Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

czwartek, 10 sierpnia 2017

Z okazji Dnia Książki - o książkach „Warszawskiej Stokrotki”



To było pierwsze pytanie, które sobie zadałem, po tym jak dwie filigranowe książeczki z kobiercami stokrotek na tytułowej stronie trafiły do mojej ręki. Skąd się wziął tytuł książki – „Zwariowałam”, a potem kolejnej książki – „Nadal wariuję”. W dedykacji tej drugiej autorka napisała: „jak się już kiedyś zwariowało, to ma się tylko dwa wyjścia. Albo się leczyć, albo wariować. Wybrałam to drugie”.

 Rzeczywiście, to nie jest łatwa decyzja by napisać i wydać książkę, zwłaszcza gdy się jest już osobą „oszronioną jedwabiem czasu”. Znacznie łatwiej jest to robić  ludziom młodym. Zdecydowanie łatwiej osobom trudniącym się pisaniem: literatom, dziennikarzom, bibliofilom. Jadwiga Śmigiera jest osobą nader dyskretną w ujawnianiu tajemnic swej profesji zawodowej i przyczyn zainteresowania się humanistyką. Można się domyślić, że wywodzi się z domu,  który promieniował kulturą, a jej ojciec był  znanym na kresach wschodnich artystą rzeźbiarzem. Zakorzeniła się na stałe w Warszawie, mieście gdzie ujrzała światło dzienne. Tam urządziła sobie życie z mężem – historykiem, urodziła i wychowała dwóch „Budrysów”, a potem  opiekowała się ich wnukami. Zakochała w stolicy obserwując jej odbudowę ze zniszczeń wojennych, a Park Łazienkowski w pobliżu którego mieszka wraz z pięknie opisanym pomnikiem Chopina na wysepce stawu z pływającymi łabędziami, stał się nieomal jej prywatnym ogrodem.

Między wierszami książki wyczytałem, że „Warszawska Stokrotka”,  którą pozwoliłem sobie nazwać „kolejną muzą Apolla”, zna się nie tylko na pisaniu książek, ale także na wlewanej do kontenerów Baltic Amber ftalanie dwuoktylu, a prezes potężnej firmy chemicznej Ciech wysyłał ją od czasu do czasu po całym świecie jako rzeczoznawcę. Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, jak trudno było Jadwidze zdecydować się, by na emeryturze dać sobie spokój z chemią, a „poflirtować” trochę z literaturą.

Okazało się, że to nadzwyczaj udane przedsięwzięcie. Nie mam zamiaru komplementować Jadwigi Śmigiery i jej książek, zwłaszcza że zrobiły już to osoby bardziej kompetentne ode mnie ze stołecznego miastaWarszawy, nie szczędząc uznania i zachwytów. Chcę opowiedzieć o tym, co mnie szczególnie ujęło w tych książkach, co trafiło do mojej wrażliwości i sprawiło, że obie książki są mi bardzo bliskie. No i oczywiście zachęcić moich Czytelników, aby poszli w moje ślady.

Ku mojemu pozytywnemu zdumieniu w książkach Jadwigi Śmigiery odnalazłem serce i duszę podziwianego przeze mnie podróżnika i pisarza, Ryszarda Kapuścińskiego. Podobnie jak on uwielbia Jadwiga podróżować po Polsce i  świecie, odkrywać nowe miejsca i ludzi, interesować się ich historią i współczesnością,  dostrzegać rzeczy i zjawiska, które umykają uwadze zwykłych „zjadaczy chleba”.

Książki Jadwigi Śmigiery składają się z luźnych, oderwanych od siebie felietoników, poukładanych w rozdziały.  W pierwszej, nieco szczuplejszej, ozdobionej kolorowymi obrazkami, znajdujemy na początku kilka impresji z przeszłości. Jednym z nich jest wspomnienie z miejsca zamieszkania jej rodziców, z uroczego Gródka Jagiellońskiego. W czasie podróży do Lwowa w sierpniu 2004 roku, autobus zatrzymał się na małym ryneczku i wtedy jak pisze autorka:

„Wyszłam z autobusu i skierowałam się do drzwi starego XV – wiecznego kościoła. Umieszczona na kościele tablica z napisem w języku polskim i ukraińskim informowała: „W  hołdzie Władysławowi Jagielle – 1386-1434 Wielkiemu Księciu Litewskiemu Królowi Polskiemu, którego serce tu spoczywa”.
Przypomniałam sobie, jak w dzieciństwie mama opowiadała mi, że Władysław Jagiełło zmarł w Gródku Jagiellońskim w trakcie słuchania słowików. Weszłam do kościoła, aby odszukać figury świętych i aniołów w ołtarzu głównym, który stworzył mój ojciec na długo przed tym, zanim się urodziłam.
- A pani to chyba nietutejsza? – zapytał mnie ktoś po polsku. Za mną stał polski ksiądz.  Pewnie do Lwowa pani jedzie. No tak, tu mało kto zagląda. A szkoda, bo historia tego miasta jest bardzo bogata. I jest ono bardzo stare.
Przeprosiłam i wyszłam. Nie chciałam, żeby widział, że płaczę.”

