Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

sobota, 9 lutego 2013

Książańska gra w podchody


reprezentacyjna sala Maksymiliana na zamku Książ



Podziemia zamku Książ to temat, który powraca jak bumerang jako największa zagadka ostatnich lat wojny. Nie ma żadnych wątpliwości, że ta część podziemnych sztolni, które Niemcy pozostawili dostępne, to zaledwie drobna część całego kompleksu. Reszta jest zablokowana zawałem i pozostaje nienaruszalna, bowiem w podziemiach usytuowane zostało obserwatorium sejsmograficzne.  Tak więc wstęp do podziemi jak również jakiekolwiek próby usunięcia zawału są niedopuszczalne. Nawet głośniejsze stąpanie w zimowych butach po posadzkach odnotowują niezwykle czułe aparaty, nastawione na odbiór ruchów górotwórczych na całym ziemskim globie.
Znaleźliśmy się w ślepym zaułku. To prawdziwe błędne koło -  idem per idem. Ktoś naiwny może sądzić, że to nic innego, jak perfidna egzemplifikacja niemieckiego rozkazu z czasów wojny  -  streng geheim (surowo wzbronione, ściśle tajne)! Coraz bardziej nasuwa się przeświadczenie, że to nie może być dzieło przypadku,  skutek ślepego losu, ale że ktoś maczał w tym palce. Warto byłoby prześledzić, jakim cudem w podziemia książańskiego zamku trafiło obserwatorium sejsmograficzne. Wiemy, że stało się to w listopadzie 1976 roku, decyzją Szefa Sztabu Generalnego. Protokół jest podpisany przez trzech oficerów Śląskiego Okręgu Wojskowego. Ale ciekawe, kto to wymyślił? Jakim prawem taką decyzję podjęło wojsko, skoro podziemia stanowiły integralną część zamku i nie były obiektem wojskowym? Tamtą decyzję podważają władze Wałbrzycha, a dyrekcja zamku Książ czyni starania o zawarcie z PAN nowej umowy. Ale o tym nieco szerzej w II części postu.
W interesującym artykule „Słowa Polskiego” z 28 sierpnia 1998 roku p.t. „Wilczy trop” poznajemy bliżej dociekania wrocławskiego poszukiwacza skarbów i tajemnic, Adama Liszcza. Jest on przeświadczony, że rozlokowanie specjalistycznej aparatury pomiarowej Instytutu Geofizyki PAN akurat na ścianie oddzielającej dostępną część lochów, to zarazem zamknięcie drogi do jakiejkolwiek  penetracji ukrytych podziemi. „Ówczesne peerelowskie władze wiedziały dlaczego to robią, a przynajmniej wiedzieli o tym ludzie, którzy takie decyzje podejmowali”. Adama Liszcza zdumiewa też zagadkowe milczenie wokół wspomnień Jana Weisa,  mieszkającego dziś w USA słowackiego Żyda, więźnia obozu Gross Rosen uczestniczącego bezpośrednio w drążeniu książańskich sztolni. Twierdzi on, że kiedy w lutym 1945 roku został wywieziony z Książa, to żaden z chodników nie był obetonowany. Gdy znalazł się w Książu w 1991 roku, dostrzegł wyraźnie, że tam gdzie były dawnej korytarze sztolni dziś znajduje się wybetonowana ściana. Jan Weis nie miał wątpliwości, że w ciągu trzech miesięcy, od lutego do maja 1945 roku, Niemcy  wykonali roboty maskujące znaczną część podziemi Książa. Jest rzeczą oczywistą, że maskowanie to miało istotny cel. Przecież nie chodziło o ukrycie pustych korytarzy. Wniosek jest jeden  -  w Książu ukryto coś co ma kolosalną wartość. To właśnie niezwykła wartość ukrytych skarbów  uzasadnia dalsze kroki podejmowane przez wywiad niemiecki uniemożliwiające jakiekolwiek próby ich odkrycia. Umieszczenie w podziemiach zamku aparatury sejsmologicznej, to pomysł genialny. Zabezpiecza on skarby na dalsze dziesiątki lat.
W obszernej już na dzień dzisiejszy literaturze popularno-naukowej związanej z podziemiami Książa znajdujemy mniej lub bardziej uzasadnione hipotezy, dotyczące tego, co może być ukryte w podziemiach Książa. Mowa jest i o bursztynowej komnacie, i o złocie Wrocławia, i skarbach klasztoru Monte Cassino, a także urządzeniach laboratoriów wojskowych pracujących nad bronią atomową. Jest pewne, że w podziemiach Książa jest ukryta rzecz bezcenna. Wydaje się zupełnie absurdalnym, że po tylu latach od zakończenia wojny nie podjęto prac zmierzających do odblokowania zawału i ostatecznego wyjaśnienia tajemnicy.
Liszcz porównał raporty z różnych budów kwater Hitlera pod katem ilości zużytych materiałów budowlanych, liczby osób zatrudnionych i czasu budowy. Od razu uderza, że udostępniona część podziemi w Książu jest stanowczo za mała w stosunku do zakresu robót zrealizowanych tu pod koniec wojny.
Pod Książem znajduje się nie odkryta znaczna część podziemnego kompleksu, czego potwierdzeniem są wypowiedzi wielu innych świadków i badaczy naukowych. Skoro nie można poprowadzić prac odkrywczych tam, gdzie znajduje się obserwatorium. Adam Liszcz proponuje zrobić to z przeciwnej strony. Z jego badań wynika, że podziemne tunele wychodzą na Wilka, zbocze góry, gdzie jeszcze do dziś znajdują się obiekty wzniesione w czasie wojny, w tym także szyb wentylacyjny. Zwykła logika wskazuje, że tu właśnie są  ukryte schody zejściowe, a być może i winda prowadząca do Książańskich tuneli.

„Tu przetoczyły się trzy mające dziś duże wpływy nacje  -  Niemcy, Żydzi i Rosjanie. I każda o Książu wie coś, czego my nie wiemy. Dlatego nie wolno Książa sprzedać, oddać, wydzierżawić, ani zmieniać okolic zamku w sposób uniemożliwiający badania, Za dużo wokół tajemnic” – konkluduje autorka artykułu Anna Skunka, dodając jeszcze że na prośbę jej rozmówcy, zmieniła jego faktyczne imię i nazwisko.   


Zgadza się, nie można podziemi Książa pozbyć się lekką ręką, nawet mając na uwadze tak doniosły cel, jak przewidywania trzęsienia ziemi. Najpierw trzeba rozwiązać zagadkę, co zostało w nich ukryte pod koniec wojny. Wydaje się to tak oczywiste, że wstyd nawet powtarzać liczne argumenty. Trudno zrozumieć, ze jakiekolwiek  próby odblokowania zamaskowanej części podziemi napotykają wciąż na przeszkody, wydawałoby się nie do przebrnięcia.

O dalszej części gry w podchody w kolejnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz