z lekka się zachmurzyło |
no i mamy wiosnę w ogrodku |
W
złocistej, wiosennej aurze chwila przerwy. To taki antrakt w teatrze
klimatycznym, bardzo potrzebny moment ostudzenia, uspokojenia,
oddechu. Deszcz jest zbawienny dla budzącej się z zimowego uśpienia
przyrody, a nam uzmysławia jak potrzebne są chmury na niebie,
zdolne na jakiś czas zasłonić promieniejącą tarczę słońca,
aby potem zamienić się w ścianę płaczu. Kiedy słońce wyjrzy
ponownie zza chmur okaże się, że to już inny świat, pełen
soczystej zieleni i kwiatów. Dlatego właśnie nazwano w naszym
kalendarzu zbliżający się, wiosenny miesiąc - kwietniem,
a stare przysłowie mówi: kwiecień plecień wciąż przeplata,
trochę zimy, trochę lata. Chcielibyśmy by tej wiosny było lata
jak najwięcej, nawet w tym wyjątkowym roku, kiedy zima okazała się
dla nas na ziemi wałbrzyskiej niezwykle łaskawa.
Korzystam
więc z wolnego czasu w cieple skwierczącego kominka i jak zwykle
przy takiej okazji oglądam kolorowe portale internetowe. A tam roi
się od newsów mrożących krew w żyłach. Pomijam te wszystkie,
które można zmieścić pod wspólnym tytułem – co dalej z
Ukrainą? Zostawiam to dla ekspertów, wśród nich jak się okazuje,
także komentatorów mojego blogu.
Moją
uwagę koncentruję na informacjach, które są w stanie pokazać,
że świat jest zagadkowy i zaskakujący.
Oto
właśnie jedna z pierwszych rewelacji, która rzuciła mi się w
oczy.
Suknia
ślubna to najważniejszy strój w życiu każdej kobiety – czytam
na którymś z portali. Celebrytki wzięły to sobie do serca i
ścigają się o tytuł najdroższej kreacji. Kim Kardashian
przygotowała trzy różne suknie, warte łącznie 75 000 dolarów.
Niestety, jej pierwsze małżeństwo przetrwało tylko 72 dni. Suknię
Madonny za 80 000 dolarów zaprojektowała jej bliska koleżanka
Stella McCartney. Kreacja za 100 000 dolarów przyniosła szczęście
Victorii Beckham. Para do dziś cieszy się szczęśliwym życiem
rodzinnym. Jedną z najbardziej znanych sukni w historii miała na
sobie księżna Diana. Przyozdobiona ponad dziesięcioma tysiącami
pereł i cekinów suknia, miała tren o długości aż 7 metrów i
kosztowała 115 000 dolarów. Przy ślubie, który kosztował ponad
1,5 miliona dolarów, suknia projektu Christiana Lacroix warta 140
000 dolarów nie była tak wielkim wydatkiem dla Catheriny Zeta Jones
i Michaela Douglasa. Jednak najdroższą i najbardziej wyczekaną
przez publikę kreacją może pochwalić się Kate Middleton. Ta
piękna suknia kosztowała aż 400 000 dolarów.
Przechodzę
nad tą sensacją do porządku dziennego, bo wcale mi nie imponuje
koszt sukni angielskiej księżnej, nawet gdyby była o połowę
droższa. Dwór królewski w Londynie, to dla mnie taka sama
abstrakcja jak życie na Marsie.
O
wiele ciekawsza wydaje się
kolejna wiadomość, tym
razem o francuskim aktorze,
słynnym Gerardzie Depardieu,
który na początku stycznia br. otrzymał rosyjskie obywatelstwo.
Otóż
porównał on
w wywiadzie prezydenta Władimira Putina do papieża Jana Pawła II.
Ten
panegiryk ukazał się w „Komsomolskiej Prawdzie”:
-
Chcę powiedzieć, co myślę o Putinie: rosyjski naród potrzebuje
kogoś takiego - z rosyjskim temperamentem. Putin chce przywrócić
ludziom trochę godności - powiedział Depardieu. - Dla mnie jest
jak Francois Mitterrand,
czy Jan Paweł II
- dodał, nie rozwijając dalej tego wątku.
Różne
rzeczy mogą się dziać w głowach ludzi uznawanych powszechnie za
wybitnych, ale są jednak granice rozsądku.
Ten filmowy gwiazdor wywołuje moje współczucie. Myślę, że to
rodzaj infekcji, którą wywołuje sława i pieniądze. Zaciemniają
one realne widzenie świata i właściwą ocenę ludzi.
Porównywanie
despotycznego władcy, Putina, do łagodnego
i powszechnie szanowanego papieża,
uznanego
przez kościół katolicki za osobę
świętą, to po prostu szczyt wazeliniarstwa,
a dosadniej można by
powiedzieć głupoty.
A
co możemy wobec tego powiedzieć o
kolejnej sensacji, a dotyczy ona znanego z kontrowersyjnych
wypowiedzi wiceprzewodniczącego rosyjskiej Dumy
Państwowej, Władymira Żyrinowskiego,
Proponuje on, by Polska domagała się referendum w sprawie
przyłączenia do naszego kraju pięciu zachodnich obwodów Ukrainy:
wołyńskiego, lwowskiego, iwanofrankowskiego, tarnopolskiego i
rówieńskiego.
Według „Wiadomości” TVP1, podobną "ofertę"
dostały Węgry i Rumunia ws. obwodów zakarpackiego i
czerniowieckiego. W granicach Ukrainy miałaby pozostać tylko jej
środkowa część.
Polskie MSZ ocenia pismo jako "kuriozalne". Władimir
Żyrinowski dostanie kurtuazyjną odpowiedź, bez odniesienia się do
treści swojego listu.
Autorzy materiału przypominają, że rosyjski polityk-skandalista już wcześniej nawoływał do rozbioru Ukrainy z trybuny Dumy Państwowej. Żyrinowski podkreślał, że próby zbudowania przez Ukrainę państwa zawsze kończyły się fiaskiem. Zaznaczał, iż "Łuck, Lwów, Tarnopol to polskie ziemie".
Nie będę tego
ukrywał. Rozmarzyłem się na moment o naszej Rzeczpospolitej obojga
narodów, gdy sięgaliśmy granicami od Bałtyku do Morza Czarnego.
Pomyślałem o Polsce międzywojennej z Lwowem i Wilnem. Pięknie by
to było, gdybyśmy mogli wskrzesić dawne tradycje. Tylko że od
tamtych czasów wiele się zmieniło. Ukraina, to nie jest postaw
płótna, którym możemy się dzielić, jak w powieściach
sienkiewiczowskich. To nie te czasy. Ukraińcy mają takie samo prawo
do stanowienia własnego państwa jak Polacy. Dziś widzę Europę
jako nasz wspólny dom, w którym możemy się przemieszczać z
miejsca na miejsce i korzystać do woli z jego uroków. Czy to nie
wystarczy? Czy potrzeba nam zmieniać granice?
Dlatego ucieszyła mnie wiadomość, że po 72 latach emigracji legendarna wódka Baczewskich wraca do Polski. Już prawie zapomnieliśmy o jej istnieniu. Nic dziwnego - wywodzi się ze Lwowa, gdzie przed wojną była ulubionym trunkiem mieszkańców. Wszystko zaczęło się tam w 1782 roku, gdy rodzina Baczewskich otworzyła pierwszą destylarnię. Niewielki z początku zakład szybko pokazał swoje ambicje - 30 lat od otwarcia dostał tytuł „Cesarskiego i Królewskiego Dostawcy Dworu”. Wszystko urwało się jednak we wrześniu 1939 roku. Lwowska fabryka została zbombardowana przez Luftwaffe, a potem rozgrabiona przez Sowietów. W 1956 roku rodzina odzyskała prawa do znaku towarowego i wspólnie z krewnym Eduardem Gesslerem wznowiła produkcję w Wiedniu, gdzie prowadzona jest do dziś. Teraz otwarły się dla niej wrota do polskich sklepów. Miło będzie poznać jej walory, wspominając dawne dobre czasy.
I jeszcze o
jednej ciekawostce opowiem z entuzjazmem, bo wiąże się ściśle z
moim afektem do bibliotek. W dodatku rzecz wywodzi się z Lublina, a
miasto to budzi mój sentyment, tak samo jak pobliski Lubin, obydwa
mają w swej nazwie to co lubię.
Tym razem Lublin
okazał się nowatorem w niezwykle atrakcyjnej i oryginalnej formie
promocji bibliotecznej. Do czytania książek zachęcają internautów
modelowe dziewczynki w pomysłowych strojach, w różnych pozach,
wśród regałów bibliotecznych z barwnymi okładkami książek.
Trudno się więc dziwić, że internetowe fotogramy cieszą się
ogromnym zainteresowaniem.
Internauci w komentarzach chwalili: "Gratuluję pomysłu"; "Fantastyczne zdjęcia. Wasza aranżacja doskonała, niepowtarzalna z tymi modelami. Gratulacje"; "Brawo dziewczyny!"; "Świetne. Bardzo twórcze. Zachęcające do czytania. BRAWO!"; "Nareszcie powiew świeżości i wyobraźni!
"Lajkujcie,
udostępniajcie! I jak u nas może być nudno?" - zachęcają
w tym samym wpisie bibliotekarki z Lublina. I rzeczywiście -
jeżeli podobny dystans, poczucie humoru i pomysłowość
towarzyszą im każdego dnia, to lektura książek w Filii nr 2
Biblioteki Miejskiej w Lublinie musi być po prostu czystą
przyjemnością.
Ale mimo wszystko
moim Czytelnikom proponuję. Nie sięgajcie tak daleko. W
wałbrzyskich bibliotekach (w mieście i powiecie) mamy też
modelowe dziewczyny. To one tworzą uroczą aurę ciepła i
życzliwości. Im też nie brakuje świeżości i wyobraźni. I
wcale nie potrzebują królewskiej sukni za 400 000 dolarów.
Potrafią zaimponować wiedzą. I mamy tak samo fascynujące
książki. Wystarczy tylko zajrzeć do biblioteki i świat stanie
się piękniejszy na wiosnę.
P.S.
Gaszę monitor z jego
internetowymi rewelacjami. Resztę wolnego czasu zostawiam dla
książki.
Pozdrawiam urocze
Panie z naszej biblioteki !
***ŻEGNAJCIE MUFLONY***
OdpowiedzUsuńLas uśpiony w srebrnym szronie
białych płatkach ciszy bezbronny
i ufny ostoje spokoju rozcina
krzyk przeraźliwy
ryk jęk skowyt wołanie
o pomoc
nisko nad drzewami
śmierć przeleciała jak pies
dziki bezdomny
idę po tropach swych braci
wbijam w nozdrza
ostrą woń ciepłej krwi
widzę paśnik
rozszarpane na strzępy
ciała muflonów
drgają w ostatnich konwulsjach
samice ciężarne i
młode zagryzione na oczach
swych matek
samce silniejsze zdołały
uciec
kilka wychudzonych kundli
z rozjuszonej watahy kończy
krwawą ucztę
nażarte leniwe nie agresywne
nie zwracają na nic uwagi
bez cienia skruchy wstydu i żalu
krwią świeżą wpisane
w księgę
bezwzględnych praw natury
**(rymierz)**
"Wg.danych DAISIE(Europejski wykaz INWAZYJNYCH gatunków OBCYCH) i rozporządzenia Ministra Środowiska w sprawie listy roślin i zwierząt gatunków obcych,które w przypadku uwolnienia do środowiska przyrodniczego mogą ZAGROZIĆ gatunkom rodzimym lub siedliskom
przyrodniczym,zakłada dopisanie do listy nowych pięciu gatunków,w tym 2 gatunków roślin i 3 zwierząt,a wśród nich MUFLONA(Ovis aries musimon)"
Wg.publikacji Pana Głowackiego,muflon KONKURUJE z gatunkiem rodzimym sarną.
Muflony doprowadzają do PROCESÓW EROZYJNYCH NA STOKACH(rozwalają góry) :))
Muflony doprowadzają do CAŁKOWITEGO ZANIKU ROŚLINNOŚCI ZIELNEJ I ZATRZYMANIA ODNOWIEŃ GATUNKÓW DRZEWIASTYCH :))
Te wszystkie zarzuty nie są poparte żadnymi badaniami,wszystkie te brednie(inaczej tego nie można nazwać) są wyssane z palca przez urzędników w Brukseli i Warszawie.
Nadleśnictwa Jugów i Świdnica tych bredni nie potwierdzają z powodu jednoznacznych badań
i nie zgadzają się z rozporządzeniem.Czy to wystarczy żeby uchronić muflony?
Jest Pan niesamowity! Ten wpis to prawdziwy kalejdoskop informacji skrzący dowcipem, fantazją i jakże miłą dla nas bibliotekarek puentą! Pozdrawiam serdecznie! R.
OdpowiedzUsuńP.S. Ruszajcie do bibliotek – tam może na was czekać niejedna niespodzianka!
Dziękuję moim miss z biblioteki za te słowa. Jeśli byłyście w stanie to wszystko przeczytać i dobrnąć do końca, to sukces. Rzeczywiście - u Was zawsze można liczyć na miłą niespodziankę.
UsuńMuflony zostały sprowadzone w Góry Sowie w 1901 roku przez hrabiego Seidlitz-Sandreczki.
OdpowiedzUsuńPonad 110 lat nikomu nie przeszkadzały i nagle jakiś idiota z UE postanowił wystrzelać akurat muflony w G.Sowich.
W rejestrze IOP PAN w Krakowie jest już ok.1239 gat.stanowiących dziś dla rodzimej fauny ogromne zagrożenie.Norka amerykańska,szop i jenot-ze wzgl.na ekspansywność,tempo przyrostu populacji i typową dla drapieżników agresję-są najgroźniejsze.Roznoszą wiele groźnych chorób,w tymwściekliznę.
Są to urodzeni mordercy,sieją spustoszenie wśród ptactwa,drobnych gryzoni,
A Góry Sowie rozwalają nie muflony,ale MOTOCROSOWCY.Rozjeżdżają je wzdłuż i wszerz,od Bielawy po Głuszycę,w każdy weekend,nawet w miejscach gdzie jeszcze ludzka stopa nie stanęła,zabijają już nawet bezkarnie turystów na szlaku,tych którzy przyjechali w góry, żeby spotkać na szlaku muflona,sarnę,jelenia,a nie ryczące motory.
Pozdrawiam.
Coś niesamowitego, jestem zaskoczony. Muflony, to nieomal symbol naszych gór. W Wałbrzychu najważniejszy konkurs gospodarczy nosi nazwę "Muflony". Zdarzylo mi się parę razy podziwiać niewielkie stadka muflonów w naszych lasach, to było cudowne przeżycie. Komu moeż zależeć na ich wytępieniu. Coś się dzieje niedobrego. Nie ma już zajęcy, teraz kolej na muflony. Ciekawe co o tym myślą leśnicy? Dziękuję WRC za poruszenie tej sprawy.
Usuńoho ho... no że o Lublinie przeczytam na blogu: "Tu jest mój dom" to tego się nie spodziewałem :) miłe to... dziękuję i pozdrawiam z Lublina :)
OdpowiedzUsuńJeśli mój post dotarł do Lublina, to jestem w siódmym niebie. Dziękuję Sebo. To m. in. Twoja zasługa, że interesuję się Lublinem i podziwiam to miasto. Pozdrawiam !
UsuńDopadł mnie ostatnio kiepski nastrój... Córcia kolejny raz zwichnęła kolano i mamy kłopot, a i z każdej strony tylko okropne newsy słychać i żeby jeszcze pomarudzić dodam, że nie ogarniam zmiany czasu i wiosennego przesilenia... I co wtedy robię? Zaglądam tutaj !
OdpowiedzUsuńNigdy nie jestem zawiedziona, nawet trudne tematy mogą rozbawić serdecznie.
Dziękuję !