacji księżnej Daisy może więc bez zastrzeżeń przenieść się w przyszłość. Ale w tym roku obchodzimy 70-lecie polskości Wałbrzycha. Z mediów dowiadujemy się o uroczystej sesji Rady Miejskiej Wałbrzycha  z tej właśnie okazji.

Być może nie mam racji, ale odnoszę wrażenie, że ta okrągła, ważna dla Wałbrzyszan rocznica nie jest należycie wykorzystana i wyeksponowana. Ileż ważnych dla miasta wydarzeń minionego 70-lecia zatarło się w pamięci, o ilu zasłużonych osobach w ogóle się nie pisze i nie mówi. Niezależnie od politycznych opcji i zapatrywań nie powinniśmy pomijać zasług dla miasta cieszących się powszechnym uznaniem działaczy społecznych, ludzi kultury i sztuki. 70-lecie jest właśnie najlepszą okazją, aby odkurzyć karty współczesnej historii Wałbrzycha, przypomnieć znamienite wydarzenia i ich kreatorów.

Mam w swej biblioteczce kilka Roczników Województwa Wałbrzyskiego z lat 1987 do 1998 roku. Można w nich znaleźć interesujące prace naukowe, opracowania, referaty w różnych dziedzinach życia, gospodarki i kultury. To są teksty na wysokim poziomie intelektualnym, świadczą o dużej wiedzy i talencie autorów. Potwierdzają one aspiracje wojewódzkie miasta nad Pełcznicą, bo obok potencjału przemysłowego miało ono liczące się osiągnięcia w dziedzinie kultury. Wałbrzych może się poszczycić bogatą plejadą sławnych ludzi oddanych bez reszty swemu miastu. To wstyd, żeby o nich nie pamiętać. Dla przykładu wspomnę tylko nazwisko -  Eufrozyna Sagana. Kto z młodych ludzi dziś pamięta zasługi długoletniego dyrektora Muzeum Okręgowego w Wałbrzychu, twórcy muzealnej kolekcji mikroflory karbońskiej, niezwykle pracowitego i sympatycznego człowieka. Wiele dobrego mógłby o nim powiedzieć późniejszy dyrektor Muzeum, Stanisław Zydlik, albo z zamiłowania mineralog, Kazimierz Kozakiewicz. Właśnie on jest jednym z pomysłodawców zgromadzenia wszystkich zbiorów skalnych Wałbrzycha w części muzealnej Starej Kopalni i nazwania jej imieniem Eufrozyna Sagana.

Myślę, że wiele podobnych, dobrych inicjatyw i pomysłów krąży po mieście. Warto poszukać odpowiedzi na pytanie, co zrobić by odsłonić karty z najbliższej przeszłości i przywrócić pamięć o osobach zasłużonych dla miasta.  Niewątpliwie potrzebna jest akceptacja władz miejskich, ale też taka  forma organizacyjna, która pozwoli zebrać żyjących jeszcze, pamiętających tamte czasy ludzi nauki i kultury, odsuniętych często na boczny tor, by opracować wspólnie realny plan działania i jak najszybciej przystąpić do jego realizacji.

 Czekamy na ożywczy dla wielkiego  Wałbrzycha wiatr od zachodu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz