Blog to miejsce do podzielenia się na piśmie z innymi internautami moimi fascynacjami. Dotyczą one głównie regionu wałbrzyskiego, w którym przeżyłem już ponad pół wieku Będę o nim pisał, dzieląc się z Czytelnikami moimi refleksjami z przeczytanych książek i osobistych doświadczeń związanymi z poznawaniem jego historii i piękna krajobrazów.

niedziela, 8 grudnia 2013

Czas na kolędę



Grudzień to dla nas czas świętowania. Zaczyna się od górniczej Barbórki, w dwa dni potem mamy Św. Mikołaja, a dalej już jest z górki, bo przecież rodzinne święta Bożego Narodzenia musimy wyprzedzić podzieleniem się wigilijnym opłatkiem w pracy, w gronie przyjaciół i bliskich, na wieczerzach wigilijnych organizowanych przed świętami przez różne stowarzyszenia. Musimy też poświęcić trochę czasu na zakupy przedświąteczne, by było czym ustroić choinkę i by pod nią znalazły się prezenty gwiazdkowe dla wszystkich domowników. Oczywiście wszystko to stanowi preludium do wielkiego świętowania Bożego Narodzenia, a zaraz po nim Nowego Roku. Nawet dobrze się nie rozejrzymy i już jesteśmy o rok starsi.
Obecnie skutkiem europejskiego rozkwitu handlu i usług świętujemy nieomal non stop poczynając od 1 grudnia, bo zachęcają nas do tego oszałamiające rozmaitością barw i świateł odświętnie przystrojone supermarkety. To zupełnie inny świat, jeszcze tak niedawno niewyobrażalny. To także nowa tradycja, prawdziwy zalew świątecznych ozdób, stroików, iluminacji. Odwiedzamy markety wielokrotnie, by nacieszyć oczy i bezwiednie poddać się nastrojowi zbliżających się świąt.
Niestety, nie mamy czasu by myśleć o tym, skąd to się wszystko wzięło, gdzie tkwią korzenie tradycji tak pięknego świętowania Bożego Narodzenia i Nowego Roku? I co spowodowało, że uroczystości religijne wzbogacone zostały rozmaitością obrzędowości świeckiej, takiej jak wieczerza wigilijna, choinka, kolędy i kolędowanie, a potem bale sylwestrowe i powitanie szampanem Nowego Roku A ja sądzę, że warto o tym podumać, bo jest to kawałek niezwykle barwnej i ciekawej historii. Spróbuję więc parę ciekawostek z przeszłości przed Państwem odsłonić.
Jak to najczęściej bywa w naszej historii grudniowa tradycja świąteczna zrodziła się w starożytnym Rzymie. Tam obchodzono hucznie i wesoło festum Calendarum, a Nowy Rok w wiekach średnich zaczynał się 24 grudnia. Wiele ludów europejskich przyjęło łacińską nazwą calendae i obyczaj wręczania sobie noworocznych darów. W Polsce i na Rusi początkową nazwę święta Kolady zastąpiono wywodzącymi się ze słowiańszczyzny „Godami”. Po przyjęciu chrześcijaństwa przez Mieszka I noworoczne święto Godów zostało wzbogacone obchodami Bożego Narodzenia, a dla uczczenia rocznicy urodzin Dzieciątka Jezus duchowni układali melodyjne i pobożne pastorałki, zwane później kolędami. Każda uroczysta biesiada nazywała się godami, a każdy jej uczestnik gościem. W Polsce, gdy przyszły Gody, nie było końca najrozmaitszym zabawom, powinszowaniom, podarkom, przebieraniu się za żydów, cyganów, niedźwiedzi, kozy, tury, chodzeniu po domach z życzeniami i śpiewem kolęd. Od Bożego Narodzenia do Trzech Króli świętowano każdego wieczoru, chodzono z szopką, z gwiazdą, z Turoniem, odstawiano jasełka przypominające sceny z podań Pisma Świętego z Herodem, Diabłem, Śmiercią i stajenką betlejemską.
Najpopularniejsza z kolęd „W żłobie leży, któż pobieży” grana i śpiewana na nutę poloneza uświetniała uroczystości świąteczne na dworze królów polskich w XVII wieku. O kolędzie polskiej pisał Stanisław Tarnowski, że nie jest typową pieśnią religijną, ale ma często charakter świecki, humorystyczny i tylko przez nadgorliwość organisty bywa grywana w kościołach. Kolędy w najprostszych słowach opowiadają, co „Anioł pasterzom mówił” lub pytają „Któż pobieży kolędować małemu?”. Największym ich atutem jest prostota i poufałość naiwna, z jaką mówi się o narodzeniu Pana Jezusa i jego Matce, z jaką lekkością nasz świat sielski i anielski przenosi się w odlegle wieki i kraje. Ten koloryt lokalny polski nadany scenom betlejemskim, a także łatwa, wpadająca w ucho melodia, to jest cały urok i wdzięk świątecznego kolędowania. Ci pasterze zbudzeni przez aniołów i śpieszący do stajenki, to są polskie parobki, a szopa jest taka sama jak każda stajnia przy wiejskiej zagrodzie. Wiele kolęd robi takie wrażenie jak szopka, gdzie w głębi stoi wprawdzie żłobek z dzieciątkiem i Najświętszą Panną, a obok niej świętym Józefem, ale przed stajenką gromadzą się pasterze i rozmawiają w najprostszy sposób o tym cudzie, którego są świadkami. Narodzenie jest tłem, a obrazem jest polska wieś ze wszystkim co do niej należy, jest więc i mróz grudniowy, i kożuchy, i buty filcowe, i czapy, i różne domowe sprzęty i zapasy. Człowiek ubogi i prosty, znający okoliczności narodzenia Pana Jezusa z kościelnej ambony, czuje instynktem, że to jego święto poprzez bliskość ubóstwa nowo narodzonego Syna Bożego z jego dolą.

