Dom Zdrojowy "Gigant" w Szczawnie-Zdroju |
W jubileuszowym 1966 roku
z okazji 1000-lecia Polski na frontonie Zakładu Przyrodniczego w
Szczawnie-Zdroju wmurowano tablicę upamiętniającą
zasłużonych dla kultury i nauki Polaków, którzy przebywali w tym
uzdrowisku i korzystali z jego wód leczniczych. Wśród 32 osób
znajduje się nazwisko Józefa Korzeniowskiego.
Józef Korzeniowski,
wywodził się z Galicji Wschodniej, urodzony
w 1797 roku w Brodach, był absolwentem, a później pedagogiem i
profesorem literatury polskiej w słynnym Liceum
Krzemienieckim, wykładał
filologię klasyczną na uniwersytecie w Kijowie,
by następnie osiąść na 8 lat w Charkowie jako
dyrektor gimnazjum. Będąc
rdzennym
Polonusem
czuł się tam
jak zesłaniec, osamotniony i zagubiony, z dala od Polski. Z
radością i nadzieją przeniósł
się w 1846 roku do
Warszawy, gdzie otrzymał
posadę dyrektora gimnazjum, a następnie
wizytatora
szkół i reformatora
warszawskiej Szkoły
Głównej. Mógł się
poświęcić z większą pasją i
rzetelnością twórczości
literackiej.
Do
Bad Salzbrunn przybył w 1855 roku z powodu pogarszającego się
stanu zdrowia i zamieszkał wraz z pięcioosobową rodziną w hotelu
„Kometa” (późniejsze Sanatorium Kolejowe). Wprawdzie w księdze
gości zapisany został jako radca, ale w rzeczywistości był na
ziemiach polskich znanym działaczem oświatowym, zasłużonym dla
warszawskiej Szkoły Głównej, a przede wszystkim literatem, autorem
napisanych w stylu balzakowskim powieści - „Spekulant” i
„Kollokacja”, a także nieprzeciętnego dramatu „Karpaccy
górale”. Utwór ten napisany znacznie wcześniej, bo w 1840 roku,
stał się symbolem hartu ducha i tężyzny fizycznej karpackich
Hucułów oraz ich przywiązania do gór. To właśnie stąd pochodzi
znana pieśń biesiadna, śpiewana do dziś przy różnych okazjach:
„Czerwony
płaszcz, za pasem broń
i
topór co błyszczy z dala,
wesoła
myśl, swobodna dłoń,
to
strój, to życie górala.
Tam
szum Prutu, Czeremuszu,
Hucułom
przygrywa
i
wesołą kołomyjkę
do
tańca przygrywa,
dla
Hucuła nie ma życia
jak
na połoninie,
gdy
go losy w doły rzucą
wnet
z tęsknoty zginie ...”
Dramat wystawiony po raz pierwszy we Lwowie w 1844 roku cieszył się
dużym powodzeniem w teatrach polskich i tak jest do dziś. Wprawdzie
sztukę „Karpaccy górale” oglądamy od dużego dzwonu, ale
zawsze stanowi to doniosłe wydarzenie teatralne i przyciąga widzów.
Powieści Józefa Korzeniowskiego oceniane są dzisiaj jako
najbardziej wartościowa część jego dorobku, ale zwrot pisarza w
stronę prozy spotkał się z ostrą krytyką niektórych ówczesnych
kręgów intelektualnych, zarzucających Korzeniowskiemu porzucenie
potrzebnego narodowi idealizmu na rzecz badania zwykłej
codzienności. Zarzucano mu konserwatyzm oraz hołdowanie
patriarchalnemu modelowi rodziny. Mimo iż Korzeniowski objawił się
jako baczny obserwator życia społecznego oraz realista ukazujący
wyzysk i niesprawiedliwość, to jednak ogromną rolę przypisywał
działaniu Boga w życiu ludzkim, zaś wiarę pojmował jako
niezbędną cnotę.
Uważany
za wybitnego
kontynuatora powieści biedermeierowskiej oraz mistrza narracji, a
także inicjatora balzakowskiej powieści na gruncie polskim,
szczególną sławę zyskał jako twórca rodzimego dramatu
romantycznego, uważany
obok Aleksandra Fredry za
najwybitniejszego komediopisarza epoki romantyzmu.
Deptak w Parku Zdrojowym |
Pobyt Józefa Korzeniowskiego w podwałbrzyskim uzdrowisku stanowi
niewątpliwie rzecz godną uwagi, zwłaszcza że pozostawił w swej
twórczości liczne ślady swych szczawieńskich doświadczeń.
