Siedzimy sobie na
ganeczku domku kempingowego tuż pod lasem. Las wspina się w górę
Gomulnika, rozległego wzgórza Gór Suchych. Stanowi ono północną
ścianę Łomnicy, ciągnącej się nad Złotą Wodą wsi, której
cudowne położenie może zawrócić w głowie nawet nieczułym na
uroki górskie przybyszom. Od południa osłania Łomnicę panosząca
się jak królowa Ostoja. To jedna z tych gór, które decydują o
wyjątkowym uroku Łomnicy. Ostoję mamy z prawej strony, Gomulnika
za sobą, a przed nami rozpościera się jak na obrazku rozległa
panorama masywu Włodarza. To oddzielony przełęczami od reszty Gór
Sowich, samorodny człon Sudetów, najstarszy w Polsce. Właśnie
odporność na ruchy górotwórcze tych starych gór zadecydowała o
wyborze przez Niemców Gór Sowich, jako najlepszego miejsca na
budowę podziemnych fabryk najnowocześniejszych rodzajów broni
nuklearnej.
Wydaje się to
nieprawdopodobne. Taka niepozorna, wijąca się wstęgą, zalesiona
ściana ciągnącego się nieprzerwanie łańcucha górskiego stała
się miejscem gigantycznej, podziemnej penetracji górniczej, której
celem było urządzenie tu bezpiecznych laboratoriów doświadczalnych
cudownej broni - Wunderwaffe. Miała ona odwrócić losy wojny.
Na szczęście dziś dla
nas, to tylko historia. Wiemy o tym jakim kosztem była ona tworzona,
pamiętamy o ofiarach tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego
Gross Rosen, którzy zginęli tu z głodu, wyczerpania i chorób.
Siedzimy sobie w blaskach
chowającego się w gąszczu drzew gorącego słońca. W tym roku
słońce nas nie zawiodło. Mamy lato jakiego nie pamiętają
najstarsi mieszkańcy. Jesteśmy gośćmi, proszę nie spaść z
krzesła, głuszyckiego fryzjera, a oglądamy to wszystko na
jego prywatnej działce pod lasem, którą umownie nazywamy
Panderoza.
Nie będę się rozwodził
nad tym, co potrafił przez lata uczynić nasz gospodarz pod lasem w
miejscu, które było najnormalniejszym nieużytkiem. Powiem
króciutko. Tuż u naszych stóp mamy trzy uregulowane połączone ze
sobą stawy rybne. Nad nimi drewniane domki kempingowe. Te domki
zasługują na osobne opisy, bo każdy jest inny, ale razem stanowią
harmonijną całość pod względem stylu i jakości wykonania. To
kunsztowna robota stolarska i murarska. Wiemy o tym, że znaczny
wkład w ich wykonanie wniosła ręka samego fryzjera. Nie wymieniam
jego nazwiska, bo sam o to prosił, ale w Głuszycy wiemy o kogo
chodzi.
Piszę o tym wszystkim w
liczbie mnogiej, bo nie jestem sam. W tę weekendową sobotę 17
sierpnia zaroiło się na Panderozie od gości. Przewinęło się
tego popołudnia ponad pięćdziesiąt osób dorosłych, nie licząc
dzieci. A dlaczego? Co było powodem tak licznego przybycia? Jestem
przekonany, że nie tylko grillowa kiełbaska i kaszanka na wolnym
powietrzu, i nie tylko bliska znajomość z gospodarzami, Stanisławem
i jego żoną Krystyną, też mistrzynią nożyczek i grzebienia. Nie
o nich chcę dzisiaj opowiadać.
Otóż ideą letniego
relaksu na głuszyckiej Panderozie – i to jest najbardziej
zaskakujące - był dziecięcy plener malarski.
To
już nie pierwsze takie wydarzenie kulturalne, nie pierwszy raz na
wąskiej grobli pomiędzy stawami ustawione są sztalugi, duży stół
z pędzlami i farbami wodnymi, a przy stojakach krzątają się
młodzi adepci sztuki, dziewczęta i chłopcy. Rozpiętość wieku
niewielka, od siedmiu do dwunastu lat. Tematy obrazków dowolne Nasi
gospodarze już od paru lat organizują latem takie plenery. Robią
to z własnej i nieprzymuszonej woli, bo sprawia im przyjemność
radość i satysfakcja zainteresowanych malarstwem dzieci i rodziców.
Do konkursu zapraszane są latorośle krewnych i znajomych. Do jury
konkursowego - głuszyccy ludzie kultury. W ten sposób tworzy się
pod łomnickim lasem niecodzienna więź młodych ze starszymi ludźmi
wrażliwymi na piękno natury.
Warto
dodać, że plener malarski to jeszcze nie wszystko. Byliśmy
świadkami jak się tworzy dzieło sztuki, a uczynił to rzeźbiarz z
Jedliny-Zdroju, Mirosław Jedziniak, który na naszych oczach
zamienił pień drewna w mocno strapioną głowę mędrca. Mogliśmy
się przekonać, że rzeźbienie dłutem w kawałku drewna, to nie
jest tylko sprawa sprawności ręki, ale też umysłu i serca.
Na
tym jeszcze nie koniec. Nie mogę pominąć sympatycznej okrasy
wieczoru, a było nią trio muzyczne; akordeon (w rękach samego
gospodarza), gitara i skrzypce ( w rękach bliskich gospodarzowi
gości). Popłynęły w leśny gąszcz odbijające się echem
biesiadne melodie. Szkoda. że zabrakło wokalistki, ale wszystko
jest przed nami. Może za rok znajdzie się wśród gości głuszycka
Maryla Rodowicz, Doświadczenie uczy, że każdy rok przynosi coś
nowego.
Mam
nadzieję, że bardzo pożyteczny i sympatyczny plener malarski
Stanisława i Krystyny spotka się z aprobatą i zainteresowaniem
lokalnych władz , bo warto dostrzegać i wspierać ludzi, którzy z
własnej inicjatywy i bezinteresownie czynią coś dobrego.
Łomnica-urocza wieś-powoli staje się popularnym miejscem często odwiedzanym przez turystów.
OdpowiedzUsuńJedlina Zdrój w niedzielę była"zakorkowana".
Były problemy z zaparkowaniem,ale udało się.Spróbowaliśmy zupek,posłuchaliśmy muzyki.Zaopatrzyłem się w sery kozie z Łomnicy(Karkonosze),miody.Maluchy fotografowały się z Charlottą wśród tryskającej wody.
Młodzież nie odpuściła mi jazdy konnej w Sierpnicy.Pogoda dopisała!Pozdrawiam!
Też się gubiłem w tłumie Jedlinian i przyjezdnych gości i zadawałem sobie pytanie co nas przyciąga do Jedliny, bo na pewno nie zupa, której nie skosztowałewm ze względu na kolejki.Myślę, że czujemy potrzebę bycia tam, gdzie się cos niezwyklego dzieje, a Jedlina ma swój urok, o czym piszę w moim blogu juz od dawna. Pozdrawiam i dziękuję za niespodziankę z naszych kwiecistych polan i łąk. Wszystkiego miłego !
OdpowiedzUsuń