Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 3 marca 2013

Na frytki - do galerii





do centrum, do "Finezji"



Pomysłowość ludzka nie ma granic. I stąd się bierze ciekawość świata. Sam Stwórca stworzył świat w nieograniczonej różnorodności przyrody, krajobrazów, bogactw naturalnych. Dochodzą do tego ludzie, którzy tę ziemię starają się uczynić bliższą człowiekowi, przyjazną, ale i zaskakującą.
To tyle pompatycznego wstępu do rzeczy, która być może nie jest aż tak osobliwa, choć w warunkach takiego małego miasteczka jak Głuszyca, może budzić zdumienie.

Znamy z historii Krakowa „Jamę Michalikową”, słynną kawiarnię artystyczną, którą zasłużony dla polskiej literatury Tadeusz Boy- Żeleński uczynił tematem satyrycznego wiersza „Nowa pieśń o rydzu, czyli jak Jan Michalik został mecenasem sztuki, czyli niezbadane są drogi opatrzności”. Pamiętamy początek wiersza:

Miał se Michalik cukiernie,
Kupczył w niej trzeźwo i wiernie,
Kawusia, ciastka i pączki,
Zapłata z raczki do raczki…”

Znamy wszyscy, myślę o mieszkańcach Głuszycy, lokalik gastronomiczny położony w centrum miasta przy ulicy Grunwaldzkiej, vis a vis zabytkowego budynku Poczty Polskiej. Nosi on obiecującą nazwę „Finezja”. W nie tak odległej przeszłości, gdy Głuszyca brylowała na Dolnym Śląsku jako liczący się w kraju ośrodek przemysłu włókienniczego, w tym miejscu znajdowała się otwarta dla wszystkich świetlica Głuszyckiej Przędzalni Czesankowej. Można w niej było  pograć w karty, w szachy i ping-ponga, poczytać aktualną prasę, obejrzeć telewizję. Odbywały się różne imprezy kulturalne, wieczorki taneczne. Świetlica cieszyła się dużym powodzeniem wśród młodzieży. Gdy przemysł głuszycki podupadał, umarła też śmiercią naturalną świetlica. Pod koniec lat 90-tych otwarta została w tym miejscu jadłodajnia „Finezja”. Jako jedyny w mieście lokal gastronomiczny serwowała tanie obiady i szybkie dania barowe i tak już zostało do dziś.
„Finezja” żyłaby sobie monotonią dnia powszedniego, gdyby nie nowy jej właściciel. Nazywa się Grzegorz Czepil i nie jest osobą nieznaną. Rodowity Głuszyczanin zyskał rozgłos jako kolekcjoner głuszyckich fotografii i pocztówek oraz pamiątek z czasów przedwojennych. Od wielu lat jest Prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Głuszycy, aktywnym uczestnikiem wydarzeń miejscowego życia kulturalnego i turystycznego. Wiele ze zgromadzonych przez niego zdjęć zostało wykorzystanych w wydanym niedawno jedynym jak dotąd albumie fotograficznym „Głuszyca dawniej i dziś’.
 Jako gospodarz „Finezji” Grzegorz rozpoczął od remontu wnętrz. Unowocześnił zaplecze gospodarcze, zadbał o wystrój salki konsumpcyjnej, a także o dobrą opinię lokalu. Od początku było wiadomo, że Grzegorz na tym nie poprzestanie. To nie może się skończyć na zwykłej jadłodajni.

I tak oto nadszedł ten moment historyczny dla miasta, być może przełomowy dla „Finezji”. A stało się to w pamiętnym dniu – 2 marca 2013 roku. W tym dniu właśnie została uroczyście otwarta foto-galeria muzealna Głuszycy, a w niej gromadzone od lat znakomite przedwojenne zdjęcia i pocztówki z Głuszycy i okolicznych wsi. Wszystko wisi na ścianach salki barowej w odpowiedniej oprawie i  nie tylko budzi zainteresowanie, lecz zachwyca, bo fotografie i pocztówki poniemieckie są piękne, wiele z nich w kolorze, obrazujące bogatą przeszłość miasteczka, i architektoniczną, i przemysłową,  i turystyczną. Byli gospodarze niemieccy umieli się szczycić swoim gniazdem rodzinnym, potrafili eksponować jego zalety  -  piękno krajobrazów, przyrody i budownictwa. Sam Grzegorz potrafi o nich interesująco opowiadać, w swym mini-muzeum nie potrzebuje więc kustosza. Zainteresowanym chętnie udostępni inne pamiątki z przeszłości, poniemieckie książki, foldery i dokumenty.