Trudno oznaczyć czas, w którym pieśni bożonarodzeniowe uznano kolędami, stało się to jednak późno, chyba w XIX wieku. Wcześniej zwano je inaczej, rotułami, kantykami, pastorałkami. Największa ich ekspansja przypada na okres baroku, tj. w XVII i XVIII wieku. W następnych stuleciach powstały nowe kolędy, ale te starsze cieszą się największą popularnością. Prymat nad wszystkimi dzierży kolęda „Bóg się rodzi, moc truchleje”, będąca czymś w rodzaju hymnu, śpiewana pod koniec pasterki, a także na wszystkich uroczystościach bożonarodzeniowych w kościołach całej Polski.
Z kolędą jako pieśnią wiąże się ściśle zwyczaj kolędowania. I jedno i drugie zjawisko wywodzi się z prowincjonalnej Polski i w niej tkwi do dziś głębokimi korzeniami. Niestety obyczaj chodzenia z kolędą po domach w okresie świątecznym wyraźnie ubożeje. Dajemy się bezwiednie ogarniać obcymi naleciałościami z Zachodu, a media w sposób bezkrytyczny lansują wśród dzieci np. irlandzki „hallowen”, podczas gdy nasze o niebo piękniejsze i bogatsze kolędowanie z gwiazdą lub szopką betlejemską staje się zwyczajem anachronicznym. Trudno się uchronić przed ekspansją sztuczności i masowej chałtury świątecznej supermarketów. Piękne staropolskie tradycje zdobienia choinek własnoręcznie wykonanymi stroikami i świecidełkami należą do przeszłości.
Święta bez drzewka są smutne, ale ubrać choinkę nie znaczy wcale zrobić z niej ekspozycję do ekskluzywnego sklepu. Bombki, światełka, wszelakie ozdoby są drogie. Tymczasem, spontanicznie wykonane, prymitywne wręcz ozdoby to często najpiękniejszy wystrój i wielka frajda dla dzieciaków.

Pierwszy pomysł to oczywiście łańcuchy z kolorowego papieru, które wcale nie muszą wyglądać kiczowato. Jeśli zaopatrzymy się w ładne kolory arkuszy i będziemy sklejać ciasne, grube ogniwa, otrzymamy bardzo modernistyczną przeplatankę.