Ja też przypominam sobie swoją przygodę w Gródku (Gorodoku), obecnie już nie nazywanym Jagiellońskim, gdy w połowie lat 90-tych wraz z żoną wybraliśmy się „maluchem” za granicę na urlop do Bułgarii. Chcieliśmy odwiedzić przy okazji rodzinę w miejscu urodzenia mojej żony we wsi Pnikut pod Gorodokiem. Jeszcze dobrze nie wyjechaliśmy z rynku, kiedy dopadła nas policja. Okazało się, że na Ukrainie będącej wtedy republiką ZSRR, obowiązywał zakaz opuszczania głównej trasy przejazdu. Przesłuchanie na komisariacie trwało dość długo. Wizyta u rodziny nie wchodziła w grę, chociaż żona miała w dowodzie zapis, miejsca urodzenia – Pnikut ZSRR. Nie było mowy, by uznano ją za Ukrainkę, o czym ona zresztą nie chciała nawet słyszeć.

Wracam jednak do książek Jadwigi, bo przecież o nich chcę jak najwięcej napisać.  Niektóre z jej felietonów przywołują  reminiscencje z moich dawnych lat, tak jakbyśmy chodzili tymi samymi ścieżkami. Okazuje się jednak, że świat Jadwigi jest o niebo obszerniejszy i ciekawszy.

Nigdy przecież nie byłem w Buenos Aires, nawet mi się o tym nie śniło.

W stolicy Argentyny Jadwiga znalazła się w sierpniu 1979 roku, gdy rządziła tam junta wojskowa. Już na lotnisku dostrzegła mnóstwo uzbrojonych karabinierów. Okazało się, że musiała najpierw zgłosić się na policję, gdzie pobrano jej odciski palców, a w czasie całego miesięcznego pobytu miała za sobą „aniołów stróżów” i musiała się bardzo pilnować, by nie wpaść w ich ręce .
W książce znajdujemy kwintesencję wiedzy o Buenos Aires wzbogaconą własnymi impresjami. Autorka robi to z nutą sentymentalną, prezentując interesujące, subiektywne odczucia.

Oto maleńki tego przykład :

„Któregoś wieczoru zostałam zaproszona do wspaniałej Cafe Tortoni. Jest to najstarsza i najsłynniejsza kawiarnia w mieście. Założona została w 1858 roku. Spotykali się tu wybitni intelektualiści i artyści jak Jorge Luis Borges czy Carlos Gardel. Zaglądał tu także kiedyś Federico Garcia Lores  i Artur Rubinstein… i Witold  Gombrowicz. Opowiedziałam moim argentyńskim kolegom historię naszego pisarza, który przepłynął  transatlantykiem  Chrobry do Buenos Aires z Gdyni… i spędził tu lata wojny i powojenne. W „Trans - atlantyku” opisał swoje wspomnienia związane z podróżą i smutkiem na emigracji. Może spisywał je przy jednym z marmurowych stolików w Cafe Tortoni?”

W książce znajdujemy cudowny opis stolicy włoskiej Lombardii – Mediolanu, albo też europejskiej stolicy kontrastów – Moskwy, można się rozczulić nad wspomnieniami z Zaosia, Nowogródka, Świtezi, nie mówiąc już o przeuroczym Wilnie. A jeszcze dalej – perełki starożytnej Grecji: Delfy, Korynt, Olimpia.

Osobne rozdziały są poświęcone Polsce. Książki Jadwigi pokazują jak wciąż jeszcze za mało ją znamy i doceniamy, jak mało o niej wiemy. Nie wyłączam tu siebie, dopiero dzięki Jadwidze marzę by jeszcze raz odwiedzić Kazimierz nad Wisłą, albo też  przemysłowy Płock, wieloletnią stolicę Polski, o czym wielu z nas nie pamięta.

Nie mogę się powstrzymać od własnej refleksji, bo dane mi było gościć jako turysta w wielu miejscach, które opisuje, więc odżyły wspomnienia sprzed lat. Ale Jadwiga robi to z taką siłą emocjonalną, że trudno się oprzeć wzruszeniu. Z jej znakomitych opisów wyłania się dusza osoby niezwykle wrażliwej na piękno, czułej i serdecznej, pełnej podziwu dla świata i ludzi.

