Wyjeżdżajcie na łono natury. Bierzcie ze sobą aparaty fotograficzne lub komórki, Zaszyjcie się w gęstwinie leśnej i po jakimś czasie niezbędnej akomodacji oka, ucha i nosa zaczniecie widzieć, słyszeć i czuć to, czego dotąd nigdy nie udało się doświadczyć normalnemu mieszczuchowi. Objawi się Wam w całej swej tajemniczości nieznany, niepojęty, niewytłumaczalny świat przyrody.
Pamiętajcie,
wymaga to spokoju i czasu, potrzeba wiary jak na charyzmatycznych
rekolekcjach Ojca Bashobory z Ugandy. Ale tam ma miejsce dobrze
wyreżyserowane, oszałamiające misterium w scenerii olbrzymich
placów lub stadionów, w świetle jupiterów i głośnych megafonów,
we wszechogarniającym tłumie uczestników.
Tutaj
odbywa się to wszystko sam na sam z otoczeniem przyrodniczym, w
ciszy, spokoju i samoistnym skupieniu. I tutaj możecie skorzystać z
możliwości utrwalenia na kliszy rzeczy i zjawisk równie
mistycznych i niepojętych, choć pozbawionych oprawy ideologicznej.
Rozsądny katolik w tym właśnie może dostrzegać najdoskonalsze
dzieło Boga.
A co
można odkryć ? Po prostu w głowie się nie mieści. Napisał o tym
całą sążnistą książkę Adam Wajrak, przyrodnik z Białowieży.
Na
ponad trzystu stronach opowiada fascynujące historie o zwierzętach.
Dowiadujemy się, kiedy ślimak bursztynek pokazuje rogi?, po co
dzięciołkom tyle mężów?, który dzięcioł jęczy, zamiast
stukać?, dlaczego niedźwiedź to też człowiek?, dlaczego zięby
pukają w okna? co stresuje świstaka?
Książka
nosi tytuł "To zwierzę mnie bierze" – i jest to zbiór
opowieści podzielonych na dwanaście miesięcy. Każdy z tych
tekstów kojarzy się z przygodą albo zjawiskiem, które dzieje się
w określonym czasie. Niebieskie żaby można zaobserwować w
kwietniu, małe liski, kiedy wychodzą przed nory w czerwcu, kozice
najbardziej stresują się w środku lata. Pogrupował więc autor
swoje felietony według miesięcy.
Adam
Wajrak, o czym czytam w „Gazecie Wyborczej”, podglądaniem
zwierząt zajmuje się od dziecka. Od ponad 20 lat zawodowo, czego
wielu mu zazdrości, sądząc, że jego praca to nieustanne wakacje.
Ale wystarczy przeczytać któryś z tekstów Wajraka, by wiedzieć,
że to zajęcie wymagające pasji poznawczej, uporu i wytrwałości.
Tylko
w ten sposób można odgadnąć dlaczego dzierzba czarnoczelna
ma na głowie szeroką, czarną maskę. U samca jest ona większa niż
u samicy i sięgająca czoła. A dzierzba to gatunek niewielkiego
ptaka wędrownego, odbywającego podobnie jak bociany przeloty na
dalekie dystanse, bo zimuje w Afryce, przeważnie na południe od
równika. W Polsce jest to ginący ptak lęgowy bardzo rzadko
spotykany, stąd budzący szczególne zainteresowanie. Gniazduje nie
tylko w Puszczy Białowieskiej, ale dość regularnie na terenie
gminy Michałkowo w województwie podlaskim. W latach 90. XX wieku
pojedyncze lęgi stwierdzano również pod Wizną, nad dolnym Bugiem
poniżej Wyszkowa, w Kotlinie Sandomierskiej (szczególnie w dolinie
Wisłoki), na zachodniej Lubelszczyźnie, pod Oświęcimiem i koło
Piotrkowa Trybunalskiego. Dawniej był to ptak dość
rozpowszechniony, choć przez ostatnie 20 lat populacja gwałtownie
się zmniejszyła.
Dzierzba
jest łatwo mylona ze srokoszem. Można ją odróżnić bo
jest trochę mniejszych rozmiarów, ma dłuższe skrzydła i nieco
krótszy ogon oraz zwykle bardziej wyprostowaną postawę. Wielkością
ustawić ją
można pomiędzy wróblem a kosem. No
i ma czarną maskę na głowie.
Śpiew jej
jest wiązanką różnych melodii, naśladownictw, gwizdów i
skrzeków. To ostre "tcze tcze" śpiewa
głośniej niż srokosz, wzlatując nad terenem gniazdowym. Wabi
różnymi skrzeczącymi dźwiękami.Od
srokosza różni się również tym, że ma silny, gruby dziób -
jego górna część na końcu jest zakrzywiona i zaopatrzona w ostry
"ząb", który ułatwia dzierzbie miażdżenie chitynowych
pancerzyków owadów.
A po co jej czarna maska?
Nie
odpowiem na to pytanie. Tej odpowiedzi trzeba poszukać w książce
Wajraka. Można też pokombinować, dlaczego dzierzba ma na głowie
czarną maskę, chociaż nie oglądała serialu z Bruce Wayne jako
Batmanem, albo głośnego "Zorro". Ale to nie jest przypadek - dostosowanie się istot
żyjących do warunków środowiska i nie dotyczy tylko zwierząt.