Stare bombki można pięknie odnowić, używając olejowego flamastra i farbek. Dzieciaki mogą odciskać kciuki na szklanych kulach a potem dorysowywać reniferkom oczy, noski i rogi. Przy pomocy kleju i różnych tkanin oraz wełny stworzymy bombki-kukiełki, którym można nadawać imiona i tworzyć całe historie. Pięknie na drzewku wyglądają też domowej roboty pierniczki, jesienne liście wysuszone i polakierowane na złoto lub srebrno, płatki śniegu wycięte z papieru, kulki waty, a także małe zabawki typu pluszowy miś czy ludziki z plasteliny. Im bardziej kreatywnie, tym fajniej, a przygotowania ozdób mogą ruszyć pełną parą już od początku grudnia.

Mamy szerokie pole do popisu w urządzaniu wieczerzy wigilijnej i pomysłu na całe święta. Byłoby dość oryginalnie, gdyby zaplanować rodzinne spacery na „łono natury”, odwiedziny znajomych lub wycieczki do lasu, w góry. Nie możemy zapomnieć o istocie świąt, o ich religijnym przesłaniu, o potrzebie modlitwy lub skupienia, docenieniu wartości staropolskich obrzędów, kolęd i kolędowania.

I gdy wciąż wszyscy mówią, mało kto się spyta, jaki też jest cel słowa, jak słowo się czyta w sobie samym. I dziejów jego promień cały rozejrzeć mało kto ciekawy, zuchwały” - oto słowa wielkiego poety polskiego Romantyzmu, Cypriana Kamila Norwida pasujące jak ulał do naszej współczesnej rzeczywistości. Istota kolędy i kolędowania, ich ukryty sens i wartości ulegają zbyt łatwo lekceważeniu. Gdy w czas Bożego Narodzenia rozbrzmiewać będą „wśród nocnej ciszy” w kościołach i domach piękne polskie kolędy, niech przynajmniej przez chwile otoczy nas blask ich urody, prostota i mądrość słów, dźwięczność melodii, to wszystko co świadczy o nieprzemijającej wartości naszych staropolskich tradycji, dzięki którym istniejemy jako naród i jako niezawisły kraj w środku Europy.
Zaś my Wałbrzyszanie zadbajmy o to, by świętom Bożego Narodzenia i Nowego Roku nadać rodzime, polskie akcenty. Jest to szczególnie ważne na tej ziemi, która po kilku wiekach powróciła do Polski i stała się naszym domem rodzinnym, naszą ziemią ojczystą. 

Miłych, rozbrzmiewających staropolskimi kolędami i bogatych w rodzime obrzędy świąt, życzę jak najcieplej i jak najserdeczniej wszystkim moim Czytelnikom !

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Stanisławie, czytając ostatnie wpisy na usta ciśnie się stare przysłowie ,,Cudze chwalicie, swego nie znacie,,. Trudno doszukiwać się tradycji w komercyjnej nagonce , skoro w lipcu ,przeskakiwałam w hurtowni kartony z bombkami, a w styczniu, kwiaciarnie lansują nową modę na hiacynty i żonkile obsypane sztucznym śniegiem...
    Z wielkim rozrzewnieniem wspominam ozdoby bożonarodzeniowe wykonane z opłatka...sreberka po cukierkach skrzętnie zbierane przez babcię, by potem mogły zmienić zwykłe orzechy w choinkowe błyskotki ... bezcenny czar tamtych dni.
    Szkoda ,że większość z nas zgubiła te zwyczaje i wiele dzieci woli w listopadzie przebierać się za diabełka i prosić o cukierki , niż śpiewać w grudniu kolędy...
    Tak wiele zależy od nas samych...


    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Kamilo za te słowa. Widzę, że podobnie myślących jest nas więcej. Cieszę się, żę zaglądasz do mojego blogu. Życzę miłych, ściskajacych serce z radości Świąt i pomyślności w Nowym Roku.!

    OdpowiedzUsuń