moja mała artystka, wnusia, Lenka - w akcji |
proszę cię pokornie
trwaj chwilo
nich się w tobie
zabliźni
sumienia rana.
bo przecież to wielkopostne rekolekcje
czas na medytację
moment właściwy
za oknem wczesno-wiosennie,
mokro, ponuro
nic tylko zamknąć się w sobie
w takim konfesjonale
nie trzeba ważyć słowa
rejestr grzechów
odsyłam do archiwum
może okazać się niezbędny
na Sądzie Ostatecznym
ważne staje się jedno,
czy jestem komuś potrzebny,
nie stanowię ciężaru,
mam jeszcze coś do zrobienia
przecież za chwilę – Wiosna
znów odrodzi się życie
więc próbuję od nowa
to właściwa pora
dopiero teraz
zaczyna się naprawdę
dobry nowy rok
wypełniam go od zaraz
dobrymi uczynkami
Ten wiersz to taki malutki wstęp,
choć trochę pretensjonalny, ale symptomatyczny dla czasów, w jakich żyjemy.
Stanie się bliższy i bardziej przekonywujący, gdy uzupełnię go treścią bardziej
konkretną i zrozumiałą. Mieści się ona w całej swej rozciągłości w
rekolekcyjnym zamiarze podejmowania dobrych uczynków.
Tak więc nie tracąc czasu udaję
się do kuchni by sprawić rodzinie miłą niespodziankę i na poniedziałkowe
popołudnie upichcić wyjątkowy przysmak. Nosi on nazwę -
racuchy piwne.
Mąkę mieszam z solą i przesiewam
do miski. Żółtka ubijam z oliwą, dodaję do mąki i mieszam. Powoli wlewam piwo,
cały czas mieszając, aż do uzyskania jednolitej masy. Miskę z ciastem
przykrywam czystą lnianą ściereczką i odstawiam na godzinę w ciepłe miejsce do
napęcznienia.
Jabłka obieram, usuwam gniazda
nasienne i mieszam z piwnym ciastem. (Niestety, jest przy tej robocie sporo
„zamieszania”, ale cel uświęca środki).
Białka ubijam na sztywną pianę (W
ubijaniu białek jestem niezastąpiony). Mieszam je z piwnym ciastem. Robię to
ostrożnie, by piana nie opadła, bo dzięki niej racuchy będą puszyste i rumiane.
Plastry jabłek zanurzam w cieście i smażę na rozgrzanym oleju. Przed podaniem
posypuję cukrem pudrem.
Proste jak drut i wcale nie takie
trudne. Popisując się inną moją specjalnością – omletami, też się muszę
nauwijać ( i bić pianę…). Ale tym razem – coś nowego.
Oczywiście, to tylko pierwszy
krok rekolekcyjnej skruchy, a za nim pójdą dalsze i nie tylko kulinarne, wśród
nich znajdzie się bogaty asortyment takich czynności jak sprzątanie,
pielęgnacja ogródka, gromadzenie drzewa na zimę, grubsze zakupy, no i oczywiście - obowiązki dziadka wobec malej Lenki i wiele innych uczynków, z
których jasno będzie wynikać, że człowiek na coś się jeszcze przydaje, a więc
życie ma sens.
I to jest koherentny wniosek
moich wielkopostnych rekolekcji, zawierający w sobie ważny, egzystencjalny paradygmat, dający odpowiedź na odwieczne
filozoficzne pytanie o sens życia. Amen.
Fot. Andrzej Szermer
Zima troszkę o sobie przypomniała,śniegiem i wiatrem,ale odpuściła.Czuje się już zbliżającą pomalutku wiosnę.Ptaki zaczynają śpiewać,wierzbom pękają pąki,przybywa dnia,promyki słoneczne coraz cieplejsze.
OdpowiedzUsuń"vimeo.com/33186694","vimeo.com/24950510".
I film utalentowanego Patryka Kizny,piękne zdjęcia i muzyka"vimeo.com/16414140".Pozdrawiam.
Mmmmm, zapachniało... Ja też gustuję w racuchach piwnych z tym, że do ich przyrządzenia nie używam mąki, jajek, soli, oliwy, jabłek oraz cukru pudru.
OdpowiedzUsuńTeż palce lizać!
P z W !
Dziękuję za chwilę zachwytu filmem i muzyką Patryka Kizny, łagodzi duszę, uspakaja, potwierdza że przyroda jest czarująca.
OdpowiedzUsuńA PzW dziękuję za super uniwersalny przepis na racuchy piwne bez racuchów. Też od czasu do czasu stosuję latem. Pozdrawiam !