reprezentacyjna sala Maksymiliana na zamku Książ |
Podziemia zamku Książ to temat,
który powraca jak bumerang jako największa zagadka ostatnich lat wojny. Nie ma
żadnych wątpliwości, że ta część podziemnych sztolni, które Niemcy pozostawili
dostępne, to zaledwie drobna część całego kompleksu. Reszta jest zablokowana
zawałem i pozostaje nienaruszalna, bowiem w podziemiach usytuowane zostało obserwatorium
sejsmograficzne. Tak więc wstęp do
podziemi jak również jakiekolwiek próby usunięcia zawału są niedopuszczalne.
Nawet głośniejsze stąpanie w zimowych butach po posadzkach odnotowują niezwykle
czułe aparaty, nastawione na odbiór ruchów górotwórczych na całym ziemskim
globie.
Znaleźliśmy się w ślepym zaułku.
To prawdziwe błędne koło - idem per idem.
Ktoś naiwny może sądzić, że to nic innego, jak perfidna egzemplifikacja
niemieckiego rozkazu z czasów wojny - streng geheim (surowo wzbronione, ściśle tajne)!
Coraz bardziej nasuwa się przeświadczenie, że to nie może być dzieło przypadku,
skutek ślepego losu, ale że ktoś maczał
w tym palce. Warto byłoby prześledzić, jakim cudem w podziemia książańskiego
zamku trafiło obserwatorium sejsmograficzne. Wiemy, że stało się to w
listopadzie 1976 roku, decyzją Szefa
Sztabu Generalnego. Protokół jest podpisany przez trzech oficerów Śląskiego
Okręgu Wojskowego. Ale ciekawe, kto to wymyślił? Jakim prawem taką decyzję
podjęło wojsko, skoro podziemia stanowiły integralną część zamku i nie były
obiektem wojskowym? Tamtą decyzję podważają władze Wałbrzycha, a dyrekcja zamku
Książ czyni starania o zawarcie z PAN nowej umowy. Ale o tym nieco szerzej w II
części postu.
W interesującym artykule „Słowa
Polskiego” z 28 sierpnia 1998 roku p.t. „Wilczy trop” poznajemy bliżej
dociekania wrocławskiego poszukiwacza skarbów i tajemnic, Adama Liszcza. Jest on przeświadczony, że rozlokowanie
specjalistycznej aparatury pomiarowej Instytutu Geofizyki PAN akurat na ścianie
oddzielającej dostępną część lochów, to zarazem zamknięcie drogi do
jakiejkolwiek penetracji ukrytych
podziemi. „Ówczesne peerelowskie władze wiedziały dlaczego to robią, a
przynajmniej wiedzieli o tym ludzie, którzy takie decyzje podejmowali”. Adama
Liszcza zdumiewa też zagadkowe milczenie wokół wspomnień Jana Weisa, mieszkającego
dziś w USA słowackiego Żyda, więźnia obozu Gross Rosen uczestniczącego
bezpośrednio w drążeniu książańskich sztolni. Twierdzi on, że kiedy w lutym
1945 roku został wywieziony z Książa, to żaden z chodników nie był obetonowany.
Gdy znalazł się w Książu w 1991 roku, dostrzegł wyraźnie, że tam gdzie były
dawnej korytarze sztolni dziś znajduje się wybetonowana ściana. Jan Weis nie
miał wątpliwości, że w ciągu trzech miesięcy, od lutego do maja 1945 roku,
Niemcy wykonali roboty maskujące znaczną
część podziemi Książa. Jest rzeczą oczywistą, że maskowanie to miało istotny
cel. Przecież nie chodziło o ukrycie pustych korytarzy. Wniosek jest jeden - w
Książu ukryto coś co ma kolosalną wartość. To właśnie niezwykła wartość
ukrytych skarbów uzasadnia dalsze kroki
podejmowane przez wywiad niemiecki uniemożliwiające jakiekolwiek próby ich
odkrycia. Umieszczenie w podziemiach zamku aparatury sejsmologicznej, to pomysł
genialny. Zabezpiecza on skarby na dalsze dziesiątki lat.
W obszernej już na dzień
dzisiejszy literaturze popularno-naukowej związanej z podziemiami Książa
znajdujemy mniej lub bardziej uzasadnione hipotezy, dotyczące tego, co może być
ukryte w podziemiach Książa. Mowa jest i o bursztynowej komnacie, i o złocie
Wrocławia, i skarbach klasztoru Monte Cassino, a także urządzeniach
laboratoriów wojskowych pracujących nad bronią atomową. Jest pewne, że w podziemiach
Książa jest ukryta rzecz bezcenna. Wydaje się zupełnie absurdalnym, że po tylu
latach od zakończenia wojny nie podjęto prac zmierzających do odblokowania
zawału i ostatecznego wyjaśnienia tajemnicy.
Liszcz porównał raporty z różnych
budów kwater Hitlera pod katem ilości zużytych materiałów budowlanych, liczby
osób zatrudnionych i czasu budowy. Od razu uderza, że udostępniona część
podziemi w Książu jest stanowczo za mała w stosunku do zakresu robót
zrealizowanych tu pod koniec wojny.
Pod Książem znajduje się nie odkryta
znaczna część podziemnego kompleksu, czego potwierdzeniem są wypowiedzi wielu
innych świadków i badaczy naukowych. Skoro nie można poprowadzić prac
odkrywczych tam, gdzie znajduje się obserwatorium. Adam Liszcz proponuje zrobić
to z przeciwnej strony. Z jego badań wynika, że podziemne tunele wychodzą na Wilka, zbocze góry, gdzie jeszcze do
dziś znajdują się obiekty wzniesione w czasie wojny, w tym także szyb wentylacyjny. Zwykła logika
wskazuje, że tu właśnie są ukryte schody
zejściowe, a być może i winda prowadząca do Książańskich tuneli.
„Tu przetoczyły się trzy mające
dziś duże wpływy nacje - Niemcy, Żydzi i Rosjanie. I każda o Książu
wie coś, czego my nie wiemy. Dlatego nie wolno Książa sprzedać, oddać,
wydzierżawić, ani zmieniać okolic zamku w sposób uniemożliwiający badania, Za
dużo wokół tajemnic” – konkluduje autorka artykułu Anna Skunka, dodając jeszcze
że na prośbę jej rozmówcy, zmieniła jego faktyczne imię i nazwisko.
Zgadza się, nie można podziemi Książa
pozbyć się lekką ręką, nawet mając na uwadze tak doniosły cel, jak
przewidywania trzęsienia ziemi. Najpierw trzeba rozwiązać zagadkę, co zostało w
nich ukryte pod koniec wojny. Wydaje się to tak oczywiste, że wstyd nawet
powtarzać liczne argumenty. Trudno zrozumieć, ze jakiekolwiek próby odblokowania zamaskowanej części
podziemi napotykają wciąż na przeszkody, wydawałoby się nie do przebrnięcia.
O dalszej części gry w podchody w
kolejnym odcinku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz