Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 6 lipca 2017

Choć dalekie, są sobie bliskie – Lwów i Wałbrzych!



Co mogą mieć ze sobą wspólnego, Lwów i Wałbrzych - oto jest pytanie? Wydawałoby się, że nie mają nic, albo niewiele.

Oba miasta są oddalone od siebie setki kilometrów. Lwów przed II wojną światową to jedno z największych miast w Polsce międzywojennej, ośrodek nauki i kultury promieniujący na cały kraj, po wojnie zaś metropolia zachodniej Ukrainy. Wałbrzych zaś przez wieki był niemieckim miastem przemysłowym, po wojnie został wcielony do Polski wraz z całym obszarem Śląska jako rekompensata za utracone ziemie wschodnie, dziś  jest dużym miastem powiatowym przy zachodniej granicy Polski.

Tym wszystkim, którzy pomyślą, że chodzi tu może o jakieś związki  partnerskie między tymi miastami na linii gospodarczej, kulturalnej lub sportowej odpowiadam od razu, -  niestety nie. Nie chodzi też o jakiekolwiek związki narodowościowe, choć po wojnie w Wałbrzychu znaleźli się również repatrianci ze Lwowa, ale wiadomo, że znacznie więcej napłynęło ich do Wrocławia i obydwa miasta Lwów i Wrocław mają ze sobą do dziś bliskie kontakty na polu kultury.

Co więc takiego jest, co pozwala mi napisać, że Lwów i Wałbrzych są sobie bliskie? Wiem, że mało kto zdaje sobie z tego sprawę i że moje odkrycie będzie zaskakujące.

 A stało się to przypadkowo, gdy trafiłem na „pierwszy od półwiecza polski przewodnik po mieście pod Wysokim Zamkiem, jak to określili autorzy Adam i Ewa Hellankowie w książce pod tytułem „I zobaczyć Lwów” wydanej przez Krajową Agencję Wydawniczeą w Rzeszowie w 1990 roku. Dodam jeszcze podtytuł książki: „Lwów znany i nieznany. Lwów wczoraj i dziś – historia i rzeczywistość”.

Autorzy książki to rodowici Lwowianie, którzy po wojnie przesiedlili się do Polski. I choć  w staropolskim Krakowie znaleźli to wszystko,  co dla ludzi wykształconych i prawdziwych patriotów jest potrzebne do życia, to jednak sentyment i nostalgia za „krajem lat dzieciństwa i młodości” nie pozwoliły zapomnieć o tym, skąd się wywodzą. Przewodnik po Lwowie jest wypełniony subiektywnymi wspomnieniami z tamtych lat i obrazkami z bujnej i dumnej przeszłości miasta, które już od czasów Kazimierza Wielkiego było trwale związane z Rzeczpospolitą i zamieszkałe w większości przez Polaków. Mamy w książce przejrzyste kompendium wiedzy z  historii miasta, ale przede wszystkim osobisty i  emocjonalny przewodnik po współczesnym Lwowie z odniesieniami do przeszłości i pokazaniem nie zawsze korzystnych zmian, które nastąpiły.

I właśnie śledząc kolejne etapy podróży autorów książki  po Lwowie znalazłem passus, który mnie bardzo zaintrygował. Czytam więc, że Londyn czy Budapeszt uczyniły z rzek przez nie przepływających arterię komunikacyjną i lustro swojego śródmieścia, czeska Praga postąpiła podobnie. Dunaj, ten który jest sercem Budapesztu, nie jest jednak sercem Wiednia, choć śpiewa się o nim od dawna piosenki. Rytm życia stolicy austriackiej daleko bije od tej rzeki. I w tym przypomina Warszawę, dla której Wisła, także opiewana w pieśniach, jest czymś całkowicie drugorzędnym. Bratysława tylko jednym brzegiem zwróciła się ku Dunajowi.

A co się stało we Lwowie?

Oto  interesujący cytat z książki:

Energicznych, pragnących harmonii i jedności swego grodu lwowiaków wieku XIX, z tych wszystkich nacji, które zamieszkiwały pod Wysokim Zamkiem – drażniło, że niewielka Pełtew odrywa, oddziela stare centrum od narastających od połowy dziewiętnastego wieku nowych dzielnic po drugiej stronie, na drugim brzegu. Musiało to drażnić i złościć. Zrobili wtedy to, co się niezwykle rzadko zdarza. Zasklepili prawie całkiem swoją rzekę. Wpuścili ją w kanał pod ziemię. W ten sposób umożliwili powstanie wielkiej promenady, a raczej całego szeregu otwartych salonów, które przylegają do najpiękniejszego salonu Starego Rynku. Nowe salony miasta zostały umeblowane wieloma wspaniałymi budowlami i pomnikami, z których jedne podobały się od razu, jak na przykład pomnik Mickiewicza na dawnym Placu Mariackim, jak monumentalna fontanna z Matką Boską, jak postać Jana Sobieskiego na koniu i Teatr Wielki, zamykający amfiladę tych salonów, ciągnących się wzdłuż calutkiego starego miasta”.

Nie wiele osób w dzisiejszym Lwowie spacerujących  alejkami  miasta zdaje sobie sprawę z tego, że pod ich stopami pod ziemią dusi się w mrocznej gardzieli niegdyś piękna, ciesząca oko i ułatwiająca mieszkańcom życie legendarna rzeka Pełtew.
Rzeka ta o długości ok. 70 km, której źródła znajdują się na wysokości ok. 350 m n.p.m. we Lwowie w dzielnicy Żelazna Woda przepływa przez południową część Roztocza i uchodzi do Bugu w okolicach miasta Busk, na wysokości około 220 m n.p.m.
Pełtew jest silnie związana z lokacją Lwowa, pełniła funkcje fosy miejskiej. Dzięki rozlewiskom i bagniskom skutecznie utrudniała dotarcie do miasta od strony zachodniej i północnej. Źródła historyczne wspominają o niewielkich barkach spławianych rzeką do Bałtyku. Pod koniec XIX w. władze miejskie zdecydowały o zasklepieniu rzeki na odcinku śródmiejskim i włączeniu kanału w system kanalizacji miejskiej jako główny kolektor. Decyzję o zasklepieniu argumentowano zagrożeniem malarycznym dla miasta (w 1621 nieznośny zapach z rzeki spowodował przeprowadzkę króla Polski Zygmunta III Wazy z Niskiego Zamku do Kamienicy Królewskiej. Od 1886 roku rzeka płynie podziemnym korytem pod dawnymi Wałami Hetmańskimi i ulicą Akademicką. Pozostałością po dawnym biegu rzeki we Lwowie jest kształt obecnego placu Mickiewicza, gdzie Pełtew rozwidlała się i tworzyła niewielką wysepkę, na której znajdowała się kapliczka Matki Boskiej. Dzięki kanalizacji możliwe było wybudowanie gmachu Teatru Wielkiego . W środkowym i dolnym biegu rzeki dominują łąki kośne i pastwiska.

Myślę, że po tym co napisałem powyżej, znajdujemy już odpowiedź na pytanie: co mają ze sobą wspólnego Lwów i Wałbrzych. To co stało się z Pełtewą we Lwowie pasuje jak ulał do losów naszej wałbrzyskiej, górskiej krynicy o wdzięcznej nazwie Pełcznica. Została ona tak samo  uwięziona w podziemnym korytarzu i dziś spacerując główną ulicą miasta z Placu Tuwima do Placu Grunwaldzkiego nikomu się nie śni, że pod chodnikiem płynie sobie wartkim nurtem rzeka.
Z materiałów źródłowych z 1292 roku Pełcznica nosi nazwę  Polsniz, Polsnicz, a w 1355 roku  Wasser Doltzniz. Potem miała jeszcze Pełcznica kilka innych nazw. Tuż przed II wojną światową nazywała się Freiburger Wasser, zaraz po wojnie Czarna Woda, Cichy Potok, Ogorzelec, wreszcie Pełcznica. Już sama ilość nazw wskazuje jaka to ważna rzeka.
Jej źródeł możemy się doszukać powyżej Glinika Starego, na wysokości 630 m. n.p.m., skąd spływa do Podgórza, omijając Zamkową Górę. Przed wiaduktem kolejowym w pobliżu dworca Wałbrzych Główny znika pod ziemią płynąc dalej pod ulicami: Niepodległości, Mickiewicza, Aleją Wyzwolenia i Kolejową. Ponownie pojawia się dopiero w dzielnicy Stary Zdrój, skąd podąża dość kręto – równolegle do ulicy Armii Krajowej i Wrocławskiej – do Szczawienka, gdzie przyjmuje Lubachowską Wodę i wpływa na teren Książańskiego Parku Krajobrazowego.

Tutaj Pełcznica pokazuje swą niebywałą moc i urodę. Przedziera się skalistym przełomem wysokości ok. 80 m. pod Książem i ruinami Starego Książa, tworząc koryto niezwykłej miary ze względu na roślinność i piękno krajobrazu, zwłaszcza obserwowanego z góry (z tarasów zamku Książ lub miejsc widokowych Parku Książańskiego). Ten odcinek rzeki objęty jest ochroną jako rezerwat przyrody. Rośnie tu wiele okazów pomnikowych drzew, m.in. cisy pospolite, z najbardziej znanym cisem „Bolko” u wylotu z wąwozu Pełcznicy.
Dalej Pełcznica wzbogacona o wody Szczawnika płynie przez Świebodzice, następnie przez Ciernie na Równinę Świdnicką po czym, aż do ujścia w rzece Strzegomce, płynie wśród użytków rolnych i niewielkich lasów.

Choć jej w Wałbrzychu nie widzimy wiadomo, że stanowiła oś komunikacyjną miasta, spełniając ważną rolę w czasach dawniejszych, bo właśnie przy jej brzegach rozwijała się późniejsza aglomeracja wałbrzyska.

Myślę, że ta wiadomość o ujarzmieniu rzeki w podziemnym kanale nie jest dla nas ujmująca. Brakuje tej rzeki w krajobrazie Śródmieścia, które byłoby dzięki płynącej przez nie rzece bardziej naturalnym i atrakcyjnym miejscem wypoczynkowym, tak samo jak brakuje bystrego nurtu Pełtewy w majestatycznym Lwowie.

Są rzeczy, których biegu nie da się już odwrócić. Spróbujmy więc wykorzystać tę sytuację przynajmniej w celach promocyjnych miasta. A oto taka próba zamieszczona w mojej książce „Wałbrzyskie powaby”:

Nad podziemną rzeką Pełcznicą

Jak rodzynek w dobrym cieście
w centrum miasta jest Śródmieście,
cenimy je sobie wielce
Śródmieście, to miasta serce, 
tętni żwawą pracą, bije,
dzięki niemu miasto żyje.

Prześciga starówki wszystkie
nasze Śródmieście wałbrzyskie,
wyrosłe na górskich zboczach
lśni zielenią parków w oczach,
kręte drogi i ulice
przy nich wille jak kaplice,
stary rynek pnie się w górę
jakby chciał doścignąć chmurę.

A największa tajemnica,
to ukryta gdzieś Pełcznica,
płynie sobie w niemym geście
utopiona pod Śródmieściem.

Kiedyś nad nią rosło miasto,
ale stało się za ciasno,
więc pokryto ją mostami,
a zaś potem asfaltami.

Dziś w kronikach można czytać,
że pod miastem mknie Pełcznica,
śladem Daisy wnet podąża,
oplatając mury Książa

Trzeba głosić w mediach co dzień:
Wałbrzych to miasto na wodzie!
Gdy ta plotka się rozniesie
Prześcigniemy wnet Wenecję!

Mam nadzieję, że tym żartobliwym wierszykiem uda mi się pobudzić zainteresowanie moich Czytelników  niezwykle intrygującym wałbrzyskim potokiem o wdzięcznej nazwie Pełcznica.

Zachęcam też do zainteresowania się losami bliskiego sercu  Polaków  miasta pod Wysokim Zamkiem – Lwowem.


6 komentarzy:

  1. ... naczynia połączone....nie przypuszczałbym . Pozdrawiam. I.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie "naczynia połączone:, ale mają podobną osobliwość, o której warto pamiętać. Pozdrawiam !

      Usuń
  2. Jugowski Potok także w dwóch zabytkowych miejscach Jugowa znika pod ziemią.W okolicy grodziska i kościoła.Dokładnie dwadzieścia lat temu,w lipcu 1997 roku pokazał"pazurki".
    fotokresy.blogspot.com/search/label/Lwów
    https://www.youtube.com/watch?v=3sAdQv43TTU
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawostka, o której nie wiedziałem. Okazuje się, że mamy więcej takich miejsc,świadczących o tym, że ingerencja człowieka w życie natury jest nieograniczona. Pozdrawiam !

      Usuń
  3. Niestety, nie znam Wałbrzycha - nigdy w tym mieście nie byłam.
    Jestem natomiast zakochana we Lwowie. Zwiedzałam go dwukrotnie parę lat temu i poświęciłam mu rozdział w swojej drugiej książce.
    Pozdrawiam serdecznie.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś będzie taka okazja by odwiedzić Wałbrzych. Myślę, że warto, bo obok uroków Książa, można się w tym mieście zachwycić wyjatkowym położeniem w otoczeniu górskich krajobrazów i wszechobecną zielenią. Zapraszam !

      Usuń