Grudzień to dla nas czas
świętowania. Zaczyna się od górniczej Barbórki, w dwa dni potem
mamy Św. Mikołaja, a dalej już jest z górki, bo przecież
rodzinne święta Bożego Narodzenia musimy wyprzedzić podzieleniem
się wigilijnym opłatkiem w pracy, w gronie przyjaciół i bliskich,
na wieczerzach wigilijnych organizowanych przed świętami przez
różne stowarzyszenia. Musimy też poświęcić trochę czasu na
zakupy przedświąteczne, by było czym ustroić choinkę i by pod
nią znalazły się prezenty gwiazdkowe dla wszystkich domowników.
Oczywiście wszystko to stanowi preludium do wielkiego świętowania
Bożego Narodzenia, a zaraz po nim Nowego Roku. Nawet dobrze się nie
rozejrzymy i już jesteśmy o rok starsi.
Obecnie skutkiem
europejskiego rozkwitu handlu i usług świętujemy nieomal non stop
poczynając od 1 grudnia, bo zachęcają nas do tego oszałamiające
rozmaitością barw i świateł odświętnie przystrojone
supermarkety. To zupełnie inny świat, jeszcze tak niedawno
niewyobrażalny. To także nowa tradycja, prawdziwy zalew
świątecznych ozdób, stroików, iluminacji. Odwiedzamy markety
wielokrotnie, by nacieszyć oczy i bezwiednie poddać się nastrojowi
zbliżających się świąt.
Niestety, nie mamy czasu
by myśleć o tym, skąd to się wszystko wzięło, gdzie tkwią
korzenie tradycji tak pięknego świętowania Bożego Narodzenia i
Nowego Roku? I co spowodowało, że uroczystości religijne
wzbogacone zostały rozmaitością obrzędowości świeckiej, takiej
jak wieczerza wigilijna, choinka, kolędy i kolędowanie, a potem
bale sylwestrowe i powitanie szampanem Nowego Roku A ja sądzę, że
warto o tym podumać, bo jest to kawałek niezwykle barwnej i
ciekawej historii. Spróbuję więc parę ciekawostek z przeszłości
przed Państwem odsłonić.
Jak to najczęściej bywa
w naszej historii grudniowa tradycja świąteczna zrodziła się w
starożytnym Rzymie. Tam obchodzono hucznie i wesoło festum
Calendarum, a Nowy Rok w wiekach średnich zaczynał się 24
grudnia. Wiele ludów europejskich przyjęło łacińską nazwą
calendae i obyczaj wręczania sobie noworocznych darów. W Polsce i
na Rusi początkową nazwę święta Kolady zastąpiono wywodzącymi
się ze słowiańszczyzny „Godami”. Po przyjęciu chrześcijaństwa
przez Mieszka I noworoczne święto Godów zostało wzbogacone
obchodami Bożego Narodzenia, a dla uczczenia rocznicy urodzin
Dzieciątka Jezus duchowni układali melodyjne i pobożne pastorałki,
zwane później kolędami. Każda uroczysta biesiada nazywała się
godami, a każdy jej uczestnik gościem. W Polsce, gdy przyszły
Gody, nie było końca najrozmaitszym zabawom, powinszowaniom,
podarkom, przebieraniu się za żydów, cyganów, niedźwiedzi, kozy,
tury, chodzeniu po domach z życzeniami i śpiewem kolęd. Od Bożego
Narodzenia do Trzech Króli świętowano każdego wieczoru, chodzono
z szopką, z gwiazdą, z Turoniem, odstawiano jasełka przypominające
sceny z podań Pisma Świętego z Herodem, Diabłem, Śmiercią i
stajenką betlejemską.