Tak sobie myślę, że szczególnie w ostatnich latach  brakuje nam takich wartości, jakie znajduję w książkach Jadwigi Śmigiery. Brakuje nam takich książek. Jestem pewien, że nasza Polska byłaby inna. Autorka książek pokazuje na własnym przykładzie, że można   kochać ten kraj, jest w nim tyle rzeczy bezcennych, godnych podziwu i uznania. Trzeba tylko chcieć i umieć to dostrzec.

To co napisałem o książkach „Warszawskiej Stokrotki” to zaledwie kropla w morzu. Ale blog internetowy musi by być zwięzły i konkretny. Nie potrzeba w nim promować książek. One wypromują  się same. Ja tylko próbuję zachęcić do ich poznania. Bo warto!

Temu celowi służy obchodzony od dawna 9 sierpnia -  Dzień Miłośników Książki.

Fot. Zbigniew Dawidowicz




8 komentarzy:

  1. No tak.Tym tekstem zachęciłeś mnie do przeczytania książek pani Jadwigi Śmigiery.Jak tylko je zdobędę to z pewnością przeczytam je z takim samym zainteresowaniem jak Ty. Bo we mnie jest też dusza podróżnika.Te wartości przekazywałem swoim dzieciom i uczniom w szkole jako,że podróże kształcą.Dzięki nim poznajemy kulturę innych narodów ich historię i obyczaje.Wprawdzie byłem w Wilnie w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku,ale nie wiem dlaczego mnie tam ciągnie.Prawdopodobnie,tam są korzenie mojego rodu.Stąd ta chęć odwiedzenia Litwy.Natomiast wracając do książek pani Jadwigi to dzisiaj zrobiłeś jej bardzo dobrą promocję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się zgadza, jesteśmy z tej samej gliny i chyba dlatego nasza przyjaźń jest wieczna. Gdybyś mógł zrealizować plan podróży do Wilna, koniecznie przeczytaj te rozdziały litewskie. Jest w nich oddana tajemna więź, która tak samo jak Tobie nie pozwala Polakom zapomnieć o takich miastach jak Wilno lub Lwów.Bo tam są ich gniazda rodzinne. W każdym momencie mogę Ci te książki podrzucić do poczytania. Pozdrawiam !

      Usuń
    2. O to bardzo dobrze.Przy okazji będziemy mogli pogawędzić,wspominać wspaniałe czasy kiedy nie było pisu,a Polska była normalna.Czekamy na odwiedziny.Pozdrawiam

      Usuń
  2. Naprawdę nie wiem co mam napisać.
    Przecież moje książki są całkiem zwyczajne. Ale może dlatego, że pisane sercem to niektórym ludziom się podobają.
    Dziękuję Ci bardzo Stanisławie - to wielka radość przeczytać tak wspaniałą recenzję swoich książek.
    Pozdrawiam Cię serdecznie.
    P.S. Mój mąż jest historykiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno nie ostatnie moje pisanie o Twoich książkach. Jest w nich tyle ciekawych wątkoów, do których chetnie powrócę. Przepraszam męża za pomyłkę, już to poprawiłem. Gdzieś przeczytałem w Twojej książce, że coś "wymalował", może to była przenośnia. To skutek szybkiego czytania, bo chciałem "na gorąco" o książkach napisać. Pozdrawiam !

      Usuń
    2. W "Zwariowałam" w tekście "Kwietniowy weekend z wnukami" wspominam, że Szczerbate mają dziadka-historyka.
      Gdybym przez jakiś czas u Ciebie nie pozostawiała komentarzy to znaczy, że z komórki nie jest to możliwe. Ale każdy tekst czytam i to kilkakrotnie i uważnie.

      Usuń
    3. Mam pytanie. Czy można Twoje książki zakupić w księgarni przez bibliotekę lub prywatnie przez zainteresowanych?
      Chętnie podam taką informację w moim blogu.
      Wciąż jestem pod wrażeniem Twoich książek, mówię szczerze, są bliskie moim zainteresowaniom i wydaje mi się sposobem przekazywania treści, ale Ty piszesz o niebo lepiej. Ja mogę tylko czerpać wzory i zachwycać się tym co piszesz, np. to wszystko co dotyczy litewskich wojaży. Mickiewicz, Słowacki, Wilno, cały polski romantyzm, to mój idealny świat z czasów młodości. Czytam i jestem wzruszony. Wiem, że ja bym nie potrafił tak o tym napisać.Serdecznie pozdrawiam !

      Usuń
    4. Książki są dostępne tylko u mnie.I każdy może je kupić.
      Gdyby ktoś z Twoich znajomych był zainteresowany to proszę aby skontaktował się ze mną przez mój blog.
      :-)

      Usuń