Ogłaszam więc wszem i wobec. Nie tylko w Wałbrzychu, ale też w Głuszycy mamy galerię.
Ta Wałbrzyska nazywa się - Viktoria, ta Głuszycka  - Finezja. Obie łączą w sobie praktyczne z pożytecznym i są niewątpliwie znakiem nowych czasów.

Galerię w „Finezji” możemy obejrzeć niekoniecznie jako konsumenci baru gastronomicznego. Można tu wejść prosto z ulicy, pooglądać wystawę, bo po to jest ta galeria w tym miejscu, by była łatwo dostępna dla wszystkich Jej właściciel, Grzegorz Czepil, umożliwia tym, którzy posiadają jakieś pamiątki z przeszłości do wyeksponowania ich w galerii. Być może stanie się ona zaczynem dla przyszłego muzeum miejskiego.

9 komentarzy:

  1. To ja dziękuję i robię to, choć nie mam takiego upoważnienia, w imieniu tych wszystkich, którzy uczestniczyli w uroczystości otwarcia galerii i będą ją oglądać przy obojętnie jakiej okazji. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałem jeszcze przyjemności gościć w"Finezji".Ale po pięknych słowach zachwytu Pana Stanisława,niebawem zjawię się i z przyjemnością obejrzę galerię.Mam u siebie trochę staroci,może coś by zainteresowało Pana Grzegorza.Ale na przekąskę zamawiam"Vlaamse friet"!Pozdrawiam.WRC.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję WRC za obietnicę, to będzie dowód, że moje pisanie służy czemuś pożytecznemu. Myślę oczywiście o "Vlaamse friet". Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądając skoki myślałem tak sobie,czy sędziowie i trenerzy coś nie przekombinują z tym przekładaniem belki startowej.No i stało się,18,19,20,19,to zaczyna być chore.Ale dobrze,że Niemcy zrobili Norwegom"kombinację norweską",może coś się zmieni w przepisach.
    --"Dlocego sędziowie cosi pkiełbasili?"
    Link:"owczarek.blog.polityka.pl"
    Pozdrawiam.WRC.

    OdpowiedzUsuń
  5. Źle się dzieje w skokach narciarskich, w których o wynikach decydują sędziowie i komputery, a nie najważniejsza w nich - długość skoku. Jeśli doszła do tego możliwość kombinowania progami startowymi, konkursy stały się loterią, nieczytelne dla widzów zarówno pod skocznią, jak i przy ekranie TV.
    Może wreszcie to wydarzenie stanie się sygnałem dla "działaczy", że sport jest dla zawodników i widzów, a nie dla "rachmistrzów". Jest to obszerny temat, winien stać się najważniejszym do rozwiązania w nowym sezonie narciarskim.

    OdpowiedzUsuń
  6. Potrafią ludzi wkurzyć z tą"latającą belką".Według przepisów przekładanie belki startowej ma służyć ochronie zawodnika przed gwałtownie zmieniającymi się warunkami atmosferycznymi,a jest wykorzystywane niezgodnie z przepisami.Ale oto mamy już następny nowy przepis który wkrótce wejdzie w życie.
    "Jeżeli zawodnik skaczący z obniżonej na wniosek trenera belki startowej,nie osiągnie odległości 95 procent wielkości skoczni,to nie dostanie rekompensaty punktowej."Oznacza to dodatkowe obliczenia i zamieszanie przed podaniem wyniku.Jak to jest,że zawodnik który osiąga w dwóch skokach po 130 metrów,przegrywa z tym który skoczył dwa razy po 125 metrów?Powinni jeszcze dołożyć skoczkom strzelanie do wieży sędziowskiej!A w weekend kalkulatory i liczymy!

    OdpowiedzUsuń
  7. To bardzo dobra wiadomość!
    co prawda nie wiem, kiedy uda mi sie ponownie zagladnąć do Głuszycy, ale jak juz będe, na pewno zaglądnę również do Finezji.
    Pozdrowienia dla p.Grzegorza i gratulacje:)

    OdpowiedzUsuń