Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

piątek, 19 czerwca 2015

Jubileusz 25-lecia i ruskie pierogi



dla każdego coś milego

Jak Polska długa i szeroka świętujemy uroczyście i z należytą powagą ćwierćwiecze samorządu terytorialnego. Z kilku reform dokonanych w pośpiechu przez rząd AWS powiodła się najlepiej, jak sądzi wielu Polaków, właśnie ta najbliższa nam – reforma samorządowa. Nic więc dziwnego, że w każdej gminie samorządowej obchodzimy 25-lecie z optymistyczną nutą zadowolenia, że jednak coś nam się udało.
Moja Głuszyca nie może być gorsza. Toteż mieliśmy okazję poświętować w czwartkowe popołudnie 18 czerwca Anno Domini 2015 w sali widowiskowej CK MBP na zaproszenie Burmistrza Miasta, Romana Głoda i przyznaję, że było to sympatyczne przeżycie. Goście dopisali, choć nie wszyscy, ale zaproszonych było sporo osób – radni miejscy i głuszyccy radni  powiatowi wszystkich kadencji, no i goście zewnątrz, a wśród nich posłanka Katarzyna Izabela Mrzygłocka, radny sejmiku wojewódzkiego Julian Golak. Byli tez dyrektorzy szkół i jednostek administracyjnych gminy, sołtysi i urzędnicy, słowem gremium najmocniej związane z terytorialna samorządnością.

Rzecz jasna, że była to dobra okazja by powspominać o tym, co miało miejsce w przeszłości, a także wskazać najpilniejsze zadania na przyszłość.

Nie mam zamiaru relacjonować szczegółowo przebiegu imprezy, można będzie o tym przeczytać na miejskiej stronie internetowej i obejrzeć zdjęcia. Ważne, że uroczystość upłynęła przy muzyce fortepianowej i akordeonowej w serdecznej atmosferze, rokującej dobre nadzieje na przyszłość, że padło wiele słów wdzięczności dla tych osób, które kładły podwaliny pod budowę samorządności i społeczeństwa obywatelskiego w gminie, że w mieście tworzy się fundamenty przyjaznej współpracy, diametralnie różnej od obłędnego kręgu hucpy politycznej u góry, której większość Polaków ma już po dziurki w nosie.

Na koniec jubileuszu mieliśmy okazję skosztować wypieków pysznego ciasta sporządzonych przez punkt gastronomiczny „Podziemnego Miasta Osówka” i z podziwem skonkludować, że tamtejsze kucharki  potrafią nie tylko serwować gościom schabowego lub zupę grochową.

Gościem jubileuszu był również były wiceburmistrz Głuszycy, znakomity internauta, Krzysztof Kotowicz z Ząbkowic Śląskich. I skutkiem tego przypomniałem sobie opublikowane swego czasu na facebooku jego dowcipne hasło: „Nie róbmy polityki, lepmy pierogi”.
By wziąć się za pierogi zachęcał pan Krzysztof obrazkiem porcelanowej misy wypełnionej ręcznie lepionymi eksponatami „kulinarnej sztuki stosowanej” z dodatkowym napisem: „Nie ufaj ludziom, którzy nie lubią pierogów”. Zasmuciłem się bardzo, że mój sympatyczny znajomy zajmie się teraz publikowaniem przepisów na dobre pierogi i nie poczytam już więcej jego politycznych deklaracji, ale zobaczyłem w tym także pozytyw, bo przecież uwielbiamy obaj pierogi,  jesteśmy więc ludźmi godnymi zaufania.

Ten drobny szczegół powrócił, gdy przypadkowo natknąłem na jeden z wcześniejszych postów w moim blogu pt. „Uczeń prześcignął mistrza”, w którym pisałem o kulcie turkmeńskiego despoty Nijazowa z książki Ryszarda Kapuścińskiego „Imperium”. Daje mi to asumpt do szerszej nieco refleksji, z której wynika, że trudno będzie zająć się bez reszty lepieniem pierogów z odrzuceniem ich politycznej otoczki. Oto bardziej szczegółowe uzasadnienie tej refleksji.

Parę lat temu Saparmurad Nijazow wydał kolejny tomik wierszy i zaprezentował go na żywo we wszystkich kanałach turkmeńskiej telewizji. Zbiór nosi nazwę „Wiosna natchnienia” i stał się kolejną lekturą szkolną, swego rodzaju katechizmem, elementem tworzonej od kilkunastu lat kuriozalnej biblii.

„Mój ukochany narodzie! Wybiła godzina Rahnamy”... - tak rozpoczyna się poetycki monolog Turkmenbaszy, Ojca wszystkich Turkmenów, prezydenta środkowoazjatyckiego państwa leżącego głównie na bezkresnych połaciach pustyni Kara-kum. Prawie pięciomilionowy naród już w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku stał się zakładnikiem satrapy i jego rodziny. Nijazow początkowo pełnił funkcję przywódcy partyjnego Turkmeńskiej SRR a w 1990 roku chytrze wykorzystał moment rozpadu ZSRR i wygrał wybory prezydenckie. Od tego czasu był niepodzielnym władcą ziemi, jej wszystkich bogactw a także materialnych dóbr wytworzonych przez lud na przestrzeni dziejów. Decydował o dniu powszednim i świętach mieszkańców kraju, ustalał normę pudru do kosmetyki lic, długość męskich włosów, określał gatunek muzyki w mediach a także ilość kotów i psów na jedną rodzinę. Zaproponował likwidację opery, baletu i określił preferencje żywieniowe. Zalecił także wymianę złotych zębów na białe i eksponowanie naturalnej cery Turkmenów, która jego zdaniem powinna mieć barwę pszenicy...
Nijazow okazał się niezwykle zdolnym uczniem i nieodrodnym kontynuatorem tradycji, wykształconych w Rosji Radzieckiej przez Lenina i Stalina, a ugruntowanych w po wojnie w jej republikach, odważył się osobiście sięgnąć po władzę i sprawować ją w sposób dobrze już przećwiczony i już wcześniej znany w Turkmenii.