Widzimy
to na co dzień jak często i chętnie ludzie przywdziewają maski, a
przecież nie tylko z powodu balów maskowych.Adam Wajrak pisał swą książkę pełną miłości do świata przyrody i zwierząt, kiedy jeszcze nikomu się nie śniło, że może się stać to, co się stało z Puszczą Białowieską pod opiekuńczymi skrzydłami PiS-owskiego ministra ochrony środowiska. Nie wymienię jego nazwiska choć wiem, że dla milionów Polaków nie kojarzy się ono z nasieniem rozłożystej sosny. Z czym się kojarzy nie będę już dociekał. Od siebie zadedykuję jemu i podobnym do niego istotom człekokształtnym znakomitą sentencję wybitnego kanadyjskiego astrofizyka, Huberta Reevesa:
"Ludzie to najbardziej szalony gatunek. Człowiek wyznaje niewidzialnego Boga i zabija widzialną naturę. Nie zdaje sobie sprawy, że natura którą zabija, jest niewidzialnym Bogiem, którego najczęściej wyznaje".
Nie mam złudzeń , że powyższa sentencja dotrze do świadomości takich jak oni dyletantów, ale myślę że moim Czytelnikom da dużo do myślenia. A mówią, że myślenie ma kolosalną przyszłość.
Z pewnością tę książkę przeczytam. Sama lubię podglądać przyrodę i ptaki. Adam Wajrak pisze w wielu miejscach i zawsze bardzo sugestywnie.
OdpowiedzUsuńA Twój cytat - rewelacyjny.
Dziękuję za piękny tekst. To wiela radość od samego rana w poniedziałek przeczytać coś tak pięknego.
Dziękuję Stokrotko, zawitałaś w moim pokoju wraz z porannym słonkiem i zrobiło mi się ciepło na duszy. Właśnie wczoraj poczytałem sobie znów w Twojej książce o żuraeiach ('latajacych diamentach") o misternych rodzinach bocianich,o łabędziach, które odleciały z Paku Łazienkowskiego w siną dal, o penelopie, czyli kaczce i niebieskim piórku. Jesteś Stokrotko nieomal jak Wajrak subtelną miłośniczką przyrody i zwierząt i za to też Cię cenię. Nic dziwnego, że jest mi przyjemnie po przeczytaniu Twojego komentarza.
UsuńW niedzielę obudziłem o godz.4.00 mojego krasnoludka i udaliśmy się na jagody na Grabinę.Krasnoludek zbierał,a ja szwendałem się po okolicy za muflonami,beczały wokół,chciałem coś ustrzelić aparatem. Ok.godz.8.00 podszedł do nas duży pies.Miałem przygotowaną maczetę do obrony,ale z dala usłyszeliśmy wołanie:"Nie bójcie się!Nie bójcie się!"
OdpowiedzUsuńTo sąsiedzi wracali z Koziołków i zmierzali w kierunku Przeł.Jugowskiej.
Krasnoludek nazbierał pełne wiadro.Myjąc z krasnoludkiem brudne ręce w pobliskim strumieniu zauważyłem coś poruszającego się w wodzie. Długie ok.15 cm,białe,grubość ok.1 mm.Wziąłem to do ręki i krasnoludek powiedział:"Fuj!To tasiemiec!"
Tak to był tasiemiec.Skąd tam się wziął?Obok strumienia znajduje się lizawka,do której schodzi się mnóstwo zwierząt i wydalają z odchodami pasożyty.
Dzisiaj na obiad krasnoludek szykuje pyszne pierogi z jagodami:)
Natomiast jutro sos grzybowy,bo dzisiaj wcześnie rano,nazbierałem prawdziwków...bez pomocy krasnoludka...smacznie spał:)
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/na-jagody.html
:)
To mi się podoba. Gdybym to ja miał takiego krasnoludka. A o prawdziwlkach dowiaduję się z Facebooku. Jest nadzieja, że będzie grzybny rok. Dziękuję za ciekawy i sympatyczny komentarz.
Usuń"Mamy wreszcie tego"upiora",który podróżuje miliardy lat świetlnych przez Wszechświat,przelatując bez wpływu na człowieka,planety,gwiazdy i całe galaktyki.
UsuńPosłańcy z Wszechświata o wysokiej energii-neutrino-nowe okno na Wszechświat o wysokiej energii"-mówi Marek Kowalski,szef Neutrino Astronomy w DESY.
A"startują"z takich niesamowitych miejsc(czrne dziury):
https://apod.nasa.gov/apod/ap180716.html
:)
Witam.Dzięki Tobie poznaję" nowego " ptaka dzierzba. Natomiast zacytowana sentencja Huberta Reevesa warta zapamiętania.Pozdawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Bronku za komentarz, pozdrowienia mi za udostępnienie postu. Miłego tygodnia !
UsuńDzierzba-szczególnie dzierzba gąsiorek,to okrutnik:)
UsuńNabija swoje żywe jeszcze ofiary(owady,nawet myszy i pisklęta) na kolce róży,przysiada gdzieś w pobliżu i czerpie z tego cierpienia przyjemność.
Do jednego z afrykańskich parków wdarli się kłusownicy.
Ich celem były nosorożce,które mieli zamiar zastrzelić z broni z tłumikami,odciąć rogi i zniknąć.Zniknęli...w żołądkach lwów,które dopadły kłusowników.Zostały tylko buty,jedna głowa,kilka kostek,broń i nożyce do cięcia drutu.Policja po zbadaniu szczątków,stwierdziła,że kłusowników było trzech.To się nazywa mieć pecha.
:)