Najpopularniejsza z kolęd
„W żłobie leży, któż pobieży” grana i śpiewana na nutę
poloneza uświetniała uroczystości świąteczne na dworze królów
polskich w XVII wieku. O kolędzie polskiej pisał Stanisław
Tarnowski, że nie jest typową pieśnią religijną, ale ma często
charakter świecki, humorystyczny i tylko przez nadgorliwość
organisty bywa grywana w kościołach. Kolędy w najprostszych
słowach opowiadają, co „Anioł pasterzom mówił” lub pytają
„Któż pobieży kolędować małemu?”. Największym ich atutem
jest prostota i poufałość naiwna, z jaką mówi się o narodzeniu
Pana Jezusa i jego Matce, z jaką lekkością nasz świat sielski i
anielski przenosi się w odlegle wieki i kraje. Ten koloryt lokalny
polski nadany scenom betlejemskim, a także łatwa, wpadająca w ucho
melodia, to jest cały urok i wdzięk świątecznego kolędowania. Ci
pasterze zbudzeni przez aniołów i śpieszący do stajenki, to są
polskie parobki, a szopa jest taka sama jak każda stajnia przy
wiejskiej zagrodzie. Wiele kolęd robi takie wrażenie jak szopka,
gdzie w głębi stoi wprawdzie żłobek z dzieciątkiem i Najświętszą
Panną, a obok niej świętym Józefem, ale przed stajenką gromadzą
się pasterze i rozmawiają w najprostszy sposób o tym cudzie,
którego są świadkami. Narodzenie jest tłem, a obrazem jest polska
wieś ze wszystkim co do niej należy, jest więc i mróz grudniowy,
i kożuchy, i buty filcowe, i czapy, i różne domowe sprzęty i
zapasy. Człowiek ubogi i prosty, znający okoliczności narodzenia
Pana Jezusa z kościelnej ambony, czuje instynktem, że to jego
święto poprzez bliskość ubóstwa nowo narodzonego Syna Bożego z
jego dolą.
Trudno oznaczyć czas, w
którym pieśni bożonarodzeniowe uznano kolędami, stało się to
jednak późno, chyba w XIX wieku. Wcześniej zwano je inaczej,
rotułami, kantykami, pastorałkami. Największa ich ekspansja
przypada na okres baroku, tj. w XVII i XVIII wieku. W następnych
stuleciach powstały nowe kolędy, ale te starsze cieszą się
największą popularnością. Prymat nad wszystkimi dzierży kolęda
„Bóg się rodzi, moc truchleje”, będąca czymś w rodzaju
hymnu, śpiewana pod koniec pasterki, a także na wszystkich
uroczystościach bożonarodzeniowych w kościołach całej Polski.
Z kolędą jako pieśnią
wiąże się ściśle zwyczaj kolędowania. I jedno i drugie zjawisko
wywodzi się z prowincjonalnej Polski i w niej tkwi do dziś
głębokimi korzeniami. Niestety obyczaj chodzenia z kolędą po
domach w okresie świątecznym wyraźnie ubożeje. Dajemy się
bezwiednie ogarniać obcymi naleciałościami z Zachodu, a media w
sposób bezkrytyczny lansują wśród dzieci np. irlandzki
„hallowen”, podczas gdy nasze o niebo piękniejsze i bogatsze
kolędowanie z gwiazdą lub szopką betlejemską staje się zwyczajem
anachronicznym. Trudno się uchronić przed ekspansją sztuczności i
masowej chałtury świątecznej supermarketów. Piękne staropolskie
tradycje zdobienia choinek własnoręcznie wykonanymi stroikami i
świecidełkami należą do przeszłości.
Święta bez drzewka są smutne, ale ubrać choinkę nie znaczy wcale
zrobić z niej ekspozycję do ekskluzywnego sklepu. Bombki,
światełka, wszelakie ozdoby są drogie. Tymczasem, spontanicznie
wykonane, prymitywne wręcz ozdoby to często najpiękniejszy wystrój
i wielka frajda dla dzieciaków.
Pierwszy pomysł to oczywiście łańcuchy z kolorowego papieru, które wcale nie muszą wyglądać kiczowato. Jeśli zaopatrzymy się w ładne kolory arkuszy i będziemy sklejać ciasne, grube ogniwa, otrzymamy bardzo modernistyczną przeplatankę.