Wprawdzie narzekał na niezbyt komfortowe warunki i drożyznę, ale
za to mógł zachwycać się do woli widokami krajobrazów i
przyrody, które były w stanie zawrócić w głowie niejednemu
wielbicielowi kresów wschodnich.
Podziwiał zwłaszcza Wzgórze Giedymina, miejsce spacerów i ciszy,
ale przede wszystkim miejsce widokowe. Pisze o tym wszystkim w
odrębnym opowiadaniu „Spotkanie w Salbrunn”, stanowiącym
reasumpcję jego wrażeń i refleksji ze szczawieńskiej kuracji:
„Kto
po raz pierwszy z miejsca tego rzuci okiem wokoło, uczuje się aż
nadto wynagrodzony za trud nużącej cokolwiek przechadzki... zatopi
wzrok daleko aż do miasta Strzegom …
Piękności
natury cisną się tam zewsząd do naszego oka. I pozazdrościć
ludowi, który tam osiadł, który tak czynnie, tak pracowicie, z
takim trudem, przemysłem i wytrwaniem, korzystając ze skarbów
złożonych tam w ziemi i jej łonie, każdy załamek gruntu, każdą
dolinkę, którą zamieszkuje, stara się użyźnić, ulepszyć i
ozdobić”.
Zdaniem Korzeniewskiego „człowiek zwiedzający to miejsce i
kontemplujący otaczające go piękno natury jest skłonny zwrócić
się myślą do Twórcy, który tak cudowną rozmaitością zakątek
ten ubogacił”. I oto kwintesencja ideowa galicyjskiego pisarza,
który jak to widać z króciutkiej notki biograficznej, miał okazję
poznać trochę świata i zdobyć sporo doświadczeń. Niestety, lata
ciężkiej harówki pedagogicznej na dalekiej Ukrainie, zwłaszcza w
Charkowie, dały o sobie znać w pogarszającym się stanie zdrowia.
Nie pomogła ożywcza woda z Salzbrunn, ani też z innych zdrojów na
Huculszczyźnie. W kilka lat po kuracji szczawieńskiej Józef
Korzeniewski zmarł w 1863 roku w Dreźnie, gdzie szukał schronienia
po wybuchu na ziemiach polskich powstania styczniowego.
Szczawno-Zdrój - panorama |
W przebogatej plejadzie gwiazd polskiej kultury i nauki, w otoczeniu
chociażby takich znakomitości, jak Zygmunt Krasiński, Henryk
Wieniawski, Tytus Chałubiński, Hipolit Cegielski, Ludwik
Niemojewski, księżna Izabela Czartoryska, galicyjski pisarz Józef
Korzeniewski błyszczy jak srebrzysty diament. Lista Polaków,
którzy do cieszącego się coraz większą sławą Bad Salzbrunn,
przybywali ławą, czyniąc z niego nieomal centrum polskości w tym
regionie, jest zresztą znacznie większa niż na pamiątkowej
tablicy. Obok nowoczesności leczniczej przyciągało ono bliskim
położeniem i właśnie atrakcyjnością górskich krajobrazów.
Warto pamiętać o Józefie Korzeniowskim zwłaszcza teraz, gdy tak
mocno odżyły wspomnienia z przeszłości Polski Piastów i
Jagiellonów, a także z czasów naszej niewoli zaborczej, a
następnie okupacji niemieckiej i sowieckiej. A to wszystko w
kontekście tego, co się dzieje w sąsiedniej Ukrainie. Autor
„Karpackich górali” jest symbolem łączności i jedności
narodowościowej Polaków dla których Polska nigdy nie zginęła ...
i nie zginie !
P.S
P.S
A ponieważ mamy właśnie cudowne Święta Wielkanocne symbolizujące
w całej swej religijnej obrzędowości Zmartwychwstania Pańskiego
ostateczne zwycięstwo Dobra nad Złem, życia nad śmiercią,
wolności nad tyranią, składam wszystkim moim Czytelnikom
tradycyjne życzenia: Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuń"Opis staropolskich święconych"
"Stało cztery przeogromnych dzików-to jest tyle,ile części roku;każdy dzik miał w sobie wieprzowinę,alias szynki,kiełbasy,prosiątka.Kuchmistrz zasię najcudowniejszą pokazywał sztukę w upieczeniu całkowitem tych odyńców.Stało tandem dwanaście jeleni także całkowicie upieczonych,ze złocistemi rogami,ale jeno do admirowania-nadziane były rozmaitą zwierzyną,alias zjącami,cietrzewiami,drobiami,pardwami.Te jelenie imaginowały 12 miesięcy.Naokoło były ciasta sążniste,tyle,ile tygodni w roku-zatem pięćdziesiąt i dwa,całe cudne placki,mazury,żmudzkie pierogi,a wszystko wysadzane bakalią turecką.