Ale co to ma wspólnego z niezwykle mądrą sugestią naszego gościa z Ząbkowic Śląskich. Otóż zaraz do tego dojdę.

Tradycyjna turkmeńska kuchnia jest nad wyraz prosta. Społeczności związane z pustynią jadały zazwyczaj mięso i pijały mleko. Plemiona żyjące w oazach, dolinach rzek i w rejonach upraw rolnych urozmaicały menu pieczywem, rybami i owocami. Namiastkę alkoholu otrzymywano w procesach fermentacji wielbłądziego mleka a winem mogli się raczyć jedynie mieszkańcy niewielkiego obszaru upraw winorośli. Narodowe dania Turkmenów swymi recepturami zbliżone są do tradycji Persji, Afganistanu i Turcji. Podobne menu mają Uzbecy, Tadżycy i Kazachowie a także islamskie ludy Kaukazu. Za typowe turkmeńskie danie można uznać kiufta-szurpa - ryżową zupę na baranich kościach z warzywami i pływającymi w niej podłużnymi pulpecikami z jagnięciny. Innym przysmakiem jest lula-kebab - mielone kotleciki z jagnięcia i cebuli duszone w dużej ilości warzyw, wśród których także przeważa cebula. Jagnięcinę w tym daniu często zastępowano mięsem dżejrany, pięknej wyżynnej gazeli, ale przetrzebione zwierzę na szczęście objęto ścisłą ochroną. Wykorzystuje się także mięso młodych nieużytkowych wielbłądów, hodowlanych kóz, dziczyzny i rzadziej domowego ptactwa. Obecnie w Turkmenii popularne są również mączne dania, ciasta, pierogi i paszteciki nadziewane miejscowymi owocami. W barkach serwujących miejscową kuchnię na pierwszym planie znajdują się pirożki s churmoj - drożdżowe rogaliki nadziane miąższem owocu churmy /hurmy?/, dużej jagody krzewu, czasem drzewa, z rodziny hebankowatych.
Czytelnikom zafascynowanym propozycją KK, żeby zamiast polityki zająć się lepieniem pierogów, podaję dokładny przepis na turkmeński przysmak, zwłaszcza że nie jest on zbyt wymyślny i trudny w realizacji, a z pewnością przyniesie więcej korzyści niż deliberowanie nad rozmiarami kompromitacji turkmeńskiego sposobu sprawowania władzy, skoro i nasza scena polityczna wywołuje nie mniej kontrowersji.
 
Oto przepis na „pierożki s churmoj”:
 
Drożdżowe ciasto po wyrośnięciu dzielimy na placuszki i na każdy z nich nakładamy nadzienie z przepuszczonej przez maszynkę churmy, wymieszanej z wodą i odrobiną mąki. Placuszki po złożeniu zlepiamy na brzegach i formujemy. Układamy je na natłuszczonej brytfance, lekko smarujemy ich powierzchnię olejem i zapiekamy w umiarkowanej temperaturze do uzyskania złotawego koloru i niewielkich spękań. /Owoce churmy trudno się przechowują i ciężko je dostać w Polsce. Mają smak moreli i dobrze dojrzałego pomidora hodowanego w naturalnych warunkach - można je więc zastąpić jakąś naszą namiastką./
Osobiście nie wypróbowałem tego przysmaku, gdy starałem się przekonać do niego żonę usłyszałem, a nie wystarczą ci ruskie. No dobrze, ale ja chciałbym „zamiast polityki”, zostało więc na tym, że lepimy rdzennie polskie danie - pierogi leniwe.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajny tekst.Skąd Ty wziąłeś tego turkmeńskiego satrapę.Jak niektórym z naszych polityków spodoba się co zrobił prezydent Turkmenii to zechcą zrobić z naszego kraju Turkmenię.Może tak być,bo kiedyś bardzo podobał się im Budapeszt.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bronku dziękuję za dowcipny komentarz. Rzeczywiście, węgierski Orban ma z kogo brać przykład, a u nas w kolejce ustawiają się chętni. Można powiedzieć: wyszło Szydło z worka.
      Myślę, że wyciągniesz z tego wniosek i weźniesz się za pierogi, czego Irenie życzę. Mogą być z churmy, ale w piatek koniecznie leniwe. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. :) Spotkanie w Głuszycy było okazją spotkania w jednym miejscu ludzi, którzy przez wiele lat współtworzyli dobro, jakim jest wspólnota samorządowa. To wydarzenie niecodzienne. Ktoś był przed nami, ktoś będzie po nas, my jesteśmy tu i teraz. Po wspólnej pracy warto coś smacznego razem zjeść. Pierogi też ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Krzysztofie, zrobił Pan bardzo dobre wrażenie jako jeden z nielicznych przedstawicieli władz minionej kadencji obecnych na spotkaniu. A przecież jest to święto przede wszystkim nas, byłych i obecnych samorządowców. Mam nadzieję, że tym z lekka żartobliwym tekstem nie obrazilem Pana, a na pewno nie taka była moja intencja. Wręcz odwrotnie. Cenie sobie bardzo Pana wiedzę i talent pisarski czytając od czasu do czasu wpisy blogowe. Wyciągnął Pan swego czasu do mnie rękę i tego nie zapomnę. Serdecznie Pana pozdrawiam! Życzę dużo zdrowia i sukcesów ! Stanisław M.

    OdpowiedzUsuń