Stare bombki można pięknie odnowić, używając olejowego flamastra i farbek. Dzieciaki mogą odciskać kciuki na szklanych kulach a potem dorysowywać reniferkom oczy, noski i rogi. Przy pomocy kleju i różnych tkanin oraz wełny stworzymy bombki-kukiełki, którym można nadawać imiona i tworzyć całe historie. Pięknie na drzewku wyglądają też domowej roboty pierniczki, jesienne liście wysuszone i polakierowane na złoto lub srebrno, płatki śniegu wycięte z papieru, kulki waty, a także małe zabawki typu pluszowy miś czy ludziki z plasteliny. Im bardziej kreatywnie, tym fajniej, a przygotowania ozdób mogą ruszyć pełną parą już od początku grudnia.
Mamy szerokie pole do
popisu w urządzaniu wieczerzy wigilijnej i pomysłu na całe święta.
Byłoby dość oryginalnie, gdyby zaplanować rodzinne spacery na
„łono natury”, odwiedziny znajomych lub wycieczki do lasu, w
góry. Nie możemy zapomnieć o istocie świąt, o ich religijnym
przesłaniu, o potrzebie modlitwy lub skupienia, docenieniu wartości
staropolskich obrzędów, kolęd i kolędowania.
„I gdy wciąż
wszyscy mówią, mało kto się spyta, jaki też jest cel słowa, jak
słowo się czyta w sobie samym. I dziejów jego promień cały
rozejrzeć mało kto ciekawy, zuchwały” - oto słowa
wielkiego poety polskiego Romantyzmu, Cypriana Kamila Norwida
pasujące jak ulał do naszej współczesnej rzeczywistości. Istota
kolędy i kolędowania, ich ukryty sens i wartości ulegają zbyt
łatwo lekceważeniu. Gdy w czas Bożego Narodzenia rozbrzmiewać
będą „wśród nocnej ciszy” w kościołach i domach piękne
polskie kolędy, niech przynajmniej przez chwile otoczy nas blask ich
urody, prostota i mądrość słów, dźwięczność melodii, to
wszystko co świadczy o nieprzemijającej wartości naszych
staropolskich tradycji, dzięki którym istniejemy jako naród i jako
niezawisły kraj w środku Europy.
Zaś my Wałbrzyszanie
zadbajmy o to, by świętom Bożego Narodzenia i Nowego Roku nadać
rodzime, polskie akcenty. Jest to szczególnie ważne na tej ziemi,
która po kilku wiekach powróciła do Polski i stała się naszym
domem rodzinnym, naszą ziemią ojczystą.
Miłych,
rozbrzmiewających staropolskimi kolędami i bogatych w rodzime
obrzędy świąt, życzę jak najcieplej i jak najserdeczniej
wszystkim moim Czytelnikom !
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPanie Stanisławie, czytając ostatnie wpisy na usta ciśnie się stare przysłowie ,,Cudze chwalicie, swego nie znacie,,. Trudno doszukiwać się tradycji w komercyjnej nagonce , skoro w lipcu ,przeskakiwałam w hurtowni kartony z bombkami, a w styczniu, kwiaciarnie lansują nową modę na hiacynty i żonkile obsypane sztucznym śniegiem...
OdpowiedzUsuńZ wielkim rozrzewnieniem wspominam ozdoby bożonarodzeniowe wykonane z opłatka...sreberka po cukierkach skrzętnie zbierane przez babcię, by potem mogły zmienić zwykłe orzechy w choinkowe błyskotki ... bezcenny czar tamtych dni.
Szkoda ,że większość z nas zgubiła te zwyczaje i wiele dzieci woli w listopadzie przebierać się za diabełka i prosić o cukierki , niż śpiewać w grudniu kolędy...
Tak wiele zależy od nas samych...
Dziękuję Kamilo za te słowa. Widzę, że podobnie myślących jest nas więcej. Cieszę się, żę zaglądasz do mojego blogu. Życzę miłych, ściskajacych serce z radości Świąt i pomyślności w Nowym Roku.!
OdpowiedzUsuń