Za tem było 365 babek-ile dni w roku.Każde było adorowane inskrypcjami,floresami,że niejeden tylko czytał,a nie jadł.
Co zasię do bibendy:były cztery puhary,exemplum czterech pór roku,napełnione winem jeszcze od króla Stefana.Tandem dwanaście konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie-te konewki exemplum 12 miesięcy.Tandem 52 baryłek także srebrnych in gratiam 52 tygodni,a było w nich wino cypryjskie,hiszpańskie i włoskie.Dalej 365 gąsiorków ile dni w roku"
(Lucjan Siemieński)
"Powinszowania Wielkanocy"
"Orator:My boskie i waszecine sługi przyszliśmy świąt wielkanocnych waszeci powinszować....
A gromada:I jejmości waszecinej i dziatkom waszecinym.
Orator:Życzymy waszeci zdrowia i najdłuższych lat życia...
A gromada:I jej mości waszecinej i dziatkom waszecim.
******
Kiedy rankiem rozweseliła się kompanija,panowie i dworzany,leli jedni drugich wszelkimi statkami,
kompanija dystyngowana,hajducy i lokaje,wszyscy zmoczeni byli,jakby z jakowegoś wyszli potopu...."
(ks.Karol Żery w książce"Silva rerum"czyli"Las rzeczy"-dziś encyklopedyja)
Przepraszam,że nie na temat,ale.....:))
Pozdrawiam!
Temat Świat Wielkanocnych jest jak najbardziej aktualny, a teksty staropolskie okazują się nadal młode i rozbrajające, zwłaszcza ten dyngusowy lany poniedziałek. Dziękuję WRC za to ubarwienie świątecznych powinszowań, tandem śpieszę życzyć Waszeci zdrowia i najdłuższych lat życia, takoż ichmości Waszecinej Białoglowie i dziatkom, i wnukom. Alleluja!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wspaniałe"BIAŁE KRUKI"-niespodzianka na"Dzień Włókniarza":))
OdpowiedzUsuńMimo że przemysł górniczy na naszym terenie"zrestrukturyzowano"górnicy nadal świętują"Barbórkę",leją się strumienie piwa podczas uroczystych"Karczm Piwnych".
Szkoda,że w ślady górników nie idą włókniarze,może"zatańczyła by igła z nitką,a czółenko z krosnem":)
Pięknie by było,nieprawdaż?Więc chociaż uśmiechnijmy się,i cieszmy razem z górnikami,choć raz w tym dniu przestańmy narzekać na zdrowie,sąsiada,żonę,dzieci,psa,sejm,senat,prezydenta i cały ten świat,który od zawsze sprzysiągł się przeciw nam.
Wciągnijmy łyk świeżego,górskiego powietrza i spójrzmy wokół.Wiosna pełną gębą!!
Ptaszki śpiewają,kwiaty kwitną,świat robi się zielony!
To nic,że potencja szwankuje,mięsień piwny rośnie,kasy na piwko brakuje,bo żona zachęcona medialnymi reklamami zaaplikowała sobie kurację odmładzającą.
Nic to!!Szable w dłoń!Życie wszak przed nami z wszystkimi rozkoszami tego świata:)
"Żeby ocaleć,czasami piję,a czasami porównuję.Wielu rzeczy nie pamiętam i muszę je wymyślać od nowa."(Andrzej Stasiuk)
Polecam:"facet.onet.pl/malemen/andrzej-stasiuk-tam-dalej-jest-bialostockie/y0g6y"
Pozdrawiam!
Nie potrafię tego wysłowić - nostalgia do potegi . Po pierwsze - za niemilknącym poszumem tkalni i przędzalni 24 godziny na dobę, cos podobnego jak mój stary komputer, pracuje więc żyje. Ale tego szmeru fabrycznego brakuje. To co w zamian, to nie ten świat. Po drugie - urokliwość świata Andrzeja Stasiuka, jego pasja podróżowania, fascynaccja niezmierzonymi przestrzeniami Mongolii, i miejsce zakotwiczenia gdzieś na krańcu Polski. Ale w tym wszystkim widzę niejakiego Henryka z Jugowic, globtrotera który potrafi godzinami obserwować w ukryciu siedlisko muflonow w pustkowiu leśnym. Nie potrafię wysałowić podziwu i szacunku dla takich ludzi. I wstyd mi, że im nie sięgam do pięt. Próbuję odpowiedzieć na zew; "Szable w dłoń", kiedy nie mam szabli. Dobrze, że święta tuż, tuż. Ich aura złagodzi nostalgię. Dziękuję WRC za ucztę duchową.
OdpowiedzUsuń